Moja historia, moje "cały czas do przodu", mój plan
: 9 sierpnia 2015, o 14:14
Witam wszystkich 
Postanowiłem tutaj pokrótce opisać moją krótką historię i pokazać Wam mój plan, który sobie niedawno wymyśliłem i który być może bez zbędnej i nadmiernej analizy przedstawi moje samopoczucie i postrzeganie rzeczywistości, ale także który i Wam może przypaść do gustu
Chcę, żeby była to moja droga do odburzenia, żeby wszystkie moje lęki, anhedonie, niepewności uczuć itp. przestały mieć znaczenie i żeby był znowu dobry "Ja"
Plan przedstawiam dlatego, że rozmowa z paroma osobami na czacie mnie podbudowała i popchnęła naprzód, można też powiedzieć zmotywowała do walki z tym, a także dlatego, że przedstawiona przeze mnie metoda zabawy z nerwicą, DD spodobała się osobom na czacie i ich zmotywowała
Myślę czasami, że zachowuję się nieracjonalnie z moim stanem, jakby to był taki chwilowy 'strzyk' i pobudzenie do działania, które i tak zostanie stłamszone przez lęk, ale... do cholery, nie można tak myśleć, trzeba działać! (tak, mówi to gościu, który cały czas się użala nad sobą...
) Nie będę się długo rozpisywał, przedstawię w czym rzecz i... cały czas do przodu! 
Mam 18 lat i jestem ze swoją dziewczyną 4 miesiące. Na początku wiadomo - super, serce bije tylko dla Niej, a w głowie tylko plany na wspólne spędzanie czasu, przyszłości, itp... człowiek ze mnie pochłonięty pasją, mam swoje hobby itp. Dziewczyna dla mnie jest po prostu wszystkim, co dobre i największym skarbem. Wszystko niestety popsuło się jakiś miesiąc temu, kiedy kilka stresujących rzeczy odcięło mi z dnia na dzień emocje i uczucia do dziewczyny. Przestraszyłem się tym i oczywiście nakręciłem, po internecie szukałem porad itp., ale tam oczywiście nic dobrego nie znalazłem, poza życiowymi mądrościami, że w takiej sytuacji należy zerwać. Dziewczyna wiedziała o moim "zaniku uczuć" i przez chwilę sytuacja wyglądała tragicznie, byliśmy blisko rozstania, ale gdzieś tam w głowie czułem, że chcę z Nią być i po paru dniach się ustabilizowało. Dziewczyna mnie kocha, ale ja dalej miałem te rozterki. Miałem poczucie, że chcę z Nią być, ale ten zanik uczuć potęgował we mnie strach i smutek... w końcu odkryłem to forum w dniu, odkąd tu jestem. Dzięki artykułom innych użytkowników, takim jak post39676.html czy post64537.html mniej więcej zrozumiałem, o co chodzi i zainteresowałem się tym tematem, czytając historię odburzonych i porady Divina i Victora. Ale anhedonia jak była, tak była i starałem się to akceptować i na przekór sobie próbować. Bywały 'lepsze' dni, ale i przy nich mój umysł dostał uwagę typu "Nie za dobrze ci? Wracamy do nerwicy" i tak stale... oczywiście towarzyszą objawy typu gula w gardle, depresja, niska samoocena no i anhedonia - natręctwa "nie kocham dziewczyny", "nie ułoży mi się z nią, nie jest dla mnie odpowiednia albo ja dla niej" (jak klapki na oczach), ale też zamykanie się w sobie, nie interesowanie się swoimi hobby itp.
Ten miesiąc zacząłem źle. Zły dzień, chciało mi się płakać, nic nie czułem do dziewczyny. Poddałem się temu stanowi i zacząłem się nakręcać, wszystkie mądrości z tego forum przestały mieć znaczenie ("i tak jej nie kocham", "oszukujemy siebie nawzajem"...). Po tych paru dniach miałem taki spokojniejszy dzień, potem poznałem metodę afirmacji i miałem taki budujący stan, który mnie nieco uspokoił. I przy jednym spotkaniu z dziewczyną miałem prześwit... tak dobrze nie czułem się od momentu pojawienia zaburzenia, było super
naprawdę czułem, że kocham, wszystkie złe myśli niby dalej były, ale nie miały dużego znaczenia, optymizm przeważał nad pesymizmem
było mi z tym dobrze, ale gdy tylko się załamało, znowu zacząłem się nakręcać i wpadłem w smutek... i skutki tego stanu czuję do dzisiaj, anhedonia trwa, ale rozmowa z pewnymi osobami na czacie można powiedzieć, że dała mi kopa i zmotywowała, dlatego też piszę tutaj o sobie i przedstawiam mój plan, z którego korzystać może każdy, o ile mu się spodoba 
O co chodzi? Chodzi o to, że biorę kalendarz i każdego dnia innym kolorem zaznaczam, jak się czuję. Ja akurat wziąłem sobie taki pusty layout z internetu i każdą kratkę z dnia koloruję tak, żeby opisać swoje samopoczucie. Moja 'legenda' kolorów wygląda tak:
- kolor czerwony - katastrofalny nastrój, natręctwa/nerwica itp. całkowicie mnie ogarniają, do tego dochodzi rozżalenie nad sobą, depresja, opłakiwanie
- kolor pomarańczowy - jest źle, natręctwa/nerwica dalej we mnie siedzą, ale JA się uspokajam, nie rozżalam się, staram się coś robić
- kolor żółty - natręctwa nie są takie mocne, mają znaczenie, ale zdrowym myśleniem staram się nie zwracać na nie uwagi
- kolor zielony - są natręctwa, ale nie mają takiego znaczenia, żeby zmieniło moje dobre samopoczucie
Po co? W sumie wygląda to jak analizowanie swojego stanu. Niby tak, ale tak na dobrą sprawę może zadziałać jako motywator lub przestroga. Wiem po sobie, że gdy za bardzo poddam się moim nerwowym myślom i zacznę się użalać do tego stopnia, że np. doprowadzę się do płaczu, odetnę od wszystkiego itp., to dalej będzie tylko źle. Kartka będzie miała kolor czerwony. Chodzi o to, żeby tych czerwonych kartek było jak najmniej. Uznałem sobie, że gdy np. dalej będę miał złe samopoczucie, to nie będę tego rozgrzebywał, tylko starał się tak myśleć, żeby kartka miała kolor pomarańczowy. Jeżeli pojawi się dzień, w którym myśli nie będą takie uporczywe, a samopoczucie i wiara w odburzenie będą rosły, oznaczyć kartkę na żółto, a może w końcu pojawi się dzień zielony? Dodam tylko, że od kiedy to zaburzenie występuje u mnie mniej więcej od lipca, to takich zielonych dni w ubiegłym miesiącu raczej bym nie potrafił wskazać. Raczej przeważałby kolor czerwony i pomarańczowy. Już przez ten ponad tydzień sierpnia miewałem czerwone dni i pomarańczowe (jak dzisiaj, gdy to piszę), ale pojawiały się też żółte i o dziwo - zielone, co wskazuje na prześwit i dobrą drogę.
Nie wiem, czy ktoś inny odkrył lub stosuje coś takiego, w każdym razie przedstawiona przeze mnie metoda spodobała się paru osobom i zmotywowała do zamieszczenia tutaj. Chciałbym zrobić z tego coś w rodzaju dziennika i każdego dnia aktualizować 'kartki z kalendarza'. Piszę to nie tylko dla siebie i żeby podzielić się z Wami moim postrzeganiem dnia lub (oby) drogi do odburzenia, ale też dla Was, w końcu ta metoda może się przydać każdemu i zadziałać jako motywator
U mnie do tej pory wygląda to tak:
http://postimg.org/image/sszev60at/
Życzę wszystkim (i sobie) powodzenia, jak najmniej czerwonych dni i jak najwięcej zielonych!

