Strona 1 z 1

Moje nowe objawy - pomocy!!

: 1 lutego 2017, o 17:20
autor: mlodanerwica
Hej. Piszę o swoich objawach nie wiem już który raz, ale wolę napisać tu niż szukać głupot w internecie. Założyłam oddzielny wątek, bo nie chcę pisać w wątku z objawami. Ludzie mnie tam już mają za idiotkę jak pytam o "diagnozę" dwa razy dziennie. :D A tak serio to jak ktoś mnie nie kojarzy mam 17 lat. Od około 4 lat mam ataki paniki, natręctwa i masę objawów. Miałam lepsze momenty, raz nawet wyszłam z tego bagna na ponad pół roku. Ogólnie miałam dość traumatyczne dzieciństwo, spowodowane moją wielką wrażliwością, nieśmiałością i skłonnościami do hipochondrii. I od tego ostatniego się wszystko właśnie zaczęło. W 2016 było już naprawdę ok, czułam, że poradzę sobie z tym. Nic z tego. Choroba i operacja mamy doprowadziła mnie do codziennego płaczu. A nawet ona nie była taka groźna i mama ma się dobrze. W chwili tego kryzysu czułam się dobrze fizycznie, ale psychicznie jak wrak. Jak szłam do szpitala zobaczyć jak mama ma się po operacji (i czy w ogóle przeżyła) to nie miałam w ogóle emocji w sobie, byłam obojętna na wszystko. Jakbym pogodziła się ze wszystkim. Już nie miałam siły się zamartwiać i płakać, szukać diagnoz w internecie, pytać czy wszystko będzie z nią dobrze. Na drugi dzień po tej operacji to wróciło. Miałam dziwne sny, śniły mi się wypadające zęby, labirynty i inne głupoty. Najgorzej było, gdy przyśniła mi się mama i czułam jakby jej pocałunek. Tylko to ostatnie było chyba w momencie zasypiania, bo pamiętam, że wtedy byłam świadoma i przytomna. Ogarnął mnie okropny lęk. Wręcz śmiertelny strach o mamę. Napisałam do niej smsa w nocy i odpisała mi po pół godzinie (o 24). Lęk zszedł i zasnęłam. Potem było już tylko gorzej. Mama cały czas była w szpitalu i dochodziła do siebie. Jednego dnia miała dość wysokie ciśnienie. No i zaczęło się. Wyczytywałam w internecie powikłania po operacjach, zagrożenia itd. Jak mama nie odpisywała przez 5 minut to ogarniał mnie strach. Gdy jechałam gdzieś samochodem to liczyłam po drodze krzyże i znicze, bo pewnie to jakiś znak. Od tamtej pory, właśnie od tych krzyży, mam natręctwa myślowe typu liczenie czegoś, moje pechowe cyfry to 3, 7, 13 itd. Jeśli czegoś jest 3 np. kubków na stole to coś się złego stanie. Ostatnio trochę się z tym ogarnęłam i dzięki forum zrozumiałam, że nie mogę wierzyć w sny i te natręctwa. Ale objawy ciągle narastają. We wrześniu poszłam do nowej szkoły i na lekcjach mam ataki paniki jak nigdy. Moja okropna hipochondria miała początek właśnie we wrześniu. Byłam przeziębiona i dostałam antybiotyk. Po zażyciu pierwszej tabletki i potem osłonowego dostałam nagłej wysypki na całym ciele. Szybko pojechaliśmy do szpitala, potem do przychodni. Myślałam, że umieram. Trzęsłam się ze strachu, nie mogłam złapać oddechu i wypowiedzieć się. Darłam się na rodziców, żeby mnie ratowali, bo umieram. Język mi drętwiał. Wtedy wykształcił się u mnie taki odruch zaciskania pięści/wbijania paznokci w środkową część dłoni w momencie lęku i paniki. Teraz jak mam ataki na lekcjach to ściskam pięści lub szczypię się po całym ciele, żeby zapomnieć o objawach nerwicowych. Wiem, że to złe i próbuję odchodzić od tego. No i okej, dali mi lek i alergia przeszła. Lekarze podchodzili do tego lekko, spokojnie, a ja miałam ochotę na nich się wydrzeć, żeby coś zrobili. Tak naprawdę to była delikatna reakcja alergiczna na lek. Wszędzie sprawdzałam czy nie mam na rękach, na ciele czerwonych plam. Nawet na podwórku, w szkole. Wszędzie. Pojedyncze zaczerwienienie doprowadzało mnie do szajby. Przeszło po jakimś czasie. Potem po kilku tygodniach zaczęła się akcja jelita. Któregoś dnia na lekcji poczułam takie głośne