Maria87 pisze: ↑20 czerwca 2022, o 00:14
Nipo pisze: ↑19 czerwca 2022, o 11:58
Kamo111996 pisze: ↑18 czerwca 2022, o 23:41
No to nadszedl czas na mnie w skrócie to juz po wszystkim, okolo 1.5 roku sie męczyłem z zaburzeniami lekowymi, derealizacja, walenie serca, bezsenność i wgl i juz po wszystkim i w sumie git ciesze sie ze wszystkiego dd nie ma, jak ktos chce cos wiedzieć to mozna pytac
Opisz swoją historie
Właśnie Kamo opisz proszę jak to było z Tobą. Napisałeś, że nie brałeś leków, jak udało Ci się wyjść z zaburzenia?
Okej jasne, to duzo bardzo do opisania, ale postaram sie to w skrócie napisac

zaczelo sie rok temu w kwietniu okolo, zaczalem gorzej sypiac, jakos mniej rzeczy mnie cieszylo i wgl, ale jeszcze nie przekroczyla sie ta granica ze wystepowaly ataki paniki i dd, i ogolnie czylem sie gorzej ale zwalalem to na przemeczenie bo duzo pracowalem, pozniej w sierpniu zaplanowalem wyjazd w gory z dziewczyną i chcialem sie tam oswiadczyc na szczycie giewontu ( powiedziala tak)



