Jest coraz lepiej, wierzę w wyzdrowienie
: 7 listopada 2014, o 09:25
Cześć,
Wracam na to forum po kilkutygodniowej nieobecności, ponieważ czuję się zobowiązana, aby skrobnąć słówko.
Nie byłam zbyt aktywnym uczestnikiem i bardziej podglądałam, aniżeli pisałam, dlatego pewnie nie będę kojarzona:)
Niemniej jednak, przejdźmy do sedna...
Moja historia nie jest pełna drastycznych zwrotów, nie miałam "bardzo zaawansowanej"nerwicy - myślę też właśnie, że dzięki temu forum. Dlatego jeśli ktoś, kto to czyta właśnie użala się nad swoim losem i myśli:to będzie historia, która odmieni moje życie, jest w lekkim błędzie.
Zaczęło się pół roku temu. Pierwszy atak paniki. Umówiłam się ze znajomymi, idąc na przystanek wyrozbierałam się prawie do naga,bo było mi gorąco - podczas gdy mój kolega twierdził, że żałuje, że nie ubrał nic cieplejszego... Czułam, że coś jest nie tak, ale zrzuciłam to na karb tego, że dzień wcześniej miałam małą imprezę w domu i zasnęłam o 5. Cóż, przemęczenie... W pewnym momencie na hasło:nie przejmuj się, napijesz się piwa i Ci przejdzie! nogi się pode mną ugięły. Jak tylko wyobraziłam sobie ciasne podziemie jakiejś knajpy, do tego bąbelki w piwie, które później musują mi w głowie... Poddałam się. Wróciłam do domu. I tak to się zaczęło. Później ogólne osłabienie przez tydzień, po 7 dniach historia się powtórzyła. Od razu zaczęłam szukać i trafiłam tutaj. Pro forma zrobiłam zestaw badań,ale wszystko było ok. W mojej rodzinie pojawiła się nerwica, chociaż nic o niej nie wiedziałam tak naprawdę.. Ale też dzięki temu szybko trafiłam do psychiatry.
Jeden lekarz, drugi. Jedna pani psycholog, druga.... I nic. Tkwiłam w beznadziei. Bałam się wyjść z domu, jeździć autobusem, pracowałam na pół etatu i zmuszałam się do wyjścia, ale szafki w biurze mi wirowały przed oczami. Zerwałam kontaktu, rozładowany telefon leżałam całymi dniami w szufladzie.
Oczywiście pierwszym etapem był etap wyparcia. Dlaczego ja? To niemożliwe. Musi być na to jakiś antybiotyk...
Kurcze, nie chcę Was tu zanudzać.
Ostatecznie trafiłam na psychiatrę, który dobrał mi lek. Powiedział,że nie jest ze mną źle - to najgorsze w zasadzie ,co można usłyszeć. Przecież to był dla mnie już mój prywatny koniec świata!-ale bardzo mnie zmobilizował. Później postarałam się o terapię grupową. Serie testów, spotkań ze specjalistami-wbrew pozorom te wiele mi dały. Więcej nawet, niż poprzednie próby terapii indywidualnej. Kilka trafnie sformułowaych pytań, które zapadły mi w pamięci...
Obecnie czekam na terapię(na maj 2015...) Odstawiam leki powoli. Wróciłam do życia. Podjęłam 2 tygodnie temu nową pracę. Zaczynam wychodzic do ludzi. Moje życie się zmieniło. Kontakty się zweryfikowały. Spotykam się z tymi, z którymi naprawdę chcę, a nie w których towarzystwie źle się czuję.
Możecie wierzyć albo nie, ale te pół roku wyjęte z życiorysu to najlepsze, co mogło mnie spotkać. Spojrzałam inaczej na pewne sprawy. Wstaję rano i cieszę się, że.. wstałam. Że idę samodzielnie, że widzę, słyszę.
Wiem, że kluczowa będzie terapie. Dlatego, że mam niepoukładane pewne sprawy z przeszłości. I może dobrze,że nerwica wyszła teraz, bo okazuje się, że poukładać je sobie muszę. Mój tata był alkoholikiem, ale ja miałam wtedy kilka lat. Przestał pić jak miałam jakieś 6-7 lat. Więc czy ja jestem DDA? Nie, no przecież ja mało z tego okresu pamiętam... Jednak wszystko odbijało się później, w moim dorosłym życiu. Dom w którym żyję z jednej strony był bezpieczny, ale był też dla mnie toksyczny. I jest... Mało w nim było radości, sporo narzekania i zazdrości. A że ja jestem dość wrażliwa, wszystko na mnie się odbijało. Ale wmawiałam sobie,że skoro mam rodziców, rodzeństwo to czego mogę chcieć więcej? To właśnie utwierdzanie się w takim przekonaniu latami i próby oszukiwania siebie samej odbiły się teraz...
Teraz jestem innym człowiekiem. Choć wiem,że najważniejsze przede mną.
Słuchajcie, zanim zaczniecie stosować się do porad forumowych. Wychodzenie do ludzi, sport etc... Oswójcie się z lękiem. Z problemem. Dopuśćcie do siebie to, że macie nerwicę. I uwierzcie, że to początek drogi do czegoś lepszego. Lepszego JA.
Mam nadzieję, że już do Was nie wrócę. Inaczej- wrócę jako dobra dusza.
