Strona 1 z 8

Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 13 lutego 2020, o 23:07
autor: martinsonetto
Pora napi­sać post infor­mu­jący o tym, że i mnie udało się dopro­wa­dzić do zakoń­cze­nia ner­wicy, a w moim wypadku była to ner­wica natręctw myślo­wych. Zwle­ka­łem tro­chę z tym postem, bo uważam, że pośpiech w odbu­rza­niu i tych postach odbu­rze­nio­wych za nie­wska­zany. Nie po to zresztą wpa­ja­łem sobie do głowy myśl, że nie zmie­niam odbu­rza­niem obja­wów a podej­ście do nich, żeby na końcu dawać
argu­menty ner­wicy w moim świe­żym okre­sie bez niej, że może mi zaraz poka­zać jak ład­nie wygląda lęk hehe. Mia­łem takie prze­ko­na­nie, że jak prze­do­brzę i zro­bię sobie napinkę to wrócę dość szybko do
nie­po­koju i myślę, że tak by się stało. Moim zda­niem łatwo pomy­lić dobre samo­po­czu­cie z praw­dzi­wym odbu­rze­niem.

Ner­wicę natręctw bez prze­świ­tów więk­szych mia­łem 9 lat, cho­ciaż wcze­śniej już ist­niały poważne lęki. Spraw­dza­nie kla­mek gazu i wielu takich to według mnie poważny prze­jaw ukry­tego napię­cia. Wia­domka, że wtedy się to baga­te­li­zo­wało, bo nikt nie może wiedzieć co się sta­nie za parę lat.
Męczy­wół mój zwią­zany był z dąże­niem do ide­ału i to ono sta­no­wiło praw­dziwy począt­kowy pro­blem, który wpę­dził mnie w pierw­sze natręc­twa. Per­fek­cjo­nizm jed­no­cze­śnie był bra­kiem zgody na
nie­po­wo­dze­nia, co widoczne było po mnie wśród zna­jo­mych i w szkole oraz potem pracy. Zaw­sze chcia­łem dobrze wypaść i wszystkie czynności lub zadania spraw­dzałem przynajmniej 20 razy. Może­cie się domy­ślać, że to wystar­czyło i było tego wszyst­kiego momen­tami za wiele.
Pierw­sze natręc­twa doty­czyły psy­chiki, bo zła­pało mnie wtedy uczu­cie, że prze­sta­łem kon­tro­lo­wać swoje myśle­nie. Być może było to zwią­zane z natło­kiem myśli, ale czu­łem, że mózg psy­chicz­nie prze­stał pra­co­wać. Czu­łem się zmę­czony, bez ener­gii i już wtedy poja­wiły się ana­lizy, na temat tego, co mi dolega. Sta­ra­łem się nagle odpo­czy­wać i zrobi­łem pod­sta­wowe bada­nia, ale było coraz gorzej i szu­ka­jąc odpo­wie­dzi w inter­ne­cie, zaczą­łem mieć myśli, że się potnę i w efek­cie na końcu zabiję. Od początku ner­wicy myśli miały wyjąt­kową zdol­ność prze­ko­ny­wa­nia mnie do wiary w ich treść. Nakrę­ca­łem się jakbym był od nich uza­leż­niony a one zmie­niały się co jakiś czas i powsta­wała ana­liza ana­lizy, szcze­gól­nie wtedy jak chcia­łem wyja­śnić ich słuszność.
Tra­fi­łem naj­pierw do psy­chia­try i dosta­łem leki plus dia­gnoza zabu­rzeń obse­syj­nych i zabu­rze­ń oso­bo­wo­ści mie­szanej oraz pokie­ro­wa­nie na tera­pię.
Nie chcę o lekach dużo pisać, bo każdy ma swój rozum, ale po całym cza­sie z zabu­rze­niem wiem, że jak ner­wica się utrwa­liła i jest w peł­nej kra­sie to leki nie wyle­czą tego. Wspo­ma­ga­łem się
anty­de­pre­san­tami i doraź­nie wspo­ma­ga­czami pierw­sze lata i nie­które dawały efekty, choć odsta­wie­nie wią­zało się z tym, że za jakiś czas myśli lękowe na nowo wska­ki­wały w głowę i miały taką samą moc prze­ko­ny­wa­nia i wzbu­dza­nia ana­lizy.
Posze­dłem na tera­pię i dopiero nie­dawno zda­łem sobie sprawę, że ja na tera­pii to byłem pra­wie cały czas. Mia­łem duże wyma­ga­nia co do tera­peutów, bo w końcu cho­dziło o moją psy­chikę, dla­tego na początku nie mogłem zagrzać u nikogo w gabi­ne­cie miejsca na dłużej, ale osta­tecz­nie stało się tak w wypadku trzech. Pierw­sza miała kształt tera­pii ana­li­tycz­nej i nie mogę narze­kać na nią, bo psy­cho­log wspie­rała mnie w trud­nych momen­tach, ale też moim zda­niem tera­pia ta była tro­chę bez­kształtna jak chyba więk­szość tera­pii ana­li­tycz­nych i odno­szę wra­że­nie, że można na nie cho­dzić w zasa­dzie bez końca.
Drugą była tera­pia nasta­wiona na ner­wicę, czyli dużo tabe­lek, ćwi­czeń i sporo aktyw­no­ści tylko utrud­nie­niem przy niej była ilość tych myśli, bo cza­sem wypadałoby zapi­sać cały zeszyt w ciągu jed­nego dnia.
W końcu doszły mi w mię­dzy cza­sie myśli rocd i tu tera­pia tro­chę pole­gła, bo prze­sta­łem się w tych ćwiczeniach odnaj­dy­wać, ale może też dla­tego, że te nowe myśli były dużym szo­kiem.
Stały się najważniejsze i analiz było tak wiele, że chyba sama psy­cho­log nie wie­działa powoli co z tymi ćwi­cze­niami robić. Trze­cia to tera­pia, którą nazwał­bym tera­pią logiki i małej pra­wie obse­sji hehe :D  
na punk­cie pozwa­la­nia na emo­cje, czyli awan­gar­dowa tera­pia Wik­tora, która w rzeczywistości była dla mnie wielkim prze­ło­mem. Mia­łem jesz­cze w międzyczasie tera­pię gru­pową z uwagi na sprawy rodzinne.

