Unikająca partnerka?
: 1 maja 2020, o 09:25
Znowu sięgam tutaj po pomoc, w miejscu które pomogło mi ogarnąć często poruszany tutaj temat ROCD.
Jestem z dziewczyną zaledwie kilka miesięcy. Nie mieszkamy razem. Na ogół spokojna, cicha dziewczyna, nie widząca świata poza mną. Ma sporo cech introwertyczki, dla niej rozmawianie na temat uczuć wyższych zawsze było czymś nieoczywistym. Ceniła bliskość fizyczną, intymność i poczucie bezpieczeństwa chociażby przez pryzmat wspólnego spędzania czasu w ciszy, bez niepotrzebnego gadania.
Taką przynajmniej zdążyłem ją poznać do czasu pandemii. Kilka dni temu zauważyłem, że wydaje się bardziej nerwowa i wycofana. Przyznała gorsze samopoczucie i rozdrażnienie ostatnimi czasy. Dała znać, że w takiej sytuacji zamyka się przed całym światem, wyłącza komórkę i zajmuje się swoimi rzeczami. Od tamtej pory sprawia wrażenie absolutnie niezaangażowanej, nieokazującej jakichkolwiek uczuć, unikającej poruszania tego tematu. Perspektywa spotkania się jest na razie odległa z powodu wirusa. Bardzo mało rozmawiamy, przez co więcej tu jest moich przypuszczeń, niż faktycznej wiedzy.
Przeszedłem już chyba przez wszystkie porady, od "odkochała się i nie wie jak ci to powiedzieć", po "przeżywa jakiś kryzys i widocznie w ten sposób próbuje sobie z nim poradzić, to normalne". Na pewno gdybym sam nie liznął tematu nerwicy, pierwszą opcję brałbym w ciemno. Druga opcja znowu stawia przede mną kolejne pytania - czy również powinienem się wycofać i dać czas, czy jednak próbować wyciągać informacje i iść do brzegu?
Na ten moment dałem jej znać, że rozumiem ją, jeżeli przechodzi trudny okres. Zaproponowałem szczerą rozmowę, ale dałem znać, że jeżeli potrzebuje czasu dla siebie, żeby odetchnąć, to go jej dam. Podziękowała i doceniła, ale nadal bez zadawania pytań i bez konkretnych odpowiedzi. Co za tym idzie, bez żadnych perspektyw co dalej. Trochę błądzę zagubiony w myślach.
Jestem z dziewczyną zaledwie kilka miesięcy. Nie mieszkamy razem. Na ogół spokojna, cicha dziewczyna, nie widząca świata poza mną. Ma sporo cech introwertyczki, dla niej rozmawianie na temat uczuć wyższych zawsze było czymś nieoczywistym. Ceniła bliskość fizyczną, intymność i poczucie bezpieczeństwa chociażby przez pryzmat wspólnego spędzania czasu w ciszy, bez niepotrzebnego gadania.
Taką przynajmniej zdążyłem ją poznać do czasu pandemii. Kilka dni temu zauważyłem, że wydaje się bardziej nerwowa i wycofana. Przyznała gorsze samopoczucie i rozdrażnienie ostatnimi czasy. Dała znać, że w takiej sytuacji zamyka się przed całym światem, wyłącza komórkę i zajmuje się swoimi rzeczami. Od tamtej pory sprawia wrażenie absolutnie niezaangażowanej, nieokazującej jakichkolwiek uczuć, unikającej poruszania tego tematu. Perspektywa spotkania się jest na razie odległa z powodu wirusa. Bardzo mało rozmawiamy, przez co więcej tu jest moich przypuszczeń, niż faktycznej wiedzy.
Przeszedłem już chyba przez wszystkie porady, od "odkochała się i nie wie jak ci to powiedzieć", po "przeżywa jakiś kryzys i widocznie w ten sposób próbuje sobie z nim poradzić, to normalne". Na pewno gdybym sam nie liznął tematu nerwicy, pierwszą opcję brałbym w ciemno. Druga opcja znowu stawia przede mną kolejne pytania - czy również powinienem się wycofać i dać czas, czy jednak próbować wyciągać informacje i iść do brzegu?
Na ten moment dałem jej znać, że rozumiem ją, jeżeli przechodzi trudny okres. Zaproponowałem szczerą rozmowę, ale dałem znać, że jeżeli potrzebuje czasu dla siebie, żeby odetchnąć, to go jej dam. Podziękowała i doceniła, ale nadal bez zadawania pytań i bez konkretnych odpowiedzi. Co za tym idzie, bez żadnych perspektyw co dalej. Trochę błądzę zagubiony w myślach.