Moja historia....proszę o radę
: 7 stycznia 2017, o 17:11
Witajcie… jestem tu nowa, ale za to doświadczona już przez zaburzenia depresyjno – lękowe tak mi się wydaje. Jeszcze 5 miesiący temu byłam przekonana, że pokonałam swoje lęki i zaburzenie nie wróci.(odstawiłam leki antydepresyjne i zakończyłam terapię na tamten okres z powodzeniem). Przy pierwszym zaburzeniu(jeszcze nie wiedziałam co to jest zaburzenie lękowe) a konkretnie to był odwyk od silnie uzależniającego środka uspakajającego przepisywanego notorycznie przez lekarza psychiatrę,(nie będę pisać jakiego leku , żeby nikogo nie wystraszyć).Ja brałam go najpierw doraźnie później już częściej a potem cały czas przez lata. Nie zdawałam sobie sprawy, że to tak silny lek uzależniający (tak, byłam wtedy młoda i głupia) i lekarz ten cały czas przepisywał tylko leki i mówił, że to depresja lękowa itd. I po co Pani ma się męczyć?! I trwało to lata i ani razu nie skierował mnie na terapię. Widać lekarz starej daty albo pasowało mu to, że za wizyty dostawał niezłą kasę a pacjentkę miał panikarę więc ….tak się przyzwyczaiłam i było mi z tym dobrze. Horror zaczął się jak wyjechałam z mężem do Irlandii i zaczęłam odstawiać leki bo chciałam zajść w ciążę i pełna optymizmu odstawiłam po wielu latach ten uzależniający oczywiście pod kontrolą lekarza wtedy już telefonicznie nie mając pojęcia o skutkach odstawienia gdyż lekarz nie poinformował mnie o tym było „coś tam Pani odczuje”. Tak właśnie odczułam i to bardzo nie będę Wam tego tu opisywać bo odwyk do najprzyjemniejszych nie należy. Było to dla mnie tak stresujące, że właśnie wtedy wystąpiło zaburzenie lękowe a dla mnie trauma straszna oraz nawyk straszenia się dosłownie.Winiłam za to oczywiście mojego lekarza bo to było złe leczenie, ale czasem tak bywa niestety i na szczęście już do niego nie wróciłam tylko zgłosiłam się o pomoc na terapię grupową, która bardzo mi pomogła a potem kontynuowałam terapię indywidualną. Miałam już większą świadomość mojego problemu i tak małymi kroczkami wychodziłam z tego. Po zakończeniu terapii czułam się super . Bardzo dużo osiągnęłam i rozłożyłam wreszcie skrzydła a w między czasie siadł mi kręgosłup bo miałam pracę dość wymagającą ale bardzo ją lubiłam no i się zaczęło…straciłam pracę, rehabilitacja potem ospa i powikłania znowu rehabilitacja i zaczęłam się mocno zamartwiać jak sobie poradzimy finansowo bo nie mogłam pracować i cały czas coś się waliło. Trzymałam się jak mogłam zaniedbałam swoje potrzeby i wszystko to co nauczyłam się na terapii bo byłam skupiona tylko na zamartwianu i doszedł stres i ten słynny atak paniki co przeważnie zaczyna zaburzenie lękowe, ale nie zawsze tak jest u mnie tak było i się zaczęło. Nie spodziewałam się tego w ogóle, że jeszcze się tak w życiu poczuję i wszystko mi się przypomniało z odwyku trauma wróciła i tak siedzę z tym już ponad miesiąc niby niedługo, ale miesiąc z silnym panicznym lękiem i natrętami to dla mnie jak wieczność… Jestem zdruzgotana i załamana…. .tyle jeszcze przede mną a ja nie mam siły już i boję się wszystkiego jak małe dziecko nawet samej siebie już to raz przechodziłam a wciąż się upewniam bo jeszcze nie zaakceptowałam tego stanu widocznie. Trafiłam na Wasze forum i nieraz mi bardzo pomogło. Wiem, że teraz to jest najgorszy moment dla mnie i na wszystko jestem wyczulona i cały czas czuję zagrożenie irracjonalne. Ciężko jest mi funkcjonować bo w kółko się nakręcam i straszę tymi myślami lękowymi i natrętami. Mam wrażenie i panicznie się tego boję, że nie odróżniam myśli natrętnej od normalnej tzn. Mam myśl natrętną, że to co robie nawet normalnie jest natrętne i to nie daje mi spokoju bo wtedy jestem jeszcze bardziej niepewna. Mam oczywiście bardzo popularnego natręta, że coś sobie zrobię, myśli samobójcze, albo komuś, przez co zostanie w domu samej jak wszyscy pracują jest dla mnie mega wyzwaniem. Najbardziej te myśli są skierowane w moją osobę czyli wyzywanie siebie tak jakbym chciała zrobić sobie na złość a tego nie chcę nie mam nawet takich cech , że udaję,tak jak bym chciała się ukarać , że sobie nie poradziłam w ostatnim okresie przez natłok wszystkiego. Mój wewnętrzny krytyk nie ma dla mnie litości…. Mam też bujną wyobraźnię więc i schizofrenii też się boję i psychoz i wiem, że badało mnie już kilku lekarzy i terapeutów i tego nie mam ale jak człowiek naczyta się o tych chorobach to potem się straszy i ja tak mam, że sobie to wyobrażam i nakręcenie gotowe. Proszę Was o radę jak mam ruszyć jestem naprawdę w kiepskim stanie samo wyjście już z domu jest dla mnie problemem a wcześniej tak nie było ja wręcz lgnęłam do ludzi bo jestem bardzo towarzyską osobą a teraz jest odwrotnie odizolowałam się ze swoim lękiem. Boję się nawet normalnie rozmawiać przez telefon…..bo wydaje mi się, że jestem już nienormalna…. I najgorsze w tym wszystkim jest to,że ja się obwiniam za to wszystko, całą złość skierowałam na siebie bo nigdy nie pozwalałam sobie na słabości bo chciałam być perfekcjonistką bo tak miałam wpajane od dzieciństwa.
