Problem z akceptacją.
: 25 listopada 2017, o 01:22
Hej!
Może na początku napiszę kilka słów o sobie, aby troszkę nakreślić temat. Od ponad 3 lat mam nerwicę lękową z napadami paniki. Przez ten czas lęk towarzyszył mi z różnym nasileniem - miewałem okresy, kiedy ataki lęku były dość częste, oraz okresy, kiedy mi nie dokuczały. Niestety, wszystkie terapie, które dotychczas przeszedłem skupiały się bardziej na technikach, które miały za zadanie w jakiś sposób zwalczyć atak (a to głębokie oddychanie, napinanie i rozluźnianie mięśni, czy jakieś wizualizacje). Wszystkie te metody działały tylko na chwilę, zmniejszając trochę natężenie lęku. Niestety, 3 miesięcy temu zaczął się u mnie mega ciężki okres - znów pojawiły się męczące myśli (te z kategorii "a co jeśli?"), ataki paniki nasiliły się do tego stopnia, iż mam po kilka dziennie, znów zaczął towarzyszyć mi lęk przez cały dzień. I właśnie wtedy trafiłem przypadkiem na jedno z nagrań DivoVic'a. Od tamtej pory przeczytałem wiele artykułów na tym forum, przeczytałem także sporo książek, które opisują dokładnie to samo podejście do nerwicy. W sumie to dopiero teraz poznaję czym naprawdę jest lęk, co dzieje się podczas ataku paniki i wiem jak sobie z tym radzić. Jednakże największym problemem jest dla mnie akceptacja, ponieważ szczerze mówiąc nie do końca wiem co to znaczy. Świadome, akceptujące podejście stosuję od tych 3 miesięcy, ale jak teraz siedzę i analizuję te wszystkie ataki, które ostatnio miałem, to muszę stwierdzić, że coś chyba robię nie tak. Wielokrotnie, po konfrontacji z sytuacją lękową, podczas której nie miałem ataku, ale lęk i tak odczuwałem dość silny, odczuwam raczej radość z tego, że atak nie przyszedł, a nie z tego, ze udało mi się coś zrobić pomimo lęku. Podobnie jest w przypadkach, kiedy atak jednak nadejdzie - wtedy z kolei czuję porażkę, że zrobiłem coś nie tak.
Moim największym problemem podczas ataków paniki są problemy z oddychaniem - ucisk w klatce piersiowej, niemożność do zaczerpnięcia głębokiego wdechu, szybki oddech, ściskanie i suchość w gardle. Oczywiście towarzyszą mi jeszcze inne objawy, takie jak zawroty głowy, szybko bijące serce, potliwość, drżące dłonie i nogi, jednakże te objawy jakoś specjalnie mnie nie straszą i w sumie to podczas ataku nie boję się ich. Obawiam się jedynie tych objawów związanych z oddychaniem. Oczywiście jestem przebadany i w pełni zdrowy.
Po moich doświadczeniach i po przeczytaniu setek stron, a także po wizycie u lekarza psychiatry wiem, że te objawy są jedynie objawami związanymi z lękiem, reakcją "walcz lub uciekaj", poziomem adrenaliny we krwi. Jednak jakaś część mojego mózgu nie potrafi przyjąć tego do wiadomości i podczas ataku, czy w momencie gdy poziom lęku mi się podnosi, mimo prowadzenia dialogu wewnętrznego cały czas myśli z rodzaju "dusze się, to pewnie jakiś atak astmy, zaraz umrę, nikt mi nie pomoże" biorą górę nad myślami typu "przecież dokładnie wiesz, że to tylko lęk, to tylko adrenalina, która wydziela się podczas naturalnej, obronnej reakcji wal lub uciekaj". I właśnie mniej więcej w tym momencie zaczynam bać się tego ataku, zaczynam stosować głębokie oddychanie (które mówiąc szczerze pogłębia tylko problem) i ogólnie skupiam się na oddychaniu.
Zdaję sobie sprawę, że powinienem to zaakceptować, jednakże nie do końca wiem jak to zrobić, dlatego chciałbym poprosić Was o kilka wskazówek. Natrafiłem na tym forum na stwierdzenie, że zaakceptować to znaczy przyjąć do wiadomości, że to tylko lęk i w żaden sposób z nim nie walczyć. Jednak nie bardzo wiem jak to zastosować w praktyce. Oczywiście wiem, że należy prowadzić przyzwalający dialog wewnętrzny, ale nie bardzo wiem jak mam się zachować na poziomie ciała. Czy jeśli podczas ataku mam problemy z oddychaniem, mam hiperwentylację, to akceptacja ma polegać na tym, żebym pozwolił aby mój oddech był szybki (czyli jak podczas ataku zaczynam szybko oddychać, to mam pozwolić, żeby ten oddech był taki szybki i głęboki bez żadnej ingerencji) i nic z tym nie robić (nie stosować żadnych metod oddechowych) i pozwolić, żeby mój organizm zrobił to, na co ma ochotę w danym momencie?
Jak Wy rozumiecie akceptację i jak Wy stosujecie ją w praktyce?
