Emocjonalna pustka, albo strach.
: 15 czerwca 2017, o 16:24
Cześć, to mój pierwszy post na forum, choć obserwuję je już od jakiegoś czasu. Zmagając się z nerwicą, stanami lękowymi, czymkolwiek to coś jest, chodziłem od specjalisty do specjalisty (było ich sześciu, bądź siedmiu, w tym dwóch psychiatrów, plus psychoterapeuci) i do tej pory nie dowiedziałem się niczego konkretnego. Nie wiem już, czy to kwestia sposobu, w jaki komunikuję swoje problemy czy tego, że mój stosunek do nich jest bardzo wyważony i zazwyczaj potrafię zrobić krok w tył i "grać" zdrowego, czyli po prostu używać słów i opisów zrozumiałych dla odbiorcy, choć w głowie mam czasami kompletną miazgę, której muszę nadawać formę scenariusza, umieszczać w nim metaforę, wyrażać się poprzez pewien rodzaj poezji żeby dało się to opowiedzieć. Przejdę do sedna, zanim zacznę rozpisywać się o niczym.
Moja historia z nerwicą zaczęła się dwa lata temu, choć jej przyczyn i pierwszych sygnałów świadczących o poprzedzającej ją depresji, lękach, mogę doszukać się do sześciu lat wstecz. Kilka dni temu skończyłem dwadzieścia siedem lat, żyję trochę nie żyjąc - zamknąłem się przed ludźmi w bezpiecznych czterech kątach. Moim głównym problemem, co stanie się bardziej zrozumiałe w dalszej części, są relacje z ludźmi, a w szczególności z kobietami, którym przestałem ufać. Nie potrafię przekonać się do czegoś tak absurdalnego w świecie, w którym tabu ważniejsze jest od prawdy. Krótko mówiąc, czuję się jakbym odkrył istniejący w świecie "podziemny krąg", który w pewnym sensie faktycznie istnieje. Spotykając kolejnych ludzi na swojej drodze, moja głowa i lęk zakłada, że są tak samo chorzy moralnie jak ludzie, których spotkałem do tej pory. Na początku zawsze jest dużo uśmiechu, jestem sobą, zakładam najlepsze, widzę przed sobą ładną osobę, a potem szczegóły jej charakteru, mowy ciała, pojedyncze słowa, zaczynają odsłaniać przerażającą całość. Wracając do konkretów...
Trzy lata temu rozstałem się z dziewczyną, z którą spędziłem pięć lat, wynajmowaliśmy we dwójkę dwupokojowe mieszkanie, mieliśmy kota, studiowaliśmy, potem pracowałem na utrzymanie tegoż mieszkania. Miało być normalnie, ale brakowało mi realizacji samego siebie, chciałem tworzyć, w tym celu potrzebowałem studiów, nie udawało się nam znaleźć poważnego kompromisu. Czułem, że żyję pod pantoflem i w sumie obudziłem się nagle z myślą, że przecież znam tylko jedną osobę, w dodatku nie liczą się dla niej moje ambicje, liczy się ta zabawa w dom, na wpół finansowana z moich zarobków, na wpół z pieniędzy rodziny. Studenci, tak to sobie zwyczajnie wyglądało, aż się skończyło.
