Skyward, witaj serdecznie na forum.

Szukasz miłości bo czegoś Ci brakuje i wierzysz, że miłość może Ci coś takiego dać. Tylko czym ona jest jako idea w Twojej głowie- czy rzeczywiście czymś, co możesz otrzymać z relacji z drugim człowiekiem, czy wymuskanym idealnym obrazem leku na cale zło, czymś wręcz mitycznym? Problem, myślę, tkwi w tym co masz jako obraz tej miłości, a co realnie możesz otrzymać. Przede wszystkim szukając tak trochę obsesyjnie(?) masz nadzieję, że każda fajna poznana osoba może być "tą jedyną", a to tak nie działa. Potem zaczyna się próba idealizacji, chęć żeby to była ta osoba, zaniżanie standardów żeby tylko spełniło się to marzenie. Tak się nie da tego zrobić, i wiem co mówię.
W moim przekonaniu, prawda jest taka, że kogoś z kim dobrze się układa poznaje się bardziej spontanicznie i też nie będąc tak sfazowanym na tym punkcie. A potem też nie zawsze układa się perfekcyjnie- raz jest dobrze raz źle. Nie można w życiu stawiać wszystkiego na jedną kartę, bo to jest kiepska inwestycja na przyszłość. Życie składa się z różnych dziedzin, z różnych rzeczy, na których budować można coś, co można nazwać sensem istnienia. Jeśli ktoś buduje swoje życie tylko na pracy albo tylko na związkach, albo tylko na czymkolwiek innym, to się może łatwo przejechać i zostać nagle na lodzie z ciężkim emocjonalnym rozwaleniem. To tak jakby nie mieć planu B, jakby budować stół na jednej nodze i mieć nadzieję, że ustoi.
W swoich doświadczeniach z depresją, zauważyłam, pośród innych obserwacji, że również popełniałam ten błąd, nie miałam planów B, miałam za mało filarów do utrzymywania sensu życia. Im więcej rzeczy Cię trzyma na Ziemi w pionie, tym trudniej jest upaść. Miłość nie jest najlepszym wyborem na jedyny filar. Również dlatego, że tylko w połowie mamy wpływ na to jaki ma kształt relacja, reszta zależy od drugiego człowieka. I im więcej mamy przestrzeni w relacji na obserwowanie drugiego człowieka, na przyglądanie się temu w jakim kierunku to wszystko idzie, tym lepiej może się układać związek, bo nie patrzymy z desperacją na to jak ktoś wymyka się naszym wyobrażeniom, że miłość naprawia wszystko. Tak nie jest. Łatwiej jest być z kimś w fajnej relacji, bo jest wsparcie, ale nie daj się wkręcić w przekonanie, ze ktokolwiek sprawi, że zniknie cale zło, cały ból.
I tu jeszcze dochodzi do tego fakt,że nikt, absolutnie nikt nie jest w stanie naprawić nas samych. Jeśli mamy jakieś bolączki w sercu, musimy się nimi zająć i wtedy dopiero poczujemy się lepiej. W innym wypadku kończy się to nie raz nierealistycznymi oczekiwaniami skutkującymi tym, że w kółko nam się wali świat, bo każda kolejna osoba okazuje się nie tym, czym miała się okazać, a przecież miała być tym jedynym filarem...I nawet poza tym, że żaden człowiek nie może dokonać cudu, to często desperackie poszukiwania miłości kończą się tak, że pada się ofiarą toksycznych relacji. Czyli kompletnie odwrotny efekt od zamierzonego.