Strona 1 z 2

Moja, historia

: 10 września 2019, o 09:29
autor: ChuckiexO
Postanowiłem tutaj też się podzielić swoją historia, gdyż pewnie nie wszyscy siedzą na grupie fb. Pozdrawiam


Witam, zastanawiałem się jak powinienem zacząć swoją historię, więc na początku może się przedstawię, postaram się przełamać i opowiem trochę o Sobie abyście mnie lepiej poznali. Od razu tylko zaznaczę, że pisarzem raczej nie jestem także przepraszam moja Panią z polskiego :D

Także witam was wszystkich jeszcze raz i możemy zaczynać. Mam na imię Marcin, mam 22 lata od niedawna jestem osobą odburzoną, zawsze byłem osobą raczej zamknięta, nigdy nie lubiłem poznawać nowych osób, po prostu bałem się jak mnie ludzie będą odbierać, zawsze chciałem, żeby każdy mnie lubił, dziś wiem, że każdemu się nie dogodzi, od zawsze byłem osobą raczej mało odporną na stres, często rozmyślałem nad światem, nad całym sensem istnienia. Mógłbym się nazwać osobą z analitycznym umysłem, co akurat w przypadku zaburzenia nie było mi nigdy za bardzo pomocne, myślę że doskonale rozumiecie o co chodzi, szczególnie osoby, które mają dd :) Zawsze gdy działo się coś niedobrego uciekałem do świata wirtualnego, który pomagał mi odciąć się od wszystkich problemów, z dzisiejszej perspektywy nie wydaje mi się to dobre i wszystkie emocje gromadziły się we mnie jak bomba, ale dość już o mnie. Przejdźmy do początku jak zaczęła się moja wesoła przygoda z kochanym zaburzeniem?

1. ZAPALNIK ORAZ POCZĄTEK ZABURZENIA

Moja nerwica zaczęła się gdy byłem w pracy z moim ojcem, który jest człowiekiem starej daty i raczej na jego wsparcie nie mogłem za bardzo liczyć. Było to za granicą nowe miejsce, obcy język, nowe doświadczenie, dzień przed wyjazdem rozstałem się z dziewczyną co było dla mnie mocno przybijające w tamtym momencie, nie chciałem jechać, niestety sytuacja mnie do tego zmusiła. W drugi bądź trzeci dzień od rana gdy tylko otworzyłem oczy czułem się dziwnie zmęczony przez cały dzień, moje myśli krążyły w okolicach dziwnych rzeczy, głównie czasu, przemijania i śmierci w efekcie końcowym, nie mogłem pozbyć się ich nawet wykonując pracę, potrafiłem się zawiesić i myśleć mocno nad sensem życia, że w końcu stracę bliskie mi osoby. Po całym dniu ciężkiej pracy i walki z myślami wróciliśmy do domu. Mój tato poszedł jeszcze na jakąś małą fuszke może z dwa domy obok. Leżąc i grając poczułem mocne ukłucie w sercu, od razu zrobiłem się mocno niespokojny, dosłownie mnie to ogarnęło, kręcilo mi się w głowie bardzo mocno, mój oddech przyspieszył, pamiętam jak dziś jak bardzo sprawdzałem czy moje tętno i bicie serca są w porządku. Ogarnięty lękiem pobiegłem do mojego ojca, który nie zareagował na to zbytnio, powiedział " już nie wymyslaj co mam zrobić rzucić wszystko i wraca do domu?", Wyszedłem od razu po tych słowach i zacząłem chodzić po podwórku zataczając koła, w końcu mój ojciec wyszedł a z nim kobieta u której robił, okazała się być lekarka, stwierdziła, że to nerwica i powinienem się uspokoić i pójść się położyć, w tym czasie lek osiągał apogeum, moje mięśnie zaczęły drżeć, pamiętam jak dziś jak bardzo dziwnie mi się wracało do pokoju i jak ciężko mi było gdy całe moje ciało drżało a ja nafaszerowany jakimiś tabletkami o dej lekarki, które rzekomo miały to złagodzić próbowałem zasnąć, mimo wszystko sen wygrał i w końcu zasnąłem.