Nerwica wyglądała i objawiała się prawie zawsze tak samo. Naj­waż­niej­sze były natrętne myśli i to na nich oraz na napię­ciu, lęku moje zabu­rze­nie się sku­piało. Tema­tyka myśli jak pisa­łem była bar­dzo zmienna, na początku duże lęki przed zabu­rze­niami bor­der­line, dwu­bie­gu­nową, zro­bie­niem sobie krzywdy, a nawet lęki o ner­wicę natręctw, że wpadnę w kom­pul­sje i nie będę mógł prze­stać ich wyko­ny­wać.
Wiele myśli o samych myślach oraz ana­liz o myślach i o tym jakie one są i czy są słuszne. Znajduję się dziś na takiej pozycji, że mogę powiedzieć, że naj­gor­sza byłą jed­nak chęć ana­lizy zarówno myśli, jak i samej ana­lizy.
Mia­łem też wiele innych krót­ko­trwa­łych myślo­wych wkręt, ale nie będę tego wymie­niał, tak jak i obja­wów soma­tycz­nych, które aku­rat u mnie nie powo­do­wały lęku. Było prawie zawsze obecne napię­cie, które cza­sem się nasi­lało, cza­sem opa­dało i jakby nie było w tym żad­nych powo­dów, no może poza sytu­acjami, w których się nakrę­ca­łem.
Po 4 latach takiej ner­wicy wkra­dły mi się myśli doty­czące mojej dziew­czyny. Było to nagłe i zni­kąd poja­wiła się myśl, czy ona mi się naprawdę podoba. To było jak kula śnieżna. Pole­ciało potem już wszystko, czy ją kocham, czy też nie oraz, czy do sie­bie pasu­jemy. Nagle uczu­cia wypa­ro­wały, a więc poja­wiły się ana­lizy dla­czego tak się stało i czy to nie ozna­cza, że jed­nak te myśli są praw­dziwe. Nie jest mi chyba dana umie­jęt­ność pisa­nia w spo­sób emo­cjo­nalny dla­tego nie prze­każę chyba nale­ży­cie jakie to było dla mnie wtedy straszne. Z dnia na dzień stra­ci­łem uczu­cia i drugą połówkę, bo nic nie czu­łem, a myśli przy­cho­dziły całymi seriami. Poja­wiało się też obser­wo­wa­nie dziew­czyny, dostrze­ga­łem wszystko nega­tyw­nie, czyli ubiór, wygląd, zacho­wa­nie, cechy cha­rak­teru co powo­do­wało dużo cier­pie­nia. Nie mogłem uwol­nić się od tych myśli a do tego zaczęły docho­dzić uczu­cia takie jak nie­chęć, a nawet obrzy­dze­nie oraz wstręt do dziew­czyny.
Odbiło się to na spra­wach intym­nych i spę­dza­niu czasu razem, bo bałem się być bli­sko niej, gdyż zaraz odzy­wały się myśli i emo­cje. To nie było tak, że mi cza­sem ta myśl przy­szła do głowy, tylko były to całe mono­logi w tym tema­cie i silne uczu­cia. Wyja­śniam to wam, któ­rzy ni­gdy nie mie­li­ście takich natręctw, bo może być ciężko zro­zu­mieć czego właściwie dotyczył mój strach. W jed­nej chwili utraciłem kawa­łek życia i pla­nów na przy­szłość, bo to jest tak jakby ta osoba znik­nęła a ja sta­ra­łem się to napra­wić tylko nie wie­dzia­łem, w jaki sposób to zrobić i na swoją zgubę wyja­śnia­łem nie­wy­ja­śnione. Stany te trwały w zasadzie od rana do momentu położenia się spać.

