Droga powrotna...
: 6 czerwca 2015, o 13:42
Witam
Na początku chciałbym się przywitać i przedstawić w skrócie swoją historię.
35-latka-dorosłe dziecko DDA, od kilku lat zmagająca się z nerwicą lękową z różnymi wynikami.
Mój pierwszy "antydepresnt"-nervosol-matka podawała mi gdy męczyły mnie mdłości,bóle brzucha itp.wywołane strachem przed powrotem pijanego ojca.
Nastoletni okres buntu zaowocował eksperymentami z tramalem,relanium-na szczęście bez uzależnienia.
Małżeństwo jako forma ucieczki z domu musiało zakończyć się rozwodem, bo jakże inaczej gdy dwudziestolatka podejmuje ważne decyzje tylko po to,żeby uciec od ojca alkoholika.
Zaczęły się bóle,zawroty głowy,bóle brzucha,nieprzespane noce-pierwsza wizyta i psychiatry.
Piguły zagłuszyły problemy,ale zawsze odczuwałam lęki przed lekami,uzależnieniem.
Po roku stwierdziłam,że jestem na tyle silna,że dam radę odstawić stopniowo piguły i było dobrze...jakieś pół roku.
W międzyczasie zmarł ojciec,rozwiodłam się,poznałam drugiego męża(najlepsze co mnie w życiu spotkało)
Nic mi nie brakowało:dom,kochający mąż, ustabilizowana sytuacja materialna- i zaczęło się:pierwsze ataki paniki,wybudzenia w nocy z zimnym potem na skroniach,walącym sercem.
Siedziałam i oglądałam kreskówki,mtv,żeby przestać się bać...i tak do rana,aż zmęczenie organizmu dało o sobie znać..
Lęk przed nocą był paraliżujący.
Nie mogłam jeść,bo wciąż ściśnięty żołądek nie przyjmował niczego,każdy ból to objaw śmiertelnej choroby.Zaczęły mnie boleć mięśnie,przestałam się choćby czesać...
Mąż zawiózł mnie do psychiatry:bałam się już praktycznie wszystkiego i nic dziwnego,że dostałam skierowanie na oddział...
Nie zgodziłam się,płakałam i nie dopuszczałam myśli,że mogą mnie gdzieś zamknąć..
Pani doktor bardzo mi pomogła-mogłam pisać do niej i zawsze mi odpisywała,uspokajała.
To był ciężki czas,ale dałam radę...
Niestety po trzech latach demon powrócił...
Złość,płacz-dlaczego ja?-standardowe pytanie
Trafiłam na terapię pełna nadziei,że uda się zrozumieć stany jakie mną kierują.
Wiadomo raz było lepiej raz gorzej..
Teraz po powrocie stanów lękowych wiem,że muszę w sobie znaleźć tyle siły,żeby nie widzieć już strachu w oczach męża,że coś mi się stanie.
Faktycznie jest tak,że im bardziej wypierałam,złościłam się tym bardziej zaciskałam "pętlę strachu"..
Bardzo pomógł mi blog http://szaffer.pl/wyzdrowiec/straszne-mysli/
Czytałam po kilka razy przekazy autora.
Dzięki niemu trafiłam i tu i dziękuję mu za to z całego serca.
Tu jestem wśród swoich..
Moja droga do wyleczenia jest długa i pewnie jeszcze potrwa,ale w końcu zrozumiałam:koniec szarpania się z myślami,koniec użalania się-pora zaakceptować i oswoić swój lęk.
To w skrócie moja historia.
Musiałam ją napisać,bo jakże inaczej"wejść do grupy nie pokazując wszystkich kart"
Na początku chciałbym się przywitać i przedstawić w skrócie swoją historię.
35-latka-dorosłe dziecko DDA, od kilku lat zmagająca się z nerwicą lękową z różnymi wynikami.
Mój pierwszy "antydepresnt"-nervosol-matka podawała mi gdy męczyły mnie mdłości,bóle brzucha itp.wywołane strachem przed powrotem pijanego ojca.
Nastoletni okres buntu zaowocował eksperymentami z tramalem,relanium-na szczęście bez uzależnienia.
Małżeństwo jako forma ucieczki z domu musiało zakończyć się rozwodem, bo jakże inaczej gdy dwudziestolatka podejmuje ważne decyzje tylko po to,żeby uciec od ojca alkoholika.
Zaczęły się bóle,zawroty głowy,bóle brzucha,nieprzespane noce-pierwsza wizyta i psychiatry.
Piguły zagłuszyły problemy,ale zawsze odczuwałam lęki przed lekami,uzależnieniem.
Po roku stwierdziłam,że jestem na tyle silna,że dam radę odstawić stopniowo piguły i było dobrze...jakieś pół roku.
W międzyczasie zmarł ojciec,rozwiodłam się,poznałam drugiego męża(najlepsze co mnie w życiu spotkało)
Nic mi nie brakowało:dom,kochający mąż, ustabilizowana sytuacja materialna- i zaczęło się:pierwsze ataki paniki,wybudzenia w nocy z zimnym potem na skroniach,walącym sercem.
Siedziałam i oglądałam kreskówki,mtv,żeby przestać się bać...i tak do rana,aż zmęczenie organizmu dało o sobie znać..
Lęk przed nocą był paraliżujący.
Nie mogłam jeść,bo wciąż ściśnięty żołądek nie przyjmował niczego,każdy ból to objaw śmiertelnej choroby.Zaczęły mnie boleć mięśnie,przestałam się choćby czesać...
Mąż zawiózł mnie do psychiatry:bałam się już praktycznie wszystkiego i nic dziwnego,że dostałam skierowanie na oddział...
Nie zgodziłam się,płakałam i nie dopuszczałam myśli,że mogą mnie gdzieś zamknąć..
Pani doktor bardzo mi pomogła-mogłam pisać do niej i zawsze mi odpisywała,uspokajała.
To był ciężki czas,ale dałam radę...
Niestety po trzech latach demon powrócił...
Złość,płacz-dlaczego ja?-standardowe pytanie
Trafiłam na terapię pełna nadziei,że uda się zrozumieć stany jakie mną kierują.
Wiadomo raz było lepiej raz gorzej..
Teraz po powrocie stanów lękowych wiem,że muszę w sobie znaleźć tyle siły,żeby nie widzieć już strachu w oczach męża,że coś mi się stanie.
Faktycznie jest tak,że im bardziej wypierałam,złościłam się tym bardziej zaciskałam "pętlę strachu"..
Bardzo pomógł mi blog http://szaffer.pl/wyzdrowiec/straszne-mysli/
Czytałam po kilka razy przekazy autora.
Dzięki niemu trafiłam i tu i dziękuję mu za to z całego serca.
Tu jestem wśród swoich..
Moja droga do wyleczenia jest długa i pewnie jeszcze potrwa,ale w końcu zrozumiałam:koniec szarpania się z myślami,koniec użalania się-pora zaakceptować i oswoić swój lęk.
To w skrócie moja historia.
Musiałam ją napisać,bo jakże inaczej"wejść do grupy nie pokazując wszystkich kart"