Zacząłem realizować siebie, poszedłem na studia, które zawsze chciałem ukończyć, zająłem się animacją i innymi bajerami. Spod kamienia wyszedłem do ludzi. Po kilku miesiącach od rozstania poznałem dziewczynę. Zaczęliśmy się spotykać. Dwa miesiące później okazało się, że ta dwudziestolatka, ma faceta w innym mieście - czterdziestoletniego dilera, który opłaca jej czynsz. Obudziło się we mnie współczucie, po wysłuchaniu jej historii. Wiedziałem, że jej rodzice zmarli, nie wiedziałem jednak jak wyglądały ich relacje. Matka zmarła na raka, ojciec alkoholik; w małym mieszkaniu siedem sióstr. Przeżyłem, próbowałem z nią rozmawiać, wesprzeć, wycofałem się kiedy okazało się, że liczyła tylko na seks i kochanka. Na koniec naszej znajomości, dowiedziałem się, jak wyglądał jej ostatni sylwester - w gronie rodzinnym, ze szwagrem i siostrami, bez koszulek, w "domowym" ciepełku. Ponadto sprzedawała się na kamerkach internetowych razem ze starszą siostrą. Nie chcę reklamować tej strony, ale powiem tylko, że jak na złość, jej ogłoszenie wisi niemal w każdym męskim kiblu wrocławskich pubów. Nie było najgorzej. Dziewczyna leżała w pokoju, spała, musiałem wyjść, wypaliłem paczkę papierosów, wróciłem, pożegnałem się następnego dnia i nie odzywałem się do kobiety, choć studiowaliśmy na jednym kierunku i widywaliśmy się niemal codziennie. Było super.
Minął rok od ostatniego rozstania, w końcu udało mi się odłożyć to wszystko, skupić na studiach, dotarłem na drugi rok z bardzo dobrymi wynikami. Kolejną istotną osobą w całej historii była dziewczyna, która nie odwzajemniała moich uczuć. Byliśmy przyjaciółmi, gdzieś coś jednak we mnie kliknęło i zacząłem postrzegać ją jako osobę, która nie ma w sobie takiego zepsucia, do tej pory nie wiem, czy się nie pomyliłem, ale wolę chyba nie wiedzieć. Kolejny rok, miałem w głowie tylko ją, nawet po rozmowie z nią, nie potrafiłem się do końca pogodzić z odrzuceniem. Sam stawiałem barierę innym, by nie zbliżali się zbytnio, bo moje serce było po prostu zajęte. Przyszedł czas godzenia się z faktami, więc wymyśliłem sobie, że zmienię miasto. Trochę narobiło się bałaganu wśród znajomych, ludzie zaczęli się zdradzać, zaczęły dziać się straszne "dramy", które obserwowałem z każdej strony, zależało mi na każdym człowieku, a ostatecznie wszyscy okazali się być siebie warci i machnąłem na nich ręką, bo nie zasługują na rady i zaangażowanie, z którego i tak sobie nic nie zrobią. Nie zdradza się. Czemu? Bo nie, zostaw go i poszukaj kogoś, kogo nie będziesz miała ochoty zdradzać z moim współlokatorem. Dramatyczni, słabi ludzie.
Także zmiana miasta, super, nowa, lepsza uczelnia, ten sam kierunek. Pojawia się osoba, która chce mnie słuchać, w końcu ktoś słucha zamiast gadać. Po kilku miesiącach znajomości okazuje się, że dziewczyna należy do grona autostopowiczów. Nie mam nic do autostopowiczów. Okazało się jednak, że grono to uprawia sobie orgie w kilku wrocławskich mieszkaniach i dodatkowo wszyscy z nich to prostytutki i gwiazdeczki internetowego porno. Dowiaduję się tego w dość ciekawy sposób, bo przez dwa lata i radar, który się we mnie włączył, zaczynam słyszeć i widzieć rzeczy, których nie dostrzegałem wcześniej. Gesty, mowa ciała, ton głosu, słowa klucze. Wszystko staje się jasne. Zastanowiło mnie, dlaczego sięgając po papierosy swojego kolegi, ten (odpowiednim tonem) zwraca jej uwagę "a może najpierw poprosisz?" i jej spojrzenie, utkwione w nim, jakby nie miała prawa spojrzeć na nikogo spośród dwunastu innych siedzących przy stole osób. Sympatycznie, więc zacząłem grać, bo nie wiedziałem, czy to moja wyobraźnia i choroba, czy to prawda. Zwróciłem się do gościa, wspominając wcześniejszą z nim rozmowę na temat Boga - "chyba masz rację, pomodlę się, może poczuję się lepiej" i wtedy zaświeciły mu się oczka i dostałem zaproszenie na after. Poszedłem, zobaczyłem prześcieradło na ścianie, orgietka i pokaz zaczęły się rozkręcać. Wstałem, ubrałem się. Podbiegła pytając, dlaczego wychodzę. Rzuciłem, że wychodzę, bo jestem sobą i więcej jej nie widziałem.
