bardzo prosze o pomoc
: 2 marca 2017, o 03:19
Witam wszystkich,
Pisze tutaj z prosba o wyjasnienie kilku rzeczy, poniewaz po kilkumiesiecznej poprawie moj stan ponownie sie bardzo pogorszyl. To wszystko przez nierozwiazane wewnetrzne konflikty w srodku, powtarzanie pewnych zachowan oraz mechanizmow, ktore bardzo juz dobrze znam i mam na ten temat wiedze, lecz nadal nie potrafie sobie pomoc oraz takze przez leki, ktore obecnie biore. Rzecz w tym, ze ja nadal nie radze sobie z emocjami, ktore czuje, czesto dzialam impulsywnie i zyje nadal w ciaglym stresie, leku i napieciu. Jestem z chlopakiem od dluzszego juz czasu, ktory wreszcie okazal sie tym jedynym oraz osoba, ktora zmienila moje nastawienie i podejscie do mezczyzn, z ktorymi przez cale zycie mialam kiepskie doswiadczenie i przez ktorych moja samoocena jak i poczucie wlasnej wartosci i bezpieczenstwa sa bardzo zaburzone. W tych mezczyzn wliczam zarowno, osoby z ktorymi bylam jak i mojego ojca, ktory przez swoj nalog i sklonnosc do odcinania sie od problemow zycia nie zapewnil mi do konca tego poczucia bezpieczenstwa, przez co czesto pakowalam sie pozniej w zwiazki pelne dramatyzmu i rozczarowan. Po dluzszej psychoterapii zrozumialam wiele rzeczy i po dluzszej przerwie od mezczyzn i zrozumieniu niektorych swoich mechanizmow, pojawila sie w moim zyciu wreszcie osoba, ktora naprawde mnie kocha, jest dla mnie dobra, akceptuje mnie taka jaka jestem i chce mojego szczescia. Problem w tym, ze ja odrobine uzaleznilam swoje samopoczucie od tej osoby. Przy niej czesto wszystkie moje leki znikaja, objawy przechodza, a ja sama w koncu czuje spokoj i ciesze sie miloscia do drugiej osoby. Jednak rzecz w tym, ze w tym samym czasie panicznie boje sie ja stracic, potrzebuje ciaglego udawadniania, ze mnie ta osoba wciaz kocha i ze mnie nie zostawi. Objawy i leki wracaja gdy z ta osoba nie jestem dluzszy czas i to mnie strasznie meczy. Chcialabym miec zdrowy zwiazek i czuc sie ze soba dobrze kiedy jednak tej osoby nie ma przy mnie, bo ma takze na glowie swoje obowiazki dotyczace studiow. Nie moze byc przeciez przy mnie 24/7. Ta sprawa jest dla mnie bardzo wazna i ta osoba jest dla mnie ogromna motywacja do pracy nad soba, ktora od momentu poznania chlopaka postapilam znaczny progres w swoim zyciu. Wrocilam na studia, zaczelam byc bardziej samodzielne, skupilam sie na terapii a nawet zaczelam ponownie uprawiac lekki sport. Bardzo go kocham i nie chce go stracic, ale sama widze, ze czasami moje problemy sa nie do rozwiazania i ze boli go to, ze jest czasem taki bezradny bo tak bardzo chcialby mi pomoc. Znacznie ostatnio pogorszylo mi sie po tym, jak nie bylo go ponad tydzien, a od kilku dni takze zaczelam brac antybiotyki na Helicobacter Pylori i zapalenie zoladka- Metronidazol i Fluomizin, ktore znacznie pogorszyly moj stan, zwiekszyly o wiele stany lekowe i depresyjne, jestem strasznie nerwowa, od kilku dni nie moge spac, mam przyspieszony puls. To wszystko skumulowalo sie w jedno, zarowno problemy z sama soba i swoimi zachowaniami, drobne problemy finansowe spowodowane leczeniem terapeltycznym i pod katem leczenia mojego zjechanego zoladka, jak i te cholerne leki dzialajace na mnie bardzo zle. Do tego zmniejszylam dawke moich antydepresantow, ktore od dluzszego czasu chcialam odstawic albo chociaz zmniejszyc dawke, bo niestety ale rowniez mi szkodza, przez caly okres ich brania czulam wszystkie objawy a dopiero psychoterapia i zwiazek z moim chlopakiem postawily mnie na nogi. Bardzo prosze o pomoc, o pare slow od Was jak sobie zaczac z tym radzic, poniewaz wiem o tym, ze od osob, ktore przezyly lub przezywaja to samo co ja dowiem sie wiele, a naprawde potrzebuje pomocy w ogarnieciu swojego zycia i emocji, nad ktorymi wciaz nie panuje.