Pew­nym punk­tem zwrot­nym było zna­le­zie­nie forum, czyli wpi­sów i nagrań divo­vick, chło­paki zro­bili kawał dobrej roboty i wrzu­cili mi w głowę mały punkt zacze­pie­nia. Było to bardzo wiele, bo wtedy był to okres silnych analiz i zaczą­łem wkrę­cać się w myśli, że skoro tak ma wyglą­dać życie to naj­le­piej sobie je ode­brać, a to nasi­lało w następstwie lęk przed zro­bie­niem sobie krzywdy. Przez ponad rok stu­dio­wa­łem forum i nagra­nia, nie­które kwe­stie zna­jąc już na pamięć. Nie wie­dzia­łem jed­nak jak mam w wypadku rocd zary­zy­ko­wać dla­tego głów­nie opierałem się na igno­ro­wa­niu myśli. Na początku było bar­dzo ciężko, ale w końcu zaczą­łem wi­dzieć róż­nicę i to nawet zna­czącą. Tylko że nie doszło ni­gdy do uczu­cia, że ner­wicy nie ma, bo zawsze coś z nią związanego się poja­wiało. Wydaje mi się, że wtedy za bar­dzo posta­wi­łem wszystko na ole­wa­nie myśli, bo choć to zmniej­szyło napię­cie i nie dawało aż tyle uwagi nerwicy, to na­dal pod­świa­do­mie bałem się tych myśli.
Chyba to spowo­do­wało, że pewnego razu ude­rzyły na nowo z wielką siłą i od razu z tymi samymi uczu­ciami obrzy­dze­nia. Był to okres, w którym dziew­czyna pytała o przy­szłość, co bar­dzo mnie dobi­jało i zacząłem mocno porów­ny­wa­ć nas z innymi parami. Rato­wa­łem się tro­chę wspo­ma­ga­czami i bałem się, że nie wytrzy­mam i ją zosta­wię albo sobie coś zro­bię. Pró­bo­wa­łem na nowo wdra­żać igno­ro­wa­nie i akcep­ta­cję, ale wycho­dziło to dużo gorzej i chyba stra­ci­łem wtedy zaufa­nie do odburzania. Zała­twi­łem sobie tera­pię gru­pową, a potem tra­fi­łem do Wik­tora.
Było to kolej­nym i ważnym punk­tem zwrot­nym, bo wiele rze­czy roz­ja­śniło mi się w gło­wie. Choćby to, że wcale nie muszę czuć w pełni wiary w to, że te natręc­twa to ner­wica. Wcze­śniejsze przekonanie, że jeśli na 100 pro­cent nie uwie­rzę w nerwicę to się nie odburzę była dla mnie bardzo szkodliwa. Był to bicz na samego sie­bie, bo zwykle we wszyst­kim byłem per­fek­cyjny i kiedy tak cze­ka­łem na akcep­ta­cję i pełną wiarę to przychodziła jedynie presja. Przy rocd wiara w samą ner­wicę była, ale nie w myśli i te obrzydliwe uczucia wobec dziew­czyny, bo miałem przekonanie, że podpowiadają one prawdę.
Dla­tego doszła mi do pracy racjo­na­li­za­cja, ale nie wyja­śniająca znowu, czy to jest w ogóle ner­wica tylko z góry zakła­da­jąca, że to wszystko to natrętne śmieci i przy­po­mi­na­jąca w jaki sposób te myśli powstają
i dlaczego. Wyko­ny­wa­łem takie zada­nia opie­ra­jąc się pra­wie w pełni tylko na racjo­na­li­za­cji. Dużo mi to dało, bo zaczą­łem uświa­da­miać sobie, że samo nazy­wa­nie tych natręctw natręc­twami mimo braku peł­nej wiary uci­nało wiele ana­liz i powo­do­wało, że pierw­szy raz głębiej dostrzegłem, że to są po pro­stu myśli, a ja tracę czas. Nawet wtedy napisa­łem o tym jakie­goś chwa­leb­nego posta hehe. Sie­lanka szybko została zakoń­czona przez ner­wicę, bo dorzu­ciła przez mój per­fek­cjo­nizm lęk, że znowu będzie to tylko cza­sowe jak wtedy igno­ro­wa­nie. Do tego niezmiennie obecne było nerwicowe obser­wo­wa­nie part­nerki i na parę mie­sięcy stra­ci­łem w sumie ponownie nawet chęci do odbu­rza­nia. Wia­domka…potem znowu pró­bo­wa­łem i zrobi­łem to samo, czyli wszyst­kie myśli i lęki racjo­na­li­zo­wałem pod kątem tego, co one sobą reprezentują. Czym są natręty, to wie­my chyba prawie wszyscy, tylko ja codzien­nie to sobie głośno przy­po­mi­na­łem.
Dziś stwier­dzam, że było to bar­dzo ważne, choć cza­sami przy­po­mi­nało o ner­wicy, dużo bar­dziej niż bym sobie tego życzył i nawet poja­wiały się ana­lizy, że robię źle, bo przecież cią­gle o tym roz­my­ślam.
Ucią­łem to jed­nak po czasie, bo o ner­wicy i tak zapo­mnieć nie udało mi się ni­gdy, posta­no­wi­łem więc nie dawać pola na tego rodzaju ana­lizy i na­dal uświadamia­łem sobie, co z czym się łączy i skąd przy­cho­dzi. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że chodzi mi o mechanizm lękowy hehe. Pomocne było również uświa­do­mie­nie, że myśli to tylko jedna część, bo to uczu­cia też stoją za tym, że ja chcę te wszyst­kie myśli i wyobrażenia ana­lizować. Mia­łem dlatego uznać, że przez jakiś czas nie słu­cham nawet wła­snych uczuć, bo i te są natrętne. Sta­łem się więc tro­chę jak dzia­ła­jący racjo­na­li­zu­jący człowiek-robot i mia­łem tro­chę  trudności z tym, bo i tu ner­wica pod­po­wia­dała, że to zły pomysł, ale dzięki wcześniejszemu skupieniu na racjonalizowaniu widzia­łem już, że to jest też natręt­nie, dla­tego wyśmie­wa­łem, nazy­wa­łem natrę­tem i kaza­łem spa­dać.
Te dwie rze­czy były chyba naj­waż­niej­szą sprawą w moim odbu­rza­niu.
Docho­dziła też aktyw­ność życiowa, bo to nie tak, że ja ciągle do sie­bie coś mówi­łem i równocześnie sie­działem w domu, bo ni­gdy by wtedy nic z tego nie wyszło. Anga­żo­wa­łem się w codzienne obo­wiązki,
ale już bez szu­ka­nia zajęć na siłę. W momencie, kiedy mówi­łem sobie, że akceptuję, lecz nie chcę słuchać uczu­cia wstrętu, bo jest kłamstwem i myśli o związku to natręty a mia­łem jednocześnie spę­dzić wie­czór z dziew­czyną, to trochę na siłę zgadzałem się, że na razie jestem jak robot i wygląda to wszystko teraz bardzo ciężko. Pogo­dzić się z tym niestety w końcu musiałem, bo ina­czej było od razu dener­wo­wa­nie się tymi uczuciami i przej­mo­wa­nie nimi oraz ana­lizy dla­czego tak jest i czy to nie jest jed­nak prawda lub, czy w ogóle wyjdę z tego.
Czę­sto odczu­wa­łem wzrost napię­cia i to najbardziej, wtedy gdy nie chcia­łem ana­lizować myśli i sło­wem klucz stało się to, że prze­cze­kam to napięcie. Nie do końca wie­rzy­łem, że to napię­cie kie­dy­kol­wiek minie, ale wtedy też przy­po­mi­na­łem sobie cały mecha­nizm i dlaczego w ogóle to napię­cie się pojawiło. Przyzwalałem też na nie bardzo powoli, bo prze­ko­na­łem się już wcześniej, że jak nie da się wię­cej na daną chwilę mieć przyzwolenia, no to się nie da...heh. Nie są to wszystkie rzeczy, które robiłem, ale te były naj­waż­niej­sze i to one dopro­wa­dziły w końcu do tego, że natręctw zro­biło się mniej. Była to zmiana stopniowa i mogłem już bez nadmier­nych mono­lo­gów do sie­bie wszystkie akcep­to­wać i ole­wać.
Poczu­łem w którymś momencie stan bło­giego braku szu­ka­nia cech, zacho­wań i wad w wyglą­dzie mojej dziew­czyny. Zupeł­nie jakby wszystko było oparte o zasadę, że było i minęło...było to dziw­nym uczu­ciem dla mnie i tro­chę nawet spa­ni­ko­wa­łem, ale to wielu odburzonych po dłuższym czasie z tego co widziałem to tak ma. Szybko zorien­to­wa­łem się też, że to pod­świa­dome szukanie problemu na­dal się cza­i! Dlatego nie mogłem od razu po popra­wie, mimo że nawet uczucia zaczęły się powoli poja­wiać i tak zaj­mo­wać się od razu samym związ­kiem. Nie mogłem też za szybko analizować uczuć do dziewczyny, bo nawy­kowo i odru­chowo wra­cały do mnie te uczu­cia nie­chęci i wstrętu a za tym kolejne myśli.
Dla­tego też dałem sobie dużo wię­cej czasu nawet, wtedy gdy natręctw już nie było. Nadal dość często sobie przy­po­mi­na­łem, z czym miałem do czynienia i żyłem innymi spra­wami, a nie nerwicą,
która wtedy znowu powstawała z samego parteru.
Nie wiem, w jakim stopniu zawile to opisa­łem, bo napisałem to jednym rzutem, ale ciężko mi było zro­bić kon­kretny odbu­rze­niowy post, a że daję sobie prawo do tego, żeby nie wszystko było ide­alne hehe 
to zrobiłem to najlepiej jak potrafiłem. Nie mam natręt­nych myśli w gło­wie czy kocham, czy nie. Moja dziew­czyna mi odpowiada a te rzeczy, o które się czepiałem w nn wydają się teraz dziwnie śmieszne i troszkę powoli odku­rzamy zwią­zek, bo te lata z tym tro­chę smrodu i brudu naro­biły.
Nad per­fek­cjo­nizmem pra­cuję powoli, głów­nie dając sobie prawo do mniej­szych ide­ałów w szcze­gó­łach. Po pracy z ner­wicą widzę, że takie postanowienia prze­kładają się na zacho­wa­nie, ale wymaga to czasu.
Na pewno co to nie pozwolę sobie już na zbu­do­wa­nie takiej pre­sji jak wiele lat temu.
Chcę też napi­sać coś bardzo moim zda­niem waż­nego, że odbu­rza­nie nie musi być wcale szyb­kie. U mnie jakby wziąć do kupy pierw­szy rok prób odbu­rza­nia, potem kolejny igno­ro­wa­nia,
bo ten okres też mi się bar­dzo przy­dał aż po ostat­nie pra­wie 2 lata powyższych starań to w sumie wycho­dzi 3–4 lata. Dla kogoś to będzie pew­nie dużo a dla innych nie.
Kie­dyś taka liczba to byłby dla mnie koszmar i nie umiałbym się z tym pogo­dzić, ale z obec­nego miejsca to wcale nie dzi­wię się, że tyle czasu potrze­bo­wa­łem, żeby to wszystko zło­żyć w całość.
Jeżeli ktoś z was ma nn i chce o coś spy­tać to zapra­szam na pw ale zawsze odpo­wiem tylko z wła­snych doświad­czeń, bo nie czuję się spe­cja­li­stą we wszystkich zaburzeniach a odburzanie to indywidualna moim zdaniem sprawa.
Dzię­kuję admi­nom za pro­wa­dze­nie forum, bo wszystko dobre dla mnie jeśli chodzi o ner­wicę zaczęło się tutaj hehe.
Wik­to­rowi to wia­domka za wszystkie wska­zówki i wyprowadzenie z błędnych przekonań odburzeniowych oraz za odpo­wie­dzi na moje pytania pomię­dzy sesjami, które zapewne nie były czymś, czego bar­dzo się pra­gnie przez taki czas, :D ale rato­wały mnie nie­raz. Dziękuję również Adria­nowi, który nie jest z forum tylko z grupy na skype, ale zapewne przeczyta ten post a zma­ga­nia jego były dla mnie
na początku inspiracją. Ufff...dzięki! Postaram się wystąpić w jakimś nagraniu na youtube jeśli będzie taka możliwość.
Na końcu i przede wszystkim dziękuję swojej dziewczynie. ;)