Wynajmowałem mieszkanie z równie ciekawymi osobnikami, przypadkowy pokój z neta, co odkryłem i co usłyszałem wprost od jednej ze współlokatorek - tak jesteśmy masochistami. Czego nie powiedziała, a co ujawnił jeden z ich znajomych, który wpadł i za dużo chlapnął na papierosie, nie byli tylko masochistami, ale również zoofilami. Dotarło do mnie, dlaczego w mieszkaniu, w kuchni i korytarzu wisi karteczka z awersem i rewersem, jakby zielone i czerwone światło.
Super jest dostrzegać takie rzeczy. Podobnie jak super jest słyszeć dwóch swoich profesorów z uczelni, rozmawiających o poszukiwaniach obcasika. Pewnego dnia, odwiedziłem pub, w którym przesiadywała "śmietanka" ludzi z uczelni. Gdzieś w kącie siedziało dwóch profesorów. Jeden do drugiego żalił się, że nigdzie nie może znaleźć damskiego obcasika, drugi dopytywał o jaki konkretnie chodzi, zaś ten pierwszy sprecyzował, że zależy mu na takim między dziesięć, a czternaście centymetrów. Ciężko dostać takie obcasiki, ale ten drugi popyta, dowie się. To trochę tak, jak z pizzą z ananasem, lub parówką, dzielonymi na dziewięć, jedenaście kawałków. O i spotkałem się też z "wychowywaniem" sobie ludzi, nie spodziewałem się, że naprawdę zdarzają się tak perfidne jednostki, które będą wychowywać sobie sukę, lub psa w sposób w pełni świadomy, tworząc sytuacje tak, by osoba poddana manipulacji myślała, że sama podejmuje taką, a nie inną decyzję.
Zastanawiam się, jak ufać ludziom, gdzie znaleźć osoby dobre; takie, które nie sypiają z nikim dla przyjemności, lecz tylko w związku, tylko z miłości. Jestem trochę nie na miejscu, bardzo tutaj nie pasuję. Zastanawiam się, gdzie w tym całym szambie, jest miejsce dla takich jak ja. Póki co, zahaczając (nie z mojej winy, leczy wyczulenia i wrażliwości) o biznes sutenerski, chyba w jednym przypadku o handel ludźmi, zoofilów, pedofilów i innych zboczeńców, którzy kpiąc w żywe oczy z ludzkiego rozsądku i rozumu dyskutują o wyjeździe do Ciechocinka, jakby tylko oni wiedzieli o co chodzi, słyszałem kilkakrotnie groźby, ukryte w podtekstach w kierunku swoim lub osób, na których mi zależało.
Także... zastanawiam się, jak tu żyć, skoro "podziemny krąg" istnieje i ma się dobrze, a jednym ze sposobów na przykrycie jego działalności jest metafora, sarkazm, kwestionowanie rozumu osoby, która widziała za dużo. Najbardziej podstawowym schematem jest chyba - chodźmy na lody, a jeśli ktoś posądzi Cię o sprośne myśli, wyciągasz zza pleców loda na patyku i robisz debila z osoby, która "coś sobie wyobraża". Weź tu bądź normalny.
Podsumowując - chciałbym spotkać kogoś, komu mogę ufać. Niestety moje doświadczenia coś mi odebrały (opisałem tylko te najbardziej ugruntowane w faktach, bo sporo działo się w sferze niedopowiedzeń i manipulacji w kontaktach z takimi ludźmi, hm, gdzieś tam przewinęła się też jedna sekta Księga Wiedzy, czy coś takiego, o i na jednym z ASP jakiś profesorek rozdaje studentkom podobiznę diabełka, który noszą w portfelach). Spotykając ludzi, zazwyczaj śmierdzą mi kłamstwem, a kobiety, no cóż - w języku poprawności politycznej, używanego przez damy, które spotkałem do tej pory - są niezależne, silne i wyzwolone. Po mojemu, koryto jest dla świń. Niemniej, żyję sobie w bajce i poznając nowego człowieka, dalej z tym samym szczerym uśmiechem i nadzieją, wychodzę do niego otwarcie. Stąd izolacja, cztery ściany - jeśli mam znów się przejechać, wolę zdychać w łóżku, bo podczas ostatniej próby, znów zacząłem trząść się podczas rozmowy po usłyszeniu kilku słów kluczy.
