a=fla+age->m<-o nie obraź się ale czytając twój post, mam wrażenie jakbym cofnął się do czasów trochę wstecznych. A mianowicie jak siedziałem ze znajomymi na grillu albo gdzieś
i rozmowa schodziła na temat religii. Zresztą kiedyś nawet świadkowie jehowy mówili mi podczas przypadkowej rozmowy to samo albo bardzo podobnie do ciebie.
Z reguły zawsze schemat jest taki sam
Pytanie fundamentalne...w kogo wierzysz w Boga czy Kościół
Potem analiza WYBRANYCH fragmentów biblii, następnie stwierdzenie faktów o bogactwie zakonników i księży na koniec stwierdzenie o ich dzieciach. No a teraz pojawił sie nowy temat pedofilia.
Oczywiście sam musze się przyznać, ze do chrześcijanina mi daleko. Wedle tej religii jestem po prostu cholernym grzesznikiem.
Nie popieram również różnych postaw Kościoła, w żadnym wypadku pedofilii, która jest najgorsza bo krzywdzi niewinne dzieci. Na widok czasem przepychu niektórych księży a dużej biedy mojej w zyciu parę lat wstecz i mojej matki nóż w kieszeni się mi otwiera. Podobnie na widok niektórych sług jak znany Ojciec Dyrektor.
Ale mimo wszystko nie lubię czytać obojętnie jak to Kosciół jest ZŁEM ostatecznym. A katolicy to w ogóle banda oszołomów omamionych poprzez księży.
A jednej rzeczy nie mogę zrozumieć najbardziej, czemu poprzez błędy niektórych księży ja mam odwracać się od Boga (w którego deklaruję, ze wierzę) i od Kościoła - jako powiedzmy wspólnoty osób modlących się.
Ja do Kościoła chodziłem zawsze po to aby się pomodlić.
Mnie nie interesuje czy proboszcz ma 3 dzieci. Z jednego powodu, czy to ja będę odpowiadał za to przed Bogiem? Dla mnie księża nie mają cech Boskich to są ludzie, którzy popełniają złe czyny a czasem i zbrodnie. Tak jak wielu pośród nas.
Ważne żebym to ja wiedział co źle robię, ważne żebym był w kwestii wiary również odpowiedzialny za siebie.
Oczywiście też uważam, ze za wiele czynów powinni być niektórzy księża po prostu wydaleni z posługi kapłańskiej, co często nie ma miejsca. Ale jeszcze raz czy ja za to odpowiem?
Po prost jeśli jesteśmy wierzący to uznajemy Boga, daną religię i jej sakramenty oraz przykazania, najbardziej przykazanie miłości.
A nie dla własnego dobra i wygody krytykujemy dookoła a Boga stwarzamy sobie wedle własnej wyobraźni. Bo taki sposób nam na wiele pozwala. Moim zdaniem to tak nie działa...
Jest albo tak albo tak....
Dodam, ze znam paru księży, którzy nie mają żon, dzieci na boku, są w porządku goście. A co do twojej koleżanki to przykro mi, że wpadła w takie sidła. Sam przez to przechodziłem w wieku 15-16 lat. Kiedy dostałem fobii i natręctw na tle religijnym. Jak rano nie zmówiłem różańca to byłem chory, tak samo jak nie poszedłem do Kościoła raz dziennie.
I właśnie pierwsza osoba, która mi zwróciła uwagę, że mogę mieć problem to był ksiądz w konfesjonale, który bardzo często mnie tam spotykał.
Potem natręctwa przerzuciły się na sumowanie liczb i liter w wyrazach. Sumowanie tablic rejestracyjnych i wiele innych.
To nie przez religię koleżanka dostała natręctwa, choroba akurat wybrała ten kierunek. Jakby nie było religii to raczej na pewno by sprawdzała np. 70 razy drzwi czy są domknięte itp.
To nie wina religii.
A co do celibatu to kiedyś w technikum spytaliśmy katechetkę jak z tym jest. Czy ona nie miała z tym problemów, czy jej nie było szkoda itp. Powiedziała prosto była nawet zakochana po uszy w chłopaku, któremu i ona się podobała. Ale bardziej czuła miłość do Boga do Jezusa. Powiedziała, że najlepiej poczuć, że się prawdziwie kocha Jezusa rezygnując z czegoś bardzo ważnego tutaj na ziemi. Coś takiego powiedziała. Dla wielu z nas może się to wydać głupotą, sam wtedy pomyślałem jak się nie mylę - "bo nie czułaś chłopa między nogami".
Ale w sumie jak teraz się zastanowie to jest w tym coś fajnego. Coś na co ja bym się nie zdecydował. Nie poświęcił bym wielu rzeczy dla Boga. A ona tak.
I o to chodzi z prawdziwym powołaniem moim zdaniem kwestią celibatu itp.
Ale na koniec dodam, że moim zdaniem zaburzenia psychiczne nie są wynikiem odejścia od Boga. Dla mnie to choroba o podłożu genetycznym, biologicznym i środowiskowym.
Ja np. bardziej byłem wierzący kiedy byłem zdrowy. Odkąd mam depersonalizację i 100 pytań co godzinę egzystencjalnych to już wiara nie jest mi tak bliska.