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 00:16
autor: mrunban
Gratuluję ci stary! Szczególnie mnie twój post pocieszył bo nie mam co prawda rocd ale zaczynam powoli poznawać te zasady o których piszesz i widze powoli sens tego aby nie tylko odwracać uwagę ale też umieć przypomniec sobie czym myśli są. Super! Mam nadzieję, że kiedyś tez tak napiszę a ty pisz co jakiś czas czy nadal jest dobrze haha :D

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 00:21
autor: katarzynka
Brawo, ogromny szacun, czekałam na to :-)

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 02:41
autor: ddd
;ok poruszyłeś ważny wątek z tym wyczuleniem po tym jak już się dobrze poczujemy a to jest bardzo ważne własnie aby jeszcze wtedy uważać trochę na możliwość wkręcenia się :P

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 08:29
autor: SasankaLesna
dziękuję za wpis! gratulacje wielkie! 🙂

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 11:53
autor: Katja
Moje zaburzenie jest dość podobne do tego z czym Ty się uporałeś ( uporczywe analizy, potrzeba kontroli, perfekcjonizm, uporczywe wątpliwości) więc tym przyjemniej wiedzieć, że można. Gratuluję ;ok

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 14:10
autor: Szymon92
Moje gratulacje!!
Kawał ciężkiej pracy, ale jak widzisz było warto💪👍

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 19:53
autor: Sine
Gratki :)

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 20:07
autor: Lara
Dziękuję za wpis cmok też tak mam trochę z tą akceptacją, ze za wszelką cenę chcę ją uzyskać a to nie wychodzi, dlatego pozostanę na przypomnieniach na razie, dobrze myślę?

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 14 lutego 2020, o 23:46
autor: Klaudiaaa
martinsonetto zazdro! Wychodziło ci kiedykolwiek obserwowanie myśli w momentach jak miałeś ich multum?

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 15 lutego 2020, o 13:08
autor: martinsonetto
Dziękuję wszystkim
Katja pisze:
14 lutego 2020, o 11:53
Moje zaburzenie jest dość podobne do tego z czym Ty się uporałeś ( uporczywe analizy, potrzeba kontroli, perfekcjonizm, uporczywe wątpliwości) więc tym przyjemniej wiedzieć, że można. Gratuluję ;ok
W takich wypadkach jak my jest takie utrudnienie, że perfekcjonizm i niepewność jeszcze bardziej umacniają wątpliwości. Dlatego najlepiej temu uczuciu niepewności jak najczęściej się poddawać.
Lara pisze:
14 lutego 2020, o 20:07
Dziękuję za wpis cmok też tak mam trochę z tą akceptacją, ze za wszelką cenę chcę ją uzyskać a to nie wychodzi, dlatego pozostanę na przypomnieniach na razie, dobrze myślę?
Postawiłem na przypominanie sobie, bo na siłę nie da się moim zdaniem uzyskać akceptacji, ale bez przypominania nerwica wychodziła u mnie na pierwszy plan i łatwo się zapominałem.
Klaudiaaa pisze:
14 lutego 2020, o 23:46
martinsonetto zazdro! Wychodziło ci kiedykolwiek obserwowanie myśli w momentach jak miałeś ich multum?
Nie, nie wychodziło i nie robiłem tego, bo też zbyt mocno wątpiłem aby to obserwować i nic z tym nie robić. Dopiero później olewanie było bardziej naturalne.

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 15 lutego 2020, o 15:35
autor: Halina
Ja się popłakałam. Mam identyczny problem. Identyczne obawy co do odburzania. Peefekcjonizm i co więcej identyczne myśli, o których piszesz. Wartościowy wpis bo mało się mówi o tym jak pokonać chęć analizy która człowieka zmusza do analizowania.
Byw a często że tak jestem mocno w analizie że jest już to codziennością jakbym w tej analizie pływała I już nawet nie Wiem że mam nerwice 😢 bardzo ciężko mi się motywować do odburzania nie mam już sił i myślę że najchętniej bym się zwinela z tego świata co też jest natretne. Czuję się jak w klatce z której nie ma wyjścia. Chcę uciec i nie wiem gdzie. Taki stan.
Brawa dla ciebie.