Pozdrawiam,
Michał.
Moja historia z nerwicą zaczęła się dwa lata temu, choć jej przyczyn i pierwszych sygnałów świadczących o poprzedzającej ją depresji, lękach, mogę doszukać się do sześciu lat wstecz. Kilka dni temu skończyłem dwadzieścia siedem lat, żyję trochę nie żyjąc - zamknąłem się przed ludźmi w bezpiecznych czterech kątach. Moim głównym problemem, co stanie się bardziej zrozumiałe w dalszej części, są relacje z ludźmi, a w szczególności z kobietami, którym przestałem ufać. Nie potrafię przekonać się do czegoś tak absurdalnego w świecie, w którym tabu ważniejsze jest od prawdy. Krótko mówiąc, czuję się jakbym odkrył istniejący w świecie "podziemny krąg", który w pewnym sensie faktycznie istnieje. Spotykając kolejnych ludzi na swojej drodze, moja głowa i lęk zakłada, że są tak samo chorzy moralnie jak ludzie, których spotkałem do tej pory. Na początku zawsze jest dużo uśmiechu, jestem sobą, zakładam najlepsze, widzę przed sobą ładną osobę, a potem szczegóły jej charakteru, mowy ciała, pojedyncze słowa, zaczynają odsłaniać przerażającą całość. Wracając do konkretów...
Trzy lata temu rozstałem się z dziewczyną, z którą spędziłem pięć lat, wynajmowaliśmy we dwójkę dwupokojowe mieszkanie, mieliśmy kota, studiowaliśmy, potem pracowałem na utrzymanie tegoż mieszkania. Miało być normalnie, ale brakowało mi realizacji samego siebie, chciałem tworzyć, w tym celu potrzebowałem studiów, nie udawało się nam znaleźć poważnego kompromisu. Czułem, że żyję pod pantoflem i w sumie obudziłem się nagle z myślą, że przecież znam tylko jedną osobę, w dodatku nie liczą się dla niej moje ambicje, liczy się ta zabawa w dom, na wpół finansowana z moich zarobków, na wpół z pieniędzy rodziny. Studenci, tak to sobie zwyczajnie wyglądało, aż się skończyło.
Zacząłem realizować siebie, poszedłem na studia, które zawsze chciałem ukończyć, zająłem się animacją i innymi bajerami. Spod kamienia wyszedłem do ludzi. Po kilku miesiącach od rozstania poznałem dziewczynę. Zaczęliśmy się spotykać. Dwa miesiące później okazało się, że ta dwudziestolatka, ma faceta w innym mieście - czterdziestoletniego dilera, który opłaca jej czynsz. Obudziło się we mnie współczucie, po wysłuchaniu jej historii. Wiedziałem, że jej rodzice zmarli, nie wiedziałem jednak jak wyglądały ich relacje. Matka zmarła na raka, ojciec alkoholik; w małym mieszkaniu siedem sióstr. Przeżyłem, próbowałem z nią rozmawiać, wesprzeć, wycofałem się kiedy okazało się, że liczyła tylko na seks i kochanka. Na koniec naszej znajomości, dowiedziałem się, jak wyglądał jej ostatni sylwester - w gronie rodzinnym, ze szwagrem i siostrami, bez koszulek, w "domowym" ciepełku. Ponadto sprzedawała się na kamerkach internetowych razem ze starszą siostrą. Nie chcę reklamować tej strony, ale powiem tylko, że jak na złość, jej ogłoszenie wisi niemal w każdym męskim kiblu wrocławskich pubów. Nie było najgorzej. Dziewczyna leżała w pokoju, spała, musiałem wyjść, wypaliłem paczkę papierosów, wróciłem, pożegnałem się następnego dnia i nie odzywałem się do kobiety, choć studiowaliśmy na jednym kierunku i widywaliśmy się niemal codziennie. Było super.
