Czy dać "drugą" szansę?
: 3 czerwca 2023, o 10:06
Jest mi bardzo ciężko o tym pisać, bo jest to dla mnie bardzo trudne, no ale przejdźmy do szczegółów. Z moim chłopakiem jestem już ponad rok i ostatnio mieliśmy już lepszy okres, wcześniej mieliśmy dosyć duży kryzys, ale wiele nas nauczył i przez niego teraz było coraz lepiej.Przed tym zdarzeniem mieliśmy taką jedną mocną kłótnie, dlatego w opisie jest "druga" szansa. Pokłóciliśmy się bo zapatrzył się w nowych kolegów i o mnie zapominał( wspomnę, że przed tym jak mnie poznał nie miał żadnych kolegów, był bardzo w sobie zamknięty, pomogłam mu się otworzyć), traktował mnie bardzo źle, nie odpisywał, nie odbierał, wołał kolegów. Jednak gdy porozmawialiśmy wtedy powiedziałam mu, że daje mu ostatnią szansę. Popłakał się i mnie przytulił. I wtedy naprawdę się naprawił, chciał się spotykać, rysował mi różne rysunki(bo bardzo ładnie maluje), komplementował mnie i wspierał i co jakiś czas powtarzał, że nie wie jak mógł mi zrobić coś tak złego i tak mnie potraktować. Wspierał mnie na każdej drodze i zawsze ze mną był. Jak np. bałam się czegoś zjeść(zaburzenia) i gdy to zjadłam to mówił mi, że jest bardzo ze mnie dumny i, że jestem bardzo dzielna. Jednak ostatnio zdarzyła się dość smutna sytuacja. Pokłóciliśmy się o naprawdę taką głupotę, że tego nawet nikt by nie wymyślił, ale właśnie ta kłótnia spowodowała, że jestem muszę zadecydować między rozstaniem czy zostaniem w związku. To już nie chodzi o tą głupią kłótnie, tylko o zachowanie mojego chłopaka. Gdy się pokłóciliśmy we wtorek nie odzywaliśmy się do siebie w ogóle. W środę również nie rozmawialiśmy, olewaliśmy się. (chodzimy razem do klasy w szkole). W czwartek również nie rozmawialiśmy, olewaliśmy się, ale w ten czwartek coś we mnie wybuchło i zaczęłam płakać, jednak on nic sobie z tego nie robił. Jestem dość wrażliwą osobą i jednak przez to że nie odzywaliśmy się do siebie w ogóle przez dwa dni to wzbudziło we mnie smutne emocje. Gdy zaczęłam płakać to płakałam już cały dzień w szkole, lecz on śmiał się z kolegami i nie zwracał uwagi, przechodził koło mnie jakby nigdy nic, i przez to robiło mi się coraz bardziej przykro i chciałam coraz bardziej płakać. Widział, że płakałam ale nie reagował, śmiał się i wszystko super. Po lekcjach powiedziałam mu, że ma przyjść po rzeczy (uważam, że dobrze powiedziałam, ale jednak mogłam poczekać i nie mówić czegoś pod wpływem emocji) a on tylko wzruszył ramionami i powiedział "no cóż". Wtedy poszliśmy gdzieś tam na bok szkoły i zaczęliśmy rozmawiać, no właśnie "rozmawiać". Na początku jeszcze było okej, ale później zaczął krzyczeć tak głośno, że każdy kto przechodził to się patrzył i było mi tak głupio, oczywiście co drugie słowo leciało "kur*a" "japie*dole" i tak dalej. Mówił mi, że nie będzie się do mnie odzywał bo uważa, że to ja zrobiłam problem z byle czego się go czepiam, dlatego nie reaguje bo uważa, że on nic nie zrobił. Później znów krzyczał, praktycznie ciągle leciały przekleństwa w moją stronę, mówił, że to ja nie potrafię zrozumieć a ja że to on nie potrafi, i w pewnym momencie powiedział coś czego bym się nigdy nie spodziewała, powiedział "że mogłabyś zamknąć pi*dę. Myślałam, że się popłacze, później jeszcze mówił, że może potrzebuje okulary bo nie widzę mojego błędu, albo jeszcze gdy coś mówiłam to śmiał mi się w twarz i się pytałam czemu się śmieje, a on mówił bo jest z czego, bo mówisz takie głupoty. Kozaczył i przez cała rozmowę udawał takiego kozaka. Mówił, że nie podchodził bo jak na mnie patrzył to był tak zły Późnej gdy sobie pojechał, miałam trening i zdecydowałam, że napiszę do niego