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 15 lutego 2020, o 16:28
autor: Nipo
martinsonetto pisze:
13 lutego 2020, o 23:07
Pora napi­sać post infor­mu­jący o tym, że i mnie udało się dopro­wa­dzić do zakoń­cze­nia ner­wicy, a w moim wypadku była to ner­wica natręctw myślo­wych. Zwle­ka­łem tro­chę z tym postem, bo uważam, że pośpiech w odbu­rza­niu i tych postach odbu­rze­nio­wych za nie­wska­zany. Nie po to zresztą wpa­ja­łem sobie do głowy myśl, że nie zmie­niam odbu­rza­niem obja­wów a podej­ście do nich, żeby na końcu dawać
argu­menty ner­wicy w moim świe­żym okre­sie bez niej, że może mi zaraz poka­zać jak ład­nie wygląda lęk hehe. Mia­łem takie prze­ko­na­nie, że jak prze­do­brzę i zro­bię sobie napinkę to wrócę dość szybko do
nie­po­koju i myślę, że tak by się stało. Moim zda­niem łatwo pomy­lić dobre samo­po­czu­cie z praw­dzi­wym odbu­rze­niem.

Ner­wicę natręctw bez prze­świ­tów więk­szych mia­łem 9 lat, cho­ciaż wcze­śniej już ist­niały poważne lęki. Spraw­dza­nie kla­mek gazu i wielu takich to według mnie poważny prze­jaw ukry­tego napię­cia. Wia­domka, że wtedy się to baga­te­li­zo­wało, bo nikt nie może wiedzieć co się sta­nie za parę lat.
Męczy­wół mój zwią­zany był z dąże­niem do ide­ału i to ono sta­no­wiło praw­dziwy począt­kowy pro­blem, który wpę­dził mnie w pierw­sze natręc­twa. Per­fek­cjo­nizm jed­no­cze­śnie był bra­kiem zgody na
nie­po­wo­dze­nia, co widoczne było po mnie wśród zna­jo­mych i w szkole oraz potem pracy. Zaw­sze chcia­łem dobrze wypaść i wszystkie czynności lub zadania spraw­dzałem przynajmniej 20 razy. Może­cie się domy­ślać, że to wystar­czyło i było tego wszyst­kiego momen­tami za wiele.
Pierw­sze natręc­twa doty­czyły psy­chiki, bo zła­pało mnie wtedy uczu­cie, że prze­sta­łem kon­tro­lo­wać swoje myśle­nie. Być może było to zwią­zane z natło­kiem myśli, ale czu­łem, że mózg psy­chicz­nie prze­stał pra­co­wać. Czu­łem się zmę­czony, bez ener­gii i już wtedy poja­wiły się ana­lizy, na temat tego, co mi dolega. Sta­ra­łem się nagle odpo­czy­wać i zrobi­łem pod­sta­wowe bada­nia, ale było coraz gorzej i szu­ka­jąc odpo­wie­dzi w inter­ne­cie, zaczą­łem mieć myśli, że się potnę i w efek­cie na końcu zabiję. Od początku ner­wicy myśli miały wyjąt­kową zdol­ność prze­ko­ny­wa­nia mnie do wiary w ich treść. Nakrę­ca­łem się jakbym był od nich uza­leż­niony a one zmie­niały się co jakiś czas i powsta­wała ana­liza ana­lizy, szcze­gól­nie wtedy jak chcia­łem wyja­śnić ich słuszność.
Tra­fi­łem naj­pierw do psy­chia­try i dosta­łem leki plus dia­gnoza zabu­rzeń obse­syj­nych i zabu­rze­ń oso­bo­wo­ści mie­szanej oraz pokie­ro­wa­nie na tera­pię.
Nie chcę o lekach dużo pisać, bo każdy ma swój rozum, ale po całym cza­sie z zabu­rze­niem wiem, że jak ner­wica się utrwa­liła i jest w peł­nej kra­sie to leki nie wyle­czą tego. Wspo­ma­ga­łem się
anty­de­pre­san­tami i doraź­nie wspo­ma­ga­czami pierw­sze lata i nie­które dawały efekty, choć odsta­wie­nie wią­zało się z tym, że za jakiś czas myśli lękowe na nowo wska­ki­wały w głowę i miały taką samą moc prze­ko­ny­wa­nia i wzbu­dza­nia ana­lizy.
Posze­dłem na tera­pię i dopiero nie­dawno zda­łem sobie sprawę, że ja na tera­pii to byłem pra­wie cały czas. Mia­łem duże wyma­ga­nia co do tera­peutów, bo w końcu cho­dziło o moją psy­chikę, dla­tego na początku nie mogłem zagrzać u nikogo w gabi­ne­cie miejsca na dłużej, ale osta­tecz­nie stało się tak w wypadku trzech. Pierw­sza miała kształt tera­pii ana­li­tycz­nej i nie mogę narze­kać na nią, bo psy­cho­log wspie­rała mnie w trud­nych momen­tach, ale też moim zda­niem tera­pia ta była tro­chę bez­kształtna jak chyba więk­szość tera­pii ana­li­tycz­nych i odno­szę wra­że­nie, że można na nie cho­dzić w zasa­dzie bez końca.
Drugą była tera­pia nasta­wiona na ner­wicę, czyli dużo tabe­lek, ćwi­czeń i sporo aktyw­no­ści tylko utrud­nie­niem przy niej była ilość tych myśli, bo cza­sem wypadałoby zapi­sać cały zeszyt w ciągu jed­nego dnia.
W końcu doszły mi w mię­dzy cza­sie myśli rocd i tu tera­pia tro­chę pole­gła, bo prze­sta­łem się w tych ćwiczeniach odnaj­dy­wać, ale może też dla­tego, że te nowe myśli były dużym szo­kiem.
Stały się najważniejsze i analiz było tak wiele, że chyba sama psy­cho­log nie wie­działa powoli co z tymi ćwi­cze­niami robić. Trze­cia to tera­pia, którą nazwał­bym tera­pią logiki i małej pra­wie obse­sji hehe :D  
na punk­cie pozwa­la­nia na emo­cje, czyli awan­gar­dowa tera­pia Wik­tora, która w rzeczywistości była dla mnie wielkim prze­ło­mem. Mia­łem jesz­cze w międzyczasie tera­pię gru­pową z uwagi na sprawy rodzinne.

