Strach przed rozmowami z partnerem
: 14 marca 2021, o 00:30
Cześć!
Choruję od lat na zaburzenia lękowe, w tym też na OCD, które jednak prawie całkowicie zgasilam dzięki terapii i lekom. Dodam na wstępie że od prawie roku nie biorę stałych leków, a brałam je około 8 lat. Terapia sprawiła, że dałam radę to zrobić. To tak aby dać nadzieję. Co nie oznacza, że jestem już całkowicie zdrowa. Być może nigdy nie będę. Do rzeczy:
Czy ktoś z zaburzeniami lękowymi także zmaga się z takim problemem: panicznie boję się rozmów na poważne tematy z partnerem. Dotyczy to szczególnie sytuacji kryzysowych, kiedy jest bardzo źle. Strach paraliżuje mnie na tyle, że wręcz czuję w klatce piersiowej fizyczny dyskomfort, jakby te więzione we mnie słowa miały mnie od środka zabić. Wolę uciec, czekać, trwać w zawieszeniu. Boję się, że gdy powiem to co myślę, co mi nie pasuje, to stanie się coś strasznego. A przecież logicznie wiem, że gdy nie porozmawiamy, to to wszystko i tak nie będzie miało sensu. Będę nieszczęśliwa albo odbije się to za jakiś czas. Oczywiście ja domyślam się, że w pewnej części bierze się to z dzieciństwa gdyż dorastałam z despotycznym ojcem, który bardzo mnie kocha, ja jego też, ale jednocześnie swoim zachowaniem wyrządził mi wielką krzywdę. Często krzyczał, nie pozwalał i właściwie nadal nie rozumie, że ktoś może mieć inne zdanie niż on. Do dziś zresztą się go w pewnym sensie boję. No ale to nie o nim dziś.
Co z tymi rozmowami? Czy ktoś ma coś takiego? Czy jakoś sobie z tym poradził? Bo jest to patologiczna sytuacja, gdy druga osoba robi coś co sprawia, że jest Ci przykro, a ja nawet nie mam odwagi tego powiedzieć.
Choruję od lat na zaburzenia lękowe, w tym też na OCD, które jednak prawie całkowicie zgasilam dzięki terapii i lekom. Dodam na wstępie że od prawie roku nie biorę stałych leków, a brałam je około 8 lat. Terapia sprawiła, że dałam radę to zrobić. To tak aby dać nadzieję. Co nie oznacza, że jestem już całkowicie zdrowa. Być może nigdy nie będę. Do rzeczy:
Czy ktoś z zaburzeniami lękowymi także zmaga się z takim problemem: panicznie boję się rozmów na poważne tematy z partnerem. Dotyczy to szczególnie sytuacji kryzysowych, kiedy jest bardzo źle. Strach paraliżuje mnie na tyle, że wręcz czuję w klatce piersiowej fizyczny dyskomfort, jakby te więzione we mnie słowa miały mnie od środka zabić. Wolę uciec, czekać, trwać w zawieszeniu. Boję się, że gdy powiem to co myślę, co mi nie pasuje, to stanie się coś strasznego. A przecież logicznie wiem, że gdy nie porozmawiamy, to to wszystko i tak nie będzie miało sensu. Będę nieszczęśliwa albo odbije się to za jakiś czas. Oczywiście ja domyślam się, że w pewnej części bierze się to z dzieciństwa gdyż dorastałam z despotycznym ojcem, który bardzo mnie kocha, ja jego też, ale jednocześnie swoim zachowaniem wyrządził mi wielką krzywdę. Często krzyczał, nie pozwalał i właściwie nadal nie rozumie, że ktoś może mieć inne zdanie niż on. Do dziś zresztą się go w pewnym sensie boję. No ale to nie o nim dziś.
Co z tymi rozmowami? Czy ktoś ma coś takiego? Czy jakoś sobie z tym poradził? Bo jest to patologiczna sytuacja, gdy druga osoba robi coś co sprawia, że jest Ci przykro, a ja nawet nie mam odwagi tego powiedzieć.