Nie daje mi to spokoju, więc może jakoś to przybliżę.
Gdy poznałam drugiego partnera, bardzo mi się spodobał, lecz był niedostępny. Płakałam, że nigdy nie będzie mnie chciał, że nie będziemy razem. Wyczekiwałam, aż do mnie napisze, a gdy nie odzywał się jakiś czas znowu płakałam. Nie wiem czemu, aż tak się w nim zadłużyłam, skoro tak naprawdę nie miałam z nim nawet o czym rozmawiać. Gdy w końcu zaczęliśmy być razem poczułam taką pustkę, że przecież miało być dobrze, miałam być szczęśliwa jak z poprzednim partnerem, a to nie nastąpiło. Mimo to dalej z nim byłam. Chciałam się zakochać i wydawało mi się później, że to nastąpiło.
Po pół roku związku zaczęły się kłótnie, w wyniku, których On tylko udowadniał jak mu na mnie nie zależy, potrafił od tak nie odzywać się przez cały weekend. A gdy przychodziła myśl, że mnie zostawi czułam jakby cały świat miał się zawalić, płakałam. A gdy wszystko się układało czułam, że coś jest jednak nie tak, że i tak nie jest tak jak w pierwszym związku. Z czasem przyzwyczaiłam się do niego i w sumie polubiłam wspólne spędzanie czasu. Lecz gdy ze mną zerwał oczywiście była rozpacz. Byłam naprawdę załamana, płakałam.
I teraz zastanawiam się czy to było normalne? Czy naprawdę się zakochałam, a miałam nerwice, dlatego dziwnie się czułam, czy może wmówiłam to sobie, bo jest objaw borderline = strach przed porzuceniem.
Dodam, że od rozstania z pierwszym chłopakiem miałam lęk wolnopłynący, wtedy nie wiedziałam, że to to. Po prostu dziwnie się czułam. A od związku z drugim partnerem natrętne myśli "Jaka sens ma dana chwila skoro ona i tak mija". [Moja psycholog wytłumaczyła mi to w ten sposób, że podczas pierwszego mojego związku, który był przemocowy (okresy, w których było cudownie, a raptem nagłe bezpodstawne kłótnie, oskarżenia). Wtedy żyłam chwilą, w dobrych chwilach nie myślałam o tym, że zaraz pewnie nadejdzie ta zła. I to po rozstaniu nauczyło mnie takiego schematu myślenia, że gdy przychodziły chwilę radości zaraz się zastanawiałam jaki to ma sens, skoro to zaraz minie i może być źle. Ech ciężko było mi to opisać

]
Gdy przeczytałam Twoją odpowiedź, że nie jest to borderline naprawdę mi ulżyło i czułam się bardzo dobrze. Ale gdy trafiłam dzisiaj na post osoby, która trafiła do psychologa z nerwicą, a wyszła z diagnozą boderline, analiza znowu się zaczęła. Nie daje mi to spokoju i ciągle wracam do tamtego związku.
Pomóżcie
-- 26 marca 2017, o 04:49 --
Od momentu przeczytania tamtego wpisu wertuję artykuły i fora. W skutek czego atak paniki - lęk, nudności, ból głowy, osłabienie, duszność, jestem oblana potem i cała się trzęsę
Przy okazji chciałabym podziękować osobom, które tu wspierają oraz, że jest to miejsce w którym po prostu mogę się wygadać