Nerwica wyglądała i objawiała się prawie zawsze tak samo. Naj­waż­niej­sze były natrętne myśli i to na nich oraz na napię­ciu, lęku moje zabu­rze­nie się sku­piało. Tema­tyka myśli jak pisa­łem była bar­dzo zmienna, na początku duże lęki przed zabu­rze­niami bor­der­line, dwu­bie­gu­nową, zro­bie­niem sobie krzywdy, a nawet lęki o ner­wicę natręctw, że wpadnę w kom­pul­sje i nie będę mógł prze­stać ich wyko­ny­wać.
Wiele myśli o samych myślach oraz ana­liz o myślach i o tym jakie one są i czy są słuszne. Znajduję się dziś na takiej pozycji, że mogę powiedzieć, że naj­gor­sza byłą jed­nak chęć ana­lizy zarówno myśli, jak i samej ana­lizy.
Mia­łem też wiele innych krót­ko­trwa­łych myślo­wych wkręt, ale nie będę tego wymie­niał, tak jak i obja­wów soma­tycz­nych, które aku­rat u mnie nie powo­do­wały lęku. Było prawie zawsze obecne napię­cie, które cza­sem się nasi­lało, cza­sem opa­dało i jakby nie było w tym żad­nych powo­dów, no może poza sytu­acjami, w których się nakrę­ca­łem.
Po 4 latach takiej ner­wicy wkra­dły mi się myśli doty­czące mojej dziew­czyny. Było to nagłe i zni­kąd poja­wiła się myśl, czy ona mi się naprawdę podoba. To było jak kula śnieżna. Pole­ciało potem już wszystko, czy ją kocham, czy też nie oraz, czy do sie­bie pasu­jemy. Nagle uczu­cia wypa­ro­wały, a więc poja­wiły się ana­lizy dla­czego tak się stało i czy to nie ozna­cza, że jed­nak te myśli są praw­dziwe. Nie jest mi chyba dana umie­jęt­ność pisa­nia w spo­sób emo­cjo­nalny dla­tego nie prze­każę chyba nale­ży­cie jakie to było dla mnie wtedy straszne. Z dnia na dzień stra­ci­łem uczu­cia i drugą połówkę, bo nic nie czu­łem, a myśli przy­cho­dziły całymi seriami. Poja­wiało się też obser­wo­wa­nie dziew­czyny, dostrze­ga­łem wszystko nega­tyw­nie, czyli ubiór, wygląd, zacho­wa­nie, cechy cha­rak­teru co powo­do­wało dużo cier­pie­nia. Nie mogłem uwol­nić się od tych myśli a do tego zaczęły docho­dzić uczu­cia takie jak nie­chęć, a nawet obrzy­dze­nie oraz wstręt do dziew­czyny.
Odbiło się to na spra­wach intym­nych i spę­dza­niu czasu razem, bo bałem się być bli­sko niej, gdyż zaraz odzy­wały się myśli i emo­cje. To nie było tak, że mi cza­sem ta myśl przy­szła do głowy, tylko były to całe mono­logi w tym tema­cie i silne uczu­cia. Wyja­śniam to wam, któ­rzy ni­gdy nie mie­li­ście takich natręctw, bo może być ciężko zro­zu­mieć czego właściwie dotyczył mój strach. W jed­nej chwili utraciłem kawa­łek życia i pla­nów na przy­szłość, bo to jest tak jakby ta osoba znik­nęła a ja sta­ra­łem się to napra­wić tylko nie wie­dzia­łem, w jaki sposób to zrobić i na swoją zgubę wyja­śnia­łem nie­wy­ja­śnione. Stany te trwały w zasadzie od rana do momentu położenia się spać.