żeby przyjechał po treningu bo chce pogadać. Chciałam zerwać oczywiście bez żadnych przemyśleń bo nie będę dawała się tak traktować. Gdy przyjechał i rozmawialiśmy, mówiłam mu, że moim zdaniem to nie jest miłość, że nie potrzebuję takiego chłopaka, który będzie mnie tak traktował, to płakał, ciągle płakał (on rzadko płacze, praktycznie w ogóle), ale nie byłam miękka i nie ulegałam temu. Mówiłam mu, że nie widzę sensu takiego związku i takiego zachowania. Powiedział mi, że musi mi coś powiedzieć, co wyjaśni tą sprawę. Powiedział, że przeprasza mnie za to co teraz powie i powiedział: "parę dni temu dowiedziałem się, że podobam się jakimś dziewczynom, i do głowy wpadła mi taka myśl, bez mojej woli, zastanawiałem się czy z inną nie było by lepiej, i przez to byłem tak zdenerwowany, nie chciałem tych myśli a one były i tak" i bardzo mocno przy tym płakał. Powiedziałam, że okej rozumiem, bo ja również miałam podobne natrętne myśli które nie były fajne i psuły mi humor, ale to wszystko nie znaczy, że miał mnie tak potraktować, że miał się na mnie wydzierać tak pod szkołą, traktować mnie jak tak naprawdę "szm*tę" do podłogi, i mówić mi tak okropne rzeczy. Że nie wiem miał kozaczyć w szkole bo on uważa że to mój błąd, to bolało. Myślałam, że nie było powodu dlaczego się tak darł i kozaczył jak debil, tylko że po prostu taki był bo chciał zaimponować kolegom, co i tak same w sobie nie jest fajne (wspomnę, że mój chłopak ma straszne problemy w domu i ciągle na niego się drą, dla jego rodziców on wszystko robi źle, sama jestem świadkiem takiej sytuacji więc wiem, że nie kłamie, raz uciekł z domu do mnie, bo rodzice się na niego wydarli i mieli o wszystko problem. Ma on też starszego brata, i wszystko w tym domu jest nie fair, bo bratu można, ale jemu nie, drą się na niego, raz nawet tata wziął go za fraki i coś mu powiedział, on nie ma czegoś takiego jak rozmowa z rodzicami, bo oni jedyne co robią to się na niego drą. Przez to jest bardzo agresywny, potrafi się bardzo bardzo szybko denerwować, i często krzyczy na wszystko co go zdenerwuję, jest bardzo agresywny i nerwowy, ale żadnej przemocy fizycznej nigdy nie było, nie zostałabym gdyby taka sytuacja miała miejsce). Później powiedziałam, że pojedźmy do domu bo nie spodziewałam się takiego obrotu akcji, a nie chciałam podejmować decyzji pochopnie. I na kolejny dzień w szkole gdy przyszłam już nie było mu tak do śmiechu, może raz się uśmiechnął. Cały dzień siedział smutny, i widziałam, że co jakiś czas na mnie zerka. Nie śmiał się, było mu ciągle smutno, i też słuchał muzyki trochę, jak siedział sam. (wspomnę, że to naprawdę kochający chłopak, nigdy do niczego mnie nie zmuszał i zawsze mnie wspierał, ostatnio jak się dostałam do drużyny koszykarskiej to chyba się cieszył bardziej niż ja, pomagał mi z jedzeniem(zaburzenia), rzucał mi komplementy, zawsze codziennie rano gdy się spotykaliśmy mówił że ślicznie wyglądam, to przez niego pokochałam siebie. Mówił mi, że jestem bardzo zdolna, ZAWSZE mnie komplementował i pomagał bo wiedział, że miałam problemy z samoakceptacją, jak zachodziły jakieś zmiany to zawsze był ze mną i mnie w tym wspierał) (I gdy właśnie pierwszy raz popełnił ten błąd z kolegami, to naprawdę się naprawił i mówił mi, że bardzo żałuję, rysował mi różne rzeczy, często pytał o spotkanie, widać było że wie co zrobił i że chce to naprawić i było tak przez dłuższy czas do teraz) I nie wiem co mam teraz zrobić, aktualnie nie gadamy bo powiedziałam, że potrzebuję czasu, nie chce podejmować pochopnie decyzji. Potrzebuje naprawdę pomocy bo sama nie wiem co ma zrobić i jaką decyzję podjąć 
