Co się zmieniło do tej pory
: 21 lipca 2016, o 11:48
Dobry! Jako że moja praca polega w tym momencie głównie na siedzeniu na tyłku, postanowiłem podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat tego jak przez ponad rok, odkąd trafiłem na to forum staram się przeprogramowywać swoje myślenie.
Niektórzy pewnie mogą kojarzyć jak wylewalem swoje żale odnośnie odczuwalnego odcięcia uczuć wobec dziewczyny. Był to ten moment kulminacyjny, w którym odezwały się wszystkie mroczne i niewygodne strony mojego stanu emocjonalnego: przejmowanie się wszystkim, ogromny egocentryzm, nakręcanie się i czarne myśli. Większość może pamiętać, jak wypisywalem do nich wiadomości, które dla osoby trzeciej w końcu mogły wyglądać jak spam, bo to przecież było tluczenie jednego i tego samego do głowy
nastąpił moment, w którym ogarnięcie uczuć do kochanej osoby stało się priorytetem, co było oczywistym błędem. Szukałem rozwiązania i oczekiwałem cudu, sam nie robiąc nic, co skutkowało moimi porabanymi huśtawkami nastroju i ostatecznie końcem związku.
Wtedy postanowiłem zacząć brać sprawy w swoje ręce. Z czasem interesowałem się również innymi tematami poruszanymi na tym forum, nie tylko mojemu nieszczęsnemu odcięciu. Zacząłem wierzyć w siebie i przynosiło to efekt. Dzięki temu:
- Wydaje mi się, że jestem bardziej pozytywną osoba. Mija powoli rok odkąd nastąpił ten moment, w którym to wszystko "trachnęło" i pierwszy raz doświadczylem tych przykrych stanów. Jego skutki oczywiście odczuwam dalej, jednak przecież każdy na tym forum mi powie, że to nieodzowne w dalszym ogarnianiu sprawy. Nie mniej jednak staram się dużo śmiać, myśleć pozytywnie i racjonalnie, no i zwracać uwagę na małe rzeczy i się z nich cieszyć.
- Mniej analizuje. Dużo mniej. Ale nie jestem robotem lub dalej nie mam tak wycwiczonego mechanizmu myślenia, żeby w sytuacjach gdy np. jest mi źle nie zwrócić na to uwagi i nie przejąć się. W takich momentach, kiedy mój wesoły i spokojny nastrój z różnych powodów ustępuje niepewności, nerwowości i różnym innym objawom (np. apatii, mniejszego czy większego odcięcia) staram się z tym mocno pogodzić i wybaczyć sobie, że mam prawo do gorszego dnia. Albo myślę o pozytywnych rzeczach, marzę, wyobrażam sobie przyjemne rzeczy. Staram się coś robić, byleby nie siedzieć na dupie i nie rozpaczać. Czy wymaganie od siebie, żebym zawsze był chodzącym ideałem spokoju ducha jest normalne? No właśnie
- Staram się robić coś czasem nawet "na siłę". Co prawda momenty, w których przejmowałem się, czy dzisiaj będę chciał biegać czy nie, czy mam ochotę na spotkanie z kumplami przestały mi dokuczac aż tak bardzo, jak miało to miejsce parę miesięcy temu. Po prostu to robię i już. Pomaga to w budowaniu pewności siebie.
- Staram się nie wybiegac myślami w przyszłość. Chyba że pozytywnymi. Czarnowidzenie na temat tego, że nie zdam matury, że będę miał problemy z matmą nie pomoże mi ruszać naprzód. Przyjemne myślenie o tym, czy np nie zorganizować jakiejś wycieczki na parę dni z przyjaciółmi jest dużo lepsze
- Odcialem się od "przyjaciela", który przestał nim być. Ulga.
Żeby nie było. Wcale nie uznaje się za w pełni ogarniętego (lubię używać tego słowa w kontekście oburzenia
). Piszę to po to, by nawet samemu sobie udowodnić, że jestem świadomy zmian na plus, jakie we mnie zaszły. Być może dać komuś nadzieję, o ile komuś mój post w jakimś stopniu pomoże. Jeszcze wiele mnie może spotkać i wieeeeele mi brakuje do pełnego stanu "miej wyj.bane a będzie Ci dane", ale jednak. Postęp jest! 
Tyle z mojej strony na razie, jak sobie coś przypomnę to dopiszę. Piszcie, co o myślicie o tym, co napisałem
Niektórzy pewnie mogą kojarzyć jak wylewalem swoje żale odnośnie odczuwalnego odcięcia uczuć wobec dziewczyny. Był to ten moment kulminacyjny, w którym odezwały się wszystkie mroczne i niewygodne strony mojego stanu emocjonalnego: przejmowanie się wszystkim, ogromny egocentryzm, nakręcanie się i czarne myśli. Większość może pamiętać, jak wypisywalem do nich wiadomości, które dla osoby trzeciej w końcu mogły wyglądać jak spam, bo to przecież było tluczenie jednego i tego samego do głowy