Z gory dziekuje z odpowiedz
Pisze tutaj z prosba o wyjasnienie kilku rzeczy, poniewaz po kilkumiesiecznej poprawie moj stan ponownie sie bardzo pogorszyl. To wszystko przez nierozwiazane wewnetrzne konflikty w srodku, powtarzanie pewnych zachowan oraz mechanizmow, ktore bardzo juz dobrze znam i mam na ten temat wiedze, lecz nadal nie potrafie sobie pomoc oraz takze przez leki, ktore obecnie biore. Rzecz w tym, ze ja nadal nie radze sobie z emocjami, ktore czuje, czesto dzialam impulsywnie i zyje nadal w ciaglym stresie, leku i napieciu. Jestem z chlopakiem od dluzszego juz czasu, ktory wreszcie okazal sie tym jedynym oraz osoba, ktora zmienila moje nastawienie i podejscie do mezczyzn, z ktorymi przez cale zycie mialam kiepskie doswiadczenie i przez ktorych moja samoocena jak i poczucie wlasnej wartosci i bezpieczenstwa sa bardzo zaburzone. W tych mezczyzn wliczam zarowno, osoby z ktorymi bylam jak i mojego ojca, ktory przez swoj nalog i sklonnosc do odcinania sie od problemow zycia nie zapewnil mi do konca tego poczucia bezpieczenstwa, przez co czesto pakowalam sie pozniej w zwiazki pelne dramatyzmu i rozczarowan. Po dluzszej psychoterapii zrozumialam wiele rzeczy i po dluzszej przerwie od mezczyzn i zrozumieniu niektorych swoich mechanizmow, pojawila sie w moim zyciu wreszcie osoba, ktora naprawde mnie kocha, jest dla mnie dobra, akceptuje mnie taka jaka jestem i chce mojego szczescia. Problem w tym, ze ja odrobine uzaleznilam swoje samopoczucie od tej osoby. Przy niej czesto wszystkie moje leki znikaja, objawy przechodza, a ja sama w koncu czuje spokoj i ciesze sie miloscia do drugiej osoby. Jednak rzecz w tym, ze w tym samym czasie panicznie boje sie ja stracic, potrzebuje ciaglego udawadniania, ze mnie ta osoba wciaz kocha i ze mnie nie zostawi. Objawy i leki wracaja gdy z ta osoba nie jestem dluzszy czas i to mnie strasznie meczy. Chcialabym miec zdrowy zwiazek i czuc sie ze soba dobrze kiedy jednak tej osoby nie ma przy mnie, bo ma takze na glowie swoje obowiazki dotyczace studiow. Nie moze byc przeciez przy mnie 24/7. Ta sprawa jest dla mnie bardzo wazna i ta osoba jest dla mnie ogromna motywacja do pracy nad soba, ktora od momentu poznania chlopaka postapilam znaczny progres w swoim zyciu. Wrocilam na studia, zaczelam byc bardziej samodzielne, skupilam sie na terapii a nawet zaczelam ponownie uprawiac lekki sport. Bardzo go kocham i nie chce go stracic, ale sama widze, ze czasami moje problemy sa nie do rozwiazania i ze boli go to, ze jest czasem taki bezradny bo tak bardzo chcialby mi pomoc. Znacznie ostatnio pogorszylo mi sie po tym, jak nie bylo go ponad tydzien, a od kilku dni takze zaczelam brac antybiotyki na Helicobacter Pylori i zapalenie zoladka- Metronidazol i Fluomizin, ktore znacznie pogorszyly moj stan, zwiekszyly o wiele stany lekowe i depresyjne, jestem strasznie nerwowa, od kilku dni nie moge spac, mam przyspieszony puls. To wszystko skumulowalo sie w jedno, zarowno problemy z sama soba i swoimi zachowaniami, drobne problemy finansowe spowodowane leczeniem terapeltycznym i pod katem leczenia mojego zjechanego zoladka, jak i te cholerne leki dzialajace na mnie bardzo zle. Do tego zmniejszylam dawke moich antydepresantow, ktore od dluzszego czasu chcialam odstawic albo chociaz zmniejszyc dawke, bo niestety ale rowniez mi szkodza, przez caly okres ich brania czulam wszystkie objawy a dopiero psychoterapia i zwiazek z moim chlopakiem postawily mnie na nogi. Bardzo prosze o pomoc, o pare slow od Was jak sobie zaczac z tym radzic, poniewaz wiem o tym, ze od osob, ktore przezyly lub przezywaja to samo co ja dowiem sie wiele, a naprawde potrzebuje pomocy w ogarnieciu swojego zycia i emocji, nad ktorymi wciaz nie panuje.
Z gory dziekuje z odpowiedz