Coraz większa waga problemów.
: 14 października 2014, o 13:03
Cześć!
Mówi się, że okres dojrzewania to trudny etap w życiu nastolatka, wtedy też kształtuje się światopogląd, wszystkie nawyki, reakcje które zostaną wprowadzone do dorosłego życia. Pytam się co wynosi człowiek z domu, w którym narzekanie i nadopiekuńczość by chronić dziecko przed wszystkim co niby złe sięga zenitu.
Tak naprawdę stało się to dla mnie widoczne stosunkowo niedawno, zwłaszcza kiedy mój brat wyjechał na 4 rok studiów. Dla moich rodziców słowo psychika to coś ogromnie dziwnego, co tylko kojarzy się z ześwirowaniem. Sam nie wiem skąd taki ciemnogród. NIby wiedzą że różne rzeczy dzieja sie od stresu, ale już próba najmniejszego wytłumaczenia im że coś robią nie tak, albo jest mi coś niepotrzebne kończy się ogromnym zdziwieniem i w przypadku ojca wybuchem złości i jak zwykle zrzucaniu winy na dzieci. Ja nigdy nie byłem osobą która chciała bić się o swoje, w domu wolałem wszystko przemilczeć, brat zawsze się z nimi kłócił, przez co zawsze doznawal sporego odrzucenia bo nie był posłuszny. Ja bylem i pomimo że niby mam łatwiejsze stosunki z rodzicami to czuję do nich wewnętrzą taką barierę, nie ufam im bo wiem że i tak za jakiś czas coś będzie nie tak. Pamiętam jak dostałem ponad rok temu dd, był to okres w kótrym uważano mnie za wariata i bardzo dziwili się skąd coś takiego się wzięło i jak to wgl możliwe, próba wytłumacznia im kończyła się tylko jeszcze większą kłótnia. Tak samo zaproponowana przez psychiatre psychoterapia, została mi przez rodziców odradzona, no bo "po co " ? Przecież wszystko jest ok, wszyscy się kochają.
Ja staję się coś bardziej dorosły, za 2 lata chcę wyjechać a czuję się jak szmata czasem, bo nic nie umiem załatwić, nie mam dziewczyny, bo dawniej były o to sprzeczki, nie wyobrażam sobie przyprowadzić do swojego domu dziewczyny, a gdy dawniej próbowałem sie spotykać z jakąs dziewczyną to miałem ogromne natręctwa, że i tak się dowiedzą. Tak naprawdę to było chore, ale jak człowiek jest mlodszy to tak jak Victor pisał nie dostrzega tak tego i mysli ze z czasem samo sie wszystko ułoży.
A słuchanie w domu ciągłego pierdzielenia nie sprzyja odburzaniu. Rozumiem, że oni mają swoje problemy, mama musi ciągle latać za chorą babcią, za lekami ogólnie ją pilnować, tata w sumie ma stresującą pracę za wcale nieduże pieniądze, a w dodatku ma problemy ze swoją mamą. Mama znowu wszysttko uważa za niebiezpieczne, wizja dla niej bycia gdzieś wieczorem na mieście czy wyjścia gdzies po prostu na browara to katastrofa.
Mówi się, że okres dojrzewania to trudny etap w życiu nastolatka, wtedy też kształtuje się światopogląd, wszystkie nawyki, reakcje które zostaną wprowadzone do dorosłego życia. Pytam się co wynosi człowiek z domu, w którym narzekanie i nadopiekuńczość by chronić dziecko przed wszystkim co niby złe sięga zenitu.
Tak naprawdę stało się to dla mnie widoczne stosunkowo niedawno, zwłaszcza kiedy mój brat wyjechał na 4 rok studiów. Dla moich rodziców słowo psychika to coś ogromnie dziwnego, co tylko kojarzy się z ześwirowaniem. Sam nie wiem skąd taki ciemnogród. NIby wiedzą że różne rzeczy dzieja sie od stresu, ale już próba najmniejszego wytłumaczenia im że coś robią nie tak, albo jest mi coś niepotrzebne kończy się ogromnym zdziwieniem i w przypadku ojca wybuchem złości i jak zwykle zrzucaniu winy na dzieci. Ja nigdy nie byłem osobą która chciała bić się o swoje, w domu wolałem wszystko przemilczeć, brat zawsze się z nimi kłócił, przez co zawsze doznawal sporego odrzucenia bo nie był posłuszny. Ja bylem i pomimo że niby mam łatwiejsze stosunki z rodzicami to czuję do nich wewnętrzą taką barierę, nie ufam im bo wiem że i tak za jakiś czas coś będzie nie tak. Pamiętam jak dostałem ponad rok temu dd, był to okres w kótrym uważano mnie za wariata i bardzo dziwili się skąd coś takiego się wzięło i jak to wgl możliwe, próba wytłumacznia im kończyła się tylko jeszcze większą kłótnia. Tak samo zaproponowana przez psychiatre psychoterapia, została mi przez rodziców odradzona, no bo "po co " ? Przecież wszystko jest ok, wszyscy się kochają.
Ja staję się coś bardziej dorosły, za 2 lata chcę wyjechać a czuję się jak szmata czasem, bo nic nie umiem załatwić, nie mam dziewczyny, bo dawniej były o to sprzeczki, nie wyobrażam sobie przyprowadzić do swojego domu dziewczyny, a gdy dawniej próbowałem sie spotykać z jakąs dziewczyną to miałem ogromne natręctwa, że i tak się dowiedzą. Tak naprawdę to było chore, ale jak człowiek jest mlodszy to tak jak Victor pisał nie dostrzega tak tego i mysli ze z czasem samo sie wszystko ułoży.
A słuchanie w domu ciągłego pierdzielenia nie sprzyja odburzaniu. Rozumiem, że oni mają swoje problemy, mama musi ciągle latać za chorą babcią, za lekami ogólnie ją pilnować, tata w sumie ma stresującą pracę za wcale nieduże pieniądze, a w dodatku ma problemy ze swoją mamą. Mama znowu wszysttko uważa za niebiezpieczne, wizja dla niej bycia gdzieś wieczorem na mieście czy wyjścia gdzies po prostu na browara to katastrofa.