2. Szukanie objawów w internecie, rozwój nerwicy

Jak dla wszystkich wiadomo mam nadzieję nerwicowcy, że już nie szukacie swoich objawów na internecie. Ja na samym początku nie mając żadnej wiedzy na temat nerwicy oraz jej mechanizmów, popełniłem ten błąd, już nie pamiętam ile chorób miałem według doktora google, ale w skrócie to powinienem już dawno umrzeć. Nerwica postępowała, ja niestety zawierzyłem internetowi i czekałem na swój wyrok w strachu, dni mijały objawy rosły w siłę, brak wsparcia, bo wsparciem nie można nazwać słów typu "będzie dobrze", bądź "idź do psychiatry on Ci da leki". Wróciłem w końcu z pracy do Polski, niestety jedyne co robiłem to leżałem całymi dniami i czekałem chyba na jakiś cud, wszystkie dotychczasowe przyjemności zostały przyćmione wrażeniem zbliżającego się końca. Kawa, yerba, energetyki zostały przez mój strach odstawione, bo przecież moje serce tego nie wytrzyma itd, schudłem strasznie, zrezygnowałem z aktywności fizycznej. Nie robiłem dosłownie nic, aż w końcu przyszło do mnie DD, świat przestał być dla mnie realny, zwykła szafka, na którą patrzyłem potrafiła napawać mnie lękiem, wydawała się nie moja, mieszkanie w którym jestem przestało być moim mieszkaniem, wszystkie osoby, z którymi miałem kontakt wydawały się dla mnie obce, ludzie manekiny, którzy zostali podstawieni do mojego matrixa, zostawałem coraz bardziej przybijany do nerwicowego i nierealnego świata. Myśli zaczęły napływać masowo, nie potrafiłem ich dogonić dosłownie, milion myśli na minutę nabrało dla mnie "realnego" wymiaru. Taki stan zaczął coraz bardziej mnie dołować, bylem już strasznie zmęczony, moja psychika też zaczęła dostawać potężne kopy w dupę, zamiast mieć nerwicę, ona zaczęła mieć mnie. Po czasie już nawet myśli samobójcze zaczęły kłębić się w mojej głowie, prosty i szybki sposób na skończenie swojego cierpienia. Dziś cieszę się, że nie potrafiłem tego zrobić, któregoś dnia bolała mnie bardzo głowa, była bardzo ciężka, oczywiście była taka bo sobię to wmówiłem, tak naprawdę przez to nie mogłem podnieść jej z poduszki, dziś wydaje się to dla mnie śmieszne, w tamtym czasie wydaje się to raczej dramatyczne, co potrafiła mi zrobić moja własna psychika i myśli. W którymś momencie, natrafiłem, na któryś z filmów chłopaków, których z tego miejsca, w którym jestem dzisiaj bardzo pozdrawiam, był to bodajże film "Wyjść z iluzji", od tego momentu moje dotychczasowe smutne życie przepełnione lękiem zaczęło się zmieniać.

3. Nadzieja na poprawę, pierwsze upadki.

Po przesłuchaniu kilku nagrań, postanowiłem, że jeżeli już mam umrzeć to nie leżąc na łóżku pełen lęku, życie i tak jest krótkie nigdy nie wiemy kiedy kawa, która pijemy co rano będzie nasza ostatnia, nie chciałem aby ostatnia czynność, która zrobiłem przed śmiercią to kulenie się w bezpiecznym łóżku trzęsąc się z lęku. Nabrałem pierwszych sił napędowych, przestałem zawierzać nerwicowym objawą i zacząłem działać. Wieczorami przeglądałem forum, czytałem historię ludzi, którzy z tego wyszli. Moja nadzieja zaczęła rosnąć, dni wypełniałem przeróżnymi rzeczami, byle by tylko o tym nie myśleć. Poznałem nową dziewczynę, miałem miłość i wsparcie, objawy zmniejszyły się do minimum, dd zaczęło ustępować, wow to był mój pierwszy i zarazem ogromny krok do odburzenia. Przepracowywalem mechanizmy, dlaczego dzieje się tak a nie inaczej, dlaczego to mnie wciąż nie zabiło mimo tak fatalnego stanu. Odwiedziłem lekarzy, zrobiłem podstawowe badania, z których wynikało, że to nie jest mój czas na umieranie. Wszystko szło w idealna stronę, aż do nawrotu ataku paniki, bylem tak przekonany, że jak wróci to sobie z nim poradzę bez problemu, powiem delikatnie, że się myliłem, atak był bardzo mocny, znowu trzęsienia wróciły, myśli wskoczyły spowrotem na zły tor. Błędnie wmówiłem sobie, że skoro to wraca to nigdy z tego nie wyjdę, moja nadzieja legła w gruzach i z ogromnego kroku w przód zrobiłem dwa w tył. Pamiętajcie, lepiej upaść próbując, niż siedzieć i nie robić nic. Ale ja się nie poddaje, także postanowiłem wziąć się jeszcze raz w garść.

4. Ciągła wiara w lepsze dni, pierwsze przebłyski.

Tak jak wspominałem, nadzieja umiera ostatnia. Zapisałem się na terapię, długo tam nie zabawiłem gdyż ciągle grzebano tylko w mojej przeszłości co na dłuższy dystans mocno mnie zmęczyło, a jedynie uszczuplalo mój portfel, oczywiście nie mówię nikomu, że terapia jest wogle niepotrzebna, po prostu trafiłem na złego terapeute prawdopodobnie. Postanowiłem już złapać całkowicie za swoje stery, działałem. Dużo czasu że znajomymi, wieczorny rytuał jakim było ogladniecie dobrego filmu, był dla mnie mega odstresywowujacy, dni mijaly, ataki już nie nawracały. Pewnego dnia myjąc samochód, doznałem jakby przebłysku normalności, poczułem duże szczęście, na pewien moment wszystko wróciło do normalności. Był to tylko moment, za chwilę moje objawy wróciły, ale to było to, co dało mi siły do samego końca zaburzenia.

