Czy można niecierpieć własnej Matki?
: 15 lipca 2024, o 11:51
Wiem że to dość ostre sformułowanie ale no wolę wyłożyć to co mam żeby to zrozumieć jakoś.
Miałam traumatyczne dzieciństwo, ojciec pił, matka też.
Ja nie pije i staram się żyć normalnie.
Ale powroty to tak zwanego domu przyprawiają mnie o mdłości.
Nie jestem idealna, ani trochę.
Mam pełno spraw na głowie ale jakoś nie potrafię przewałkować tematu swojej Matki i jej po prostu przebaczyć.
W teorii to mam dom, ale w praktyce to go nie mam i nigdy nię będę miała.
Zrzekłam się wyprowadzając i dobrze mi z tym.
Czasami przyjadę ale to kończy sie wymuszaniem oczekiwań ze strony mojej rodziny.
Żebym im robiła remonty bo więcej zarabiam.
Żebym im kupiła prezenty itd.
Żebym im pomogła biznesy otworzyć, żebym im pożyczyła pieniądze.
Nic! Kompletnie nic im nie dam, dlatego że mam swój dom i swoje wydatki.
I nie muszę się z kimkolwiek o to kłócić.
Nie wiecie jaka ona jest.
Potrafi rozpowiadać że ja jej nic nie KUPIŁAM.
Prawda jest taka że nic z domu nie wyniosłam, kompletnie nic.
Nie mam tam nawet szafki, moje ubrania wyrzuciła, świadectwa też, zdjęć też nie miałam. Ani jednego.
Sama na wszystko sobie zapracowałam.
Nikt mi nic nie dał.
Pracowałam na dwie zmiany. Żeby coś sobie kupić. Żeby coś osiągnąć. Nic jej nie mówię, nawet kłamię byle tylko nie wiedziała gdzie pracuję.
Gdy mam jakiś problem, to wiem że ona jest takim człowiekiem że całe miasto będzie wiedziało.
Boję sie napić u niej wody że mi czegoś na złość nie dosypię.
Najgorsze że ona słucha plotek. Jest naiwna i obcym ludziom wierzy.
Potrafi mi wypomnieć że kanapkę u niej w domu zjadłam, albo że kiedyś mi bilet dała na autobus.
Że mamy sobie pomagać.
Nie wspiera mnie przy moich problemach tylko naśmiewa się z ich, nie mogę jej prosić o radę, bo wpakuję mnie w kłopoty.
Nie jestem dzieckiem, a straciłam przez nią pracę bo chciała żebym nagle do niej przyjechała. Potem kłopoty.
Ona nie zdaję sobie sprawy z tego że nikt mi rachunków nie opłaci. Ona tym bardziej.
Jestem wyczerpana tą relacją.
Staram się i będę udawała że istnieje jakiś kontakt ale to kłamstwo.
Nie jestem w stanie jej wybaczyć, pewnych sytuacji.
I przede wszystkim nie będę z nią piła alkoholu bo mnie nie interesuję.
Nie będę chodziła na imprezy, i nie będę się puszczała, ani nie będę się z nią przyjaźniła.
Dla mnie to trudne wyzwanie ale gdybyście przeszli to co ja w wieku kilku lat to zmienilibyście zdanie.
Tylko że ja mieszkając w domu dwukrotnie miałam depresję.
Az mnie ciarki przechodzą.
Nie umiem inaczej tej relacji opisać, ale jak mnie okradała, albo zapraszała do siebie a potem wyganiała. To kończy wszystko.
Wyobrażam sobie jakie to musi być męczące, i sprawia mi wiele trudu taka relacja.
Przyjeżdżam, brud, smrud i robaki łażą.
To sprzątałam zawsze, a ją to bawi. Bo po co.
Teraz znów mnie zaprosiła, i wiem jak to się skończy.
Skończy się tak że przyjadę, a potem usłyszę że po co ja tu przyjechałam że mogłam na wakacje do Egiptu pojechać.
Czasami naprawdę brak mi tlenu.
Ale warto iść do przodu i żyć własnym życiem.
Nie odpowiadam za to co mówi ale jej słowa ranią mnie.
Ona jej bardzo złośliwa, nigdy nie zadzwoni nie zapyta wprost.
Tylko ludzi się wypytuję o mnie.
Nie jest osobą która w konstruktywny sposób, oceni sytuację no i przede wszystkim nigdy nie była i nie będzie w stanie mnie ochronić.
To tyle, mam nadzieję że wszystko wyrzuciałam z siebie.
Nie ma dnia żebym nie myślała o tym jak bardzo mnie zawiodła.
Jak można oczekiwać że małe dziecko sobie samo z tym poradzi.
Wiecie życie toczy się dalej i trzeba szukać pozytywów. No jakichś nowości, pasji lub zainteresowań.
Ale uwierzcie że nic nie da rozmowa z taką osobą.
Po prostu czlowiek się męczy psychicznie i wyczerpuję baterie, a przy rodzicach nie powinno tak być.
Czasami jest mi ciężko bo gdy mam zły moment to mam wrażenie że jestem sama, ale prawda jest taka że nigdy nie będę sama.
Bo zawsze znajdzie się ktoś kto pocieszy i wesprze. To mi dodaje skrzydeł, dlatego nie porzucam nadzieji.
