Strona 1 z 1

Moja nerwica - nadmierne pobudzenie, lęk, skołowanie

: 26 stycznia 2017, o 12:10
autor: Nikoniarz
Cześć Wszystkim!

Chciałbym w tym poście opisać jak mnie dopadła nerwica, jak to się objawia i co mi w niej najbardziej przeszkadza. Oczywiście czytałem wiele Waszych postów i w wielu widzę siebie. Mam już za sobą ten etap, że uważam, że moje objawy są inne, że to na pewno choroba i.t.d. Nie boję się, że umrę, bardziej tego, że któregoś dnia będę tak zdenerwowany, że się od wszystkiego odetnę (tzn. życia), że już nie dam rady i wyląduję gdzieś na ulicy. Ehh, wiem, że macie podobnie. Wszystko sprowadza się do lęku. Zaczynam czytać materiały na forum i doszkalam się, żeby z tego jakoś wyjść.

PRZESZŁOŚĆ:
W sumie nie wiem od czego zacząć bo sporo tego. O nerwicy, depresji, tego typu zaburzeniach wiedziałem i czytałem już wcześniej. Uważałem, że mam nerwicę ponieważ od zawsze za bardzo się wszystkim przejmowałem. Potrafiłem nie spać całą noc przed stresującym wydarzeniem. Na studiach czy w pierwszej pracy jak była stresowa sytuacja to łapała mnie panika. Jakoś sobie jednak radziłem. Lęk czy panikę odczuwałem tylko w takich stresujących sytuacjach lub też niedługo przed nimi. Teraz jednak wiem, że to nie była nerwica a raczej normalne zachowanie, może trochę przesadzone. Teraz lęk odczuwam prawie, że 24h na dobę z małymi przerwami i to jest nerwica. Teraz dopiero doceniam to jak czułem się wcześniej.
Jakiś czas miałem depresję, którą spowodowała wykańczająca praca. Wtedy poszedłem do psychiatry i dostałem fluoksetynę i trittico. Za dużej różnicy nie widziałem ale w końcu rzuciłem pracę i było ok.

PIERWSZE OBJAWY
Pierwsze objawy miałem rok temu. Było kilka takich nocy, że budziłem się i oblewały mnie zimne poty, serce waliło jak szalone, mięśnie się wykręcały. Trwało to ok godziny czasu, raz wydarzyło się w markecie. Czytałem jednak wcześniej o atakach paniki i wiedziałem, że to jest to. Przynajmniej ta wiedza sprawiła, że nie wylądowałem w szpitalu jak wielu z nerwicowców, którzy dostają go pierwszy raz i nie wiedzą co się dzieje. Sama wiedza i logiczne podejście jednak nie wystarczyło i te ataki mnie strasznie wymęczyły.

ROZKRĘCENIE NERWICY
Potem gdzieś w środku lata kilka dni pod rząd czułem się wyjątkowo zestresowany. Tak naprawdę bez konkretnego powodu. Po prostu budziłem się rano i włączał się stres, który dopiero trochę ustępował wieczorem. Następnie było kilka imprez i zdziwiłem się bardzo bo nie mogłem spać po alkoholu. Po prostu nie dało się zasnąć, co nigdy mi się nie zdarzało. Na kacu czułem się strasznie, więc to były ostatnie imprezy z alko. Lęk jednak zaczął przychodzić codziennie. Budziłem się z lękiem, wieczorem lekko ustępował a rano to samo. Zacząłem krócej spać, gdzie nigdy nie miałem problemów ze snem. (wręcz problemem było spanie za długo). Aż pewnego dnia obudziłem się wcześniej gdzieś o 5 i lęk był większy, a jak wstałem byłem strasznie pobudzony. Po prostu nie mogłem usiedzieć na miejscu. Wiedzcie, że mam pracę umysłową, przy komputerze, gdzie muszę się skupić. Niestety było to nie możliwe. To pobudzenie i ogólne splątanie jakby mi IQ zleciało o połowę. Poza tym straszne zawroty głowy, czułem się jak na statku. Oprócz tego depresyjne myśli o przyszłości. Tego dnia położyłem się wcześniej spać bo chciałem żeby to się skończyło. Jednak nie mogłem usnąć. To mnie jeszcze bardziej załamało. Kolejny dzień znowu lęk, pobudzenie, nie możność usiedzenia w miejscu i skoncentrowania się na czymkolwiek. Ból wszystkich mięśni. Prawie w ogóle przestałem jeść, bo po prostu nie odczuwałem apetytu. Zacząłem bać się, że długo w takim stanie nie wyrobię i trafię do psychiatryka. Przestałem pić kawę (i tak piłem tylko 2 słabe dziennie), łykałem magnezy, witaminy. Wiedziałem, że to nerwica tak mnie dopadła. Robiłem niedawno badania, więc wiem, że jestem zdrowy. Po kilku dniach objawy minęły, tzn. te najgorsze, i myślałem, że wychodzę na prostą. A potem za kilka tygodni znowu pobudka rano i lęk, pobudzenie i znowu trwały kilka dni a potem minęły. Następnie dostałem ataku paniki w kościele i w ciągu dnia czasem jakieś takie fale lęku przychodziły.

