Nerwica lękowa a uzależnienie od benzodwuazepin
: 12 października 2015, o 12:57
Witajcie!!!
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem wiele postów w tym Victora na temat nerwicy lękowej. Zapoznałem się także z wieloma nowymi dla mnie informacjami na ten temat. Ja sam choruję od zawsze na nerwicę lękową i mam z tego powodu wiele problemów. Odkąd pamiętam w moim życiu towarzyszyły mi lęki, natręctwa później depresja, fobia społeczna, objawy z grupy derealizacji i depersonalizacji. W czasach mojej młodości ( lata 70-te ubiegłego wieku) wiedza na temat tego typu zaburzeń była mała. Uważano powszechnie, że są to sprawy wstydliwe i nie należy się nimi chwalić. Ludzie, którzy odczuwali lęki i których emocje ,szczególnie te złe, powodowały trudności życiowe nie mieli możliwości porozmawiania o tym także i z innych przyczyn ( nie było internetu). Były za to bardzo rozpowszechnione pigułki szczęścia ( benzodwuazepiny i barbiturany) po które sięgała większość ludzi prześladowanych przez lęki, fobie, bezsenność. Lekarze chętnie je przepisywali nie mając pojęcia o ich szkodliwości i dużym potencjale uzależniającym. Wiele osób w tym także ja, którzy przyjmowały te specyfiki nie zdawały sobie sprawy z choroby ( nerwicy) i cieszyły się, że po zażyciu tabletki np. Relanium lęki i bezsenność znikają. Z biegiem czasu powstawało uzależnienie. Dalsze życie lekomana to nieustające zdobywanie kolejnych dawek leku ( co raz większych), konspiracja przed rodziną i otoczeniem mająca na celu ukrycie nałogu i dalsza nierówna walka z lękiem, który i tak w końcu pojawiał się niezależnie od przyjmowanych specyfików. Sam przeszedłem przez to piekło. Wiele lat próbowałem walczyć z nałogiem. W końcu po leczeniu ( 2 koszmarne miesiące) w szpitalu psychiatrycznym na detoksie udało mi się odstawić benzodwuazepiny ( Lorafen). Ale to spowodowało pojawienie się koszmarnego lęku oraz objawy deralizacji i depersonalizacji. Psychiatrzy, którzy mnie konsultowali uważali, że jest to psychiczny zespół odstawienia a być może reakcja psychotyczna na przyjmowane przez wiele lat leki ( tak zostałem przez nich zaszufladkowany). O mało to się dla mnie źle nie skończyło. Bowiem podejrzenie choroby psychicznej ( schizofrenii) spowodowało nasilenie objawów lękowych także i tych somatycznych ( drżenia,pobudzenie, bicie serca itd.) bezsenności i depresji. Żaden z konsultujących mnie psychiatrów i psychologów nawet nie pomyślał, że w moim przypadku to jest nerwica lękowa, której towarzyszy jako wtórny ( powstały z winy lekarzy) zespół uzależnienia od benzodwuazepin. W czasie mojego leczenia poznałem wielu ludzi zmagających się z takim uzależnieniem. Z perspektywy czasu uważam, że pierwotną chorobą na którą chorowali była nerwica lękowa połączona z fobią społeczną a leki czy alkohol tylko się na to nałożyły. Wiele osób chorujących na nerwicę lękową to potencjalne ofiary leków psychotropowych z grupy benzodwuazepin czy alkoholu. Myślę, że warto na tym forum podyskutować o tym. Być może uratuje to wielu cierpiących z powodu zaburzeń emocjonalnych prze piekłem uzależnienia
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem wiele postów w tym Victora na temat nerwicy lękowej. Zapoznałem się także z wieloma nowymi dla mnie informacjami na ten temat. Ja sam choruję od zawsze na nerwicę lękową i mam z tego powodu wiele problemów. Odkąd pamiętam w moim życiu towarzyszyły mi lęki, natręctwa później depresja, fobia społeczna, objawy z grupy derealizacji i depersonalizacji. W czasach mojej młodości ( lata 70-te ubiegłego wieku) wiedza na temat tego typu zaburzeń była mała. Uważano powszechnie, że są to sprawy wstydliwe i nie należy się nimi chwalić. Ludzie, którzy odczuwali lęki i których emocje ,szczególnie te złe, powodowały trudności życiowe nie mieli możliwości porozmawiania o tym także i z innych przyczyn ( nie było internetu). Były za to bardzo rozpowszechnione pigułki szczęścia ( benzodwuazepiny i barbiturany) po które sięgała większość ludzi prześladowanych przez lęki, fobie, bezsenność. Lekarze chętnie je przepisywali nie mając pojęcia o ich szkodliwości i dużym potencjale uzależniającym. Wiele osób w tym także ja, którzy przyjmowały te specyfiki nie zdawały sobie sprawy z choroby ( nerwicy) i cieszyły się, że po zażyciu tabletki np. Relanium lęki i bezsenność znikają. Z biegiem czasu powstawało uzależnienie. Dalsze życie lekomana to nieustające zdobywanie kolejnych dawek leku ( co raz większych), konspiracja przed rodziną i otoczeniem mająca na celu ukrycie nałogu i dalsza nierówna walka z lękiem, który i tak w końcu pojawiał się niezależnie od przyjmowanych specyfików. Sam przeszedłem przez to piekło. Wiele lat próbowałem walczyć z nałogiem. W końcu po leczeniu ( 2 koszmarne miesiące) w szpitalu psychiatrycznym na detoksie udało mi się odstawić benzodwuazepiny ( Lorafen). Ale to spowodowało pojawienie się koszmarnego lęku oraz objawy deralizacji i depersonalizacji. Psychiatrzy, którzy mnie konsultowali uważali, że jest to psychiczny zespół odstawienia a być może reakcja psychotyczna na przyjmowane przez wiele lat leki ( tak zostałem przez nich zaszufladkowany). O mało to się dla mnie źle nie skończyło. Bowiem podejrzenie choroby psychicznej ( schizofrenii) spowodowało nasilenie objawów lękowych także i tych somatycznych ( drżenia,pobudzenie, bicie serca itd.) bezsenności i depresji. Żaden z konsultujących mnie psychiatrów i psychologów nawet nie pomyślał, że w moim przypadku to jest nerwica lękowa, której towarzyszy jako wtórny ( powstały z winy lekarzy) zespół uzależnienia od benzodwuazepin. W czasie mojego leczenia poznałem wielu ludzi zmagających się z takim uzależnieniem. Z perspektywy czasu uważam, że pierwotną chorobą na którą chorowali była nerwica lękowa połączona z fobią społeczną a leki czy alkohol tylko się na to nałożyły. Wiele osób chorujących na nerwicę lękową to potencjalne ofiary leków psychotropowych z grupy benzodwuazepin czy alkoholu. Myślę, że warto na tym forum podyskutować o tym. Być może uratuje to wielu cierpiących z powodu zaburzeń emocjonalnych prze piekłem uzależnienia