-- 7 stycznia 2017, o 17:11 --
Czytając Wasze posty o zmaganiach z nerwicą wiem, że każdy ma inną historię i podobne objawy ale wiem już, że mechanizm jest ten sam.Napiszę Wam jak ja sobie radzę teraz w najgorszym stanie jaki miałam może coś jeszcze mi doradzicie. Każdego dnia wieczorem staram się robić minimalny plan na następny dzień na kartce i monitoruję swój nastrój i lęk w tabelce i oceniam poprzez skalę natężenia objawów. Tego właśnie nauczyłam się na terapii i to bardzo pomaga jak mam najcięższe momenty i jestem wszystkiego niepewna przez natrętne myśli.Najgorzej jest rano bo ciężko jest mi wstać o zaplanowanej godzinie ale to pewnie z lenistwa bo teraz nie pracuję ale już wiem, że takie dłuższe spanie daje jeszcze większy lęk i gorsze samopoczucie. Pomimo moich objawów staram się wychodzić na spacer z kijkami (nordic walking) nawet na chwilę pomimo paraliżującego lęku i natrętnych myśli.Potem jak dam radę nie zawsze się to udaje idę do centrum handlowego bo mam blisko i chodzę wśród ludzi na siłę żeby tylko nie siedzieć samej w domu bo to jest najgorsze. Staram się też zrobić małe zakupy w sklepie niedaleko domu( teraz jest to dla mnie wyczyn dosłownie)Ja mam taką sytuację, że muszę zostawać sama w domu bo mąż i mama pracują więc nie mam wyjścia choć jest mi bardzo ciężko w najgorszym przypadku zostaję pod kocem z komputerem. Od miesiąca mam najgorszą fazę nerwicy i staram się tłumaczyć sobie, że pewnych rzeczy nie ogarnę teraz ale ciężko mi się z tym pogodzić bo wiem na ten moment jakie mam ograniczenia i to mnie dołuje.Generalnie z natury jestem osobą bardzo towarzyską, energiczną i kreatywną lecz ostatnie miesiące pogrążyły mnie przez choroby, utratę pracy i doszedł silny stres i poległam.Nie przypuszczałam nawet że będę się jeszcze tak czuła ale cóż takie życie.Odkąd pamiętam często się martwiłam o przyszłość i pojawiały się lęki i natręty ale nie zwracałam na to aż tak uwagi po prostu robiłam swoje.Jestem też duszą artystyczną(zajmuję się muzyką od małego ) i wiem, że jestem też bardzo emocjonalna.Od momentu uzależnienia się od silnych leków uspakajających(każdy pewnie wie w nerwicy o jakie mi chodzi) wszystko się zmieniło w moim życiu.Dlatego też bierzcie je rozważnie i z zalecenia lekarza jak już musicie bo one działają na początku a potem jest właśnie uzależnienie bo mniejsze dawki już nie działają i potrzeba wtedy brać większe i częściej a i tak czujemy się gorzej. Bo są to tylko leki doraźne!! A całą pracę nad sobą trzeba wykonać samemu i wyjść z tego dziadostwa właśnie przez różne sposoby opisane też na tym forum.Obecnie mija 4 rok jak nie biorę tych leków uzależniających.W najgorszych okresie wspomagam się antydepresantem i terapią. Już raz to przechodziłam i na długi czas miałam spokój można powiedzieć ale teraz to jest inna sytuacja bardziej epizod ale się tak nakręciłam lękami że zaburzenie jest bardziej intensywne i kółko się kręci.Najgorsze są myśli natrętne, które mnie bardzo blokują nawet jak je puszczam i ignoruję też odczuwam bardzo silny lęk, który mnie dosłownie paraliżuje.Bardzo boję się też DD gdyż odczuwam też jej objawy i mam poczucie zwariowania.Bardzo chcę wyzdrowieć ale mam wrażenie że nie mam już siły i się poddaję..co jest odwrotnością mojego charakteru bo zawsze walczyłam...teraz jest o wiele gorzej i ciężej..
