Odburzam się - czy wszystko robię dobrze?
: 3 stycznia 2017, o 11:00
Cześć przyjaciele w niedoli 
Od ponad miesiąca leczę się farmaceutycznie na nerwice lękową. Mam 75 efevelonu a od jutra zwiększam dawkę o 37,5, ponieważ doktur powiedziała, że powinienem dobrze się czuć cały czas, a nie pojedyncze epizody, mieszające się z dniami słabymi. Jeśli chodzi o objawy to nie mam już ataków paniki, to jest radzę sobie z objawami somatycznymi(wkurza mnie tylko lekki ból przy oddychaniu w nosie, ale podejrzewam, że to zatoki plus zmniejszone nozdrza przewlekłym stresem). Początki były trudne, bałem się uduszenia, bólu w brzuchu itp, ale wszystko wyracjonalizowałem i nawet jak coś boli to nie jest to coś co nakręca mi spirale lęku. W międzyczasie przeczytałem parę książek i materiałów tu i mniej więcej wiem co sie z czym je. Po 3 wizycie u psychoterapeutki powiedziała, że nie ma sensu dalej i że za miesiąc wizyta kontrolna...
Co mnie nie pokoji to 1)obniżenie nastroju 2)brak motywacji 3)brak radości z czegokolwiek 4)przerażające myśli egzystencjonalne, bezsensu istnienia 5)uczucie ciepła i spięcia w mózgu brak relaksu - tj. próbowałem technik różnych, ale jakoś w nie nie wierzę... czy taki stan będzie trwał czy przejdzie ? Miałem naprawde w ub tygodniu 3,4 dni idealne, jak przed chorobą, ale w sobotę wypiłem pół lampy(nie lampki) i w niedziele mnie zmuliło i ładowało serce co troche mnie nakreciło.
Co moge poprawić? Myśle o aktywności fizycznej, ale czy są jakieś doświadczenia, że to naprawdę pomoga? Szukam sposobu na relaks oraz wiem, że muszę poprawić dietę, jem naprawdę średnio.
Jakieś porady? Nakierunkowanie?
Za każdą odpowiedź będę wdzięczny

Od ponad miesiąca leczę się farmaceutycznie na nerwice lękową. Mam 75 efevelonu a od jutra zwiększam dawkę o 37,5, ponieważ doktur powiedziała, że powinienem dobrze się czuć cały czas, a nie pojedyncze epizody, mieszające się z dniami słabymi. Jeśli chodzi o objawy to nie mam już ataków paniki, to jest radzę sobie z objawami somatycznymi(wkurza mnie tylko lekki ból przy oddychaniu w nosie, ale podejrzewam, że to zatoki plus zmniejszone nozdrza przewlekłym stresem). Początki były trudne, bałem się uduszenia, bólu w brzuchu itp, ale wszystko wyracjonalizowałem i nawet jak coś boli to nie jest to coś co nakręca mi spirale lęku. W międzyczasie przeczytałem parę książek i materiałów tu i mniej więcej wiem co sie z czym je. Po 3 wizycie u psychoterapeutki powiedziała, że nie ma sensu dalej i że za miesiąc wizyta kontrolna...
Co mnie nie pokoji to 1)obniżenie nastroju 2)brak motywacji 3)brak radości z czegokolwiek 4)przerażające myśli egzystencjonalne, bezsensu istnienia 5)uczucie ciepła i spięcia w mózgu brak relaksu - tj. próbowałem technik różnych, ale jakoś w nie nie wierzę... czy taki stan będzie trwał czy przejdzie ? Miałem naprawde w ub tygodniu 3,4 dni idealne, jak przed chorobą, ale w sobotę wypiłem pół lampy(nie lampki) i w niedziele mnie zmuliło i ładowało serce co troche mnie nakreciło.
Co moge poprawić? Myśle o aktywności fizycznej, ale czy są jakieś doświadczenia, że to naprawdę pomoga? Szukam sposobu na relaks oraz wiem, że muszę poprawić dietę, jem naprawdę średnio.
Jakieś porady? Nakierunkowanie?
Za każdą odpowiedź będę wdzięczny
