Depresja
: 28 lipca 2018, o 13:29
Hej,to moj pierwszy post.Mam 28 lat,wlasnie zaczelam wczoraj leczenie ,poniewaz moj zwiazek mnie wykonczył.Mam zdiagnozowane F39.Bede pod opieka psychologa i psychiatry.Naprawde nie chce mi sie zyc.Mam potworne lęki czuje sie do głebi zraniona,oszukana i winna ja winna wszystkiego.
Znam go 6 lat.Podobno zakochal sie od razu jak mnie poznal.Od razu probowal wszelkiego kontaktu(dotyk przypadkiem itp),choc zaznaczyl ze ma dziewczyne ze wlasnie zamieszkali razem.Potem ona stala sie zona z dnia na dzien bo byla zazdrosna on chcial ja tak uspokoic-to jego slowa.A pare miesiecy potem zaczal romas ze mna.Ja sie zakochalam wbrew wszystkiemu,wbrew moralnosci(bo ma zone) wbrew jej atakom,smsom,plotek.
.Jakbysmy byli dla siebie stworzeni.On budzil we mnie nieznane dotad emocje,bardzo silne,ja potem czulam lęk ze go starce.W koncu odszedl od niej.
On: chodzil do szkoly specialnej cala swoja edukacje.Mówił ze dlatego bo rodzice sie rozwiedli,awantury itp.Ma diagnozę,jego zona mowila ze na schizofrenie lecz nie byla pewna.On sam przesmiewczo(tak ze nie bylam w stanie ocenić czy szydzi czy prawde mowi) mowil ze schizofrenia paranoidalna.
Przebieral sie w damskie ciuszy,matka go nakryla-nie wiem ile miak wtedy lat.Ostro chlal tez kiedys.Jednoczesnie lubi sie rozwijac, uczuc,ma obsesyjna pasje dla ktorej robi wszytsko.
Ma obsesje na dzieci.Chcial je miec za wszelka cene od razu,za kazdym razem mowil tylko o tym najlepiej jak najwiecej dzieci.Niewazne co ja mysle.Jak cos do niego mowilam co mu sie nie podobalo nucil sobie pod nosem melodyjki.Probowalam rozmawiac to milczal doslownie mowilam do sciany.Ja sie denerwowalam ze on nic nie mowi on tym bardzij mikczal widzac ze ja juz placze z bezsilnosci robil to celowo.Zawsze sprowadzal mnie na ostatie miejsce,najpier on-jedzenie,spanie,pasja,obowiązki domowe(bo po rozstaniu ze mna zamieszkał z matka) ja na ostatnim miejscu.Spotkanie raz na tydzien,na dworze na spacer z psami(ja mam psa i on).Pierwszs spotkanie po rozstaniu mega romantyzm az serce chwyta..potem juz nie.Zawsze smial sie ze mnie wszytsko rani(ze nie przyjezdza do mnie,ze "starcza" mu to jedno spotkanie,ze mnie nie pragnie wiecej,ze sie nie stara o ponowne zamieszkanie razem,ze wstawia zdjecia polnagich kobiet na fb i mowi zeby taka chcial,ze chce ode mnie dziecka-wtedy sie ze mna ozeni od razu-tak mowil-bo inaczej nie jest mnie pewnien-czy nam wyjdzie.
Ja nie pisalam on tez nie.Ja plakalam on szydzil.Na łzy zawsze reagował agresja slowna i odrzucaniem mnie.
Klotnia a gdy doprowadzil mnie do stanu ze byłam juz rozstrzesiona i zryczana calkiem kochal sie ze mna i mowil ze będziemy razem na wieki.Emocje siegaly zenitu zawsze.
