Jak z tego wyjść?
: 17 grudnia 2015, o 05:42
Witam jestem Emil mam 32 lata i chciałbym podzielić się z wami problemem.Gdy miałem 26 lat dostałem ogromnego lęku na który nie zwrocilem jakiejś wielkiej uwagi bo przez ostatnie lata sporo piłem i cpałem i uznalem że jest to efekt przeciążenia, pomimo że był to okropny nie spotykany wcześniej lęk z bardzo dużym osłabieniem to miałem na to wytłumaczenie "efekt przeciążenia" wrocilem do siebie i o tym nie myślałem.
Jednak po dwóch dniach ten stan wrócił niespodziewanie co było początkiem mojej choroby.Przez następne parę miesięcy dostawalem ataków lęku i paniki, było ze mną źle, nigdy wczesniej tak się nie czułem i był to dla mnie szok. Ciągle czułem lęk od momentu obudzenia się do końca dnia, myślałem że jestem potępiony, opętany, że to kara za to że byłem złym człowiekiem a najbardziej balem się schizofrenii, budziłem się po godz. snu zlany potem, dużo się modliłem.Po jakimś czasie zacząłem dostawać natretnych myśli o zgrozo były to myśli tak przykre że płakać mi się chce jak o tym myślę. Całą siłę do walki z tym stanem brałem ze wsparcie rodziców i modlitwy do Boga i właśnie wobec nich pojawiać się zaczęły źle myśli.O zabiciu rodziców, bluźniercze wobec Boga, to powodowało ze byłem przerażony że oszaleje i że zrobię krzywdę bliskim.Balem się ostrych przedmiotów noży, nozyczek nie mogłem w ręku utrzymać, byłem pobudzony, ciągle chodzilem na spacery potrafilem przejść całe miasto, próbowałem uciec od siebie, ciągle czytałem o schizofrenii a co przeczytałem to miałem u siebie.Balem się zwariowania, zrobiłem badania lekarskie i poszedłem do psychiatry.Popukała mnie młoteczkiem w kolano i powiedziała nerwica, tylko ze ja jakoś nie mogłem w to uwierzyć bo czułem codziennie że nie do żyje jutra płakałem, modlilem się i godzinami chodzilem po mieście a diagnoza nerwica i ziołowe leki jakoś nie pasowały do mojej sytuacji. Następnie poszedłem do drugiego psychiatry który powiedział tak: wystawie panu skierowanie na obserwacje do psychiatryka - odmowiłem bo nie chciałem tam być więc skierował mnie do Psychologa.Przeszedlem testy porozmawialem i bardzo mi to pomogło, podtrzymało na duchu. Moja choroba trwała jeszcze około cztery lata, to było stopniowe wychodzenie z tego bagna aż jakiś rok temu poczulem się zdrowy,dodam ze prawie nie bralem leków, tylko w momentach kryzysowych alprox, oczywiście przestałem z uzywkami i piciem alkoholu.
Jednak tydzień temu to wszystko wróciło, czuje ciągły lęk i niepokój, a najgorsze jest to że każda myśl napawa mnie strachem. Wiem ze nie przepracowalem ostatniego okresu należycie i sprowokowalem powrót tego stanu. Oczywiście wiele objawów już nie występuje, mam jakiś tam pancerz po doświadczeniach z tym gównem.
Następnym razem napisze o moich spostrzeżeniach i dokończe mój wątek...
Jednak po dwóch dniach ten stan wrócił niespodziewanie co było początkiem mojej choroby.Przez następne parę miesięcy dostawalem ataków lęku i paniki, było ze mną źle, nigdy wczesniej tak się nie czułem i był to dla mnie szok. Ciągle czułem lęk od momentu obudzenia się do końca dnia, myślałem że jestem potępiony, opętany, że to kara za to że byłem złym człowiekiem a najbardziej balem się schizofrenii, budziłem się po godz. snu zlany potem, dużo się modliłem.Po jakimś czasie zacząłem dostawać natretnych myśli o zgrozo były to myśli tak przykre że płakać mi się chce jak o tym myślę. Całą siłę do walki z tym stanem brałem ze wsparcie rodziców i modlitwy do Boga i właśnie wobec nich pojawiać się zaczęły źle myśli.O zabiciu rodziców, bluźniercze wobec Boga, to powodowało ze byłem przerażony że oszaleje i że zrobię krzywdę bliskim.Balem się ostrych przedmiotów noży, nozyczek nie mogłem w ręku utrzymać, byłem pobudzony, ciągle chodzilem na spacery potrafilem przejść całe miasto, próbowałem uciec od siebie, ciągle czytałem o schizofrenii a co przeczytałem to miałem u siebie.Balem się zwariowania, zrobiłem badania lekarskie i poszedłem do psychiatry.Popukała mnie młoteczkiem w kolano i powiedziała nerwica, tylko ze ja jakoś nie mogłem w to uwierzyć bo czułem codziennie że nie do żyje jutra płakałem, modlilem się i godzinami chodzilem po mieście a diagnoza nerwica i ziołowe leki jakoś nie pasowały do mojej sytuacji. Następnie poszedłem do drugiego psychiatry który powiedział tak: wystawie panu skierowanie na obserwacje do psychiatryka - odmowiłem bo nie chciałem tam być więc skierował mnie do Psychologa.Przeszedlem testy porozmawialem i bardzo mi to pomogło, podtrzymało na duchu. Moja choroba trwała jeszcze około cztery lata, to było stopniowe wychodzenie z tego bagna aż jakiś rok temu poczulem się zdrowy,dodam ze prawie nie bralem leków, tylko w momentach kryzysowych alprox, oczywiście przestałem z uzywkami i piciem alkoholu.
Jednak tydzień temu to wszystko wróciło, czuje ciągły lęk i niepokój, a najgorsze jest to że każda myśl napawa mnie strachem. Wiem ze nie przepracowalem ostatniego okresu należycie i sprowokowalem powrót tego stanu. Oczywiście wiele objawów już nie występuje, mam jakiś tam pancerz po doświadczeniach z tym gównem.
Następnym razem napisze o moich spostrzeżeniach i dokończe mój wątek...