Co mi jest
: 5 października 2014, o 21:32
Cześć,
Piszę tutaj bo już nie wiem co mi dolega, do jakiego stanu się doprowadziłem i jak z tego wyjść, bo nie które myśli mnie już przerażają. Tak jak by to wszystko nie miało końca i było mi źle pisane. Od dłuższego czasu towarzyszy mi ogromna pustka wewnętrzna. To jest taka potrzeba czegoś... hmm sam nie wiem. Ogromnej akceptacji i uznania, namiętnej miłości, tak jak by mi tego wszystkiego brakowało. Jak każdy człowiek, mam swoje marzenia i idealną wizję siebie i swojego życia, problem w tym, że traktuje to jakoś coś ważnego i nie mogę poradzić sobie z obecną rzeczywistością. Dlatego cały czas dążę do realizacji swoich planów, uciekając w pasję co daje świetną frajdę i złudne poczucie spełnienia będąc w drodze do celu, ale w rzeczywistości bardzo dużo w tym wszystkim mieszam i coraz bardziej się grzebie.
Ostatnimi czasy przeżywałem mnóstwo porażek i frustracji, do tego problemy z samoakceptacją pogorszyły się na tyle, że źle się czuje sam ze sobą, więc jak tu ciągnąć dalej jednocześnie próbując się rozwijać, dążyć do idealnej wizji, która jest tylko wizją i nie koniecznie możliwą do spełnienia. ;pyk Mam trochę siano w głowie przez to wszystko, natłok myśli, potrafie całymi dniami siedzieć i rozmyślać, popadać w różne doły, ale czasem wręcz mani i pozytywnego myślenia... próbuje tą pustke zatkać używkami. Troche i tak jest w tej kwestii lepiej bo co prawda fajek już nie pale, alkoholu nie lubie, marihuana(świetnie pomaga) ale to ciężko ze zdobyciem i strasznie rozleniwia, do tego dochodzi bardzo częsta masturbacja. To jest bezcelowe. Siedzenie w domu mi tylko pogłębia całą sprawę, zaczyna mi się wtedy wydawać, że wszystko jest przeciwko mnie i do dupy, dopiero jak wyjdę do znajomych to trochę odczuwam uglę, ale to niestety nie jest czymś co mi daje jakąś większą wartość niż tylko chwilowe poczucie stabilności sytuacji.
Kończe niedługo szkołe, mam taką wizję, że jak pójde na studia to zaczne żyć na nową, zakocham się, poznam masę nowych ludzi, a do tego czasu porozwiązuje parę spraw, które zawracają mi głowę i mi te paranoje po prostu trwale przejdą, może nawet wcześniej parę spraw się ułoży, ale czasem sie zastanawiam, co jeśli nie?
Swego czasu byłem dość pewnym siebie dojrzewającym chłopakiem, mającym standardowo mase wątpliwości, jak to wypada na młody wiek, ale teraz jak by straciłem to... w momencie kiedy dorosłem i próbowałem żyć tak jak chce żyć, będąc często odrzucanym i sfrustowanym.
Tylko nie wiem jak z tym na ten moment postępować, może i bym z tego wyszedł, ale jak się zastanawiam czy nie mam jakiś zaburzeń to mnie to ostro przykłada do ziemi.
Czasem to się w ogóle czuje jak spierdolina, która się do niczego nie nadaję, ale potem wychodzę z domu, zakładam maskę na to uczucie i jakoś idę
Nie wiem czy to są tylko problemy z samooceną, ale jesli tak to patrząc na moje myśli, nabierają czasem skrajne efekty.
Pozdrawiam.
Piszę tutaj bo już nie wiem co mi dolega, do jakiego stanu się doprowadziłem i jak z tego wyjść, bo nie które myśli mnie już przerażają. Tak jak by to wszystko nie miało końca i było mi źle pisane. Od dłuższego czasu towarzyszy mi ogromna pustka wewnętrzna. To jest taka potrzeba czegoś... hmm sam nie wiem. Ogromnej akceptacji i uznania, namiętnej miłości, tak jak by mi tego wszystkiego brakowało. Jak każdy człowiek, mam swoje marzenia i idealną wizję siebie i swojego życia, problem w tym, że traktuje to jakoś coś ważnego i nie mogę poradzić sobie z obecną rzeczywistością. Dlatego cały czas dążę do realizacji swoich planów, uciekając w pasję co daje świetną frajdę i złudne poczucie spełnienia będąc w drodze do celu, ale w rzeczywistości bardzo dużo w tym wszystkim mieszam i coraz bardziej się grzebie.

Kończe niedługo szkołe, mam taką wizję, że jak pójde na studia to zaczne żyć na nową, zakocham się, poznam masę nowych ludzi, a do tego czasu porozwiązuje parę spraw, które zawracają mi głowę i mi te paranoje po prostu trwale przejdą, może nawet wcześniej parę spraw się ułoży, ale czasem sie zastanawiam, co jeśli nie?
Swego czasu byłem dość pewnym siebie dojrzewającym chłopakiem, mającym standardowo mase wątpliwości, jak to wypada na młody wiek, ale teraz jak by straciłem to... w momencie kiedy dorosłem i próbowałem żyć tak jak chce żyć, będąc często odrzucanym i sfrustowanym.
Tylko nie wiem jak z tym na ten moment postępować, może i bym z tego wyszedł, ale jak się zastanawiam czy nie mam jakiś zaburzeń to mnie to ostro przykłada do ziemi.
Czasem to się w ogóle czuje jak spierdolina, która się do niczego nie nadaję, ale potem wychodzę z domu, zakładam maskę na to uczucie i jakoś idę

Nie wiem czy to są tylko problemy z samooceną, ale jesli tak to patrząc na moje myśli, nabierają czasem skrajne efekty.
Pozdrawiam.