Mowil ze mnie kocha..albo ze jestem idiotka,wariatka,ze sie rzucam powtarzal to jak mantre(raz go uderzylam
po tym jak mnie zbluzgal od szmat) wiem ze nie wolno nikogo bic.Mowil ze slysze to co chce ze mowi tak bo jak tak chce by mowil-ze jestem szmata ,wariatka bo placze ze poswieca mi za malo czasu.On wtedy mowil ze ja mam sie starac np.przyjechac(lecz z gory zaznaczal ze nie ma czasu).Rozgrzej mnie-mowil-a odrzucal mnie coraz bardziej.Klamal o wspolnym zamieszkaniu a gdy cos znajdowalam wymigiwal sie.Zawsze wiedzial jak zranic tak robil dokladnie,nawet powiedział ze lubi ranic mnie.Pisal mi kochanie ,slal buziaki,potrafil byc tak czuly..a potem zimny i okrutny. Bywało tak, ze nie spotykał się ze mną miesiąc specjalnie i nic nie odzywał.Za duzo chce-spotkan,czasu,za duzo jego.A ja tak chcialam czuc sie wazna i kochana.Robialm co moglam by sie spodobac mu,by chcial wiecej,staralam sie o mieszkanie o bycie razem nie na odleglosc.Mialam fakt pretensje ze interesuje sie tylko swoim hobby ze sprowadza mnie na dno na szary koniec.Powiedzial ze mam zryty łeb.
W koncu zostawil mnie mowiac mi w oczy to co wiedzial ze zrani mnie najbardziej.Tydzien twmu kocham Cie na wieki,za tydzien nie kocham Cie.
Zostawil mnie na spacerze w ataku kompletnej paniki.Teraz mam lęki,jestem za zwolnieniu od psychiatry.Biore leki.Obwiniam sie o wszytsko.On byl dobry,zraniony,daletego taki jest -a ja wszytako zepsulam.Moglam rozumiec,przytakiwac,byc cicho..mogalm byc inna..bylibyśmy razem.A tak cala milosc umarla.I nie chce mi sie zyc.
Jego byla zona leczyla sie na depresje przez niego.Teraz ja sie lecze.W tym samym osrodku.Gdzie on pracuje-na izbie.Kazdy mi mowi ze to dno dna ze on nie ma w aobie czlowieczenstwa.Kazdy.Ale on umie tez byc tak czarujacy ze część ludzi go lubi.
Spotkalam go na placu szpitala uciekl inna droga.Powiedzialam pani doktor ze boje sie tu byc bo on tu pracuje -od razu wiedziala o kogo chodzi.Dziwne?Beztrosko dalej zyjac majac gdzies zniszczona mnie ,bo nie kochal mnie wcale nigdy.
Nie moge zaakceptowac tego co sie stalo.
Jestem wariatka czy spotkalam potwora...
Znam go 6 lat.Podobno zakochal sie od razu jak mnie poznal.Od razu probowal wszelkiego kontaktu(dotyk przypadkiem itp),choc zaznaczyl ze ma dziewczyne ze wlasnie zamieszkali razem.Potem ona stala sie zona z dnia na dzien bo byla zazdrosna on chcial ja tak uspokoic-to jego slowa.A pare miesiecy potem zaczal romas ze mna.Ja sie zakochalam wbrew wszystkiemu,wbrew moralnosci(bo ma zone) wbrew jej atakom,smsom,plotek.
.Jakbysmy byli dla siebie stworzeni.On budzil we mnie nieznane dotad emocje,bardzo silne,ja potem czulam lęk ze go starce.W koncu odszedl od niej.
On: chodzil do szkoly specialnej cala swoja edukacje.Mówił ze dlatego bo rodzice sie rozwiedli,awantury itp.Ma diagnozę,jego zona mowila ze na schizofrenie lecz nie byla pewna.On sam przesmiewczo(tak ze nie bylam w stanie ocenić czy szydzi czy prawde mowi) mowil ze schizofrenia paranoidalna.
Przebieral sie w damskie ciuszy,matka go nakryla-nie wiem ile miak wtedy lat.Ostro chlal tez kiedys.Jednoczesnie lubi sie rozwijac, uczuc,ma obsesyjna pasje dla ktorej robi wszytsko.