I wierzę w siebie. ....
Miałam traumatyczne dzieciństwo, ojciec pił, matka też.
Ja nie pije i staram się żyć normalnie.
Ale powroty to tak zwanego domu przyprawiają mnie o mdłości.
Nie jestem idealna, ani trochę.
Mam pełno spraw na głowie ale jakoś nie potrafię przewałkować tematu swojej Matki i jej po prostu przebaczyć.
W teorii to mam dom, ale w praktyce to go nie mam i nigdy nię będę miała.
Zrzekłam się wyprowadzając i dobrze mi z tym.
Czasami przyjadę ale to kończy sie wymuszaniem oczekiwań ze strony mojej rodziny.
Żebym im robiła remonty bo więcej zarabiam.
Żebym im kupiła prezenty itd.
Żebym im pomogła biznesy otworzyć, żebym im pożyczyła pieniądze.
Nic! Kompletnie nic im nie dam, dlatego że mam swój dom i swoje wydatki.
I nie muszę się z kimkolwiek o to kłócić.
Nie wiecie jaka ona jest.
Potrafi rozpowiadać że ja jej nic nie KUPIŁAM.
Prawda jest taka że nic z domu nie wyniosłam, kompletnie nic.
Nie mam tam nawet szafki, moje ubrania wyrzuciła, świadectwa też, zdjęć też nie miałam. Ani jednego.
Sama na wszystko sobie zapracowałam.
Nikt mi nic nie dał.
Pracowałam na dwie zmiany. Żeby coś sobie kupić. Żeby coś osiągnąć. Nic jej nie mówię, nawet kłamię byle tylko nie wiedziała gdzie pracuję.
Gdy mam jakiś problem, to wiem że ona jest takim człowiekiem że całe miasto będzie wiedziało.
Boję sie napić u niej wody że mi czegoś na złość nie dosypię.
Najgorsze że ona słucha plotek. Jest naiwna i obcym ludziom wierzy.
Potrafi mi wypomnieć że kanapkę u niej w domu zjadłam, albo że kiedyś mi bilet dała na autobus.
Że mamy sobie pomagać.
Nie wspiera mnie przy moich problemach tylko naśmiewa się z ich, nie mogę jej prosić o radę, bo wpakuję mnie w kłopoty.
Nie jestem dzieckiem, a straciłam przez nią pracę bo chciała żebym nagle do niej przyjechała. Potem kłopoty.
Ona nie zdaję sobie sprawy z tego że nikt mi rachunków nie opłaci. Ona tym bardziej.
Jestem wyczerpana tą relacją.
Staram się i będę udawała że istnieje jakiś kontakt ale to kłamstwo.
Nie jestem w stanie jej wybaczyć, pewnych sytuacji.
I przede wszystkim nie będę z nią piła alkoholu bo mnie nie interesuję.
Nie będę chodziła na imprezy, i nie będę się puszczała, ani nie będę się z nią przyjaźniła.
Dla mnie to trudne wyzwanie ale gdybyście przeszli to co ja w wieku kilku lat to zmienilibyście zdanie.
Tylko że ja mieszkając w domu dwukrotnie miałam depresję.
Az mnie ciarki przechodzą.
Nie umiem inaczej tej relacji opisać, ale jak mnie okradała, albo zapraszała do siebie a potem wyganiała. To kończy wszystko.
Wyobrażam sobie jakie to musi być męczące, i sprawia mi wiele trudu taka relacja.
Przyjeżdżam, brud, smrud i robaki łażą.
To sprzątałam zawsze, a ją to bawi. Bo po co.
Teraz znów mnie zaprosiła, i wiem jak to się skończy.
Skończy się tak że przyjadę, a potem usłyszę że po co ja tu przyjechałam że mogłam na wakacje do Egiptu pojechać.
Czasami naprawdę brak mi tlenu.
Ale warto iść do przodu i żyć własnym życiem.
Nie odpowiadam za to co mówi ale jej słowa ranią mnie.
Ona jej bardzo złośliwa, nigdy nie zadzwoni nie zapyta wprost.
Tylko ludzi się wypytuję o mnie.
Nie jest osobą która w konstruktywny sposób, oceni sytuację no i przede wszystkim nigdy nie była i nie będzie w stanie mnie ochronić.
To tyle, mam nadzieję że wszystko wyrzuciałam z siebie.
Nie ma dnia żebym nie myślała o tym jak bardzo mnie zawiodła.
Jak można oczekiwać że małe dziecko sobie samo z tym poradzi.
Wiecie życie toczy się dalej i trzeba szukać pozytywów. No jakichś nowości, pasji lub zainteresowań.
Ale uwierzcie że nic nie da rozmowa z taką osobą.
Po prostu czlowiek się męczy psychicznie i wyczerpuję baterie, a przy rodzicach nie powinno tak być.
Czasami jest mi ciężko bo gdy mam zły moment to mam wrażenie że jestem sama, ale prawda jest taka że nigdy nie będę sama.
Bo zawsze znajdzie się ktoś kto pocieszy i wesprze. To mi dodaje skrzydeł, dlatego nie porzucam nadzieji.
I wierzę w siebie. ....