Natrętny perfekcjonizm vs zaburzenia
: 27 listopada 2017, o 16:47
Hej, witajcie!
Z nerwicą mam do czynienia w zasadzie od wczesnego dzieciństwa, więc temat natręctw i lęków można powiedzieć że nie jest mi obcy. Jednak ostatnio już nie daję sobie rady - rzecz zaczęła się na początku listopada. Przyczyną wpadniecia w taki dół był stresujący tryb życia - powrót na uczelnię, dużo obowiązków, i zapominanie o tym jak ważne jest dbanie o siebie. Zaczęły się myśli egzystencjalne - że w sumie relacje z ludźmi wszystkie są daremnie płytkie, że wszyscy tylko błądzimy (jakiś czas wcześniej poznałem pewną dziewczynę, spotykamy się póki co na luzie, ale idzie to w wiadomą stronę
).
Na jednym ze spotkań z Nią nagle dostałem natrętów, że w sumie to nie wiem czy wszystko mi w Niej na pewno odpowiada etc. pomimo iż dziewczyna naprawdę super, serio, czapki z głów
No i wkurzyłem się mocno tym stanem rzeczy, następnego dnia pisaliśmy o tym by kolejny raz się zobaczyć - okazało się że wtedy kiedy ma wolny dzień, ja jestem ze znajomymi w górach, ot planowany już dużo wcześniej wypad. I nagle, leżąc w łóżku, bach! Natręty pokroju "że nie powinienem jechać, znajomi utrudniają mi rozwijanie relacji", "że nie daj Boże upije się i zrobię tam coś głupiego" etc. No i nakręciłem się na dwa dni tak, że w sumie czułem się tak podle jakbym już coś głupiego właśnie odwalił... ehh...
Ale przyszedł wyjazd, ogólnie bardzo byłem rozbity psychicznie i zmęczony pierwszego, jak i większość drugiego dnia. Aż w końcu poczułem się jakoś lepiej, i z kumplem oglądaliśmy wieczorem meczyk w tv więc wiadomo - piwko, i to nie jedno
i ogólnie rozkręciła się imprezka - wypiłem jeszcze trochę, a potem odrobinę wódki, bo piwo się skończyło. Pomimo iż mam raczej mocną głowę, to tego wieczoru niewielka ilość alko bardzo mocno mną wstrząsnęła - w pewnym momencie po prostu padłem i drzemałem w fotelu. Moja koleżanka widząc że źle się czuję, zaprowadziła mnie na górę do mojego pokoju (w miedzyczasie odwiedziłem toaletę, dokonując zwrotu wczesniej wypitego alko). Kładąc nawet pytałem się, czy nie zrobiłem nic głupiego (ten uprzednio nakręcony lęk dał znać o sobie). Usłyszałem coś w rodzaju "coś Ty, spokojnie" po czym poszedłem spać. Niestety, na drugi dzień dopadł mnie ten lęk w całej swej okazałości - co jeśli dorwałem się do jakiejś dziewczyny? (kontrując - po alko nigdy nie włącza mi się romantico) Mniej więcej wszystko pamiętałem i umiałem umiejscowić w czasie - zresztą odpadłem gdy niektórzy dopiero zaczynali. Ale przecież wszyscy wiemy że lęk na logice, no się raczej nie opiera
Wobec tego od 2 tygodni gdzieś ta myśl mną szarpie, mniej lub bardziej, derealizacja też się pojawiała. Uciążliwe to jest, skłoniło mnie by nawet się upewnić raz jeszcze - koleżanka bardzo mnie uspokoiła, zresztą mnie jak i drugiego kumpla poniekąd pilnowała. Ale i tak mam teraz wyrzuty że wgl takie coś mi przychodziło na myśl. Do tego dochodzi mój swoisty "perfekcjonizm" - kiedyś często każdą myśl musiałem dokładnie przemielić by ją puścić wolno , robiłem sobie także różne natrętne rytuały, np. jak wkręciłem sobie że jestem uzależniony od masturbacji (czasy gimnzajum) to za każdym razem zaczynałem "nowe, czyste życie" wraz z rytuałami, oglądaniem odpowiednich filmów, słuchaniem tej samej muzyki etc. i tak do następnego razu, gdy uległem i musiałem wszystko robić od nowa. Perfekcjonizm? Prędzej destrukcjonizm. No i tak sobie teraz, lekko podłamany egzystuję, czasem boję się że spotykając się z Tą dziewczyną ta myśl mnie nigdy nie puści itp. Piekło
Miał ktoś kiedyś podobne rytuały, albo coś jakkolwiek podobnego do mojej sytuacji? Chciałbym sobie pogadać, dlatego tu piszę w sumie, już teraz wyrzucenie tego sprawiło że poczułem się lepiej. Jeśli ktoś tu dotrwał do tego momentu to szanuje, pozdrawiam i dziękuję
Piona!
p.s. nagrań oczywiście słucham, bardzo to pomaga, liczę na dalsze efekty
Z nerwicą mam do czynienia w zasadzie od wczesnego dzieciństwa, więc temat natręctw i lęków można powiedzieć że nie jest mi obcy. Jednak ostatnio już nie daję sobie rady - rzecz zaczęła się na początku listopada. Przyczyną wpadniecia w taki dół był stresujący tryb życia - powrót na uczelnię, dużo obowiązków, i zapominanie o tym jak ważne jest dbanie o siebie. Zaczęły się myśli egzystencjalne - że w sumie relacje z ludźmi wszystkie są daremnie płytkie, że wszyscy tylko błądzimy (jakiś czas wcześniej poznałem pewną dziewczynę, spotykamy się póki co na luzie, ale idzie to w wiadomą stronę

Na jednym ze spotkań z Nią nagle dostałem natrętów, że w sumie to nie wiem czy wszystko mi w Niej na pewno odpowiada etc. pomimo iż dziewczyna naprawdę super, serio, czapki z głów

Ale przyszedł wyjazd, ogólnie bardzo byłem rozbity psychicznie i zmęczony pierwszego, jak i większość drugiego dnia. Aż w końcu poczułem się jakoś lepiej, i z kumplem oglądaliśmy wieczorem meczyk w tv więc wiadomo - piwko, i to nie jedno


Wobec tego od 2 tygodni gdzieś ta myśl mną szarpie, mniej lub bardziej, derealizacja też się pojawiała. Uciążliwe to jest, skłoniło mnie by nawet się upewnić raz jeszcze - koleżanka bardzo mnie uspokoiła, zresztą mnie jak i drugiego kumpla poniekąd pilnowała. Ale i tak mam teraz wyrzuty że wgl takie coś mi przychodziło na myśl. Do tego dochodzi mój swoisty "perfekcjonizm" - kiedyś często każdą myśl musiałem dokładnie przemielić by ją puścić wolno , robiłem sobie także różne natrętne rytuały, np. jak wkręciłem sobie że jestem uzależniony od masturbacji (czasy gimnzajum) to za każdym razem zaczynałem "nowe, czyste życie" wraz z rytuałami, oglądaniem odpowiednich filmów, słuchaniem tej samej muzyki etc. i tak do następnego razu, gdy uległem i musiałem wszystko robić od nowa. Perfekcjonizm? Prędzej destrukcjonizm. No i tak sobie teraz, lekko podłamany egzystuję, czasem boję się że spotykając się z Tą dziewczyną ta myśl mnie nigdy nie puści itp. Piekło



p.s. nagrań oczywiście słucham, bardzo to pomaga, liczę na dalsze efekty