5. Powrót do życia przed zaburzeniem

Ten piękny dzień w końcu nadszedł, mimo że na początku go nie zauważyłem. Po prostu robiłem to co zawsze. W pewnym momencie zorientowałem sie, że somatow, myśli natretnych po prostu nie ma. Wszystkie odcięte emocje do mnie powróciły. Dziś pisząc to dla was, nie boje się że to znowu powróci, szczerze to zaburzenie mnie zmieniło na lepsze, nabrałem dużego doświadczenia emocjonalnego, wiem z czym to się je. Lepiej poznałem siebie i swój ogarnizm, jedyna radę jaka mógłbym wam dac, jest taka żebyście nigdy w życiu się nie poddawali, jak źle by nie bylo, co by się nie działo. Zróbcie Sobie rundkę po lekarzach, gdy wszystko będzie dobrze otwórzcie sobie worek,do którego będziecie wrzucać te wszystkie objawy. Gdy upadniecie, bądź zwatpicie nie obwiniajcie sie, wstańcie i róbcie dalej swoje. Może są to tylko głupie rady, ale warto je zastosować w życiu jak banalnie by one nie brzmiały. Nie dawajcie sobie barier czasowych, no ja bym chciał tak w rok z tego wyjść, wszystko wymaga czasu, przyjdzie to do was prędzej czy pozniej. Tak jak kiedyś nie mogłem przypomnieć sobie życia bez nerwicy, tak dzisiaj jest odwrotnie.


6. Po dziś dzień

Dzisiaj pijąc kawę, której nie piłem x czasu przez strach. Pakujac plecak na siłownię, z której zrezygnowałem, życzę wam wszystkim spokoju, jeśli ktoś by potrzebował jakiej rady, może śmiało do mnie pisać raczej nie gryzę, a jeśli już to jestem szczepiony. Może nie jest to najobszerniejsza historia, nie jest też najlepiej napisana, ale mam nadzieję, ze da wam wiarę i nadzieję na to, że w końcu zobaczymy się po drugiej stronie zaburzenia. Odpalil mi się jakiś mentor dlatego uciekam.

Marcin

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 12:17
autor: katarzynka
Jak miło się czyta takie posty! Gratulacje Marcin, jesteś wielki! Tak trzymaj :)

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 14:28
autor: menago49
Super Gratki kolego.

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 15:38
autor: Juliaaa78569
Ooo ja cię nawet z czata kojarzę!
Wielkie gratulacje! 😊

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 16:04
autor: Gnr00
Brawo!

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 19:19
autor: zbigniewcichyszelest
Zajebiście, trzymaj się! :) U mnie mija piąty rok śmietniku w bani. Bywały momenty w których myślałem, że chyba już jestem "zdrowy" :D Szybko jednak wracam do świrowania, chyba taki mój los

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 20:36
autor: SasankaLesna
Super napisane! Dzięki za czas i dobra wieść:) powodzenia!

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 22:47
autor: martinsonetto
Gratulacje :)

Re: Moja, historia

: 10 września 2019, o 23:07
autor: schanis22
ChuckiexO Gratulacje ! :lov: ;ok

Re: Moja, historia

: 11 września 2019, o 14:56
autor: życie
Brawo za wykonaną pracę 😍

Re: Moja, historia

: 12 września 2019, o 11:30
autor: Nerwowy
Super historia. Wielkie gratulacje i powodzenia w życiu :)

Uświadomiłem sobie, że mimo dużej wiedzy o zaburzeniu totalnie jednak jego nie akceptuje (a przynajmniej części objawów).

Re: Moja, historia

: 20 września 2019, o 15:14
autor: zagrody123456
Gratuluję

Re: Moja, historia

: 21 września 2019, o 19:46
autor: witorrr98
No i fajnie, byle by w równowadze żyć :)Gratki.

Re: Moja, historia

: 22 września 2019, o 08:06
autor: Sasuke
ChuckiexO pisze:
10 września 2019, o 09:29
Postanowiłem tutaj też się podzielić swoją historia, gdyż pewnie nie wszyscy siedzą na grupie fb. Pozdrawiam


Witam, zastanawiałem się jak powinienem zacząć swoją historię, więc na początku może się przedstawię, postaram się przełamać i opowiem trochę o Sobie abyście mnie lepiej poznali. Od razu tylko zaznaczę, że pisarzem raczej nie jestem także przepraszam moja Panią z polskiego :D