TERAŹNIEJSZOŚĆ
Obecnie cały czas żyję jak na szpilkach. Nie jest już tak tragicznie jak na początku, ale wciąż nie czuję się jak przed nerwicą. Wciąż cały dzień czuję to denerwujące pobudzenie, często mam zawroty głowy. Serce za szybko bije, często kłuje, bolą mięśnie jak po maratonie. Na imprezie urodzinowej taki mnie chwycił lęk, że nie mogłem tam wysiedzieć. Wiem, że to tylko moja głowa i staram się to ignorować ale wiecie jakie to trudne. Poza tym gdy ten lęk chwyta to łapią mnie strasznie depresyjne myśli. W ogóle jestem apatyczny, nie chcę mi się rozmawiać z ludźmi, hobby przestało mi sprawiać przyjemność. Ludzie pytają coś taki smutny a ja mam ochotę się rozpłakać. Wstyd mi za siebie, że stary chłop, a takie myśli, ale czuję jakbym przestał mieć kontrolę nad swoimi emocjami. Jakbym miał znowu 7 lat. Kiedyś lubiłem poczytać książkę - a teraz? - no jak czytać jak człowiek nie może się skupić, a poza tym nie sprawia mi to przyjemności. W ogóle straciłem szczęście, tak szczęście. Bo przyjemności jakieś tam odczuwam, typu zjedzenie czegoś dobrego, pójście na basen, ale jest to bardzo spłycone i nie cieszę się tym jak kiedyś.

PRZYSZŁOŚĆ
To jest coś co mnie najbardziej przeraża. Miałem w tym roku brać kredyt na mieszkanie, co by jakoś sobie starość zabezpieczyć. Tylko w obecnym stanie sobie tego nie wyobrażam. Jeszcze doszły problemy finansowe - (prowadzę małą działalność) straciłem najważniejszego klienta i myślę o pójściu na etat. Kiedyś byłaby to naturalna kolej rzeczy, pójść sobie na etat (miałem już propozycję) i wtedy wziąć kredyt. Tylko nie wyobrażam sobie siebie w pracy na etacie. Po pierwsze to pobudzenie. Naprawdę ciężko mi się skoncentrować. Poza tym napady lęku - teraz pracuję u siebie i w razie czego przeczekam, wyjdę na spacer. A na etacie? Przecież sobie nie wyjdę w środku dnia. Czuję się jakby miał jakieś zaburzenia percepcji - jak chodzę to jakbym płynął, ludzie jakby żyli w trochę innym świece. Czytałem, że to derealizacja, raz to jest mniejsze, raz gorsze. Poza tym miałbym pracować zespołow,o co jest obecnie dla mnie ciężkie bo męczą mnie ludzie, rozmowy. Zawsze byłem introwertykiem ale teraz to jest już przegięcie. Sytuacje stresowe również wyprowadzają mnie z równowagi. Ktoś do mnie mówi a ja go jakby nie słyszę. I jak w takiej sytuacji iść na etat... Jak Wy sobie z tym radzicie? Myśli o przyszłości mnie dobijają - jak z pracą, zdrowiem, życiem towarzyskim. To wszystko mnie w obecnej sytuacji przerasta.