-- 7 stycznia 2017, o 17:11 --
Czytając Wasze posty o zmaganiach z nerwicą wiem, że każdy ma inną historię i podobne objawy ale wiem już, że mechanizm jest ten sam.Napiszę Wam jak ja sobie radzę teraz w najgorszym stanie jaki miałam może coś jeszcze mi doradzicie. Każdego dnia wieczorem staram się robić minimalny plan na następny dzień na kartce i monitoruję swój nastrój i lęk w tabelce i oceniam poprzez skalę natężenia objawów. Tego właśnie nauczyłam się na terapii i to bardzo pomaga jak mam najcięższe momenty i jestem wszystkiego niepewna przez natrętne myśli.Najgorzej jest rano bo ciężko jest mi wstać o zaplanowanej godzinie ale to pewnie z lenistwa bo teraz nie pracuję ale już wiem, że takie dłuższe spanie daje jeszcze większy lęk i gorsze samopoczucie. Pomimo moich objawów staram się wychodzić na spacer z kijkami (nordic walking) nawet na chwilę pomimo paraliżującego lęku i natrętnych myśli.Potem jak dam radę nie zawsze się to udaje idę do centrum handlowego bo mam blisko i chodzę wśród ludzi na siłę żeby tylko nie siedzieć samej w domu bo to jest najgorsze. Staram się też zrobić małe zakupy w sklepie niedaleko domu( teraz jest to dla mnie wyczyn dosłownie)Ja mam taką sytuację, że muszę zostawać sama w domu bo mąż i mama pracują więc nie mam wyjścia choć jest mi bardzo ciężko w najgorszym przypadku zostaję pod kocem z komputerem. Od miesiąca mam najgorszą fazę nerwicy i staram się tłumaczyć sobie, że pewnych rzeczy nie ogarnę teraz ale ciężko mi się z tym pogodzić bo wiem na ten moment jakie mam ograniczenia i to mnie dołuje.Generalnie z natury jestem osobą bardzo towarzyską, energiczną i kreatywną lecz ostatnie miesiące pogrążyły mnie przez choroby, utratę pracy i doszedł silny stres i poległam.Nie przypuszczałam nawet że będę się jeszcze tak czuła ale cóż takie życie.Odkąd pamiętam często się martwiłam o przyszłość i pojawiały się lęki i natręty ale nie zwracałam na to aż tak uwagi po prostu robiłam swoje.Jestem też duszą artystyczną(zajmuję się muzyką od małego ) i wiem, że jestem też bardzo emocjonalna.Od momentu uzależnienia się od silnych leków uspakajających(każdy pewnie wie w nerwicy o jakie mi chodzi) wszystko się zmieniło w moim życiu.Dlatego też bierzcie je rozważnie i z zalecenia lekarza jak już musicie bo one działają na początku a potem jest właśnie uzależnienie bo mniejsze dawki już nie działają i potrzeba wtedy brać większe i częściej a i tak czujemy się gorzej. Bo są to tylko leki doraźne!! A całą pracę nad sobą trzeba wykonać samemu i wyjść z tego dziadostwa właśnie przez różne sposoby opisane też na tym forum.Obecnie mija 4 rok jak nie biorę tych leków uzależniających.W najgorszych okresie wspomagam się antydepresantem i terapią. Już raz to przechodziłam i na długi czas miałam spokój można powiedzieć ale teraz to jest inna sytuacja bardziej epizod ale się tak nakręciłam lękami że zaburzenie jest bardziej intensywne i kółko się kręci.Najgorsze są myśli natrętne, które mnie bardzo blokują nawet jak je puszczam i ignoruję też odczuwam bardzo silny lęk, który mnie dosłownie paraliżuje.Bardzo boję się też DD gdyż odczuwam też jej objawy i mam poczucie zwariowania.Bardzo chcę wyzdrowieć ale mam wrażenie że nie mam już siły i się poddaję..co jest odwrotnością mojego charakteru bo zawsze walczyłam...teraz jest o wiele gorzej i ciężej..