ale wlasnie wtedy zaczelo sie cos ze mna dziac, te dni po zakopanym bylo okej, ale jak wchodziliśmy na giewont wybralismy najtrudniejsza ciężką trase i mega sie zmeczylem i w polowie zaczelo mi serce dziwnie bic, czulem ze bile bardzo mocno chociaz odpoczywalem przed chwila, i czulem jak by sie zatrzymywalo a po tym z 5 szybkich dodatkowych uderzen pomiedzy głównymi uderzeniami, ale na poczatku stwierdzilem ze to ze zmęczenia i jal odpoczne dluzej to bedzie git i poprosilem dziewczynę zebusmy z 20 minit posiedzieli, i po 20 min znowu idziemu dalej a serce dalej mi tak mije i to coraz gorzej , az w pewnym momecie nie dalem rade zlapac tchu, czulem takke dławienie, sciskanie gardla, zatrzymywanie serca, i krecilo sie w glowie i ciemno przed oczami mialem, i bardzoo szybki oddech ale taki plytki, a w oczach wszystko widzialem jaskrawo, i w srodku trasy przy wąskim przejsciu bez mozliwosci ratunku usiadlem i bylem pewny ze to zawal i mega panicznu lęk mialem, i wtedy nie wiedzialem co sie ze mna dzieje, myslalem ze po prostu umieram, dziewczyna chciala mi pomóc a nie miala jak dala mi wody i zaslonila zebym mial cien, nie mieliśmy mlzliwosci wezwania w to miejsce pomocy, ale helikoptera ani nic innego bo to doslownie przy szczycie gory przy urwisku, no i tak lezalem to ale zycie mi przeszlo mi przed oczami, ale polezalem tak na skale z pol godziny i zaczelo mi byc lzej i jakos przeszlo, tylko serce walilo jeszcze ale juz nie tak "agresywnie" no i wtedy jakos udalo mi siewejsc do konca, zrobilem co zaplanowalem hehe, i zeszlismy z gory, z 3h schodzilismy chyba ale wszystko bylo juz ok i potem stwierdzilem ze ten incydent to z przemeczenia i tyle, i w zakopanym w sumie spoko bylo potem i wrocilismy zakilka dni do swojego miasta, ja wrocilem do pracy (dostawca pizzyna skuterze) i w sumie ok, i mialem wtedy coraz czesciej noce z wybudzeniami i lekiem i takim dziwnym uczuciem, strachem i ostrymi myslami egzystencjalnymi, i mysleniem o zyciu smierci i wgl jakies dziwne rozkminy powodujące wielki lęk, i pewnego dnia po takiej nocy obudzilem sie i nagle wszystko jest jakies inne, jakos dziwnie mi sie patrzylo na oczy, nie poznawalem sie do konca w lustrze, nie czulem ciala jak by i wszystko bylo takie obce niby to samo a emocjonalnie jak bym tego nie znal, jak bym stracil swoje JA, jak bym zyl ale jak by to nie bylo moje zycie tylko jak bym ogladal po prostu to z boku, i wtedy sie zaczelo, kilka dni w takim stanie ja wystraszony bo nje wiedzialem co mi jest, uruchomil sie "wujek google" i przeczytalem ze to moze byc depresja sezonowa i ze trzeba witaminu brac, no i one mi nie pomagaly nic a ja czulem ze wariuje i ze zaraz mi mozg do konca wysiadzie, ale chodzilem do pracy i pewnego dnia powtorzylo sie to z sercem i w pracy zaczelo sie to samo co w gorach i od razu stwierdzilem ze mam problem z sercem i juz po mnie, wtedy mialem pierwszy taki naprawde ostry atak paniki z nasiloną derealizacja i trzesieniem sie i wgl, wrocilem do domu, tydzien do pracy nie chodzilem, poszedlem do lekaza i mówię ze cos mi sie z sercem dzieje i wgl głową i badali serce i mówią ze jak dzwon ze wszystko gra, badali tarczyce, cukier i wszystko i wychodzilo git tylko kilku witamin minimalnie brakowalo, lekarka mi przepisała witaminy i bralem je i niby minimalnie lepiej ale nadal byla derealizacja i natlok myśli egzystencjalnych i z nikad pomocy a ja nadal nie wiem co mi jest, w końcu po ktorejs wizycie i czytaniu w gogle natrafilem na post na zaburzeni.pl i ktos opisał te uczucie derealizacji i ja nagle takie "wtf ktos to ma i wszystko pasuje" i poczytalem dluzej i większość objawow mi pasowala wiec pomyślałem ze moze ja mam wlasnie tą nerwice czy cos takiego, bo objawow mialem pelno i coraz to nowe dochodzily, i poczulem iskre nadzieji ze ktos to ma i moze da sie to wyleczyc bo z tym zyc sie nie dalo, pieklo na ziemi normalnie, i lekarka jak jej to opowiedzialem tez powiedziala ze to moze byc na tle psychicznym bo w badaniach nic nie wychodzi, to wtedy zapisalem sie do psychiatry na nfz, po miesiącu mialem wizyte i twn miesiac to byla wiecznosc i bardzo zle samopoczucie i większość siedzenia w domu z trzymaniem reki na sercu czy mi nie zayrzyma sie zaraz, i pierwsza wizyta, kilka pytan i psychiatra stwierdzila ze to nerwica, i zdziwilo mnie ze tak szybko to stwierdzila i ze nie powiedziala nic wiecej jaka to nerwica i nic nie wytlumaczyla a jak jej mowilem o derealizacji to krzywo patrzyla i nie wiedziala o co mi chodzi to jeszcze bardziej mnoe dolowalo, i wtedy przepisala mi arketis, afobam, i jeszcze cos i mowi ze to brac przez pol roku i ja pytam na co to a ona to leki potrzebne do wyleczenia, i oczywiscie nie kupilem tych lekow bo po prostu nie ufalem tej pani i w jej kompetencje,(i nie odradzam wam brania lekow bo one w skrajnych przypadkach mogą serio pomoc, ja tylko tak stwierdzilem ze dam rade bez) zapisali mnie na psychoterapie za 3 miesiące xd, i wtedy wiedzialem ze jesli nie mam pieniedzy na normalnego psychiatre to noe uzyskam pomocy i w bardzo tragicznym stanie zaczalem czytac artukuly na zaburzonych, słuchać nagran divina i viktora i wprowadzalem to w zycie, i oczywiście zanim zaczelo mi pomagac minelo duzo czasu, najgorsze bylo uwierzyc w to ze to wszystko od nerwicy i najgorsze te DD bo zylem jak by w inny wymiarze, ale jakims cudem zaczalem wychodzic na miasto ze znajomymi, na basen, na silownie i bez kawy wtedy pare miesiecy bo serce nie wyrabialo (teraz pije 2 mocne dziennie) i zauwazylem ze jak nie zwracalem uwagi na moje samopoczucie i nie narzekalem i nie lamentowalem co ze mna jest to nagle bylo jakos lepiej, mniej atakow paniki, serce zaczelo wracac do normy, i dd znikalo, owszem (dd trwalo najdluzej) ale nie było juz takie straszne i zrozumialem ze DD te cale odciecie jest sprzymierzeńcem a nie wrogiem bo to właśnie chroni mozg i psychike przed zwariowaniem i dzieki temu kazdy "zdrowy czlowiek" nie zwariuję po kazdym trudnym okresie w zyciu i w nerwicy dd odpala sie caly czas albo czesto bo hormony stresu szaleją jak chca, nakręcają się bez sensu i mozg wie ze jest zagrozenie ale go nie widzi, i zamiast wariować wtedy dostajemy DD i nie mamy uczuc, no ale wracając to mialem coraz wiecej lepszuch dni, coraz mniej objawow i czasem znowu gorsze okresy a czasem lepsze, czasem załamania juz mialem a czasem kilka sni idealnych, i minęły mi objawy z ciala, z oczu, i wgl tylko zostaly problemy ze snem i dd mialem, mniejsze ale czulem ze to jeszcze nie to ze jestem taki "okrojony" w odbieraniu swiata, ale juz pogodzilem sie z tym ze co bedzie to bedzie ze juz mnie to nie rusza, zlapie to zlapie troche se sie pomecze a potem bedzie lepiej i jak przestalem sie wgl nerwica stresowac, myśleć o niej i ustawiac swoje zycie w koncu tak jak zassze chcialem a nie jak musiałem to pewnego dnia obudzilem sie i w pewnej chwili stwierdzilem "ej czuje to wszystko, nie czuje juz tego dziwnego uczucia i jest na prawde dobrze

