Ja i moja nerwica
: 4 sierpnia 2016, o 01:06
Witam was bardzo, bardzo serdecznie.
Znów mnie to dopadło. Pomyślałam, że spróbuję o tym napisać, że może jeśli to z siebie wyrzucę to coś się zmieni, może ktoś dobrze mi doradzi.
Mam 24 lata i choruję na nerwicę już od ponad 10 lat, od wypadku po którym zaczęłam odczuwać lęki i najprzeróżniejsze objawy. Bałam się iść do szkoły, wiele tygodni spędziłam w domu z bólami brzucha, głowy... Na początku nie wiedziałam, że to nerwica, lekarze też zresztą nie, byłam leczona na różne objawy somatyczne, na bóle brzucha, choroby związane z układem pokarmowym, bóle głowy itd. Tylko jedna pani doktor zasugerowała wtedy moim rodzicom nerwicę, jednak z braku wiedzy chyba po prostu nie wzięli tego na poważnie. Bo jak dziewczynka, która jest wesoła, ma pełno energii, znajomych może być "znerwicowana"? A jednak.
Bóle brzucha i nudności przeszły właśnie w momencie, kiedy przestałam się na nich skupiać, kiedy dojrzałam, zajęłam głowę czymś innym niż tym, iż "coś mi dolega".
Dopiero wiele lat później, kiedy pojawiały się kolejne objawy, sama zaczęłam łączyć fakty, poczytałam o nerwicy i to co mi dolegało w stu procentach zgadzało się z opisem. Przyjęłam do wiadomości iż choruję na nerwicę i lepiej lub gorzej ale radziłam sobie z nią na przestrzeni lat.
Towarzyszył mi cały wachlarz objawów. Najczęściej lęki, iż zaraz umrę ponieważ zakrztusiłam się włosem/chipsem/kawą, iż zapewne mam to teraz w płucach i uduszę się. Tego typu różne surrealistyczne myśli. Obsesja na punkcie prostownicy do włosów (zapewne zapomniałam jej wyłączyć i spowoduję pożar), która sprawiała, że zwalniałam się lub spóźniałam do pracy tylko po to by wrócić do domu i zobaczyć, iż oczywiście prostownica jest odłączona z prądu. Ciągłe mycie rąk i różne obsesyjne zachowania przy gotowaniu. W chwilach wzmożonego stresu miałam duszności i obsesje, że mam jakąś poważną chorobę (robiłam badania, wychodziło oczywiście, iż jestem zdrowa jak ryba więc lęk przechodził).
Aktualnie od kilku dni mam okropne uczucie nierealności, strachu sama nie wiem przed czym. Wcześniej odczuwałam strach ale była też jego przyczyna, i po wyeliminowaniu przyczyny strach znikał. Aktualnie boję się sama nie wiem czego... Miałam zły sen, nic szczególnego, po prostu dziwny sen po którym przyszedł strach i uczucie odrealnienia... Przez ostatnie dni czułam takie szczęście, euforię, energię, nie przypuszczałam, że to po prostu cisza przed burzą. Staram się na wszelkie możliwe sposoby zajmować głowę czymś innym, rozmową za znajomymi, zakupami, wieczorem zrobiłam sobie kilkukilometrowy spacer wzdłuż plaży by się ochłodzić i po prostu zmęczyć, oglądałam filmy na youtubie. Nie pomogło jakoś specjalnie. Robię wszystko by tylko nie zalegnąć w łóżku i nie zacząć rozmyślać obsesyjnie nad strachem. Strach jest okropny, strach przed tym, że zwariuję, że oderwę się od rzeczywistości, że mi się nie poprawi, że może być gorzej... Piję jedną melisę za drugą, przyszło mi już do głowy, żeby może kupić coś uspokajającego w aptece. Zawsze jakoś sobie radziłam, boję się, że pójście do psychiatry czy do psychologa niewiele pomoże a ja tylko rozdmucham te negatywne myśli i zacznę sama siebie nakręcać. Skoro wszystkie te objawy są wytworem moich myśli i wyobraźni, to powinnam sama dać sobie z nimi radę, opanować je, zniszczyć.
Ostatnio miałam bardzo stresujący i wykańczający psychicznie okres, nadal czekają mnie stresujące sprawy do załatwienia, przeprowadzka, których ostatnio było wiele. Jestem ze wszystkim sama, moja rodzina mieszka daleko. Przeszło mi już nawet przez myśl, żeby wrócić na jakiś czas do rodziców, żeby mieć choć jakiekolwiek wsparcie, by czuć, że ktokolwiek jest przy mnie. Boję się, że tym razem sama sobie nie poradzę.
