psychoterapia - dziwna terapeutka
: 9 lutego 2017, o 11:39
Witam. NL jest ze mną od 8 lat, po 4 latach, po których mój stan bardzo się pogorszył zaczelam chodzilac na terapie, oczywiście z przerewmi, więc łącznie tego czasu było trochę mniej, ale do rzeczy. Na poczatku terapia bardzo mi pomagała, wyciągnęla mnie z ogromnych lęków, terapeutka naprawdę ze mną pracowała, przy pomocy rysunków, przeróżnych sposobów, które pomagały mniej lub bardziej, zaufalam jej, chodzilam z radością i naprawdę było ok, bo leki bralam w roku 2013 przez kilka miesięcy, a przez 3 ostatnie lata było naprawdę dobrze i bez żadnych środków tylko terapia i własna praca! Mimo przeciwności losu radzilam sobie z nerwica i byłam szczęśliwa. Na terapie chodzilam nadal, ale zauwazalam,ze moja terapeutka nie pracuje ze mną jak kiedyś, tak jakby odpuściła, potrafiła gadać ze mną w ogóle nie na temat, ale dawalam jej szanse, bo jak miałam gorszy czas jednak rozmawiała ze mną i dawała wsparcie. Ale ta terapia stała się tylko taka terapia gadana, na poczatku tylko były inne elementy, a później tylko rozmowy i tłumaczenie non stop, ze nerwica to iluzja i ze się nie udusze (bo duszności to moja zmora) i nic wiecej. Szkoda tylko, ze ten mechanizm to ja zrozumiałym na poczatku terapii i nadal go rozumiem, a mimo to przy silnych nawrotach miekne... Niestety pech chciał, ze z końcem 2016 roku zaczelam czuć się gorzej, miałam stany lękowe, z którymi próbowała sobie radzić, rady z forum plus terapia, ale terapia zamiast mi pomagać zaczęła mnie dolowac. Moja terapeutka zamiast kiedy mowilam, ze czuje mega napięcie, nie mogę wyjść z domu, mecze się i dusze mówiła tylko: eee nic Ci nie będzie, wypij melise, wez tabletke ziolowa. Tylko, ze to nv nie dawala, a ja wciaz walczyla....probowalam to pokonywac, do czasu.Przestałam odczuwać wsparcie jakiekolwiek, do tego w moim życiu było sporo kłopotów i w końcu wszystko wypuchlo.... Ale tak mocno,ze położyło mnie na łopatki, nie wiedziałam czy żyje...Dusznosci byly tak straszne, ze nie bylam wstanie wstac z lozka, wyjsc z pokoju do lazienki,w nocy budzilam się z uczuciem nie oddychanie, sciskalo mi gardło, jak ktoś przyszedł do domu, albo zajrzal do mojego pokoju, to dostawalam ataków paniki tak silnych, ze chcialam umrzec...Kontaktowalam sie wtedy z terapeutka mowiec, ze nie moge juz z bolu, tak mam scisniete gardlo...Zaczelam sobie wmawiac, ze to tezyczka i balam sie uduszenia, bylo to tak silne...Zadzwonil.do niej, a ona dala mi porade, zebym wypila herbate z alkohilem, to sie rozluznie i mi przejdzie. Z racji tego, ze ja od lat alkoholu nie pijam w ogóle to byłam temu przeciwna, ale zrobilam sobie ta herbatę o napilam się trochę...Fakt, usnelam i spalam lepiej, ale na kolejny dzień atak był tak silny, ze musialam na gwałt załatwiać sobie doraźna tabletke, żeby w ogóle przeżyć, bo tak zacuskalo mi gardło. Poszlam do psychiatry i musialam wziąć leki, bo sama nie byłam w stanie się podnieść. Leki biorę juz miesiąc, jest lepiej...funkcjonuje, żyje, wychodze z domu, rozkrecam własną firmę...Ale...no właśnie...jest jedno ogromne ale...i nie chodzi o moje samopoczucie, bo tak, czuje się jeszcze smutna, czuje się niepewna itp ale po wczorajszej terapii dzięki mojej terapeutce stracilam juz w ogóle jakakolwiek pozytywne myślenie...Kiedys myslalam