przelewanie w brzuchu i mocne nudności. W domu wkręciłam sobie wrzody. Nie miałam ani biegunek ani wymiotów, ale bolał mnie brzuch. Po kilku dniach przeszło i znalazłam nowy obiekt zainteresowania - paznokcie. To była chyba najdłuższa wkrętka do tej pory i trwa po części do dziś. Dostałam jakiegoś amoku, gdy po zdjęciu lakieru zauważyłam, że mam fioletowe paznokcie! Z resztą to już sama nie wiem jakie, wszystkie możliwe kolory. Przejrzałam cały internet na ten temat, nawet po angielsku. Porównywałam swoje paznokcie, robiłam zdjęcia, oglądałam przy lampce. Nawet kilka razy przejrzałam ponad 300 zdjęć na telefonie, czy na pewno kilka miesięcy temu też tak miałam. I okazuje się, że mialam tak zawsze. Ale do tej pory sprawdzam co kilka godzin. No może teraz już o wiele rzadziej. Potem były jeszcze węzły chłonne. Poczułam, że mam lekko powiększone gdzieś z tyłu szyi przy głowie i pod brodą. Do tego wydawało mi się, że jestem blada. I co? I białaczka. Poleciałam na drugi dzień na wyniki. To było w grudniu. Wszystko wyszło w miarę ok, tylko hemoglobina, hematokryt i krwinki czerwone podwyższone o ok. 0.1 - 0.5. Przez kilka lat wstecz miałam podobne wyniki, tylko hemoglobina teraz trochę nawet spadła. Byłam z wynikami u lekarza rodzinnego i powiedziała, że dobre i nie zwracać na to uwagi. No ale ja nadal się boję, bo co niby od tak by było powiększone? Białaczki oczywiście nie wykazało. W sylwestra pokłóciłam się lekko z tatą i jak krzyknęłam na niego to w mojej głowie poczułam takie wypełnienie, jakby mi krew odpłynęła i zostało powietrze. Spanikowałam, spociłam się, spięłam i powstał atak paniki. Od tamtej pory jest coraz gorzej. Tydzień potem dostałam jakiejś wirusówki. Jednodniowa sraka, gorączka do max 38, ból głowy, osłabienie. Dwa dni potem zaczęła się jazda z ciśnieniem. Postanowiłam zmierzyć ciśnienie i było 85/70, tętno około 70. Myślałam, że oszaleję. Zrobiło mi się słabo, ale przy okazji cała się telepałam ze strachu. Spuściłam głowę w dół i zmierzyłam po kilku minutach - 73/60, tętno ponad 100. Nie czułam takiego osłabienia, że zaraz upadnę czy coś. To było coś takiego jak przy panice. Potem ciśnienie było około 90/70, ale pojechaliśmy do lekarza. On przebadał mnie i powiedział, że to od osłabienia po chorobie i od wieku/dojrzewania. Zmierzył mi ciśnienie - 130/90, tętno 110. A wtedy czułam się tak samo jak w domu. Po tej wizycie mi trochę obsiadło. Mierzyłam ciśnienie co kilka godzin przez wiele dni i było zawsze od 120/90 do 90/60. Zawsze to drugie jest trochę za wysokie. Tak o 5-20 jednostek, to zależy. Tętno w spoczynku zazwyczaj w granicach 70-110. To powyżej 100 to jest już chyba na widok samego ciśnieniomierza. Od kilku dni nie mierzę. Potem byłam jeszcze przeziębiona. Nie miałam gorączki, tylko katar, osłabienie, lekki kaszel. Dostałam antybiotyk i się zaczęło. Dwa dni po braniu antybiotyku zaczęło mi szumieć w płucach/sercu. To takie uczucie jakbym miała trochę powietrza gdzieś między płucami, albo coś takiego. Taki stęk, szum. Nie jest on zawsze podczas wdechu, tylko co kilka godzin w różnych pozycjach. Odstawiłam antybiotyk, bo może to po tym. Brałam go już kiedyś wiele razy i nic się nie działo. Szum utrzymuje się do dziś. Czułam tylko narastający lęk o zdrowie, życie. Od tamtej pory byłam dwa razy u lekarza - nic nie słyszy, nie czuje. Ze 4 dni temu zaczęły się objawy sercowe. Serce bije mi tak jakby nie mogło, ale gdy przyłożę rękę wydaje się bić miarowo. Tętno cały czas mam w granicach 80-110. Dodam, że z 2 tygodnie temu podczas mierzenia ciśnienia raz mi wykazało arytmię. Teraz podczas akcji z sercem ani razu to nie miało miejsca. A czuję się jak się czuję. Ciągle odczuwam te szumy, jakieś dziwne