Mam dosc, powaznie dosc
: 4 lipca 2017, o 16:01
Postanowilem tu napisac choc samnie wiem po co bo mam dosyc juz naprawde dosyc. Nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta bo nie mam sily aby jakos zapanowac nad tym tekstem.
Mam 27 lat i nie mam w zyciu niczego poza zmaganiem sie samemu ze soba. Odkad pamietam cos mi sie dzialo mialem jakie sleki o swoje zycie oraz zdrowie. Ciagnelo sie to za mna cale w zasadzie zycie, byly rozne okresy ale zawsze cos mi bylo. Obecnie nie skonczylem studiow, spolecznie nie zdobylem wiele, zwiazek mi sie sypnal. Nie osiagnalem niczego tak naprawde.
Ile mozna tak lawirowac? Osobiscie mam juz dosyc i przyznam ze mam mysli aby to w koncu skonczyc. Doszly mi teraz objawy do tego ktorych wczensiej nie mialem. Zwykle mialem natrectwa i leki oz drowie, teraz tez mam natrectwa ale myslowe, ze skoncze ze soba, ze strace panowanie nad soba i komus cos zrobie. Doszlo mi tez poczucie derealizacji, wszystko wydaje mi sie plaskie, sztuczne, nie mam wszystkich jakby emocji. Tylko zwiekszyl mi sie strach ze zwariuje. Naprawde nie mam juz sily. I tak leczylem sie bralem leki lexapro, paxtin, zoloft, effectin. Po pierwszym nawet po pol roku mialem zawroty glowy bardzo mocne, po paxtinie nie mialem w ogole odruchow emocji, zoloft nie dzialal i to nawet w duzej dawce. Efectin powodowal tiki glowy...wygladalem jakbym mial toureta.
I terapie tez mialem. Lekarz mnie ksierowal na psychodynamiczna terapie, mowil ze jest najlepsza ze dojdzie sie do przcezyny to wszystko zejdzie. Chodzilem na nia od 23 roku zycia. Przyznam ze byly rozne chwile, myslalem ze jest porpawa, mialem motywacje ale to bylo czasowe. Tak naprawde po dwoch latach bym zrezygnowal ale szkoda mi bylo tych 2 lat i chcialem jeszcze dalej probowac zeby cos mzienic. Kiedy po 3 latach psycholog powiedziala ze terapia dochodzi konca to sie zalamalem. Bo zrozumialem ze nie zmienilo sie we mnie wiele. Wiem duzo o sobie rodzinie ale nadal nie funkcjonuje jak nalezy. Stracilem zwiazek to tez mnie dobilo ale o tym to nawet szkoda gadac. Zrezygnowalem wiec z terapii.
Mam ochote zapic te wszystkie leki wodka, i tak duzo teraz pije. Boje si eisc do psychiatry ze uzna ze wariuje, lekarz rodzinny powiedzial zebym nie szedl bo mi coś znajdą i dal mi xanax ze to czasowe...ale jak czasowe jak ja mam ciagle problemy ze soba. Ile mozna walczyc???
Zaczaklen teraz troche czytac o tym ale tez juz po tylyu latach leczenia nie wiem czy mam ochote poznawac te ifnormacje, jest tego tyle...
Boje sie isc do psychiatry, dawno sie nie badalem, pare lat temu, tez by przydalo ale mam strach ze cos mi wyjdzie. W ogole czuje sie jak dno. Nie bede mial nawet juz zony w tym wieku.
Czy dziecinstwo moze miec az taki wplyw?? Sam nie wiem czy w to wierze juz...ojca nie mialem, nigdy prawie mnie nie odwiedzal, moja mama pila w samotnosci w sumie ale nie bylo patologi tak naprawde. Bardziej biegalem samopas i musialem zajmowac sie soba. Zawsze chce pomoc komus a potem wychodzi ze mnie to czasem przerasta lub ze jestem calkiem sam. Ale zawsze wydawalo mi sie ze sobie radze. Tym razem mam po prosut dosyc. Nie wiem po co to pisze, chyba zeby ktos przeczytal jakby mi sie cos stalo. Nie wiem nawet od kiedy to mam, chyba cale zycie jesli mozna miec takie problemy od niemowlecia. Prawie w ogole nie moge spac ostatnio. Jestem zmeczony zyciem po prostu, zyciem z tym. To wszystko na razie.