Także witam was wszystkich jeszcze raz i możemy zaczynać. Mam na imię Marcin, mam 22 lata od niedawna jestem osobą odburzoną, zawsze byłem osobą raczej zamknięta, nigdy nie lubiłem poznawać nowych osób, po prostu bałem się jak mnie ludzie będą odbierać, zawsze chciałem, żeby każdy mnie lubił, dziś wiem, że każdemu się nie dogodzi, od zawsze byłem osobą raczej mało odporną na stres, często rozmyślałem nad światem, nad całym sensem istnienia. Mógłbym się nazwać osobą z analitycznym umysłem, co akurat w przypadku zaburzenia nie było mi nigdy za bardzo pomocne, myślę że doskonale rozumiecie o co chodzi, szczególnie osoby, które mają dd :) Zawsze gdy działo się coś niedobrego uciekałem do świata wirtualnego, który pomagał mi odciąć się od wszystkich problemów, z dzisiejszej perspektywy nie wydaje mi się to dobre i wszystkie emocje gromadziły się we mnie jak bomba, ale dość już o mnie. Przejdźmy do początku jak zaczęła się moja wesoła przygoda z kochanym zaburzeniem?

1. ZAPALNIK ORAZ POCZĄTEK ZABURZENIA

Moja nerwica zaczęła się gdy byłem w pracy z moim ojcem, który jest człowiekiem starej daty i raczej na jego wsparcie nie mogłem za bardzo liczyć. Było to za granicą nowe miejsce, obcy język, nowe doświadczenie, dzień przed wyjazdem rozstałem się z dziewczyną co było dla mnie mocno przybijające w tamtym momencie, nie chciałem jechać, niestety sytuacja mnie do tego zmusiła. W drugi bądź trzeci dzień od rana gdy tylko otworzyłem oczy czułem się dziwnie zmęczony przez cały dzień, moje myśli krążyły w okolicach dziwnych rzeczy, głównie czasu, przemijania i śmierci w efekcie końcowym, nie mogłem pozbyć się ich nawet wykonując pracę, potrafiłem się zawiesić i myśleć mocno nad sensem życia, że w końcu stracę bliskie mi osoby. Po całym dniu ciężkiej pracy i walki z myślami wróciliśmy do domu. Mój tato poszedł jeszcze na jakąś małą fuszke może z dwa domy obok. Leżąc i grając poczułem mocne ukłucie w sercu, od razu zrobiłem się mocno niespokojny, dosłownie mnie to ogarnęło, kręcilo mi się w głowie bardzo mocno, mój oddech przyspieszył, pamiętam jak dziś jak bardzo sprawdzałem czy moje tętno i bicie serca są w porządku. Ogarnięty lękiem pobiegłem do mojego ojca, który nie zareagował na to zbytnio, powiedział " już nie wymyslaj co mam zrobić rzucić wszystko i wraca do domu?", Wyszedłem od razu po tych słowach i zacząłem chodzić po podwórku zataczając koła, w końcu mój ojciec wyszedł a z nim kobieta u której robił, okazała się być lekarka, stwierdziła, że to nerwica i powinienem się uspokoić i pójść się położyć, w tym czasie lek osiągał apogeum, moje mięśnie zaczęły drżeć, pamiętam jak dziś jak bardzo dziwnie mi się wracało do pokoju i jak ciężko mi było gdy całe moje ciało drżało a ja nafaszerowany jakimiś tabletkami o dej lekarki, które rzekomo miały to złagodzić próbowałem zasnąć, mimo wszystko sen wygrał i w końcu zasnąłem.

2. Szukanie objawów w internecie, rozwój nerwicy

Jak dla wszystkich wiadomo mam nadzieję nerwicowcy, że już nie szukacie swoich objawów na internecie. Ja na samym początku nie mając żadnej wiedzy na temat nerwicy oraz jej mechanizmów, popełniłem ten błąd, już nie pamiętam ile chorób miałem według doktora google, ale w skrócie to powinienem już dawno umrzeć. Nerwica postępowała, ja niestety zawierzyłem internetowi i czekałem na swój wyrok w strachu, dni mijały objawy rosły w siłę, brak wsparcia, bo wsparciem nie można nazwać słów typu "będzie dobrze", bądź "idź do psychiatry on Ci da leki". Wróciłem w końcu z pracy do Polski, niestety jedyne co robiłem to leżałem całymi dniami i czekałem chyba na jakiś cud, wszystkie dotychczasowe przyjemności zostały przyćmione wrażeniem zbliżającego się końca. Kawa, yerba, energetyki zostały przez mój strach odstawione, bo przecież moje serce tego nie wytrzyma itd, schudłem strasznie, zrezygnowałem z aktywności fizycznej. Nie robiłem dosłownie nic, aż w końcu przyszło do mnie DD, świat przestał być dla mnie realny, zwykła szafka, na którą patrzyłem potrafiła napawać mnie lękiem, wydawała się nie moja, mieszkanie w którym jestem przestało być moim mieszkaniem, wszystkie osoby, z którymi miałem kontakt wydawały się dla mnie obce, ludzie manekiny, którzy zostali podstawieni do mojego matrixa, zostawałem coraz bardziej przybijany do nerwicowego i nierealnego świata. Myśli zaczęły napływać masowo, nie potrafiłem ich dogonić dosłownie, milion myśli na minutę nabrało dla mnie "realnego" wymiaru. Taki stan zaczął coraz bardziej mnie dołować, bylem już strasznie zmęczony, moja psychika też zaczęła dostawać potężne kopy w dupę, zamiast mieć nerwicę, ona zaczęła mieć mnie. Po czasie już nawet myśli samobójcze zaczęły kłębić się w mojej głowie, prosty i szybki sposób na skończenie swojego cierpienia. Dziś cieszę się, że nie potrafiłem tego zrobić, któregoś dnia bolała mnie bardzo głowa, była bardzo ciężka, oczywiście była taka bo sobię to wmówiłem, tak naprawdę przez to nie mogłem podnieść jej z poduszki, dziś wydaje się to dla mnie śmieszne, w tamtym czasie wydaje się to raczej dramatyczne, co potrafiła mi zrobić moja własna psychika i myśli. W którymś momencie, natrafiłem, na któryś z filmów chłopaków, których z tego miejsca, w którym jestem dzisiaj bardzo pozdrawiam, był to bodajże film "Wyjść z iluzji", od tego momentu moje dotychczasowe smutne życie przepełnione lękiem zaczęło się zmieniać.