Postanowiłem tutaj pokrótce opisać moją krótką historię i pokazać Wam mój plan, który sobie niedawno wymyśliłem i który być może bez zbędnej i nadmiernej analizy przedstawi moje samopoczucie i postrzeganie rzeczywistości, ale także który i Wam może przypaść do gustu





Mam 18 lat i jestem ze swoją dziewczyną 4 miesiące. Na początku wiadomo - super, serce bije tylko dla Niej, a w głowie tylko plany na wspólne spędzanie czasu, przyszłości, itp... człowiek ze mnie pochłonięty pasją, mam swoje hobby itp. Dziewczyna dla mnie jest po prostu wszystkim, co dobre i największym skarbem. Wszystko niestety popsuło się jakiś miesiąc temu, kiedy kilka stresujących rzeczy odcięło mi z dnia na dzień emocje i uczucia do dziewczyny. Przestraszyłem się tym i oczywiście nakręciłem, po internecie szukałem porad itp., ale tam oczywiście nic dobrego nie znalazłem, poza życiowymi mądrościami, że w takiej sytuacji należy zerwać. Dziewczyna wiedziała o moim "zaniku uczuć" i przez chwilę sytuacja wyglądała tragicznie, byliśmy blisko rozstania, ale gdzieś tam w głowie czułem, że chcę z Nią być i po paru dniach się ustabilizowało. Dziewczyna mnie kocha, ale ja dalej miałem te rozterki. Miałem poczucie, że chcę z Nią być, ale ten zanik uczuć potęgował we mnie strach i smutek... w końcu odkryłem to forum w dniu, odkąd tu jestem. Dzięki artykułom innych użytkowników, takim jak post39676.html czy post64537.html mniej więcej zrozumiałem, o co chodzi i zainteresowałem się tym tematem, czytając historię odburzonych i porady Divina i Victora. Ale anhedonia jak była, tak była i starałem się to akceptować i na przekór sobie próbować. Bywały 'lepsze' dni, ale i przy nich mój umysł dostał uwagę typu "Nie za dobrze ci? Wracamy do nerwicy" i tak stale... oczywiście towarzyszą objawy typu gula w gardle, depresja, niska samoocena no i anhedonia - natręctwa "nie kocham dziewczyny", "nie ułoży mi się z nią, nie jest dla mnie odpowiednia albo ja dla niej" (jak klapki na oczach), ale też zamykanie się w sobie, nie interesowanie się swoimi hobby itp.