ze terapia wraz z własną praca nad soba pomoze mi zmienic myslowe nawyki, ze zmieni jakos moje dziwne podejscie do swiata...a w sumie na poczatku mnie podniosla, a teraz sciagnela mnie w dol...Poszlam na terapie po miesiącu przerwy i się zawiodlam...Proste, ze idąc na terapie oczekuje rozmowy o moim problemie, chce opowiedzieć z czym walcze, co mi się przytrafilo, zapytać dlaczego znów nl wróciła, co zrobilam nie tak, ogólnie kręcić się w okół tego tematu. bo po to tam chodze...a moja terapeuta zaczęła mówić jakieś dziwne rzeczy...Np ze psychicznie chorym nie jest sie do momentu, kiedy rozmawiajac z nia mozna tak jakby zboczyc rozmowa na inny tor i wtedt objawy mijaja, bo jak sie zyje w tej iluzji i nie ogarnia rzczywistosci to juz jest zle i ze miała pacjenta który widzial ninja i nie dało się z nim zboczyc na inny temat, bo on wciąż tkwił w tym, ze widzi ninja i wierzył w to. Wiec ja zadalam pytanie: czy to, ze jak przychodze do niej i mowie ze czuje lek, ze się dusze, boli mnie tu i tam to to samo, co chłopak widzący ninja? A ona ze tak! mowie super, czyli jestem chora psychicznie! a ona, ze nie, ale ze jakbym trafiła do psychiatryka, czego ona zawsze mi odradzala, to jest prawdopodobieństwo ze bym zachorowała psychicznie. Zaczęła opowiadać mi o jakiejś schizofreniczce, która ma lęki i stwierdziła, ze ona miała nerwice i schizofrenii dostała przez pobyt w psychiatryku i ja tez bym tak mogła mieć Najlepsze jest to, ze ona 1 raz badała takie głupoty...Kiedyś wciąż było wsparcie, rozmowy, ze jestem zdrowa, ze to tylko zaburzone emocje, ze damy rade, ze nawet bez leków dam rade itp.Bardzo mnie te jej tezy zdolowaly, bo ona nie daje mi szans na wyzdrowienie...Mówi ciągle, ze każdy bierze leki, ona tez jest chora i bierze i nie ma się co męczyć, tylko muszę brać leki, bo ja mam często tak ze nl wraz mi pora jesienna to wtedy mam brać leki i po klopocie. Ze robię źle, ze czekam do ostatniej chwili jak juz jest tragicznie i powinna przewidywać i brac wczesniej leki. Mowie jej, ze nie zamierzam cale życie brać leków, skoro nerwica to iluzja, a ona ciągle powtarzała mi właśnie do wczoraj, ze jestem zdrowa, ze dam rade itp a tu nagle cos takiego. Mowie, ze ja chce mieć dziecko, ze jak będę ciągle brała leki, to nie będę miała nawet momentu by zajść w ciążę, a ona mi zaczęła wyliczac kiedy mam leki odstawić, żeby urodzić w miesiącach letnich, kiedy dobrze się czuje, a bron boże w październiku, bo to juz jesień tragedia i naprwno mi będzie źle. Jestem załamana....Wczoraj wrocilam do domu z takim płaczem, ze szok...Biorę teraz Zoloft, bo muszę to wszystko wyciszyc, inaczej nie dawalam juz rady, ale mimo leków po wczorajszej terapii czuje się fatalnie....Powiedzie co o tym sadzicie? Na terapie do niej nie pójdę juz nigdy w życiu, bo mam wrażenie, ze ona mi za chwile zaszkodzi...zresztą po co chodzić do kogoś, kto nie widzi szans na wyleczenie...Ja nadal nadzieje mam i będę walczyć, mimo, ze chce mi się wyc jak bóbr...To był bardzo ciężki dla mnie nawrot, naprawdę w życiu nie było tak ciężko, i trudno mi jest wrócić do normalności, poczuć się normalnie, mam wciąż w głowie te obrazy kiedy lek byk tak duży ze tracilam świadomość...a po tym co ona mi powiedziała, to czuje się jak psychol, bo przecież tylko psychicznie chorzy żyją w iluzji....Pomocy 