Może na początku napiszę kilka słów o sobie, aby troszkę nakreślić temat. Od ponad 3 lat mam nerwicę lękową z napadami paniki. Przez ten czas lęk towarzyszył mi z różnym nasileniem - miewałem okresy, kiedy ataki lęku były dość częste, oraz okresy, kiedy mi nie dokuczały. Niestety, wszystkie terapie, które dotychczas przeszedłem skupiały się bardziej na technikach, które miały za zadanie w jakiś sposób zwalczyć atak (a to głębokie oddychanie, napinanie i rozluźnianie mięśni, czy jakieś wizualizacje). Wszystkie te metody działały tylko na chwilę, zmniejszając trochę natężenie lęku. Niestety, 3 miesięcy temu zaczął się u mnie mega ciężki okres - znów pojawiły się męczące myśli (te z kategorii "a co jeśli?"), ataki paniki nasiliły się do tego stopnia, iż mam po kilka dziennie, znów zaczął towarzyszyć mi lęk przez cały dzień. I właśnie wtedy trafiłem przypadkiem na jedno z nagrań DivoVic'a. Od tamtej pory przeczytałem wiele artykułów na tym forum, przeczytałem także sporo książek, które opisują dokładnie to samo podejście do nerwicy. W sumie to dopiero teraz poznaję czym naprawdę jest lęk, co dzieje się podczas ataku paniki i wiem jak sobie z tym radzić. Jednakże największym problemem jest dla mnie akceptacja, ponieważ szczerze mówiąc nie do końca wiem co to znaczy. Świadome, akceptujące podejście stosuję od tych 3 miesięcy, ale jak teraz siedzę i analizuję te wszystkie ataki, które ostatnio miałem, to muszę stwierdzić, że coś chyba robię nie tak. Wielokrotnie, po konfrontacji z sytuacją lękową, podczas której nie miałem ataku, ale lęk i tak odczuwałem dość silny, odczuwam raczej radość z tego, że atak nie przyszedł, a nie z tego, ze udało mi się coś zrobić pomimo lęku. Podobnie jest w przypadkach, kiedy atak jednak nadejdzie - wtedy z kolei czuję porażkę, że zrobiłem coś nie tak.
Moim największym problemem podczas ataków paniki są problemy z oddychaniem - ucisk w klatce piersiowej, niemożność do zaczerpnięcia głębokiego wdechu, szybki oddech, ściskanie i suchość w gardle. Oczywiście towarzyszą mi jeszcze inne objawy, takie jak zawroty głowy, szybko bijące serce, potliwość, drżące dłonie i nogi, jednakże te objawy jakoś specjalnie mnie nie straszą i w sumie to podczas ataku nie boję się ich. Obawiam się jedynie tych objawów związanych z oddychaniem. Oczywiście jestem przebadany i w pełni zdrowy.
Po moich doświadczeniach i po przeczytaniu setek stron, a także po wizycie u lekarza psychiatry wiem, że te objawy są jedynie objawami związanymi z lękiem, reakcją "walcz lub uciekaj", poziomem adrenaliny we krwi. Jednak jakaś część mojego mózgu nie potrafi przyjąć tego do wiadomości i podczas ataku, czy w momencie gdy poziom lęku mi się podnosi, mimo prowadzenia dialogu wewnętrznego cały czas myśli z rodzaju "dusze się, to pewnie jakiś atak astmy, zaraz umrę, nikt mi nie pomoże" biorą górę nad myślami typu "przecież dokładnie wiesz, że to tylko lęk, to tylko adrenalina, która wydziela się podczas naturalnej, obronnej reakcji wal lub uciekaj". I właśnie mniej więcej w tym momencie zaczynam bać się tego ataku, zaczynam stosować głębokie oddychanie (które mówiąc szczerze pogłębia tylko problem) i ogólnie skupiam się na oddychaniu.
Zdaję sobie sprawę, że powinienem to zaakceptować, jednakże nie do końca wiem jak to zrobić, dlatego chciałbym poprosić Was o kilka wskazówek. Natrafiłem na tym forum na stwierdzenie, że zaakceptować to znaczy przyjąć do wiadomości, że to tylko lęk i w żaden sposób z nim nie walczyć. Jednak nie bardzo wiem jak to zastosować w praktyce. Oczywiście wiem, że należy prowadzić przyzwalający dialog wewnętrzny, ale nie bardzo wiem jak mam się zachować na poziomie ciała. Czy jeśli podczas ataku mam problemy z oddychaniem, mam hiperwentylację, to akceptacja ma polegać na tym, żebym pozwolił aby mój oddech był szybki (czyli jak podczas ataku zaczynam szybko oddychać, to mam pozwolić, żeby ten oddech był taki szybki i głęboki bez żadnej ingerencji) i nic z tym nie robić (nie stosować żadnych metod oddechowych) i pozwolić, żeby mój organizm zrobił to, na co ma ochotę w danym momencie?
Jak Wy rozumiecie akceptację i jak Wy stosujecie ją w praktyce?