Wtedy postanowiłem zacząć brać sprawy w swoje ręce. Z czasem interesowałem się również innymi tematami poruszanymi na tym forum, nie tylko mojemu nieszczęsnemu odcięciu. Zacząłem wierzyć w siebie i przynosiło to efekt. Dzięki temu:
- Wydaje mi się, że jestem bardziej pozytywną osoba. Mija powoli rok odkąd nastąpił ten moment, w którym to wszystko "trachnęło" i pierwszy raz doświadczylem tych przykrych stanów. Jego skutki oczywiście odczuwam dalej, jednak przecież każdy na tym forum mi powie, że to nieodzowne w dalszym ogarnianiu sprawy. Nie mniej jednak staram się dużo śmiać, myśleć pozytywnie i racjonalnie, no i zwracać uwagę na małe rzeczy i się z nich cieszyć.
- Mniej analizuje. Dużo mniej. Ale nie jestem robotem lub dalej nie mam tak wycwiczonego mechanizmu myślenia, żeby w sytuacjach gdy np. jest mi źle nie zwrócić na to uwagi i nie przejąć się. W takich momentach, kiedy mój wesoły i spokojny nastrój z różnych powodów ustępuje niepewności, nerwowości i różnym innym objawom (np. apatii, mniejszego czy większego odcięcia) staram się z tym mocno pogodzić i wybaczyć sobie, że mam prawo do gorszego dnia. Albo myślę o pozytywnych rzeczach, marzę, wyobrażam sobie przyjemne rzeczy. Staram się coś robić, byleby nie siedzieć na dupie i nie rozpaczać. Czy wymaganie od siebie, żebym zawsze był chodzącym ideałem spokoju ducha jest normalne? No właśnie

- Staram się robić coś czasem nawet "na siłę". Co prawda momenty, w których przejmowałem się, czy dzisiaj będę chciał biegać czy nie, czy mam ochotę na spotkanie z kumplami przestały mi dokuczac aż tak bardzo, jak miało to miejsce parę miesięcy temu. Po prostu to robię i już. Pomaga to w budowaniu pewności siebie.
- Staram się nie wybiegac myślami w przyszłość. Chyba że pozytywnymi. Czarnowidzenie na temat tego, że nie zdam matury, że będę miał problemy z matmą nie pomoże mi ruszać naprzód. Przyjemne myślenie o tym, czy np nie zorganizować jakiejś wycieczki na parę dni z przyjaciółmi jest dużo lepsze

- Odcialem się od "przyjaciela", który przestał nim być. Ulga.
Żeby nie było. Wcale nie uznaje się za w pełni ogarniętego (lubię używać tego słowa w kontekście oburzenia


Tyle z mojej strony na razie, jak sobie coś przypomnę to dopiszę. Piszcie, co o myślicie o tym, co napisałem
