Historia mojego zaburzenia + kilka pytań
: 31 maja 2018, o 19:16
Witam. Zarejestrowałem się niedawno, więc chciałbym napisać historię mojego zaburzenia i zadać kilka pytań
.
Wszystko zaczęło się jakoś w grudniu w mojej pierwszej pracy. Wiadomo - był stres i obawy, że ludzie mnie nie polubią, że zrobię coś nie tak.
Pracując na nocną zmianę zacząłem czuć, że coś się ze mną dzieje. Czułem się taki lekko ''wstawiony'', jakbym wypił ze 2 piwa. Nie miałem żadnych zaburzeń równowagi tylko takie zamroczenie
Zignorowałem to jednocześnie sobie tłumacząc, że to nocna zmiana i jestem zmęczony albo, że to od świetlówek, które były nad moim stanowiskiem. Z resztą w dzieciństwie miałem takie odczucia w marketach, ale to było sekundowe. Miałem okazję co nieco okazję na imprezie zapalić i czułem się tak samo. Raz przedobrzyłem i myślałem, że żyję w 5 różnych wymiarach, szambo w głowie, wymioty - na szczęście już nigdy więcej się nie skuszę.
To odczucie zaczęło mnie powoli męczyć na porannej zmianie i się tak jakby nasilało, więc po nowym roku odszedłem. Nie wiem czy dobrze zrobiłem, ale od tamtego momentu zaczęło się istne piekło
Pod wieczór leżąc już w łóżku rozmyślałem czy może nie mam uszkodzonego mózgu, czy to nie początek choroby psychicznej. Momentalnie odczułem ogromny lęk, aż musiałem wstać i zrobić sobie coś ciepłego do picia. Odczekałem 15min. i zasnąłem. Taki atak był jednorazowy, uczucie tego wstawienia jednak ciągle było.
Nadszedł luty, a ja dalej siedziałem w domu pod pretekstem, że dopóki wstawienie mi nie minie to nigdzie do pracy nie pójdę. Grałem całymi dniami na komputerze (z resztą przed zaburzeniem też dużo grałem). W pewnym momencie oglądając jakiś film poczułem silne uderzenie z tyłu głowy, z prawej strony. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło walić jak szalone, totalne odrealnienie. Jakoś doczłapałem się do drugiego pokoju, w którym była moja mama i powiedziałem żeby zawiozła mnie do przychodni bo to już mój koniec
Pojechaliśmy i akurat moja ciocia pielęgniarka miała zmianę. Zmierzyła mi ciśnienie i faktycznie było wysokie. Dała na to jakieś tabletki i dzień jakoś minął.
Zaczęło się robienie badań (krew - ok, mocz- ok, tarczyca - na początku niedoczynność, ale zrobiłem szczegółowe badania i ok). Byłem też prywatnie u kardiologa i serce w porządku. Test na boreliozę - nie mam
Mijały dni, tygodnie i było tylko gorzej. Jakoś w marcu dostałem kontakt do psychoterapeuty, ponoć dobry. No i chodziłem na te wizyty dość długo, wyjaśniał mi to koło lękowe, pytał o moje jakieś problemy, ale ja nie odczuwałem żadnych. Wydawało mi się, że to wzięło się z palca. No bo jak dusza towarzystwa, młody chłop może dostać jakiś zaburzeń? Przecież z tym borykają się tylko słabe jednostki - tak myślałem. Nie mogłem uwierzyć, że problem leży w psychice. Były liczne jazdy m.in. rak, schiza, guz w głowie (a to dlatego, że 5 lat temu potrącił mnie samochód i akurat rozbiłem facetowi szybę głową; w tym miejscu miałem nerwobóle). W skrócie ciężko mi było to zaakceptować.