Minął rok od ostatniego rozstania, w końcu udało mi się odłożyć to wszystko, skupić na studiach, dotarłem na drugi rok z bardzo dobrymi wynikami. Kolejną istotną osobą w całej historii była dziewczyna, która nie odwzajemniała moich uczuć. Byliśmy przyjaciółmi, gdzieś coś jednak we mnie kliknęło i zacząłem postrzegać ją jako osobę, która nie ma w sobie takiego zepsucia, do tej pory nie wiem, czy się nie pomyliłem, ale wolę chyba nie wiedzieć. Kolejny rok, miałem w głowie tylko ją, nawet po rozmowie z nią, nie potrafiłem się do końca pogodzić z odrzuceniem. Sam stawiałem barierę innym, by nie zbliżali się zbytnio, bo moje serce było po prostu zajęte. Przyszedł czas godzenia się z faktami, więc wymyśliłem sobie, że zmienię miasto. Trochę narobiło się bałaganu wśród znajomych, ludzie zaczęli się zdradzać, zaczęły dziać się straszne "dramy", które obserwowałem z każdej strony, zależało mi na każdym człowieku, a ostatecznie wszyscy okazali się być siebie warci i machnąłem na nich ręką, bo nie zasługują na rady i zaangażowanie, z którego i tak sobie nic nie zrobią. Nie zdradza się. Czemu? Bo nie, zostaw go i poszukaj kogoś, kogo nie będziesz miała ochoty zdradzać z moim współlokatorem. Dramatyczni, słabi ludzie.
Także zmiana miasta, super, nowa, lepsza uczelnia, ten sam kierunek. Pojawia się osoba, która chce mnie słuchać, w końcu ktoś słucha zamiast gadać. Po kilku miesiącach znajomości okazuje się, że dziewczyna należy do grona autostopowiczów. Nie mam nic do autostopowiczów. Okazało się jednak, że grono to uprawia sobie orgie w kilku wrocławskich mieszkaniach i dodatkowo wszyscy z nich to prostytutki i gwiazdeczki internetowego porno. Dowiaduję się tego w dość ciekawy sposób, bo przez dwa lata i radar, który się we mnie włączył, zaczynam słyszeć i widzieć rzeczy, których nie dostrzegałem wcześniej. Gesty, mowa ciała, ton głosu, słowa klucze. Wszystko staje się jasne. Zastanowiło mnie, dlaczego sięgając po papierosy swojego kolegi, ten (odpowiednim tonem) zwraca jej uwagę "a może najpierw poprosisz?" i jej spojrzenie, utkwione w nim, jakby nie miała prawa spojrzeć na nikogo spośród dwunastu innych siedzących przy stole osób. Sympatycznie, więc zacząłem grać, bo nie wiedziałem, czy to moja wyobraźnia i choroba, czy to prawda. Zwróciłem się do gościa, wspominając wcześniejszą z nim rozmowę na temat Boga - "chyba masz rację, pomodlę się, może poczuję się lepiej" i wtedy zaświeciły mu się oczka i dostałem zaproszenie na after. Poszedłem, zobaczyłem prześcieradło na ścianie, orgietka i pokaz zaczęły się rozkręcać. Wstałem, ubrałem się. Podbiegła pytając, dlaczego wychodzę. Rzuciłem, że wychodzę, bo jestem sobą i więcej jej nie widziałem.
Wynajmowałem mieszkanie z równie ciekawymi osobnikami, przypadkowy pokój z neta, co odkryłem i co usłyszałem wprost od jednej ze współlokatorek - tak jesteśmy masochistami. Czego nie powiedziała, a co ujawnił jeden z ich znajomych, który wpadł i za dużo chlapnął na papierosie, nie byli tylko masochistami, ale również zoofilami. Dotarło do mnie, dlaczego w mieszkaniu, w kuchni i korytarzu wisi karteczka z awersem i rewersem, jakby zielone i czerwone światło.
