Nowy na forum a zarazem stary. Podziekowania i pytanie.
: 10 grudnia 2015, o 13:49
Hej! Jako że znam to forum od ponad roku czasu ale nigdy nie rejestrowałem się a byłem jedynie aktywny w czytaniu wątków dziś postanowiłem się zarejestrować. Powody są dwa otóż chciałem podziękować i pochwalić się swoim sukcesem oraz zadać przy okazji pewne pytanie.
Moja historia nie jest bardzo skomplikowana miałem klasyczną nerwicę tylko że trafiłem na słabych speców na samym początku ale teraz nie ma co już gdybać co by było gdyby... w każdym razie 3 lata temu pojawił się paniczny atak a mam 24 lata i przewrócił moje życie do góry nogami. Szczerze to nie chce mi się tutaj rozwijać całego seansu w postaci tych dwóch lat z nerwicą, każdy z was ma pojęcie co to znaczy ją mieć a że czuje się już dobrze to nie zalezy mi tak bardzo już na tym aby pokazywać jak cierpię
Były to objawy cielesne i natręctwa (schizofrenia, opętanie, mysli że z tego nie wyjdę, że mam to już na zawsze) potykania sercowe i wysoki puls, duszności , drętwienia, bujanie w głowie, wmawianie sobie chorób...derealizacja (po lekach!)
Było tragicznie połączone z katastroficznie, straciłem pracę, dziewczynę pokłóciłem się z częścią rodziny bo "nie rozumieli" a przede wszystkim zaczęłem brać leki ale dość krótko bo byłem po nich zombii a do tego mnie wyjątkowo odrealniały leki nawet po dłuższym czasie brania. Skorzystałem z terapii dwukrotnie, raz z psychodynamicznej ale tylko na początku się mi coś poprawiło natomiast po kilku spotkaniach pani stwierdziła że efekt mojej nerwicy to mój brak wiary a za znak uznała to, ze w nocy miałem sen że szukam Jezusa.... potem wałkowała ten temat bo według niej sny oznaczają interpretację podświadomości i narobiła mi takiej kaszany w głowie, ze w końcu doznałem natręctw o zabarwieniu opętania czyli bałem się że to moze być prawda i coś mnie opęta. Na co psycholog stwierdziła, ze faktycznie tak może być.....po czym to była ostatnia moja wizyta u niej.
Od razu poleciałem do psychiatry który na szczęście mnie uspokoił i polecił terapie behawioralną ale tutaj mimo tego że tematyka była fajna wszystko szło tak jakoś sztywno...jakieś kartki, pisanie emocji w danych chwili, nie wiem może po prostu nie umiałem znaleźć rytmu tej terapii ale ja też się źle czułem cały czas w co nie do końca chyba wierzyła sama psycholog.
I tak jakoś mineły mi dwa latka wycięte z życiorysu...ale nie ustawałem... i wśród innych stron znalazłem to forum i wpisy i nagrania i tu z miejsca dziekuję pomysłodowca tego miejsca bo jest naprawdę wyjątkowe, za nagrania także (niektóre zwroty znam na pamięć ) ale też dziękuję wielu użytkownikom którzy pisza tu posty. Choćby JERREMU :d który ma wyjątkowe poczucie humoru i który pokazał mi w swoich postach że tak można traktować także lęk.
Bardzo Wam dziekuję bo po tym całym roku czasu nie ma u mnie śladu po złym samopoczuciu, natrętach, nierównemu biciu serca a przede wszystkim temu okropnemu rodzajowi lęku który utrzymuje się cały czas, a nawet bezsennność mi się poprawiła. Wrociłem do pracy i poprawiła mi się sytuacja bo tak to byłem na czyims utrzymaniu co mnie chyba bardzo dobijało.
Ja zaczęłem osmieszać natręty (humor i ryzykowanie wobec nerwicy to moja główna broń)i lęki bardziej ogarniac ten punkt widzenia że to nie ja jestem chory ale tylko pewna część mnie i ja moge mimo tego robic różne rzeczy i to jest wszystko naprawde trudne mając nerwice ale też etapowe i jak się zapierałem to efekty były i to motywowało dalej.
Dziś nie mam żadnych objawów tak więc jestem z siebie dumny, staram się układać na nowo życie (to moje noworoczne postanowienie).
A tu pytanie... ;p bowiem miewam za to do dzisiaj średnio raz w tygodniu mały atak paniki (byłby duzy gdybym się nakrecał) i przychodzi ot tak sobie. Byłem zapytac psychiatry co o tym sadzi ale w sumie nie potraktowął mnie zbyt poważnie (chyba sądził że małe ataki to nic takiego). I może faktycznie nie jest to już poblem ale zastanawia mnie czemu nadal przychodzą skoro nie boje się już ich (naprawdę nie) nie mam strachu, umiem dzieki Wam je przeczekać.