Objawy też uspokajały się, odchodziły, ale na ich miejscu powstawały nowe.
Teraz mamy teoretycznie czerwiec. Jakoś w maju objawy zmieniły się diametralnie, uczucie wstawienia jest do tej pory (albo to jest DD). Część z nich olałem, a część z nich jest słabsza. Ale to fizyczne objawy. Bo od początku tego miesiąca dają mi w kość psychiczne. Zawsze pod koniec dnia czuję taką pustkę, taką beznadzieję, mógłbym płakać, ale brak mi sił nawet na to. Do tego okropne problemy z pamięcią. Pamiętam swoje życie, ale ciężko mi sobie przypomnieć co jadłem na obiad, śniadanie, co robiłem przedwczoraj. Ostatnio zaczęło mnie łapać takie uczucie przerażenia (światem, tym co jest dookoła).
Czuje, że moja psychika się zmienia. Nawet jak wypije jedno piwo to czuję się jakbym wypił 4. Wszystkie moje pasje wydają mi się bezsensowne, nie chce mi się nimi zajmować.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przestałem palić, rzadko piję. Zaczynam dostrzegać swoje problemy z przeszłości. Rozwód rodziców, którzy mieszali mi w uczuciach. To, że niby byłem duszą towarzystwa, wieczny śmieszek, a tak naprawdę odczuwałem samotność. Brak szerszych planów na przyszłość powiązane z gadaniem brata 'najukochańszego samca alfa rodziców' jakim to ja jestem zerem (mama też mi to powiedziała w twarz). Dało mi do myślenia też to, że nie akceptuje siebie. Zawsze starałem się przy znajomych być kimś innym tak z dnia na dzień. Myślałem, że jak skończę szkołę to życie będzie bardzo łatwe - jakie było moje rozczarowanie jak usłyszałem od mamy, że jak się nie dołożę do opłat to wylecę pod most.
Od jutra idę do nowej pracy, poniekąd spokojniejszej. Muszę się czymś zająć i pora zakończyć rutynę, tą wegetację. Bo ta rutyna, to nic nie robienie mnie niszczy. Czasami też mam wątpliwości do tego, że to zaburzenie lękowe, ale próbuję to olewać. Może jak się nie poprawi w przyszłości to pójdę do psychiatry - tego nie wiem. Objawy są i będą jednak czasem sił już brak
Tak więc myślę, że to koniec historii. Dziękuje jeżeli ktoś przeczytał do końca te wypociny
Teraz chciałbym dopytać się o kilka rzeczy:
1. To uczucie tego przerażenia światem, i te kłopoty z pamięcią są naturalne przy zaburzeniach lękowych?
2. Czy to uczucie wstawienia to tak w rzeczywistości derealizacja? Pytam ponieważ nie mam co do tego pewności. Czuje się jakby ktoś na oczy założył mi bańkę albo uderzył deską
3. Czy to naturalne, że nie czuję nawet przez chwilę jakby wszystko puściło? Jak się czymś zajmę to o tym nie myślę jednak czuję, że ''mam coś w sobie''