Ma obsesje na dzieci.Chcial je miec za wszelka cene od razu,za kazdym razem mowil tylko o tym najlepiej jak najwiecej dzieci.Niewazne co ja mysle.Jak cos do niego mowilam co mu sie nie podobalo nucil sobie pod nosem melodyjki.Probowalam rozmawiac to milczal doslownie mowilam do sciany.Ja sie denerwowalam ze on nic nie mowi on tym bardzij mikczal widzac ze ja juz placze z bezsilnosci robil to celowo.Zawsze sprowadzal mnie na ostatie miejsce,najpier on-jedzenie,spanie,pasja,obowiązki domowe(bo po rozstaniu ze mna zamieszkał z matka) ja na ostatnim miejscu.Spotkanie raz na tydzien,na dworze na spacer z psami(ja mam psa i on).Pierwszs spotkanie po rozstaniu mega romantyzm az serce chwyta..potem juz nie.Zawsze smial sie ze mnie wszytsko rani(ze nie przyjezdza do mnie,ze "starcza" mu to jedno spotkanie,ze mnie nie pragnie wiecej,ze sie nie stara o ponowne zamieszkanie razem,ze wstawia zdjecia polnagich kobiet na fb i mowi zeby taka chcial,ze chce ode mnie dziecka-wtedy sie ze mna ozeni od razu-tak mowil-bo inaczej nie jest mnie pewnien-czy nam wyjdzie.
Ja nie pisalam on tez nie.Ja plakalam on szydzil.Na łzy zawsze reagował agresja slowna i odrzucaniem mnie.
Klotnia a gdy doprowadzil mnie do stanu ze byłam juz rozstrzesiona i zryczana calkiem kochal sie ze mna i mowil ze będziemy razem na wieki.Emocje siegaly zenitu zawsze.
Mowil ze mnie kocha..albo ze jestem idiotka,wariatka,ze sie rzucam powtarzal to jak mantre(raz go uderzylam
po tym jak mnie zbluzgal od szmat) wiem ze nie wolno nikogo bic.Mowil ze slysze to co chce ze mowi tak bo jak tak chce by mowil-ze jestem szmata ,wariatka bo placze ze poswieca mi za malo czasu.On wtedy mowil ze ja mam sie starac np.przyjechac(lecz z gory zaznaczal ze nie ma czasu).Rozgrzej mnie-mowil-a odrzucal mnie coraz bardziej.Klamal o wspolnym zamieszkaniu a gdy cos znajdowalam wymigiwal sie.Zawsze wiedzial jak zranic tak robil dokladnie,nawet powiedział ze lubi ranic mnie.Pisal mi kochanie ,slal buziaki,potrafil byc tak czuly..a potem zimny i okrutny. Bywało tak, ze nie spotykał się ze mną miesiąc specjalnie i nic nie odzywał.Za duzo chce-spotkan,czasu,za duzo jego.A ja tak chcialam czuc sie wazna i kochana.Robialm co moglam by sie spodobac mu,by chcial wiecej,staralam sie o mieszkanie o bycie razem nie na odleglosc.Mialam fakt pretensje ze interesuje sie tylko swoim hobby ze sprowadza mnie na dno na szary koniec.Powiedzial ze mam zryty łeb.
W koncu zostawil mnie mowiac mi w oczy to co wiedzial ze zrani mnie najbardziej.Tydzien twmu kocham Cie na wieki,za tydzien nie kocham Cie.
Zostawil mnie na spacerze w ataku kompletnej paniki.Teraz mam lęki,jestem za zwolnieniu od psychiatry.Biore leki.Obwiniam sie o wszytsko.On byl dobry,zraniony,daletego taki jest -a ja wszytako zepsulam.Moglam rozumiec,przytakiwac,byc cicho..mogalm byc inna..bylibyśmy razem.A tak cala milosc umarla.I nie chce mi sie zyc.
Jego byla zona leczyla sie na depresje przez niego.Teraz ja sie lecze.W tym samym osrodku.Gdzie on pracuje-na izbie.Kazdy mi mowi ze to dno dna ze on nie ma w aobie czlowieczenstwa.Kazdy.Ale on umie tez byc tak czarujacy ze część ludzi go lubi.
Spotkalam go na placu szpitala uciekl inna droga.Powiedzialam pani doktor ze boje sie tu byc bo on tu pracuje -od razu wiedziala o kogo chodzi.Dziwne?Beztrosko dalej zyjac majac gdzies zniszczona mnie ,bo nie kochal mnie wcale nigdy.
Nie moge zaakceptowac tego co sie stalo.
Jestem wariatka czy spotkalam potwora...