Super jest dostrzegać takie rzeczy. Podobnie jak super jest słyszeć dwóch swoich profesorów z uczelni, rozmawiających o poszukiwaniach obcasika. Pewnego dnia, odwiedziłem pub, w którym przesiadywała "śmietanka" ludzi z uczelni. Gdzieś w kącie siedziało dwóch profesorów. Jeden do drugiego żalił się, że nigdzie nie może znaleźć damskiego obcasika, drugi dopytywał o jaki konkretnie chodzi, zaś ten pierwszy sprecyzował, że zależy mu na takim między dziesięć, a czternaście centymetrów. Ciężko dostać takie obcasiki, ale ten drugi popyta, dowie się. To trochę tak, jak z pizzą z ananasem, lub parówką, dzielonymi na dziewięć, jedenaście kawałków. O i spotkałem się też z "wychowywaniem" sobie ludzi, nie spodziewałem się, że naprawdę zdarzają się tak perfidne jednostki, które będą wychowywać sobie sukę, lub psa w sposób w pełni świadomy, tworząc sytuacje tak, by osoba poddana manipulacji myślała, że sama podejmuje taką, a nie inną decyzję.
Zastanawiam się, jak ufać ludziom, gdzie znaleźć osoby dobre; takie, które nie sypiają z nikim dla przyjemności, lecz tylko w związku, tylko z miłości. Jestem trochę nie na miejscu, bardzo tutaj nie pasuję. Zastanawiam się, gdzie w tym całym szambie, jest miejsce dla takich jak ja. Póki co, zahaczając (nie z mojej winy, leczy wyczulenia i wrażliwości) o biznes sutenerski, chyba w jednym przypadku o handel ludźmi, zoofilów, pedofilów i innych zboczeńców, którzy kpiąc w żywe oczy z ludzkiego rozsądku i rozumu dyskutują o wyjeździe do Ciechocinka, jakby tylko oni wiedzieli o co chodzi, słyszałem kilkakrotnie groźby, ukryte w podtekstach w kierunku swoim lub osób, na których mi zależało.
Także... zastanawiam się, jak tu żyć, skoro "podziemny krąg" istnieje i ma się dobrze, a jednym ze sposobów na przykrycie jego działalności jest metafora, sarkazm, kwestionowanie rozumu osoby, która widziała za dużo. Najbardziej podstawowym schematem jest chyba - chodźmy na lody, a jeśli ktoś posądzi Cię o sprośne myśli, wyciągasz zza pleców loda na patyku i robisz debila z osoby, która "coś sobie wyobraża". Weź tu bądź normalny.
Podsumowując - chciałbym spotkać kogoś, komu mogę ufać. Niestety moje doświadczenia coś mi odebrały (opisałem tylko te najbardziej ugruntowane w faktach, bo sporo działo się w sferze niedopowiedzeń i manipulacji w kontaktach z takimi ludźmi, hm, gdzieś tam przewinęła się też jedna sekta Księga Wiedzy, czy coś takiego, o i na jednym z ASP jakiś profesorek rozdaje studentkom podobiznę diabełka, który noszą w portfelach). Spotykając ludzi, zazwyczaj śmierdzą mi kłamstwem, a kobiety, no cóż - w języku poprawności politycznej, używanego przez damy, które spotkałem do tej pory - są niezależne, silne i wyzwolone. Po mojemu, koryto jest dla świń. Niemniej, żyję sobie w bajce i poznając nowego człowieka, dalej z tym samym szczerym uśmiechem i nadzieją, wychodzę do niego otwarcie. Stąd izolacja, cztery ściany - jeśli mam znów się przejechać, wolę zdychać w łóżku, bo podczas ostatniej próby, znów zacząłem trząść się podczas rozmowy po usłyszeniu kilku słów kluczy.
Pozdrawiam,
Michał.