3. Nadzieja na poprawę, pierwsze upadki.

Po przesłuchaniu kilku nagrań, postanowiłem, że jeżeli już mam umrzeć to nie leżąc na łóżku pełen lęku, życie i tak jest krótkie nigdy nie wiemy kiedy kawa, która pijemy co rano będzie nasza ostatnia, nie chciałem aby ostatnia czynność, która zrobiłem przed śmiercią to kulenie się w bezpiecznym łóżku trzęsąc się z lęku. Nabrałem pierwszych sił napędowych, przestałem zawierzać nerwicowym objawą i zacząłem działać. Wieczorami przeglądałem forum, czytałem historię ludzi, którzy z tego wyszli. Moja nadzieja zaczęła rosnąć, dni wypełniałem przeróżnymi rzeczami, byle by tylko o tym nie myśleć. Poznałem nową dziewczynę, miałem miłość i wsparcie, objawy zmniejszyły się do minimum, dd zaczęło ustępować, wow to był mój pierwszy i zarazem ogromny krok do odburzenia. Przepracowywalem mechanizmy, dlaczego dzieje się tak a nie inaczej, dlaczego to mnie wciąż nie zabiło mimo tak fatalnego stanu. Odwiedziłem lekarzy, zrobiłem podstawowe badania, z których wynikało, że to nie jest mój czas na umieranie. Wszystko szło w idealna stronę, aż do nawrotu ataku paniki, bylem tak przekonany, że jak wróci to sobie z nim poradzę bez problemu, powiem delikatnie, że się myliłem, atak był bardzo mocny, znowu trzęsienia wróciły, myśli wskoczyły spowrotem na zły tor. Błędnie wmówiłem sobie, że skoro to wraca to nigdy z tego nie wyjdę, moja nadzieja legła w gruzach i z ogromnego kroku w przód zrobiłem dwa w tył. Pamiętajcie, lepiej upaść próbując, niż siedzieć i nie robić nic. Ale ja się nie poddaje, także postanowiłem wziąć się jeszcze raz w garść.

4. Ciągła wiara w lepsze dni, pierwsze przebłyski.

Tak jak wspominałem, nadzieja umiera ostatnia. Zapisałem się na terapię, długo tam nie zabawiłem gdyż ciągle grzebano tylko w mojej przeszłości co na dłuższy dystans mocno mnie zmęczyło, a jedynie uszczuplalo mój portfel, oczywiście nie mówię nikomu, że terapia jest wogle niepotrzebna, po prostu trafiłem na złego terapeute prawdopodobnie. Postanowiłem już złapać całkowicie za swoje stery, działałem. Dużo czasu że znajomymi, wieczorny rytuał jakim było ogladniecie dobrego filmu, był dla mnie mega odstresywowujacy, dni mijaly, ataki już nie nawracały. Pewnego dnia myjąc samochód, doznałem jakby przebłysku normalności, poczułem duże szczęście, na pewien moment wszystko wróciło do normalności. Był to tylko moment, za chwilę moje objawy wróciły, ale to było to, co dało mi siły do samego końca zaburzenia.

