zdezorientowana
: 12 sierpnia 2015, o 08:49
Witajcie, jestem tu nową osobą. Nie wiem w sumie od czego zacząć, ale przesłuchałam kilka nagrań, które w jakimś stopniu mi pomogły. Tak na początek, kilka słów o mnie, od kilku lat zmagam się z nerwicą/zaburzeniami osobowości i czuję, że jestem już wypalona, czasem nie mam już sił z tym żyć, walczyć, być wytrwałą i upartą. Od dwóch lat jestem rozkładana na czynniki pierwsze w terapii psychoanalitycznej, ponoć mój stan powoli się poprawia, co sama zresztą widzę, są to niewielkie kroki, ale są, tylko dlaczego tak wolno?, jestem tym zmęczona. Moim największym problemem w tym momencie jest porzucenie przez mężczyznę na którym bardzo mi zależało. Nie wiem jeszcze czy można się tutaj tak wyżalać, ponoć można pisać co się czuje, więc jednak postanawiam się Wam wyżalić. To wszystko kręci się wokół mojego zaburzenia i objawów, które teraz nasiliły się tak bardzo, że naprawdę nie wiem jak to wszystko wytrzymuję, jak wstaję rano i idę do pracy, nie mam pojęcia, wiem tylko tyle, że to wymaga ode mnie ogromnego wysiłku, a czuję że jestem już pod bramką, na wykończeniu. Jestem pod kontrolą dobrego psychiatry, mam leki, ale to wszystko trwa bardzo długo, postanowiłam się napisać tutaj, by trochę bardziej się wspomóc. Przez dwa lata trwania mojej terapii, dokładnego diagnozowania itp. poznałam Kubę, który bardzo szybko stał się bliską mi osobą, wcześniej nie dałam sobie do tego prawa. Poznaliśmy się przypadkiem i wszystko wskazywało na to iż jemu też na mnie zależy, jednak przed poznaniem mnie był świeżo po rozstaniu ze swoją 2letnią partnerką. Ja mam tak ogromną potrzebę miłości i przelewania jej na inną osobę, czułam że jestem gotowa, a tu zonk. i kolejny raz porażka. Okazuje się bowiem, że mój problem polega na tym, że bardzo boję się bliskości emocjonalnej, a Kuba właśnie takiej potrzebował, zobaczyłam to dopiero później, kiedy zaczęłam analizować całą sytuację już po stracie jego. Obwiniam się pomimo tego, iż była też druga strona medalu - on zaznaczał, że nie wie czego chce, że stoi w miejscu z uczuciami. Mi było w tym ciężko, dlatego że od samego początku miłość kojarzyła mi się z okropnym cierpieniem, to wzięłam z domu, a w takich chwilach znów wraca żal i bunt na to, że urodziłam się właśnie tam. Kuba rozmawiał ze mną, przede wszystkim mnie słuchał i choć krótki czas naszej znajomości, pamiętam chwile w których byłam blisko emocjonalnie, z czego bardzo się cieszyłam. Udało się kilka razy a potem się skończyło, nie umiałam tego wytrzymać, to jest dla mnie obce. Bardzo długo płakałam i płaczę nadal, ponieważ wszystkie moje związki dotychczas to było zupełnie coś innego, wielkie obciążanie się, wzajemne wykorzystywanie - co zrozumiałam w terapii, tutaj poczułam co to bliskość i pomimo tego, że się bałam, poczułam to, ale jego już nie ma. Byłabym niesprawiedliwa gdybym nazwała go chamem itp. nie jest nim, ale nie rozmawiał ze mną, kiedy coś się działo, a ja też nie umiałam powiedzieć mu o problemie bliskości, żeby był pomimo tego, że czasem jestem odcięta, mógł pomyśleć przecież, że go nie doceniam, że go odrzucam. Nie mogę tego przeżyć, cały czas się obwiniam, nie ma go już dwa miesiące, a ja tkwię w martwym punkcie, nie mogę się wydobyć, jestem nieraz w jakiś swoich wyobrażeniach, żeby napisać list z tym wszystkim co leży mi na sercu, nie wiem już co robić.. jestem w kontakcie ze swoimi uczuciami, które mnie zalewają od środka, wróciły mi różne najgorsze objawy jeszcze sprzed terapii i choć mój psychiatra mówi, że to normalne, ja już nie chcę tego czuć. pomóżcie, podpowiedzcie, jestem zagubiona. Marta