i nie powiem czasem jak mialem gorszy dzien w pracy to jeszcze cos tam mi wracalo ale teraz? Teraz pije mocna kawe z pije alko jak jest okazja , wychodze na spacer z uczuciem takiego szczęścia i cieszenia sie jak dziecko z słońca i wszystkiego, i mam taką dużą motywacje do zycia o mysli egz. Praktycznie zero a myslalem ze one są "normalne" i mi to zostanie, i teraz zmieniam prace na taką ktora mi odpowiada i bede mial duzo wolnego czasu, i chce swoj biznes otworzyc o cos mi sie powoli udaje

ale mniejsza z tym nikogo pewnie nie interesuje moje życie, tylko moja historia nerwicy haha

wiec to co napisalem to jest bardzo okrojona wersja ale staralem sie mniej wiecej opisac sytuacje, przyznam ze to bylo bardzo trudne i duzo odemnie wymagało wyrzeczen i trzymania sie w "ryzach" i wzlotow i upadków, ale w koncu udalo mi sie wrocic do stanu z przed nerwicy wiec kto sie z was z tym meczy i narzeka na wszystkie objawy i sie martwi nimi to odpuśćcie, to wam trzyma nerwice, i uwierzcie w to ze wyleczenie nie trwa miesiac z to okres minimim 4 miesiecy zeby czuc sie w miare normalnie, bo szybciej po prostu chemia w mozgu wam nie wroci do normy, i organizm i umysl potrzebuja wiecej czasu na wrocenie so homeostazy i zeby wylaczyl sie tryb "awaryjny" waszej psychiki

no to tyle chyba, rozpisalem sie i mysle ze nikt tego do konca nie przeczyta wiec na koncu napisze cos glupiego,
PO CO KOTU OKULARY?
-ZEBY MIAŁ


