Pożalenie się :(
: 21 stycznia 2017, o 23:49
Hej,
tak pożalić się, wyrzucić z siebie chciałem, co mam w środku teraz. I od razu czuję się słabo, pisząc post, bo to tylko jęczenie jęk i stęk:(
Od jakiegoś czasu noszę się z napisaniem jednego gigantycznego wyżalającego się posta na forum. Opisanie mojej historii, wszystkich objawów, zmian tych objawów, kalejdoskopu, zmian codziennych, cogodzinnych – napady paniki mam od jesieni, ale nerwica jest ze mną pewnie dłużej, o wiele dłużej. U psychiatry byłem w grudniu – diagnoza nerwicy powinna mnie w sumie "uspokoić", bo wiedząc, z czym się walczy, jednocześnie ma się poczucie, że jakiś pierwszy krok w stronę sukcesu poczyniony.
Potem to forum (CUDOWNE!) – materiały czytane wybiórczo, ale czytane, czytanie o objawach, oswajanie się... I wszystko szło dobrze aż do pierwszych dni stycznia – bo teraz jest jeb jeb jeb. Ciągła szamotanina, wzloty, upadki, raz lepiej raz gorzej, raz myśli, że jednak zacznę brać przypisany Asertin, w kolejnej godzinie że jednak dam radę bez. ALE TO JEST ZMIENNOŚĆ CO GODZINĘ. to straszne.
Ta mnogość objawów, CIĄGŁA gonitwa myśli, CIĄGŁA analiza: potrafię w jednej godzinie myśleć, że jestem na coś chory i umieram (bo przecież grypa i problemy skórne, pierwszy raz w życiu), potem druga godzina myślenia, na które badania i do których lekarzy iść, potem godzina, że jednak kurde zdrowy jestem i trochę lepiej, potem godzina, że jestem chory na paranoję i mam schizofrenię, potem godzina jazd egzystencjalnych, boję się zmieniającego świata, przyszłości, pytania czy istnieję? czy świat jest prawdziwy? godzina spokoju. następnie znowu choroby, potem znowy strach przed schizą, strach przed paranoją, życiem, potem strach, że mam słabą pamięć. że mi mózg siada i nigdy nie będzie taki super sprawny, jak zwykle był. włączam tv/czytam wiadomości – strach – co się dzieje ze światem? ludźmi? Epizody z DD, derelka czasem mocna, a nie wiem czy ciągle nie jakaś lekka, bo inaczej wygląda świat – gorzej, smutniej, straszniej – inny świat od tego, który był przed pierwszą paniką.
Natrętne myśli: ciągły strach przed każdą literówką ("mózg się niszczy"), że nie pamiętam słowa, nazwiska aktorki czy czegoś jeszcze ("tracę pamięć, alzheimer, SM"), każdy wyprysk skórny ("osłabiony jestem, umrę"), mierzę ciśnienie co godzinę.
a temu towarzyszą prawie non stop objawy fizyczne: miękkie nogi, ból głowy, to tętno chore, (żebym miał chociaż schizę, że mam wysoki puls, ale ja mam rzeczywiście 100, powinienem mieć 70), drżenie mięśni (leżę sobie spokojnie i nagle mi drży na stopie, na łydce, na ramieniu). morfologia spoko. :s osłabiona odporność, zmęczenie, obniżona koncentracja, pamięć (i ciągłe guglanie o chorobach, objawach, stanach - guzy, raki, otępienia).
czytanie postów nie pomaga już. asertin brać? czy mi rozwali wątrobę? wypierze z emocji? osłabi fizycznie tak znowu, że wpadnę w kolejną grypę?
rzygam sobą po tym, co napisałem. Rzygam i nie rzygam. a zebrałem się, bo paradoksalnie mam znowu lepszy wieczór, w ciągu dnia znowu miałem atak paniki. w tym tygodniu miałem łącznie 3 ataki z pulsem 130. po "długiej" przerwie, bo ostatnio w okolicy świąt (przed).
Wkurzam się, bo wydaję mi się (złudne przekonanie, że jesteśmy wyjątkowi w swej nerwicy?), że ja mam TAK DUŻO objawów – jestem drażliwy, mam hipochondrię, agorafobię, napady paniki, strach przed schizą/paranoją, przed przyszłością, przed światem, NO WSZYSTKO!
Czy ktoś aż tak intensywnie i szeroko przeżywał/przeżywa nerwicę? Poleca leki? Albo miks terapia/leki/materiały? Co do leków boję się efektów ubocznych, nasilenia jazd, ale też emocjonalnego ochłodzenia czy cokolwiek tam się może wydarzyć.
To już też nie dotyka tylko mnie, ale męczy mój związek i moją rodzinę.
