Prośba o radę
: 10 czerwca 2017, o 21:22
To że piszę tego posta pokazuje jak bardzo jeszcze rozkminiam nerwicę zamiast puścić to wszystko.
Właściwie to nie wiem jak się sama określić, ani odburzona ani zablokowana nerwicą.
Nie jest tak że jakieś objawy mnie w czymkolwiek blokują, że nie dają mi żyć
ale nie czuję się do końca wolna.
Cieszę się zyciem, nawet mogę powiedzieć że mam wiecej odwagi niz kiedyś i robię rzeczy
na które brakowało mi zawsze odwagi.
Miewam też dni lękowe kiedy czuje że nie mam na nic siły ale daje sobie z tym radę.
Wtedy wychodzę lękowi na przeciw.
Wyłapuje co może powodowac takie kryzysy i staram się nad tym pracować.
Kazdy mały kryzys pokazuje mi tylko jak znowu bez sensu dałam się wkręcić i jak za chwilę wszystko jest OK.
Do Victora piszę że raz mi źle i smutno a raz że wszystko ok i zeby nie odpisywał bo już wszystko dobrze.
Jestem w takim stanie jakby zawieszenia, jedna nogą w normalnym codziennym zyciu
drugą w wątpliwosciach.
Staram sie ufac sobie, wiem że co by sie nie działo to dam radę.
A jednak ten % niepewnosci, jakiegoś takiego... niedowierzania we mnie jest.
Efekt jest taki że jest fajnie i dobrze ale... boję się że będę się bała.
Chociaż wiem że nawet jeśli to tez dam sobie z tym radę.
Boję się nawrotu duszącego lęku chociaż wiem że nic mi się od tego nie stanie
i że to minie.
Z tego powodu jednak nie czuję się do końca wolna, nie do końca spontanicznie zyję
i nie na 100%.
Myślę że to sprawa historii z rozwodem i ucieczki przed mężem.
Z mężem byłym mam dobry kontakt, może powiedzieć serdeczny.
Miałam przed tym opory ale to mi pomogło na lęk, znacznie zmalał.
Ale jak sobie przypomne te wieczory, miesiace z panicznym lękiem to po prostu boję się że to wróci
że coś zrobię źle, popełnię błąd zyciowy i to wróci.
Choć podejrzewam że nawet gdyby to już inaczej bym sobie z tym poradziła.
Bardzo by mi zależało na zdaniu osób które czują że już to jest za nimi,
że nie boją się.
Ja czuję że jestem bardzo silna, odważna ale jest we mnie jeszcze obawa.
Właściwie to nie wiem jak się sama określić, ani odburzona ani zablokowana nerwicą.
Nie jest tak że jakieś objawy mnie w czymkolwiek blokują, że nie dają mi żyć
ale nie czuję się do końca wolna.
Cieszę się zyciem, nawet mogę powiedzieć że mam wiecej odwagi niz kiedyś i robię rzeczy
na które brakowało mi zawsze odwagi.
Miewam też dni lękowe kiedy czuje że nie mam na nic siły ale daje sobie z tym radę.
Wtedy wychodzę lękowi na przeciw.
Wyłapuje co może powodowac takie kryzysy i staram się nad tym pracować.
Kazdy mały kryzys pokazuje mi tylko jak znowu bez sensu dałam się wkręcić i jak za chwilę wszystko jest OK.
Do Victora piszę że raz mi źle i smutno a raz że wszystko ok i zeby nie odpisywał bo już wszystko dobrze.
Jestem w takim stanie jakby zawieszenia, jedna nogą w normalnym codziennym zyciu
drugą w wątpliwosciach.
Staram sie ufac sobie, wiem że co by sie nie działo to dam radę.
A jednak ten % niepewnosci, jakiegoś takiego... niedowierzania we mnie jest.
Efekt jest taki że jest fajnie i dobrze ale... boję się że będę się bała.
Chociaż wiem że nawet jeśli to tez dam sobie z tym radę.
Boję się nawrotu duszącego lęku chociaż wiem że nic mi się od tego nie stanie
i że to minie.
Z tego powodu jednak nie czuję się do końca wolna, nie do końca spontanicznie zyję
i nie na 100%.
Myślę że to sprawa historii z rozwodem i ucieczki przed mężem.
Z mężem byłym mam dobry kontakt, może powiedzieć serdeczny.
Miałam przed tym opory ale to mi pomogło na lęk, znacznie zmalał.
Ale jak sobie przypomne te wieczory, miesiace z panicznym lękiem to po prostu boję się że to wróci
że coś zrobię źle, popełnię błąd zyciowy i to wróci.
Choć podejrzewam że nawet gdyby to już inaczej bym sobie z tym poradziła.
Bardzo by mi zależało na zdaniu osób które czują że już to jest za nimi,
że nie boją się.
Ja czuję że jestem bardzo silna, odważna ale jest we mnie jeszcze obawa.