5. Powrót do życia przed zaburzeniem

Ten piękny dzień w końcu nadszedł, mimo że na początku go nie zauważyłem. Po prostu robiłem to co zawsze. W pewnym momencie zorientowałem sie, że somatow, myśli natretnych po prostu nie ma. Wszystkie odcięte emocje do mnie powróciły. Dziś pisząc to dla was, nie boje się że to znowu powróci, szczerze to zaburzenie mnie zmieniło na lepsze, nabrałem dużego doświadczenia emocjonalnego, wiem z czym to się je. Lepiej poznałem siebie i swój ogarnizm, jedyna radę jaka mógłbym wam dac, jest taka żebyście nigdy w życiu się nie poddawali, jak źle by nie bylo, co by się nie działo. Zróbcie Sobie rundkę po lekarzach, gdy wszystko będzie dobrze otwórzcie sobie worek,do którego będziecie wrzucać te wszystkie objawy. Gdy upadniecie, bądź zwatpicie nie obwiniajcie sie, wstańcie i róbcie dalej swoje. Może są to tylko głupie rady, ale warto je zastosować w życiu jak banalnie by one nie brzmiały. Nie dawajcie sobie barier czasowych, no ja bym chciał tak w rok z tego wyjść, wszystko wymaga czasu, przyjdzie to do was prędzej czy pozniej. Tak jak kiedyś nie mogłem przypomnieć sobie życia bez nerwicy, tak dzisiaj jest odwrotnie.


6. Po dziś dzień

Dzisiaj pijąc kawę, której nie piłem x czasu przez strach. Pakujac plecak na siłownię, z której zrezygnowałem, życzę wam wszystkim spokoju, jeśli ktoś by potrzebował jakiej rady, może śmiało do mnie pisać raczej nie gryzę, a jeśli już to jestem szczepiony. Może nie jest to najobszerniejsza historia, nie jest też najlepiej napisana, ale mam nadzieję, ze da wam wiarę i nadzieję na to, że w końcu zobaczymy się po drugiej stronie zaburzenia. Odpalil mi się jakiś mentor dlatego uciekam.

Marcin
Oprócz psychicznych objawów na co dzień, miałeś po za atakami paniki jakieś ciągłe objawy np. ciągłą duszność ? Ból w klatce ?

Re: Moja, historia

: 20 października 2019, o 17:22
autor: ChuckiexO
Sasuke pisze:
22 września 2019, o 08:06
ChuckiexO pisze:
10 września 2019, o 09:29
Postanowiłem tutaj też się podzielić swoją historia, gdyż pewnie nie wszyscy siedzą na grupie fb. Pozdrawiam


Witam, zastanawiałem się jak powinienem zacząć swoją historię, więc na początku może się przedstawię, postaram się przełamać i opowiem trochę o Sobie abyście mnie lepiej poznali. Od razu tylko zaznaczę, że pisarzem raczej nie jestem także przepraszam moja Panią z polskiego :D

Także witam was wszystkich jeszcze raz i możemy zaczynać. Mam na imię Marcin, mam 22 lata od niedawna jestem osobą odburzoną, zawsze byłem osobą raczej zamknięta, nigdy nie lubiłem poznawać nowych osób, po prostu bałem się jak mnie ludzie będą odbierać, zawsze chciałem, żeby każdy mnie lubił, dziś wiem, że każdemu się nie dogodzi, od zawsze byłem osobą raczej mało odporną na stres, często rozmyślałem nad światem, nad całym sensem istnienia. Mógłbym się nazwać osobą z analitycznym umysłem, co akurat w przypadku zaburzenia nie było mi nigdy za bardzo pomocne, myślę że doskonale rozumiecie o co chodzi, szczególnie osoby, które mają dd :) Zawsze gdy działo się coś niedobrego uciekałem do świata wirtualnego, który pomagał mi odciąć się od wszystkich problemów, z dzisiejszej perspektywy nie wydaje mi się to dobre i wszystkie emocje gromadziły się we mnie jak bomba, ale dość już o mnie. Przejdźmy do początku jak zaczęła się moja wesoła przygoda z kochanym zaburzeniem?

1. ZAPALNIK ORAZ POCZĄTEK ZABURZENIA

Moja nerwica zaczęła się gdy byłem w pracy z moim ojcem, który jest człowiekiem starej daty i raczej na jego wsparcie nie mogłem za bardzo liczyć. Było to za granicą nowe miejsce, obcy język, nowe doświadczenie, dzień przed wyjazdem rozstałem się z dziewczyną co było dla mnie mocno przybijające w tamtym momencie, nie chciałem jechać, niestety sytuacja mnie do tego zmusiła. W drugi bądź trzeci dzień od rana gdy tylko otworzyłem oczy czułem się dziwnie zmęczony przez cały dzień, moje myśli krążyły w okolicach dziwnych rzeczy, głównie czasu, przemijania i śmierci w efekcie końcowym, nie mogłem pozbyć się ich nawet wykonując pracę, potrafiłem się zawiesić i myśleć mocno nad sensem życia, że w końcu stracę bliskie mi osoby. Po całym dniu ciężkiej pracy i walki z myślami wróciliśmy do domu. Mój tato poszedł jeszcze na jakąś małą fuszke może z dwa domy obok. Leżąc i grając poczułem mocne ukłucie w sercu, od razu zrobiłem się mocno niespokojny, dosłownie mnie to ogarnęło, kręcilo mi się w głowie bardzo mocno, mój oddech przyspieszył, pamiętam jak dziś jak bardzo sprawdzałem czy moje tętno i bicie serca są w porządku. Ogarnięty lękiem pobiegłem do mojego ojca, który nie zareagował na to zbytnio, powiedział " już nie wymyslaj co mam zrobić rzucić wszystko i wraca do domu?", Wyszedłem od razu po tych słowach i zacząłem chodzić po podwórku zataczając koła, w końcu mój ojciec wyszedł a z nim kobieta u której robił, okazała się być lekarka, stwierdziła, że to nerwica i powinienem się uspokoić i pójść się położyć, w tym czasie lek osiągał apogeum, moje mięśnie zaczęły drżeć, pamiętam jak dziś jak bardzo dziwnie mi się wracało do pokoju i jak ciężko mi było gdy całe moje ciało drżało a ja nafaszerowany jakimiś tabletkami o dej lekarki, które rzekomo miały to złagodzić próbowałem zasnąć, mimo wszystko sen wygrał i w końcu zasnąłem.