Ja pisząc nawet ten post, analizowałem, przejmowałem się, jak go napiszę. Pisać mógłbym dalej, ale to chyba mija się w ogóle z celem.
tak pożalić się, wyrzucić z siebie chciałem, co mam w środku teraz. I od razu czuję się słabo, pisząc post, bo to tylko jęczenie jęk i stęk:(
Od jakiegoś czasu noszę się z napisaniem jednego gigantycznego wyżalającego się posta na forum. Opisanie mojej historii, wszystkich objawów, zmian tych objawów, kalejdoskopu, zmian codziennych, cogodzinnych – napady paniki mam od jesieni, ale nerwica jest ze mną pewnie dłużej, o wiele dłużej. U psychiatry byłem w grudniu – diagnoza nerwicy powinna mnie w sumie "uspokoić", bo wiedząc, z czym się walczy, jednocześnie ma się poczucie, że jakiś pierwszy krok w stronę sukcesu poczyniony.
Potem to forum (CUDOWNE!) – materiały czytane wybiórczo, ale czytane, czytanie o objawach, oswajanie się... I wszystko szło dobrze aż do pierwszych dni stycznia – bo teraz jest jeb jeb jeb. Ciągła szamotanina, wzloty, upadki, raz lepiej raz gorzej, raz myśli, że jednak zacznę brać przypisany Asertin, w kolejnej godzinie że jednak dam radę bez. ALE TO JEST ZMIENNOŚĆ CO GODZINĘ. to straszne.
Ta mnogość objawów, CIĄGŁA gonitwa myśli, CIĄGŁA analiza: potrafię w jednej godzinie myśleć, że jestem na coś chory i umieram (bo przecież grypa i problemy skórne, pierwszy raz w życiu), potem druga godzina myślenia, na które badania i do których lekarzy iść, potem godzina, że jednak kurde zdrowy jestem i trochę lepiej, potem godzina, że jestem chory na paranoję i mam schizofrenię, potem godzina jazd egzystencjalnych, boję się zmieniającego świata, przyszłości, pytania czy istnieję? czy świat jest prawdziwy? godzina spokoju. następnie znowu choroby, potem znowy strach przed schizą, strach przed paranoją, życiem, potem strach, że mam słabą pamięć. że mi mózg siada i nigdy nie będzie taki super sprawny, jak zwykle był. włączam tv/czytam wiadomości – strach – co się dzieje ze światem? ludźmi? Epizody z DD, derelka czasem mocna, a nie wiem czy ciągle nie jakaś lekka, bo inaczej wygląda świat – gorzej, smutniej, straszniej – inny świat od tego, który był przed pierwszą paniką.
Natrętne myśli: ciągły strach przed każdą literówką ("mózg się niszczy"), że nie pamiętam słowa, nazwiska aktorki czy czegoś jeszcze ("tracę pamięć, alzheimer, SM"), każdy wyprysk skórny ("osłabiony jestem, umrę"), mierzę ciśnienie co godzinę.
a temu towarzyszą prawie non stop objawy fizyczne: miękkie nogi, ból głowy, to tętno chore, (żebym miał chociaż schizę, że mam wysoki puls, ale ja mam rzeczywiście 100, powinienem mieć 70), drżenie mięśni (leżę sobie spokojnie i nagle mi drży na stopie, na łydce, na ramieniu). morfologia spoko. :s osłabiona odporność, zmęczenie, obniżona koncentracja, pamięć (i ciągłe guglanie o chorobach, objawach, stanach - guzy, raki, otępienia).
czytanie postów nie pomaga już. asertin brać? czy mi rozwali wątrobę? wypierze z emocji? osłabi fizycznie tak znowu, że wpadnę w kolejną grypę?
rzygam sobą po tym, co napisałem. Rzygam i nie rzygam. a zebrałem się, bo paradoksalnie mam znowu lepszy wieczór, w ciągu dnia znowu miałem atak paniki. w tym tygodniu miałem łącznie 3 ataki z pulsem 130. po "długiej" przerwie, bo ostatnio w okolicy świąt (przed).
Wkurzam się, bo wydaję mi się (złudne przekonanie, że jesteśmy wyjątkowi w swej nerwicy?), że ja mam TAK DUŻO objawów – jestem drażliwy, mam hipochondrię, agorafobię, napady paniki, strach przed schizą/paranoją, przed przyszłością, przed światem, NO WSZYSTKO!
Czy ktoś aż tak intensywnie i szeroko przeżywał/przeżywa nerwicę? Poleca leki? Albo miks terapia/leki/materiały? Co do leków boję się efektów ubocznych, nasilenia jazd, ale też emocjonalnego ochłodzenia czy cokolwiek tam się może wydarzyć.
To już też nie dotyka tylko mnie, ale męczy mój związek i moją rodzinę.
Ja pisząc nawet ten post, analizowałem, przejmowałem się, jak go napiszę. Pisać mógłbym dalej, ale to chyba mija się w ogóle z celem.