Ten miesiąc zacząłem źle. Zły dzień, chciało mi się płakać, nic nie czułem do dziewczyny. Poddałem się temu stanowi i zacząłem się nakręcać, wszystkie mądrości z tego forum przestały mieć znaczenie ("i tak jej nie kocham", "oszukujemy siebie nawzajem"...). Po tych paru dniach miałem taki spokojniejszy dzień, potem poznałem metodę afirmacji i miałem taki budujący stan, który mnie nieco uspokoił. I przy jednym spotkaniu z dziewczyną miałem prześwit... tak dobrze nie czułem się od momentu pojawienia zaburzenia, było super



O co chodzi? Chodzi o to, że biorę kalendarz i każdego dnia innym kolorem zaznaczam, jak się czuję. Ja akurat wziąłem sobie taki pusty layout z internetu i każdą kratkę z dnia koloruję tak, żeby opisać swoje samopoczucie. Moja 'legenda' kolorów wygląda tak:
- kolor czerwony - katastrofalny nastrój, natręctwa/nerwica itp. całkowicie mnie ogarniają, do tego dochodzi rozżalenie nad sobą, depresja, opłakiwanie
- kolor pomarańczowy - jest źle, natręctwa/nerwica dalej we mnie siedzą, ale JA się uspokajam, nie rozżalam się, staram się coś robić
- kolor żółty - natręctwa nie są takie mocne, mają znaczenie, ale zdrowym myśleniem staram się nie zwracać na nie uwagi
- kolor zielony - są natręctwa, ale nie mają takiego znaczenia, żeby zmieniło moje dobre samopoczucie

Po co? W sumie wygląda to jak analizowanie swojego stanu. Niby tak, ale tak na dobrą sprawę może zadziałać jako motywator lub przestroga. Wiem po sobie, że gdy za bardzo poddam się moim nerwowym myślom i zacznę się użalać do tego stopnia, że np. doprowadzę się do płaczu, odetnę od wszystkiego itp., to dalej będzie tylko źle. Kartka będzie miała kolor czerwony. Chodzi o to, żeby tych czerwonych kartek było jak najmniej. Uznałem sobie, że gdy np. dalej będę miał złe samopoczucie, to nie będę tego rozgrzebywał, tylko starał się tak myśleć, żeby kartka miała kolor pomarańczowy. Jeżeli pojawi się dzień, w którym myśli nie będą takie uporczywe, a samopoczucie i wiara w odburzenie będą rosły, oznaczyć kartkę na żółto, a może w końcu pojawi się dzień zielony? Dodam tylko, że od kiedy to zaburzenie występuje u mnie mniej więcej od lipca, to takich zielonych dni w ubiegłym miesiącu raczej bym nie potrafił wskazać. Raczej przeważałby kolor czerwony i pomarańczowy. Już przez ten ponad tydzień sierpnia miewałem czerwone dni i pomarańczowe (jak dzisiaj, gdy to piszę), ale pojawiały się też żółte i o dziwo - zielone, co wskazuje na prześwit i dobrą drogę.
Nie wiem, czy ktoś inny odkrył lub stosuje coś takiego, w każdym razie przedstawiona przeze mnie metoda spodobała się paru osobom i zmotywowała do zamieszczenia tutaj. Chciałbym zrobić z tego coś w rodzaju dziennika i każdego dnia aktualizować 'kartki z kalendarza'. Piszę to nie tylko dla siebie i żeby podzielić się z Wami moim postrzeganiem dnia lub (oby) drogi do odburzenia, ale też dla Was, w końcu ta metoda może się przydać każdemu i zadziałać jako motywator

U mnie do tej pory wygląda to tak:
http://postimg.org/image/sszev60at/
Życzę wszystkim (i sobie) powodzenia, jak najmniej czerwonych dni i jak najwięcej zielonych!