2. Szukanie objawów w internecie, rozwój nerwicy

Jak dla wszystkich wiadomo mam nadzieję nerwicowcy, że już nie szukacie swoich objawów na internecie. Ja na samym początku nie mając żadnej wiedzy na temat nerwicy oraz jej mechanizmów, popełniłem ten błąd, już nie pamiętam ile chorób miałem według doktora google, ale w skrócie to powinienem już dawno umrzeć. Nerwica postępowała, ja niestety zawierzyłem internetowi i czekałem na swój wyrok w strachu, dni mijały objawy rosły w siłę, brak wsparcia, bo wsparciem nie można nazwać słów typu "będzie dobrze", bądź "idź do psychiatry on Ci da leki". Wróciłem w końcu z pracy do Polski, niestety jedyne co robiłem to leżałem całymi dniami i czekałem chyba na jakiś cud, wszystkie dotychczasowe przyjemności zostały przyćmione wrażeniem zbliżającego się końca. Kawa, yerba, energetyki zostały przez mój strach odstawione, bo przecież moje serce tego nie wytrzyma itd, schudłem strasznie, zrezygnowałem z aktywności fizycznej. Nie robiłem dosłownie nic, aż w końcu przyszło do mnie DD, świat przestał być dla mnie realny, zwykła szafka, na którą patrzyłem potrafiła napawać mnie lękiem, wydawała się nie moja, mieszkanie w którym jestem przestało być moim mieszkaniem, wszystkie osoby, z którymi miałem kontakt wydawały się dla mnie obce, ludzie manekiny, którzy zostali podstawieni do mojego matrixa, zostawałem coraz bardziej przybijany do nerwicowego i nierealnego świata. Myśli zaczęły napływać masowo, nie potrafiłem ich dogonić dosłownie, milion myśli na minutę nabrało dla mnie "realnego" wymiaru. Taki stan zaczął coraz bardziej mnie dołować, bylem już strasznie zmęczony, moja psychika też zaczęła dostawać potężne kopy w dupę, zamiast mieć nerwicę, ona zaczęła mieć mnie. Po czasie już nawet myśli samobójcze zaczęły kłębić się w mojej głowie, prosty i szybki sposób na skończenie swojego cierpienia. Dziś cieszę się, że nie potrafiłem tego zrobić, któregoś dnia bolała mnie bardzo głowa, była bardzo ciężka, oczywiście była taka bo sobię to wmówiłem, tak naprawdę przez to nie mogłem podnieść jej z poduszki, dziś wydaje się to dla mnie śmieszne, w tamtym czasie wydaje się to raczej dramatyczne, co potrafiła mi zrobić moja własna psychika i myśli. W którymś momencie, natrafiłem, na któryś z filmów chłopaków, których z tego miejsca, w którym jestem dzisiaj bardzo pozdrawiam, był to bodajże film "Wyjść z iluzji", od tego momentu moje dotychczasowe smutne życie przepełnione lękiem zaczęło się zmieniać.