szmery, mocniejsze uderzenia serca, zanikanie tętna (a cały czas bije, tylko takie odczucie jest). Dwa dni temu wieczorem zaczęło mnie piec w klatce piersiowej. Cała klatka była jakaś dziwna, jakby sztywna, zdrętwiała. Kilka razy zakłuło mnie w płucach, w bokach, w sercu - gdzieś tam. Gdy zaczynam o tym myśleć to od klatki rozchodzi mi się takie palące ciepło po całym ciele. Czasami nachodzi samo w różnych partiach ciała. Miałam to odczucie od czasu akcji z alergią, ale nigdy chyba nie występowało w głowie lub na klatce/w płucach. Naprawdę trudno mi to zlokalizować i opisać. Chciałam pojechać do kardiologa, ale wolne terminy dopiero za dwa tygodnie. Podczas zapisywania pielęgniarka dyżurna zadała mi dwa pytania. Pierwsze to czy miałam badaną tarczycę. Od kilku lat moje TSH i różne tam FT4 się nie zmieniają, są w normie. USG tarczycy idealne. Potem zapytała mojej mamy czy jestem emocjonalna. No strzał w dziesiątkę, ale czy nerwy powodowałyby takie objawy? Teraz trochę historii kardiologicznych. W wieku 6 lat rodzinna wysłuchała u mnie szmery serca. Pojechaliśmy do jednego z lepszych kardiologów i powiedziała, że jestem bardzo przejmująca się. Po echo serca stwierdziła, że mam minimalną szczelinę międzykomorową w sercu i tachykardię. Już wtedy szalałam na sam widok lekarzy, to fakt. Kazała brać magnez. Dała jeszcze holtera, zrobiła ekg, obejrzała badania krwi. Wszystko ok. Te wyniki nie zmieniały się na przestrzeni lat, bo ostatnio 2 lata temu byłam u niej znowu i nic się nie zmieniło. No ale właśnie o tej szczelinie w sercu przypomniałam sobie, jak zaczęły się objawy sercowe dwa dni temu. Wyczytałam w internecie, że to może być zapalenie wsierdzia lub coś z płucami właśnie na skutek tej szczeliny. Dzisiaj byłam u rodzinnego po skierowanie na szczegółowe wyniki. Jak stamtąd wyszłam zaczęły mnie boleć plecy, łopatki, żebra. Wszystko co jest na wysokości serca i klatki mnie boli i piecze. Lewa ręka, ramiona, mięśnie. Wszystko mam takie jakby nieruchome, pospinane. Ciągle czuję palenie i pieczenie w okolicach klatki, zachodzące na szczękę i głowę. Raz na jakiś czas kłuje mi lub drga w tych okolicach. Bolą mnie plecy. Szłam do domu i kręciło mi się w głowie, dziwnie widziałam. Jakbym miała mgłę przed oczami. No i doszło poczucie lekkiej derealizacji. Nie miałam już tego dłuższy czas... Teraz siedzę w domu i mam wszystkiego serdecznie dosyć. Bardzo chcę być zdrowa i żyć normalnie. Mam chęci do walki, do pokonywania lęków. Ale co jeśli to nie nerwica, a jakaś choroba? Jutro idę na wyniki i pojutrze będę wiedziała. Na samą myśl mi słabo. Co jeśli coś wyjdzie i dostanę skierowanie do szpitala? Za dwa tygodnie idę do tego właśnie kardiologa i nie wiem, jak ja to wytrzymam. Natręctwa powoli wracają. Wszędzie widzę zagrożenie i znak od losu, że coś jest nie tak. Boję się strasznie. Nie mogę swobodnie oddychać. Wczoraj nawet miałam odruch kaszlenia, ale był on suchy. Tylko tak jakby chciało mi się kaszleć, ale nie ma czym. Przestraszyłam się i teraz mam myśli, że to jakiś zator czy zapalenie płuc. Popadam w paranoję. Już nawet do internetu nie wpisuję objawów, bo czuję, że granica jest cienka i mogę dostać mega ataku paniki. Serce bije mi cały czas około 90. Czasami zaczyna mnie tam palić i przestaje. Ciągle mi zimno z zewnątrz, a jednocześnie gorąco wewnątrz. Powiedzcie mi, co to może być, bo już nie mam siły. Boję się, że nie wytrzymam do pojutra i zaraz padnę. Czy widzicie coś niepokojącego w moim zdrowiu, w wynikach, w objawach? Proszę o pomoc. Jesteście jedynymi ludźmi, którym mogę coś takiego napisać i poprosić o pomoc. Weszłam wczoraj na chwilę na forum kardiolo i myślałam, że zejdę, także wolę napisać tutaj, wśród nerwicowców. Dziękuję.

