moja historia z depresją
: 5 września 2015, o 14:31
Witam
dotychczas tylko przeglądałam to forum. Teraz chcialabym cos napisac o sobie.
Mam derealizacje od okolo 3 miesięcy. Mam stwierdzoną przez psychiatrę depresję prawdopodobnie z zaburzeniami lękowymi (lekarz nie jest pewny ale bardziej chyli się ku zaburzeniom lękowym niż ku psychozie). Mój stan się pogarsza, odizolowałam się od ludzi, nie pracuje od kwietnia (po powrocie z zagranicy gdzie pracowałam), ciągle odczuwam smutek. Myśle, że pogorszyło mi się już od grudnia - moja praca mnie wykańczała, dawałam z siebie wszystko, robiłam zadania za innych, jestem mało asertywna, atomsfera w pracy byla straszna, managerka alkoholiczka, ciągle miała zmienne nastroje. Po powrocie padałam do łóżka, potem sen i tak codziennie. Gdy przychodzil weekend nie mialam sie z kim spotkac (kolezanki ktore poznalam w poprzedniej pracy pracowaly w weekendy). Leżałam w lozku, czasami spotkalam sie z bratem, kuzynka i tyle. Zawsze miałam problemy ze sobą, niskie poczucie wartości, problemy z apodyktycznym ojcem w domu, relacjami z ludźmi w pracy, relacje z mężczyznami. Czuje, ze jestem bardzo przestraszona, gdy ktos obcy do mnie zagada czuje sie speszona, wystraszona, zalękniona. Nie wyobrażam sobie ze mialabym isc do pracy. Kiedys taka nie bylam. Nic mnie nie cieszy, czuje że robie (jeżeli w ogóle coś robie - przez większość czasu leżałam w łóżku) automatycznie, bez emocji. Czuje, że nic nie ma sensu, mam mysli samobójcze, Od tygodnia staram się chodzić na siłownie i tańce (kiedys sprawialo mi to ogromna radosc). Teraz zmuszam się do tego. Chce podjąć walke. Boje się, że zawsze juz bede miala ta depreche (w rodzinie od strony ojca 3 osoby ją mają). Przyjmuje juz 2 neurloleptyk, czuje ze wreszcie trafilam na ludzkiego lekarza psychiatrę i psychoterapeutę (poprzedni chcial mi tylko dowalic leki i nie przeprowadzil nawet dokladnego wywiadu). Derealizacja się troche zmniejszyla. Lekarz ten bedzie moim psychoterapeutą, w poniedziałek mam z nim drugie spotkanie. Czasami czuje małą nadzieję, innym razem przychodzi ten ogromny dół...nie mam żadnych znajomych, jedyną przyjaciolke , ktora tez ma lekkie stany depresyjne ale czuje czasami, że ona mnie tylko dobija swoją gadką typu po co żyć skoro i tak umrzemy itp., nie wiem czy kontakt z nią nie pogarsza mojego stanu, chociaż jest jedyną bliską osobą jaką mam oprócz mojej mamy. Do tego przytyłam 5 kg, co mnie dodatkowo dołuje (od tygodnia jestem na diecie). Jak żyć? Gdy żyć się nie chce? Dla innych?


Mam derealizacje od okolo 3 miesięcy. Mam stwierdzoną przez psychiatrę depresję prawdopodobnie z zaburzeniami lękowymi (lekarz nie jest pewny ale bardziej chyli się ku zaburzeniom lękowym niż ku psychozie). Mój stan się pogarsza, odizolowałam się od ludzi, nie pracuje od kwietnia (po powrocie z zagranicy gdzie pracowałam), ciągle odczuwam smutek. Myśle, że pogorszyło mi się już od grudnia - moja praca mnie wykańczała, dawałam z siebie wszystko, robiłam zadania za innych, jestem mało asertywna, atomsfera w pracy byla straszna, managerka alkoholiczka, ciągle miała zmienne nastroje. Po powrocie padałam do łóżka, potem sen i tak codziennie. Gdy przychodzil weekend nie mialam sie z kim spotkac (kolezanki ktore poznalam w poprzedniej pracy pracowaly w weekendy). Leżałam w lozku, czasami spotkalam sie z bratem, kuzynka i tyle. Zawsze miałam problemy ze sobą, niskie poczucie wartości, problemy z apodyktycznym ojcem w domu, relacjami z ludźmi w pracy, relacje z mężczyznami. Czuje, ze jestem bardzo przestraszona, gdy ktos obcy do mnie zagada czuje sie speszona, wystraszona, zalękniona. Nie wyobrażam sobie ze mialabym isc do pracy. Kiedys taka nie bylam. Nic mnie nie cieszy, czuje że robie (jeżeli w ogóle coś robie - przez większość czasu leżałam w łóżku) automatycznie, bez emocji. Czuje, że nic nie ma sensu, mam mysli samobójcze, Od tygodnia staram się chodzić na siłownie i tańce (kiedys sprawialo mi to ogromna radosc). Teraz zmuszam się do tego. Chce podjąć walke. Boje się, że zawsze juz bede miala ta depreche (w rodzinie od strony ojca 3 osoby ją mają). Przyjmuje juz 2 neurloleptyk, czuje ze wreszcie trafilam na ludzkiego lekarza psychiatrę i psychoterapeutę (poprzedni chcial mi tylko dowalic leki i nie przeprowadzil nawet dokladnego wywiadu). Derealizacja się troche zmniejszyla. Lekarz ten bedzie moim psychoterapeutą, w poniedziałek mam z nim drugie spotkanie. Czasami czuje małą nadzieję, innym razem przychodzi ten ogromny dół...nie mam żadnych znajomych, jedyną przyjaciolke , ktora tez ma lekkie stany depresyjne ale czuje czasami, że ona mnie tylko dobija swoją gadką typu po co żyć skoro i tak umrzemy itp., nie wiem czy kontakt z nią nie pogarsza mojego stanu, chociaż jest jedyną bliską osobą jaką mam oprócz mojej mamy. Do tego przytyłam 5 kg, co mnie dodatkowo dołuje (od tygodnia jestem na diecie). Jak żyć? Gdy żyć się nie chce? Dla innych?