Pew­nym punk­tem zwrot­nym było zna­le­zie­nie forum, czyli wpi­sów i nagrań divo­vick, chło­paki zro­bili kawał dobrej roboty i wrzu­cili mi w głowę mały punkt zacze­pie­nia. Było to bardzo wiele, bo wtedy był to okres silnych analiz i zaczą­łem wkrę­cać się w myśli, że skoro tak ma wyglą­dać życie to naj­le­piej sobie je ode­brać, a to nasi­lało w następstwie lęk przed zro­bie­niem sobie krzywdy. Przez ponad rok stu­dio­wa­łem forum i nagra­nia, nie­które kwe­stie zna­jąc już na pamięć. Nie wie­dzia­łem jed­nak jak mam w wypadku rocd zary­zy­ko­wać dla­tego głów­nie opierałem się na igno­ro­wa­niu myśli. Na początku było bar­dzo ciężko, ale w końcu zaczą­łem wi­dzieć róż­nicę i to nawet zna­czącą. Tylko że nie doszło ni­gdy do uczu­cia, że ner­wicy nie ma, bo zawsze coś z nią związanego się poja­wiało. Wydaje mi się, że wtedy za bar­dzo posta­wi­łem wszystko na ole­wa­nie myśli, bo choć to zmniej­szyło napię­cie i nie dawało aż tyle uwagi nerwicy, to na­dal pod­świa­do­mie bałem się tych myśli.
Chyba to spowo­do­wało, że pewnego razu ude­rzyły na nowo z wielką siłą i od razu z tymi samymi uczu­ciami obrzy­dze­nia. Był to okres, w którym dziew­czyna pytała o przy­szłość, co bar­dzo mnie dobi­jało i zacząłem mocno porów­ny­wa­ć nas z innymi parami. Rato­wa­łem się tro­chę wspo­ma­ga­czami i bałem się, że nie wytrzy­mam i ją zosta­wię albo sobie coś zro­bię. Pró­bo­wa­łem na nowo wdra­żać igno­ro­wa­nie i akcep­ta­cję, ale wycho­dziło to dużo gorzej i chyba stra­ci­łem wtedy zaufa­nie do odburzania. Zała­twi­łem sobie tera­pię gru­pową, a potem tra­fi­łem do Wik­tora.
Było to kolej­nym i ważnym punk­tem zwrot­nym, bo wiele rze­czy roz­ja­śniło mi się w gło­wie. Choćby to, że wcale nie muszę czuć w pełni wiary w to, że te natręc­twa to ner­wica. Wcze­śniejsze przekonanie, że jeśli na 100 pro­cent nie uwie­rzę w nerwicę to się nie odburzę była dla mnie bardzo szkodliwa. Był to bicz na samego sie­bie, bo zwykle we wszyst­kim byłem per­fek­cyjny i kiedy tak cze­ka­łem na akcep­ta­cję i pełną wiarę to przychodziła jedynie presja. Przy rocd wiara w samą ner­wicę była, ale nie w myśli i te obrzydliwe uczucia wobec dziew­czyny, bo miałem przekonanie, że podpowiadają one prawdę.
Dla­tego doszła mi do pracy racjo­na­li­za­cja, ale nie wyja­śniająca znowu, czy to jest w ogóle ner­wica tylko z góry zakła­da­jąca, że to wszystko to natrętne śmieci i przy­po­mi­na­jąca w jaki sposób te myśli powstają
i dlaczego. Wyko­ny­wa­łem takie zada­nia opie­ra­jąc się pra­wie w pełni tylko na racjo­na­li­za­cji. Dużo mi to dało, bo zaczą­łem uświa­da­miać sobie, że samo nazy­wa­nie tych natręctw natręc­twami mimo braku peł­nej wiary uci­nało wiele ana­liz i powo­do­wało, że pierw­szy raz głębiej dostrzegłem, że to są po pro­stu myśli, a ja tracę czas. Nawet wtedy napisa­łem o tym jakie­goś chwa­leb­nego posta hehe. Sie­lanka szybko została zakoń­czona przez ner­wicę, bo dorzu­ciła przez mój per­fek­cjo­nizm lęk, że znowu będzie to tylko cza­sowe jak wtedy igno­ro­wa­nie. Do tego niezmiennie obecne było nerwicowe obser­wo­wa­nie part­nerki i na parę mie­sięcy stra­ci­łem w sumie ponownie nawet chęci do odbu­rza­nia. Wia­domka…potem znowu pró­bo­wa­łem i zrobi­łem to samo, czyli wszyst­kie myśli i lęki racjo­na­li­zo­wałem pod kątem tego, co one sobą reprezentują. Czym są natręty, to wie­my chyba prawie wszyscy, tylko ja codzien­nie to sobie głośno przy­po­mi­na­łem.
Dziś stwier­dzam, że było to bar­dzo ważne, choć cza­sami przy­po­mi­nało o ner­wicy, dużo bar­dziej niż bym sobie tego życzył i nawet poja­wiały się ana­lizy, że robię źle, bo przecież cią­gle o tym roz­my­ślam.
Ucią­łem to jed­nak po czasie, bo o ner­wicy i tak zapo­mnieć nie udało mi się ni­gdy, posta­no­wi­łem więc nie dawać pola na tego rodzaju ana­lizy i na­dal uświadamia­łem sobie, co z czym się łączy i skąd przy­cho­dzi. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że chodzi mi o mechanizm lękowy hehe. Pomocne było również uświa­do­mie­nie, że myśli to tylko jedna część, bo to uczu­cia też stoją za tym, że ja chcę te wszyst­kie myśli i wyobrażenia ana­lizować. Mia­łem dlatego uznać, że przez jakiś czas nie słu­cham nawet wła­snych uczuć, bo i te są natrętne. Sta­łem się więc tro­chę jak dzia­ła­jący racjo­na­li­zu­jący człowiek-robot i mia­łem tro­chę  trudności z tym, bo i tu ner­wica pod­po­wia­dała, że to zły pomysł, ale dzięki wcześniejszemu skupieniu na racjonalizowaniu widzia­łem już, że to jest też natręt­nie, dla­tego wyśmie­wa­łem, nazy­wa­łem natrę­tem i kaza­łem spa­dać.
Te dwie rze­czy były chyba naj­waż­niej­szą sprawą w moim odbu­rza­niu.
Docho­dziła też aktyw­ność życiowa, bo to nie tak, że ja ciągle do sie­bie coś mówi­łem i równocześnie sie­działem w domu, bo ni­gdy by wtedy nic z tego nie wyszło. Anga­żo­wa­łem się w codzienne obo­wiązki,
ale już bez szu­ka­nia zajęć na siłę. W momencie, kiedy mówi­łem sobie, że akceptuję, lecz nie chcę słuchać uczu­cia wstrętu, bo jest kłamstwem i myśli o związku to natręty a mia­łem jednocześnie spę­dzić wie­czór z dziew­czyną, to trochę na siłę zgadzałem się, że na razie jestem jak robot i wygląda to wszystko teraz bardzo ciężko. Pogo­dzić się z tym niestety w końcu musiałem, bo ina­czej było od razu dener­wo­wa­nie się tymi uczuciami i przej­mo­wa­nie nimi oraz ana­lizy dla­czego tak jest i czy to nie jest jed­nak prawda lub, czy w ogóle wyjdę z tego.
Czę­sto odczu­wa­łem wzrost napię­cia i to najbardziej, wtedy gdy nie chcia­łem ana­lizować myśli i sło­wem klucz stało się to, że prze­cze­kam to napięcie. Nie do końca wie­rzy­łem, że to napię­cie kie­dy­kol­wiek minie, ale wtedy też przy­po­mi­na­łem sobie cały mecha­nizm i dlaczego w ogóle to napię­cie się pojawiło. Przyzwalałem też na nie bardzo powoli, bo prze­ko­na­łem się już wcześniej, że jak nie da się wię­cej na daną chwilę mieć przyzwolenia, no to się nie da...heh. Nie są to wszystkie rzeczy, które robiłem, ale te były naj­waż­niej­sze i to one dopro­wa­dziły w końcu do tego, że natręctw zro­biło się mniej. Była to zmiana stopniowa i mogłem już bez nadmier­nych mono­lo­gów do sie­bie wszystkie akcep­to­wać i ole­wać.
Poczu­łem w którymś momencie stan bło­giego braku szu­ka­nia cech, zacho­wań i wad w wyglą­dzie mojej dziew­czyny. Zupeł­nie jakby wszystko było oparte o zasadę, że było i minęło...było to dziw­nym uczu­ciem dla mnie i tro­chę nawet spa­ni­ko­wa­łem, ale to wielu odburzonych po dłuższym czasie z tego co widziałem to tak ma. Szybko zorien­to­wa­łem się też, że to pod­świa­dome szukanie problemu na­dal się cza­i! Dlatego nie mogłem od razu po popra­wie, mimo że nawet uczucia zaczęły się powoli poja­wiać i tak zaj­mo­wać się od razu samym związ­kiem. Nie mogłem też za szybko analizować uczuć do dziewczyny, bo nawy­kowo i odru­chowo wra­cały do mnie te uczu­cia nie­chęci i wstrętu a za tym kolejne myśli.
Dla­tego też dałem sobie dużo wię­cej czasu nawet, wtedy gdy natręctw już nie było. Nadal dość często sobie przy­po­mi­na­łem, z czym miałem do czynienia i żyłem innymi spra­wami, a nie nerwicą,
która wtedy znowu powstawała z samego parteru.
Nie wiem, w jakim stopniu zawile to opisa­łem, bo napisałem to jednym rzutem, ale ciężko mi było zro­bić kon­kretny odbu­rze­niowy post, a że daję sobie prawo do tego, żeby nie wszystko było ide­alne hehe 
to zrobiłem to najlepiej jak potrafiłem. Nie mam natręt­nych myśli w gło­wie czy kocham, czy nie. Moja dziew­czyna mi odpowiada a te rzeczy, o które się czepiałem w nn wydają się teraz dziwnie śmieszne i troszkę powoli odku­rzamy zwią­zek, bo te lata z tym tro­chę smrodu i brudu naro­biły.
Nad per­fek­cjo­nizmem pra­cuję powoli, głów­nie dając sobie prawo do mniej­szych ide­ałów w szcze­gó­łach. Po pracy z ner­wicą widzę, że takie postanowienia prze­kładają się na zacho­wa­nie, ale wymaga to czasu.
Na pewno co to nie pozwolę sobie już na zbu­do­wa­nie takiej pre­sji jak wiele lat temu.
Chcę też napi­sać coś bardzo moim zda­niem waż­nego, że odbu­rza­nie nie musi być wcale szyb­kie. U mnie jakby wziąć do kupy pierw­szy rok prób odbu­rza­nia, potem kolejny igno­ro­wa­nia,
bo ten okres też mi się bar­dzo przy­dał aż po ostat­nie pra­wie 2 lata powyższych starań to w sumie wycho­dzi 3–4 lata. Dla kogoś to będzie pew­nie dużo a dla innych nie.
Kie­dyś taka liczba to byłby dla mnie koszmar i nie umiałbym się z tym pogo­dzić, ale z obec­nego miejsca to wcale nie dzi­wię się, że tyle czasu potrze­bo­wa­łem, żeby to wszystko zło­żyć w całość.
Jeżeli ktoś z was ma nn i chce o coś spy­tać to zapra­szam na pw ale zawsze odpo­wiem tylko z wła­snych doświad­czeń, bo nie czuję się spe­cja­li­stą we wszystkich zaburzeniach a odburzanie to indywidualna moim zdaniem sprawa.
Dzię­kuję admi­nom za pro­wa­dze­nie forum, bo wszystko dobre dla mnie jeśli chodzi o ner­wicę zaczęło się tutaj hehe.
Wik­to­rowi to wia­domka za wszystkie wska­zówki i wyprowadzenie z błędnych przekonań odburzeniowych oraz za odpo­wie­dzi na moje pytania pomię­dzy sesjami, które zapewne nie były czymś, czego bar­dzo się pra­gnie przez taki czas, :D ale rato­wały mnie nie­raz. Dziękuję również Adria­nowi, który nie jest z forum tylko z grupy na skype, ale zapewne przeczyta ten post a zma­ga­nia jego były dla mnie
na początku inspiracją. Ufff...dzięki! Postaram się wystąpić w jakimś nagraniu na youtube jeśli będzie taka możliwość.
Na końcu i przede wszystkim dziękuję swojej dziewczynie. ;)
Super gratulacje !!ja mam również z analizą mega problem.Nieradze sobie z myślami lękowymi głównie dotyczącymi że omdleje i koło się kręci wraz z somatami.Moze w końcu to ogarnę !brawo stary,wykonałeś kawał dobrej roboty