-- 1 lutego 2017, o 17:20 --
Dodam jeszcze, że mam siedzący tryb życia. Mój ruch fizyczny ogranicza się do godzinnych spacerów co dzień lub dwa dni i dwóch wfów tygodniowo. Raczej szybko się męczę, ale to się nasiliło właśnie podczas nerwicy. Nie mam nadwagi z powodu swojego trybu życia, staram się jeść zdrowo i przy wzroście 170 ważę 55 kg. Od siedzenia też mam krzywy odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Po wielu wizytach u ortopedy nosze jedynie wkładkę w bucie. Nie choruję na nic innego. W ciągu kilku lat byłam u przeróżnych lekarzy.

Moje nowe objawy - pomocy!!

: 1 lutego 2017, o 23:05
autor: Tojajestem
Młoda. Przeczytaj swój post i zobacz jak perfekcyjnie dostrzegasz swój mechanizm nerwicowy. Przerobiłas różne objawy i za każdym razem to samo - czyli nic. Nerwica może dać ci jeszcze milion innych. Szkoda twojego życia na przeszukiwanie internetu co ci dolega. Znajdziesz tam wszystko co chcesz mieć. Może spróbuj to wszystko olać i żyj tak jakbyś miała 17 lat a jutra miało nie byc?

Moje nowe objawy - pomocy!!

: 3 lutego 2017, o 12:15
autor: mlodanerwica
Właśnie próbuję. Jak miałam wtedy przerwę od nerwicy czułam się wspaniale jak nigdy. Tylko ja nie potrafię tak długo żyć w spokoju i ta głupia hipochondria wraca. Cały czas coś i tylko wątpliwości, strach, lęk. Obiecałam sobie, że jak nic nie wyjdzie w tych podstawowych badaniach to już nic mnie nie powstrzyma. Dziękuję bardzo za odpowiedź, trochę mnie uspokoiła. :)

-- 3 lutego 2017, o 11:48 --
Odebrałam dzisiaj wyniki i ogólnie są bardzo dobre. Mam parę odchyleń od normy, ale pytałam lekarki to powiedziała, że jestem zdrowa i nie widać żadnej choroby. A więc tak:

Cała morfologia w normie, hemoglobina i krwinki czerwone ostatnio miałam podwyższone, a teraz są idealne.
Podwyższone RDW. Norma od 12 - 14.6, ja mam 15.5.
Obniżone lekko MPV. Norma 9.6-11.7, ja mam 8.8.
TSH w normie, zawsze miałam około 3.5-4, teraz mam 4.1. Norma od 0.5 - 5. FT4 idealnie. Byłam rok temu u endokrynologa, nic nie wykazało.
Glukoza 69.5 przy normie od 70-99. Ostatnio jadłam mało cukru, to fakt.
Sód, magnez, żelazo po środku normy, potas bliżej dolnej granicy ale się mieści.
Mocz idealny.
OB wynosi 2, czyli też ideolo.
Mam wątpliwości co do tych odchyleń w morfologii i TSH. Niby wszystko blisko normy, albo w normie, ale czy takie wahania coś znaczą? Ogólnie powiem, że wyniki mi się nawet polepszyły. Kiedyś hemoglobina była wysoka i żelazo w dolnej granicy, a teraz git. Jestem zadowolona i chyba zacznę odburzanie. A właśnie. Myślicie, że jak tą glukozę mam niską i ogólnie niskie ciśnienie to mogę zemdleć?

-- 3 lutego 2017, o 12:15 --
Odebrałam dzisiaj wyniki i ogólnie są bardzo dobre. Mam parę odchyleń od normy, ale pytałam lekarki to powiedziała, że jestem zdrowa i nie widać żadnej choroby. A więc tak:

Cała morfologia w normie, hemoglobina i krwinki czerwone ostatnio miałam podwyższone, a teraz są idealne.
Podwyższone RDW. Norma od 12 - 14.6, ja mam 15.5.
Obniżone lekko MPV. Norma 9.6-11.7, ja mam 8.8.
TSH w normie, zawsze miałam około 3.5-4, teraz mam 4.1. Norma od 0.5 - 5. FT4 idealnie. Byłam rok temu u endokrynologa, nic nie wykazało.
Glukoza 69.5 przy normie od 70-99. Ostatnio jadłam mało cukru, to fakt.
Sód, magnez, żelazo po środku normy, potas bliżej dolnej granicy ale się mieści.
Mocz idealny.
OB wynosi 2, czyli też ideolo.
Mam wątpliwości co do tych odchyleń w morfologii i TSH. Niby wszystko blisko normy, albo w normie, ale czy takie wahania coś znaczą? Ogólnie powiem, że wyniki mi się nawet polepszyły. Kiedyś hemoglobina była wysoka i żelazo w dolnej granicy, a teraz git. Jestem zadowolona i chyba zacznę odburzanie. A właśnie. Myślicie, że jak tą glukozę mam niską i ogólnie niskie ciśnienie to mogę zemdleć?