Mam 27 lat i nie mam w zyciu niczego poza zmaganiem sie samemu ze soba. Odkad pamietam cos mi sie dzialo mialem jakie sleki o swoje zycie oraz zdrowie. Ciagnelo sie to za mna cale w zasadzie zycie, byly rozne okresy ale zawsze cos mi bylo. Obecnie nie skonczylem studiow, spolecznie nie zdobylem wiele, zwiazek mi sie sypnal. Nie osiagnalem niczego tak naprawde.
Ile mozna tak lawirowac? Osobiscie mam juz dosyc i przyznam ze mam mysli aby to w koncu skonczyc. Doszly mi teraz objawy do tego ktorych wczensiej nie mialem. Zwykle mialem natrectwa i leki oz drowie, teraz tez mam natrectwa ale myslowe, ze skoncze ze soba, ze strace panowanie nad soba i komus cos zrobie. Doszlo mi tez poczucie derealizacji, wszystko wydaje mi sie plaskie, sztuczne, nie mam wszystkich jakby emocji. Tylko zwiekszyl mi sie strach ze zwariuje. Naprawde nie mam juz sily. I tak leczylem sie bralem leki lexapro, paxtin, zoloft, effectin. Po pierwszym nawet po pol roku mialem zawroty glowy bardzo mocne, po paxtinie nie mialem w ogole odruchow emocji, zoloft nie dzialal i to nawet w duzej dawce. Efectin powodowal tiki glowy...wygladalem jakbym mial toureta.
I terapie tez mialem. Lekarz mnie ksierowal na psychodynamiczna terapie, mowil ze jest najlepsza ze dojdzie sie do przcezyny to wszystko zejdzie. Chodzilem na nia od 23 roku zycia. Przyznam ze byly rozne chwile, myslalem ze jest porpawa, mialem motywacje ale to bylo czasowe. Tak naprawde po dwoch latach bym zrezygnowal ale szkoda mi bylo tych 2 lat i chcialem jeszcze dalej probowac zeby cos mzienic. Kiedy po 3 latach psycholog powiedziala ze terapia dochodzi konca to sie zalamalem. Bo zrozumialem ze nie zmienilo sie we mnie wiele. Wiem duzo o sobie rodzinie ale nadal nie funkcjonuje jak nalezy. Stracilem zwiazek to tez mnie dobilo ale o tym to nawet szkoda gadac. Zrezygnowalem wiec z terapii.
Mam ochote zapic te wszystkie leki wodka, i tak duzo teraz pije. Boje si eisc do psychiatry ze uzna ze wariuje, lekarz rodzinny powiedzial zebym nie szedl bo mi coś znajdą i dal mi xanax ze to czasowe...ale jak czasowe jak ja mam ciagle problemy ze soba. Ile mozna walczyc???
Zaczaklen teraz troche czytac o tym ale tez juz po tylyu latach leczenia nie wiem czy mam ochote poznawac te ifnormacje, jest tego tyle...
Boje sie isc do psychiatry, dawno sie nie badalem, pare lat temu, tez by przydalo ale mam strach ze cos mi wyjdzie. W ogole czuje sie jak dno. Nie bede mial nawet juz zony w tym wieku.
Czy dziecinstwo moze miec az taki wplyw?? Sam nie wiem czy w to wierze juz...ojca nie mialem, nigdy prawie mnie nie odwiedzal, moja mama pila w samotnosci w sumie ale nie bylo patologi tak naprawde. Bardziej biegalem samopas i musialem zajmowac sie soba. Zawsze chce pomoc komus a potem wychodzi ze mnie to czasem przerasta lub ze jestem calkiem sam. Ale zawsze wydawalo mi sie ze sobie radze. Tym razem mam po prosut dosyc. Nie wiem po co to pisze, chyba zeby ktos przeczytal jakby mi sie cos stalo. Nie wiem nawet od kiedy to mam, chyba cale zycie jesli mozna miec takie problemy od niemowlecia. Prawie w ogole nie moge spac ostatnio. Jestem zmeczony zyciem po prostu, zyciem z tym. To wszystko na razie.