LECZENIE
Nie wierzę, że psycholog może mi pomóc, choć wiem, że będziecie mi go polecać. Na razie będę czytać materiały na forum i spróbuję sam z tego wyjść bo przecież nikt za mnie tego nie zrobi.
Co do leków to jedynie poszedłem do psychiatry po sprawdzone trittico. Pozwala się wyciszyć na noc. Przez jakiś czas przy moim apogeum bezsenności brałem również forsen. Jem również magnez i witaminy b - bardzo pomagają. Mam również trochę benzo na czarną godzinę. Zdarzyło mi się ze 3 razy wziąć w ekstremalnej sytuacji, typu ważne spotkanie. Jednak czuję ogromny respekt do tych leków, bo czytałem o uzależnieniach i nie chcę w to wpaść. W ostateczności jednak, gdy nerwica mnie całkiem wykończy i nie będę się nadawał do życia, pójdę po jakiś lek do psychiatry. Jednak boję się tych leków, typu paroksetyna itp, że jeszcze mi zaszkodzą (co nie jest przecież niczym niezwykłym), że będę w nieskończoność dobierał nowe które w końcu zadziałają, ale ja mogę tego nie dotrwać:P A nawet jak zadziała, to że taki lek zamieni moje pobudzenie na przymulenie (nie wiem co gorsze:), albo potem nie będę mógł bez niego żyć i do końca życia będę musiał łykać...

No cóż, konkluzja jest taka, że czarno się widzę w przyszłości, mam 30 lat. Co do spraw damsko-męskich to jestem sam. Jednak przez tą nerwicę straciłem chęć i motywację do randek. Była jedna fajna dziewczyna, mamy podobne hobby, ale jak ją zaprosiłem na urodziny i trochę lepiej mnie poznała to raczej nie jest zainteresowana. I nie dziwię się. Tak jak pisałem wcześniej czułem się wtedy strasznie, dopadły mnie jakieś lęki i inne nieprzyjemności, więc nie wyglądałem za dobrze. Teraz może być trochę lepiej, choć też nie kolorowo, zaproszę ją gdzieś a w ten dzień dopadną mnie lęki i co wtedy. Poza tym mój humor przez ostatnie miesiące jest chyba dołujący dla otoczenia..
Dziękuję za wysłuchanie mojego posta. Może ktoś się odnajdzie w mojej historii, może ktoś coś poradzi. Pozdrawiam wszystkich Nerwusów!

Moja nerwica - nadmierne pobudzenie, lęk, skołowanie

: 26 stycznia 2017, o 18:43
autor: mackajg
Witaj. Miałam dużo podobnego do tego co opisałes w swojej historii. Nie wiem czego oczekujesz po napisaniu tego posta pisałeś że do psychologa nie chcesz pójść. Ja chodzę na terapię i dużo mi pomaga daje o wiele więcej niż branie leków ale jeżeli nie jesteś przekonany to już jak Uważasz. Mogę Ci np polecić ciekawe książki które mi pomogły są to: kompletna samopomoc dla twoich nerwów dr weeks. Grzegorz szaffer pokonalem nerwice, jak oddychać by być zdrowym a teraz czytam pokonaj stres dagmary gmitrzuk

Moja nerwica - nadmierne pobudzenie, lęk, skołowanie

: 28 stycznia 2017, o 14:17
autor: Nikoniarz
Na razie otaczam się właśnie wiedzą. Dużo czytam, słucham nagrań z forum. Jestem człowiekiem bardzo analitycznym, który do wszystkiego chciałby podejść logicznie. To trochę zgubne, bo mechanizmy nerwicy rozumiem, a mimo to ona jest. Wkurza mnie właśnie, że nie wystarczy tego zrozumieć (choć to też ważne) ale trzeba to zaakceptować i pogodzić się wewnętrznie, na poziomie podświadomości.
W następnej kolejności jest Szaffer do czytania. W ostateczności jak sobie już całkiem nie dam rady i nie będę miał nic do stracenia to rozważam psychiatrę i leki.
Czego oczekuję po napisaniu postu? Chyba się chciałem wyżalić i spytać czy kogoś historia jest podobna. Teraz dopiero zauważyłem dział "nasze historie".
Obecnie najbardziej przeszkadza mi to pobudzenie. Drzemka w ciągu dnia, spokojna sobota z książka? A panie, zapomnij, nie da rady. Zauważyłem, że jak mam wolniejszy dzień, bez wielkiej ilości obowiązków to jest w tym względzie trochę lepiej. A później znów przychodzi poniedziałek i gonitwa myśli. Słabo znoszę stresy, byle jaka nerwowa sytuacja i już się załączają zawroty głowy, narasta lęk. Patrzę na listę rzeczy do zrobienia i dosłownie mnie to przeraża. Może jednak przydzałby się psychiatry żeby dał coś słebego chociażby na wyciszenie...