3. Nadzieja na poprawę, pierwsze upadki.

Po przesłuchaniu kilku nagrań, postanowiłem, że jeżeli już mam umrzeć to nie leżąc na łóżku pełen lęku, życie i tak jest krótkie nigdy nie wiemy kiedy kawa, która pijemy co rano będzie nasza ostatnia, nie chciałem aby ostatnia czynność, która zrobiłem przed śmiercią to kulenie się w bezpiecznym łóżku trzęsąc się z lęku. Nabrałem pierwszych sił napędowych, przestałem zawierzać nerwicowym objawą i zacząłem działać. Wieczorami przeglądałem forum, czytałem historię ludzi, którzy z tego wyszli. Moja nadzieja zaczęła rosnąć, dni wypełniałem przeróżnymi rzeczami, byle by tylko o tym nie myśleć. Poznałem nową dziewczynę, miałem miłość i wsparcie, objawy zmniejszyły się do minimum, dd zaczęło ustępować, wow to był mój pierwszy i zarazem ogromny krok do odburzenia. Przepracowywalem mechanizmy, dlaczego dzieje się tak a nie inaczej, dlaczego to mnie wciąż nie zabiło mimo tak fatalnego stanu. Odwiedziłem lekarzy, zrobiłem podstawowe badania, z których wynikało, że to nie jest mój czas na umieranie. Wszystko szło w idealna stronę, aż do nawrotu ataku paniki, bylem tak przekonany, że jak wróci to sobie z nim poradzę bez problemu, powiem delikatnie, że się myliłem, atak był bardzo mocny, znowu trzęsienia wróciły, myśli wskoczyły spowrotem na zły tor. Błędnie wmówiłem sobie, że skoro to wraca to nigdy z tego nie wyjdę, moja nadzieja legła w gruzach i z ogromnego kroku w przód zrobiłem dwa w tył. Pamiętajcie, lepiej upaść próbując, niż siedzieć i nie robić nic. Ale ja się nie poddaje, także postanowiłem wziąć się jeszcze raz w garść.

4. Ciągła wiara w lepsze dni, pierwsze przebłyski.

Tak jak wspominałem, nadzieja umiera ostatnia. Zapisałem się na terapię, długo tam nie zabawiłem gdyż ciągle grzebano tylko w mojej przeszłości co na dłuższy dystans mocno mnie zmęczyło, a jedynie uszczuplalo mój portfel, oczywiście nie mówię nikomu, że terapia jest wogle niepotrzebna, po prostu trafiłem na złego terapeute prawdopodobnie. Postanowiłem już złapać całkowicie za swoje stery, działałem. Dużo czasu że znajomymi, wieczorny rytuał jakim było ogladniecie dobrego filmu, był dla mnie mega odstresywowujacy, dni mijaly, ataki już nie nawracały. Pewnego dnia myjąc samochód, doznałem jakby przebłysku normalności, poczułem duże szczęście, na pewien moment wszystko wróciło do normalności. Był to tylko moment, za chwilę moje objawy wróciły, ale to było to, co dało mi siły do samego końca zaburzenia.

5. Powrót do życia przed zaburzeniem

Ten piękny dzień w końcu nadszedł, mimo że na początku go nie zauważyłem. Po prostu robiłem to co zawsze. W pewnym momencie zorientowałem sie, że somatow, myśli natretnych po prostu nie ma. Wszystkie odcięte emocje do mnie powróciły. Dziś pisząc to dla was, nie boje się że to znowu powróci, szczerze to zaburzenie mnie zmieniło na lepsze, nabrałem dużego doświadczenia emocjonalnego, wiem z czym to się je. Lepiej poznałem siebie i swój ogarnizm, jedyna radę jaka mógłbym wam dac, jest taka żebyście nigdy w życiu się nie poddawali, jak źle by nie bylo, co by się nie działo. Zróbcie Sobie rundkę po lekarzach, gdy wszystko będzie dobrze otwórzcie sobie worek,do którego będziecie wrzucać te wszystkie objawy. Gdy upadniecie, bądź zwatpicie nie obwiniajcie sie, wstańcie i róbcie dalej swoje. Może są to tylko głupie rady, ale warto je zastosować w życiu jak banalnie by one nie brzmiały. Nie dawajcie sobie barier czasowych, no ja bym chciał tak w rok z tego wyjść, wszystko wymaga czasu, przyjdzie to do was prędzej czy pozniej. Tak jak kiedyś nie mogłem przypomnieć sobie życia bez nerwicy, tak dzisiaj jest odwrotnie.


6. Po dziś dzień

Dzisiaj pijąc kawę, której nie piłem x czasu przez strach. Pakujac plecak na siłownię, z której zrezygnowałem, życzę wam wszystkim spokoju, jeśli ktoś by potrzebował jakiej rady, może śmiało do mnie pisać raczej nie gryzę, a jeśli już to jestem szczepiony. Może nie jest to najobszerniejsza historia, nie jest też najlepiej napisana, ale mam nadzieję, ze da wam wiarę i nadzieję na to, że w końcu zobaczymy się po drugiej stronie zaburzenia. Odpalil mi się jakiś mentor dlatego uciekam.

Marcin
Oprócz psychicznych objawów na co dzień, miałeś po za atakami paniki jakieś ciągłe objawy np. ciągłą duszność ? Ból w klatce ?

Wszelakiego rodzaju - dusznosci, uderzenia goraca, niepokoj, trzęsienie się ciala, rozmazany obraz, uczucie że wszystko jest oddalone, nagle bóle różnych części ciala, podczas ataku to ciężko było ze mną się dogadać, nie miałem nawet siły odpowiadać, poczucie tracenia władzy w ciele, nogi z waty mógłbym chyba listę większą niz na zakupy wypisac.