Dziękuję użytkownikom i Victorowi.
Wracam na to forum po kilkutygodniowej nieobecności, ponieważ czuję się zobowiązana, aby skrobnąć słówko.
Nie byłam zbyt aktywnym uczestnikiem i bardziej podglądałam, aniżeli pisałam, dlatego pewnie nie będę kojarzona:)
Niemniej jednak, przejdźmy do sedna...
Moja historia nie jest pełna drastycznych zwrotów, nie miałam "bardzo zaawansowanej"nerwicy - myślę też właśnie, że dzięki temu forum. Dlatego jeśli ktoś, kto to czyta właśnie użala się nad swoim losem i myśli:to będzie historia, która odmieni moje życie, jest w lekkim błędzie.
Zaczęło się pół roku temu. Pierwszy atak paniki. Umówiłam się ze znajomymi, idąc na przystanek wyrozbierałam się prawie do naga,bo było mi gorąco - podczas gdy mój kolega twierdził, że żałuje, że nie ubrał nic cieplejszego... Czułam, że coś jest nie tak, ale zrzuciłam to na karb tego, że dzień wcześniej miałam małą imprezę w domu i zasnęłam o 5. Cóż, przemęczenie... W pewnym momencie na hasło:nie przejmuj się, napijesz się piwa i Ci przejdzie! nogi się pode mną ugięły. Jak tylko wyobraziłam sobie ciasne podziemie jakiejś knajpy, do tego bąbelki w piwie, które później musują mi w głowie... Poddałam się. Wróciłam do domu. I tak to się zaczęło. Później ogólne osłabienie przez tydzień, po 7 dniach historia się powtórzyła. Od razu zaczęłam szukać i trafiłam tutaj. Pro forma zrobiłam zestaw badań,ale wszystko było ok. W mojej rodzinie pojawiła się nerwica, chociaż nic o niej nie wiedziałam tak naprawdę.. Ale też dzięki temu szybko trafiłam do psychiatry.
Jeden lekarz, drugi. Jedna pani psycholog, druga.... I nic. Tkwiłam w beznadziei. Bałam się wyjść z domu, jeździć autobusem, pracowałam na pół etatu i zmuszałam się do wyjścia, ale szafki w biurze mi wirowały przed oczami. Zerwałam kontaktu, rozładowany telefon leżałam całymi dniami w szufladzie.
Oczywiście pierwszym etapem był etap wyparcia. Dlaczego ja? To niemożliwe. Musi być na to jakiś antybiotyk...
Kurcze, nie chcę Was tu zanudzać.
Ostatecznie trafiłam na psychiatrę, który dobrał mi lek. Powiedział,że nie jest ze mną źle - to najgorsze w zasadzie ,co można usłyszeć. Przecież to był dla mnie już mój prywatny koniec świata!-ale bardzo mnie zmobilizował. Później postarałam się o terapię grupową. Serie testów, spotkań ze specjalistami-wbrew pozorom te wiele mi dały. Więcej nawet, niż poprzednie próby terapii indywidualnej. Kilka trafnie sformułowaych pytań, które zapadły mi w pamięci...
Obecnie czekam na terapię(na maj 2015...) Odstawiam leki powoli. Wróciłam do życia. Podjęłam 2 tygodnie temu nową pracę. Zaczynam wychodzic do ludzi. Moje życie się zmieniło. Kontakty się zweryfikowały. Spotykam się z tymi, z którymi naprawdę chcę, a nie w których towarzystwie źle się czuję.
Możecie wierzyć albo nie, ale te pół roku wyjęte z życiorysu to najlepsze, co mogło mnie spotkać. Spojrzałam inaczej na pewne sprawy. Wstaję rano i cieszę się, że.. wstałam. Że idę samodzielnie, że widzę, słyszę.
Wiem, że kluczowa będzie terapie. Dlatego, że mam niepoukładane pewne sprawy z przeszłości. I może dobrze,że nerwica wyszła teraz, bo okazuje się, że poukładać je sobie muszę. Mój tata był alkoholikiem, ale ja miałam wtedy kilka lat. Przestał pić jak miałam jakieś 6-7 lat. Więc czy ja jestem DDA? Nie, no przecież ja mało z tego okresu pamiętam... Jednak wszystko odbijało się później, w moim dorosłym życiu. Dom w którym żyję z jednej strony był bezpieczny, ale był też dla mnie toksyczny. I jest... Mało w nim było radości, sporo narzekania i zazdrości. A że ja jestem dość wrażliwa, wszystko na mnie się odbijało. Ale wmawiałam sobie,że skoro mam rodziców, rodzeństwo to czego mogę chcieć więcej? To właśnie utwierdzanie się w takim przekonaniu latami i próby oszukiwania siebie samej odbiły się teraz...
Teraz jestem innym człowiekiem. Choć wiem,że najważniejsze przede mną.
Słuchajcie, zanim zaczniecie stosować się do porad forumowych. Wychodzenie do ludzi, sport etc... Oswójcie się z lękiem. Z problemem. Dopuśćcie do siebie to, że macie nerwicę. I uwierzcie, że to początek drogi do czegoś lepszego. Lepszego JA.
Mam nadzieję, że już do Was nie wrócę. Inaczej- wrócę jako dobra dusza.
Dziękuję użytkownikom i Victorowi.