Znów mnie to dopadło. Pomyślałam, że spróbuję o tym napisać, że może jeśli to z siebie wyrzucę to coś się zmieni, może ktoś dobrze mi doradzi.
Mam 24 lata i choruję na nerwicę już od ponad 10 lat, od wypadku po którym zaczęłam odczuwać lęki i najprzeróżniejsze objawy. Bałam się iść do szkoły, wiele tygodni spędziłam w domu z bólami brzucha, głowy... Na początku nie wiedziałam, że to nerwica, lekarze też zresztą nie, byłam leczona na różne objawy somatyczne, na bóle brzucha, choroby związane z układem pokarmowym, bóle głowy itd. Tylko jedna pani doktor zasugerowała wtedy moim rodzicom nerwicę, jednak z braku wiedzy chyba po prostu nie wzięli tego na poważnie. Bo jak dziewczynka, która jest wesoła, ma pełno energii, znajomych może być "znerwicowana"? A jednak.
Bóle brzucha i nudności przeszły właśnie w momencie, kiedy przestałam się na nich skupiać, kiedy dojrzałam, zajęłam głowę czymś innym niż tym, iż "coś mi dolega".
Dopiero wiele lat później, kiedy pojawiały się kolejne objawy, sama zaczęłam łączyć fakty, poczytałam o nerwicy i to co mi dolegało w stu procentach zgadzało się z opisem. Przyjęłam do wiadomości iż choruję na nerwicę i lepiej lub gorzej ale radziłam sobie z nią na przestrzeni lat.
Towarzyszył mi cały wachlarz objawów. Najczęściej lęki, iż zaraz umrę ponieważ zakrztusiłam się włosem/chipsem/kawą, iż zapewne mam to teraz w płucach i uduszę się. Tego typu różne surrealistyczne myśli. Obsesja na punkcie prostownicy do włosów (zapewne zapomniałam jej wyłączyć i spowoduję pożar), która sprawiała, że zwalniałam się lub spóźniałam do pracy tylko po to by wrócić do domu i zobaczyć, iż oczywiście prostownica jest odłączona z prądu. Ciągłe mycie rąk i różne obsesyjne zachowania przy gotowaniu. W chwilach wzmożonego stresu miałam duszności i obsesje, że mam jakąś poważną chorobę (robiłam badania, wychodziło oczywiście, iż jestem zdrowa jak ryba więc lęk przechodził).
Aktualnie od kilku dni mam okropne uczucie nierealności, strachu sama nie wiem przed czym. Wcześniej odczuwałam strach ale była też jego przyczyna, i po wyeliminowaniu przyczyny strach znikał. Aktualnie boję się sama nie wiem czego... Miałam zły sen, nic szczególnego, po prostu dziwny sen po którym przyszedł strach i uczucie odrealnienia... Przez ostatnie dni czułam takie szczęście, euforię, energię, nie przypuszczałam, że to po prostu cisza przed burzą. Staram się na wszelkie możliwe sposoby zajmować głowę czymś innym, rozmową za znajomymi, zakupami, wieczorem zrobiłam sobie kilkukilometrowy spacer wzdłuż plaży by się ochłodzić i po prostu zmęczyć, oglądałam filmy na youtubie. Nie pomogło jakoś specjalnie. Robię wszystko by tylko nie zalegnąć w łóżku i nie zacząć rozmyślać obsesyjnie nad strachem. Strach jest okropny, strach przed tym, że zwariuję, że oderwę się od rzeczywistości, że mi się nie poprawi, że może być gorzej... Piję jedną melisę za drugą, przyszło mi już do głowy, żeby może kupić coś uspokajającego w aptece. Zawsze jakoś sobie radziłam, boję się, że pójście do psychiatry czy do psychologa niewiele pomoże a ja tylko rozdmucham te negatywne myśli i zacznę sama siebie nakręcać. Skoro wszystkie te objawy są wytworem moich myśli i wyobraźni, to powinnam sama dać sobie z nimi radę, opanować je, zniszczyć.
Ostatnio miałam bardzo stresujący i wykańczający psychicznie okres, nadal czekają mnie stresujące sprawy do załatwienia, przeprowadzka, których ostatnio było wiele. Jestem ze wszystkim sama, moja rodzina mieszka daleko. Przeszło mi już nawet przez myśl, żeby wrócić na jakiś czas do rodziców, żeby mieć choć jakiekolwiek wsparcie, by czuć, że ktokolwiek jest przy mnie. Boję się, że tym razem sama sobie nie poradzę.