Ma ktoś może jakieś pomysły?
Moja historia nie jest bardzo skomplikowana miałem klasyczną nerwicę tylko że trafiłem na słabych speców na samym początku ale teraz nie ma co już gdybać co by było gdyby... w każdym razie 3 lata temu pojawił się paniczny atak a mam 24 lata i przewrócił moje życie do góry nogami. Szczerze to nie chce mi się tutaj rozwijać całego seansu w postaci tych dwóch lat z nerwicą, każdy z was ma pojęcie co to znaczy ją mieć a że czuje się już dobrze to nie zalezy mi tak bardzo już na tym aby pokazywać jak cierpię
Były to objawy cielesne i natręctwa (schizofrenia, opętanie, mysli że z tego nie wyjdę, że mam to już na zawsze) potykania sercowe i wysoki puls, duszności , drętwienia, bujanie w głowie, wmawianie sobie chorób...derealizacja (po lekach!)
Było tragicznie połączone z katastroficznie, straciłem pracę, dziewczynę pokłóciłem się z częścią rodziny bo "nie rozumieli" a przede wszystkim zaczęłem brać leki ale dość krótko bo byłem po nich zombii a do tego mnie wyjątkowo odrealniały leki nawet po dłuższym czasie brania. Skorzystałem z terapii dwukrotnie, raz z psychodynamicznej ale tylko na początku się mi coś poprawiło natomiast po kilku spotkaniach pani stwierdziła że efekt mojej nerwicy to mój brak wiary a za znak uznała to, ze w nocy miałem sen że szukam Jezusa.... potem wałkowała ten temat bo według niej sny oznaczają interpretację podświadomości i narobiła mi takiej kaszany w głowie, ze w końcu doznałem natręctw o zabarwieniu opętania czyli bałem się że to moze być prawda i coś mnie opęta. Na co psycholog stwierdziła, ze faktycznie tak może być.....po czym to była ostatnia moja wizyta u niej.
Od razu poleciałem do psychiatry który na szczęście mnie uspokoił i polecił terapie behawioralną ale tutaj mimo tego że tematyka była fajna wszystko szło tak jakoś sztywno...jakieś kartki, pisanie emocji w danych chwili, nie wiem może po prostu nie umiałem znaleźć rytmu tej terapii ale ja też się źle czułem cały czas w co nie do końca chyba wierzyła sama psycholog.
I tak jakoś mineły mi dwa latka wycięte z życiorysu...ale nie ustawałem... i wśród innych stron znalazłem to forum i wpisy i nagrania i tu z miejsca dziekuję pomysłodowca tego miejsca bo jest naprawdę wyjątkowe, za nagrania także (niektóre zwroty znam na pamięć ) ale też dziękuję wielu użytkownikom którzy pisza tu posty. Choćby JERREMU :d który ma wyjątkowe poczucie humoru i który pokazał mi w swoich postach że tak można traktować także lęk.
Bardzo Wam dziekuję bo po tym całym roku czasu nie ma u mnie śladu po złym samopoczuciu, natrętach, nierównemu biciu serca a przede wszystkim temu okropnemu rodzajowi lęku który utrzymuje się cały czas, a nawet bezsennność mi się poprawiła. Wrociłem do pracy i poprawiła mi się sytuacja bo tak to byłem na czyims utrzymaniu co mnie chyba bardzo dobijało.
Ja zaczęłem osmieszać natręty (humor i ryzykowanie wobec nerwicy to moja główna broń)i lęki bardziej ogarniac ten punkt widzenia że to nie ja jestem chory ale tylko pewna część mnie i ja moge mimo tego robic różne rzeczy i to jest wszystko naprawde trudne mając nerwice ale też etapowe i jak się zapierałem to efekty były i to motywowało dalej.
Dziś nie mam żadnych objawów tak więc jestem z siebie dumny, staram się układać na nowo życie (to moje noworoczne postanowienie).
A tu pytanie... ;p bowiem miewam za to do dzisiaj średnio raz w tygodniu mały atak paniki (byłby duzy gdybym się nakrecał) i przychodzi ot tak sobie. Byłem zapytac psychiatry co o tym sadzi ale w sumie nie potraktowął mnie zbyt poważnie (chyba sądził że małe ataki to nic takiego). I może faktycznie nie jest to już poblem ale zastanawia mnie czemu nadal przychodzą skoro nie boje się już ich (naprawdę nie) nie mam strachu, umiem dzieki Wam je przeczekać.
Ma ktoś może jakieś pomysły?