Wszystko zaczęło się jakoś w grudniu w mojej pierwszej pracy. Wiadomo - był stres i obawy, że ludzie mnie nie polubią, że zrobię coś nie tak.
Pracując na nocną zmianę zacząłem czuć, że coś się ze mną dzieje. Czułem się taki lekko ''wstawiony'', jakbym wypił ze 2 piwa. Nie miałem żadnych zaburzeń równowagi tylko takie zamroczenie

To odczucie zaczęło mnie powoli męczyć na porannej zmianie i się tak jakby nasilało, więc po nowym roku odszedłem. Nie wiem czy dobrze zrobiłem, ale od tamtego momentu zaczęło się istne piekło

Nadszedł luty, a ja dalej siedziałem w domu pod pretekstem, że dopóki wstawienie mi nie minie to nigdzie do pracy nie pójdę. Grałem całymi dniami na komputerze (z resztą przed zaburzeniem też dużo grałem). W pewnym momencie oglądając jakiś film poczułem silne uderzenie z tyłu głowy, z prawej strony. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło walić jak szalone, totalne odrealnienie. Jakoś doczłapałem się do drugiego pokoju, w którym była moja mama i powiedziałem żeby zawiozła mnie do przychodni bo to już mój koniec

Zaczęło się robienie badań (krew - ok, mocz- ok, tarczyca - na początku niedoczynność, ale zrobiłem szczegółowe badania i ok). Byłem też prywatnie u kardiologa i serce w porządku. Test na boreliozę - nie mam

Mijały dni, tygodnie i było tylko gorzej. Jakoś w marcu dostałem kontakt do psychoterapeuty, ponoć dobry. No i chodziłem na te wizyty dość długo, wyjaśniał mi to koło lękowe, pytał o moje jakieś problemy, ale ja nie odczuwałem żadnych. Wydawało mi się, że to wzięło się z palca. No bo jak dusza towarzystwa, młody chłop może dostać jakiś zaburzeń? Przecież z tym borykają się tylko słabe jednostki - tak myślałem. Nie mogłem uwierzyć, że problem leży w psychice. Były liczne jazdy m.in. rak, schiza, guz w głowie (a to dlatego, że 5 lat temu potrącił mnie samochód i akurat rozbiłem facetowi szybę głową; w tym miejscu miałem nerwobóle). W skrócie ciężko mi było to zaakceptować.
Objawy też uspokajały się, odchodziły, ale na ich miejscu powstawały nowe.
Teraz mamy teoretycznie czerwiec. Jakoś w maju objawy zmieniły się diametralnie, uczucie wstawienia jest do tej pory (albo to jest DD). Część z nich olałem, a część z nich jest słabsza. Ale to fizyczne objawy. Bo od początku tego miesiąca dają mi w kość psychiczne. Zawsze pod koniec dnia czuję taką pustkę, taką beznadzieję, mógłbym płakać, ale brak mi sił nawet na to. Do tego okropne problemy z pamięcią. Pamiętam swoje życie, ale ciężko mi sobie przypomnieć co jadłem na obiad, śniadanie, co robiłem przedwczoraj. Ostatnio zaczęło mnie łapać takie uczucie przerażenia (światem, tym co jest dookoła).

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przestałem palić, rzadko piję. Zaczynam dostrzegać swoje problemy z przeszłości. Rozwód rodziców, którzy mieszali mi w uczuciach. To, że niby byłem duszą towarzystwa, wieczny śmieszek, a tak naprawdę odczuwałem samotność. Brak szerszych planów na przyszłość powiązane z gadaniem brata 'najukochańszego samca alfa rodziców' jakim to ja jestem zerem (mama też mi to powiedziała w twarz). Dało mi do myślenia też to, że nie akceptuje siebie. Zawsze starałem się przy znajomych być kimś innym tak z dnia na dzień. Myślałem, że jak skończę szkołę to życie będzie bardzo łatwe - jakie było moje rozczarowanie jak usłyszałem od mamy, że jak się nie dołożę do opłat to wylecę pod most.
Od jutra idę do nowej pracy, poniekąd spokojniejszej. Muszę się czymś zająć i pora zakończyć rutynę, tą wegetację. Bo ta rutyna, to nic nie robienie mnie niszczy. Czasami też mam wątpliwości do tego, że to zaburzenie lękowe, ale próbuję to olewać. Może jak się nie poprawi w przyszłości to pójdę do psychiatry - tego nie wiem. Objawy są i będą jednak czasem sił już brak


Teraz chciałbym dopytać się o kilka rzeczy:
1. To uczucie tego przerażenia światem, i te kłopoty z pamięcią są naturalne przy zaburzeniach lękowych?
2. Czy to uczucie wstawienia to tak w rzeczywistości derealizacja? Pytam ponieważ nie mam co do tego pewności. Czuje się jakby ktoś na oczy założył mi bańkę albo uderzył deską

3. Czy to naturalne, że nie czuję nawet przez chwilę jakby wszystko puściło? Jak się czymś zajmę to o tym nie myślę jednak czuję, że ''mam coś w sobie''