Przezwyciężanie najgorszych momentów
: 2 czerwca 2017, o 12:32
Siema.
W sumie piszę to trochę dla tych, którzy nadal boją się czasami wyjść nerwicy na przeciw. Ja od dawna zwlekałem z układaniem sobie pewnych spraw przez moje zaburzenie. Jeszcze jakiś czas temu pójście na rozmowę o pracę było dla mnie czymś prawie niemożliwym. Nie wyobrażałem sobie w stanie, który przeżywam, siedzieć z kimś twarzą w twarz i odpowiadać na jakieś pytania, gdzie nie mogłem skupić się na niczym całkowicie. Wczoraj z rana miałem rozmowę o pracę, oczywiście odrealnienie jakie mi towarzyszyło i lęk to chyba każdy tu z forum może sobie mniej więcej zobrazować. Na szczęście rozmowa trwała dosłownie 2 minuty, jednak nie mogłem się za bardzo po niej ogarnąć, emocje szalały mi tak, że nie wiedziałem co się dzieje. Był to jeden z gorszych dni jakie przeżywałem przez ostatnie 2 lata, a było ich sporo. Wieczorem jeszcze miałem iść do lekarza na badanie nogi, ale stan, który miałem już od rana prawie mi to uniemożliwił. Myślałem, że nie ruszę się z domu. Byłem już prawie pewny, że nie ruszam się i nie wychodzę, bo odrealnienie jakie miałem i natłok myśli to było po prostu apogeum nerwicy. ALE POSZEDŁEM! W tramwaju i po drodze myślałem, że zemdleję. Byłem cały blady, usta miałem białe. W poczekalni przed gabinetem doszła somatyka i chociaż na co dzień nie mam jakichś mega problemów z wychodzeniem do ludzi, to czułem się jak wrak totalny. Po drodze z tego wszystkiego zapomniałem teczki z badaniami i musiałem się wracać, po czym biegłem spowrotem do lekarza bo byłem spóźniony. To jeszcze bardziej uświadomiło mnie w tym, jakie dziury mam w głowie i że nie dam rady. Wszedłem tam w takim stanie, że byłem pewny, że lekarz zacznie się mnie pytać czy wszystko w porządku, bo czułem się tragicznie i miałem wrażenie, że każde moje słowo lub ruch jest nienaturalne i zaraz zrobię z siebie skończonego debila przez to, że całkowicie nie czułem się sobą.
Wizyta minęła, a ja wychodząc momentalnie poczułem ulgę i niesamowitą radość, że dałem radę i nie cofnąłem się przed tym wszystkim, pomimo że już byłem o krok od tego żeby się poddać i zostać skulony w domu z tym wszystkim. Dostałem niesamowitego kopa motywacji do tego, żeby stawiać się temu wszystkiemu i przezwyciężać ten syf w KAŻDEJ sytuacji w życiu. Jeżeli ktoś z was nadal boi się tych lęków, cofa się i ulega im to naprawdę przestańcie to robić, bo sam tak robiłem, ale uczucie, jakie towarzyszy człowiekowi po przezwyciężeniu tego i po stawieniu czoła problemowi jest niesamowite. Dzisiaj czuję się w prącie zmęczony i drgają mi mięśnie, myślę, że to przez to, że wczoraj tak to wszystko wyglądało, ale mam niesamowitą chęć do życia i do tego, aby pokonywać ten syf i iluzję, którą narzuca zaburzenie. Nie mogę się doczekać kolejnej sytuacji, w której będę miał okazję do tego, żeby nie wymięknąć i iść dalej i naprawdę polecam to też tym, którzy nadal stoją za blokadą lękową. Pracę oczywiście dostałem i czuje się o wiele lepiej, chociaż zmartwiło mnie to, że po takim czasie dostałem znowu takich poważnych objawów jak na początku nerwicy.
W sumie piszę to trochę dla tych, którzy nadal boją się czasami wyjść nerwicy na przeciw. Ja od dawna zwlekałem z układaniem sobie pewnych spraw przez moje zaburzenie. Jeszcze jakiś czas temu pójście na rozmowę o pracę było dla mnie czymś prawie niemożliwym. Nie wyobrażałem sobie w stanie, który przeżywam, siedzieć z kimś twarzą w twarz i odpowiadać na jakieś pytania, gdzie nie mogłem skupić się na niczym całkowicie. Wczoraj z rana miałem rozmowę o pracę, oczywiście odrealnienie jakie mi towarzyszyło i lęk to chyba każdy tu z forum może sobie mniej więcej zobrazować. Na szczęście rozmowa trwała dosłownie 2 minuty, jednak nie mogłem się za bardzo po niej ogarnąć, emocje szalały mi tak, że nie wiedziałem co się dzieje. Był to jeden z gorszych dni jakie przeżywałem przez ostatnie 2 lata, a było ich sporo. Wieczorem jeszcze miałem iść do lekarza na badanie nogi, ale stan, który miałem już od rana prawie mi to uniemożliwił. Myślałem, że nie ruszę się z domu. Byłem już prawie pewny, że nie ruszam się i nie wychodzę, bo odrealnienie jakie miałem i natłok myśli to było po prostu apogeum nerwicy. ALE POSZEDŁEM! W tramwaju i po drodze myślałem, że zemdleję. Byłem cały blady, usta miałem białe. W poczekalni przed gabinetem doszła somatyka i chociaż na co dzień nie mam jakichś mega problemów z wychodzeniem do ludzi, to czułem się jak wrak totalny. Po drodze z tego wszystkiego zapomniałem teczki z badaniami i musiałem się wracać, po czym biegłem spowrotem do lekarza bo byłem spóźniony. To jeszcze bardziej uświadomiło mnie w tym, jakie dziury mam w głowie i że nie dam rady. Wszedłem tam w takim stanie, że byłem pewny, że lekarz zacznie się mnie pytać czy wszystko w porządku, bo czułem się tragicznie i miałem wrażenie, że każde moje słowo lub ruch jest nienaturalne i zaraz zrobię z siebie skończonego debila przez to, że całkowicie nie czułem się sobą.
Wizyta minęła, a ja wychodząc momentalnie poczułem ulgę i niesamowitą radość, że dałem radę i nie cofnąłem się przed tym wszystkim, pomimo że już byłem o krok od tego żeby się poddać i zostać skulony w domu z tym wszystkim. Dostałem niesamowitego kopa motywacji do tego, żeby stawiać się temu wszystkiemu i przezwyciężać ten syf w KAŻDEJ sytuacji w życiu. Jeżeli ktoś z was nadal boi się tych lęków, cofa się i ulega im to naprawdę przestańcie to robić, bo sam tak robiłem, ale uczucie, jakie towarzyszy człowiekowi po przezwyciężeniu tego i po stawieniu czoła problemowi jest niesamowite. Dzisiaj czuję się w prącie zmęczony i drgają mi mięśnie, myślę, że to przez to, że wczoraj tak to wszystko wyglądało, ale mam niesamowitą chęć do życia i do tego, aby pokonywać ten syf i iluzję, którą narzuca zaburzenie. Nie mogę się doczekać kolejnej sytuacji, w której będę miał okazję do tego, żeby nie wymięknąć i iść dalej i naprawdę polecam to też tym, którzy nadal stoją za blokadą lękową. Pracę oczywiście dostałem i czuje się o wiele lepiej, chociaż zmartwiło mnie to, że po takim czasie dostałem znowu takich poważnych objawów jak na początku nerwicy.