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 15 lutego 2020, o 17:58
autor: Lara
martinsonetto pisze:
15 lutego 2020, o 13:08
Dziękuję wszystkim
Katja pisze:
14 lutego 2020, o 11:53
Moje zaburzenie jest dość podobne do tego z czym Ty się uporałeś ( uporczywe analizy, potrzeba kontroli, perfekcjonizm, uporczywe wątpliwości) więc tym przyjemniej wiedzieć, że można. Gratuluję ;ok
W takich wypadkach jak my jest takie utrudnienie, że perfekcjonizm i niepewność jeszcze bardziej umacniają wątpliwości. Dlatego najlepiej temu uczuciu niepewności jak najczęściej się poddawać.
Lara pisze:
14 lutego 2020, o 20:07
Dziękuję za wpis cmok też tak mam trochę z tą akceptacją, ze za wszelką cenę chcę ją uzyskać a to nie wychodzi, dlatego pozostanę na przypomnieniach na razie, dobrze myślę?
Postawiłem na przypominanie sobie, bo na siłę nie da się moim zdaniem uzyskać akceptacji, ale bez przypominania nerwica wychodziła u mnie na pierwszy plan i łatwo się zapominałem.
Klaudiaaa pisze:
14 lutego 2020, o 23:46
martinsonetto zazdro! Wychodziło ci kiedykolwiek obserwowanie myśli w momentach jak miałeś ich multum?
Nie, nie wychodziło i nie robiłem tego, bo też zbyt mocno wątpiłem aby to obserwować i nic z tym nie robić. Dopiero później olewanie było bardziej naturalne.
No własnie mimo wszystko zapomina się czasem o tej pracy nad sobą i tymi paroma głównymi zasadami. Dzięki za odpowiedź :)

Re: Koniec z nerwicą natręctw myślowych - ROCD - odburzony!

: 15 lutego 2020, o 22:05
autor: Katja
W takich wypadkach jak my jest takie utrudnienie, że perfekcjonizm i niepewność jeszcze bardziej umacniają wątpliwości. Dlatego najlepiej temu uczuciu niepewności jak najczęściej się poddawać.
W moim przypadku zaburzenie uderza głownie w temat pracy nad sobą, naprawiania siebie czyli w coś co teoretycznie ma mi pomóc więc sytuacja robi się znacznie bardziej zagmatwana, bo jak uspokoić mózg, kiedy czujesz się źle, a Twoja głowa sfiksowała w temacie pomagania sobie. Potrzebowałam sporo czasu żeby zrozumieć, że tak naprawdę rzecz w tym żeby przestać uporczywie naprawiać siebie i co za tym trzymać kontrolę, że to co miało mi pomagać tak naprawdę mnie niszczyło, że moje zaburzenie nie pojawiło się jako wynik niedbałości, ale przesadnej dbałości, że w moim przypadku nie tyle chodziło o zrozumienie czegoś, ale o odpuszczenie tego uporczywego wyjaśniania wszystkiego. I tak jak napisałeś uczę się teraz przyzwalać sobie na niepewność i niedoskonałość, bo przez wiele lat pilnowane perfekcji i pewności było moim poczuciem bezpieczeństwa.