Witajcie !
: 26 kwietnia 2015, o 00:31
Hej, witam wszystkich obecnych tu użytkowników. Jestem nową użytkowniczką i w sprawach forum jestem całkowicie zielona, ponieważ nigdy nie udzielałam się na żadnym forum z obawy przed wyśmianiem czy też kompromitacją. Z góry chciałabym prosić o wyrozumiałość, jeśli coś źle napiszę czy napiszą to czego nie wolno pisać i bardzo proszę o pomoc w odnalezieniu się tu. Chciałabym również prosić o wyrozumiałość jeśli chodzi o moją osobę, ponieważ nie należę do osób które chętnie mówią o tym co czują, czego się boją co im dolega, czy też o tym co sprawiło radość, więc nie ważne czy jest to świat wirtualny czy też nie, jest to dla mnie mega stres jak i wyzwanie wejście tu i wydukanie kilku słów osobie.. No to co ? Może zacznę.
Mam na imię Ola, jestem 19 letnią mamą najwspanialszego na świecie 2 miesięcznego Marcela. Mają 16 lat borykałam się z pewnym problemem a mianowicie z niepohamowanym uczuciem, napięcie, stresu, irytacji przez co raniłam dookoła siebie jak i bliskich. Swoją złość odreagowywałam na swoim ciele poprzez samookaleczenia się, poznałam faceta który był i jest dość toksycznym człowiekiem, leczącym się psychiatrycznie, tak strasznie chciałam mu pomóc że w końcu z natłoku jego problemów na swojej głowie i złych relacji z rodziną i z bliskimi znajomymi nie dałam rady, wykończyło mnie to, pewnego razu doszłam do wniosku że dość dość męczenia się i męczenia innych swoją obecnością. Zjadłam ogromną ilość tabletek, co spowodowało wyjazd do Szpitala psychiatrycznego, spędziłam tam 5 miesięcy co dało mi trochę do myślenia. Przez pewien okres po opuszczeniu szpitala wydawało się być dobrze. Poznałam kolejnego mężczyznę , ojca mojego dziecka, który mial problemy z narkotykami i jak to ja Ola z dobrym sercem pomogłam mu z tego wyjść ale obudziło się znów we mnie to świństwo, znów ten stan niepokoju, znów ciągłe napięcie irytacja, wybuchały awantury które często były spowodowane przez moje czepialstwo się..następnie znów wszystko było okey, podczas ciąży zauważyłam, że mój partner zaczął wykorzystywać to że mam problem z nerwami i przy maleńkiej awanturze która był np spowodowana jego błędem przekierowywał to tak by mnie sprowokować i móc z szerokim uśmiechem powiedzieć że to znowu moja wina i powiedzieć że jestem chora psychicznie - chodź uważam że zaburzenia nie są chorobami psychicznymi. Gdy urodził się mój synek, byłam i jestem mega szczęśliwa, ale znów oczywiście, no bo przecież dobrze chyba nigdy już nie będzie zaczęły się kłótnie, dochodziło do wyzywania i do rękoczynów więc po takiej awanturze musiałam jakoś odreagować więc co ? Znów ciach..samookaleczenie a potem ? Znów żal, dlaczego znów to zrobiłam więc kolejne samookaleczenie w celu ukarania się za wszystkie problemy ludzi jak i swoje. Tysiące wieczorów kiedy synek śpi płaczę, płaczę z bezsilności nie wiem jak sobie pomóc, nie wiem czy faktycznie jestem aż takim strasznym człowiekiem. Dochodzę do wniosku dziś, że nie nadaję się do życia z ludźmi zdrowymi, że mój świat jest w szpitalu, wśród ludzi chorych, że takie osoby jak ja powinny być same, że nie zasługuję na bycie kochaną, nie zasługuję na nic. Znów powracają do mnie myśli,że może jednak gdybym zniknęła było by lepiej ? Że może wtedy ludzie byli by szczęśliwszy, nie było by problemu takiego jakim jestem ja, że może wszystko by było lepiej , może wtedy by zniknął tak zwany '' wrzód na tyłku '' ? Z jednej strony jestem mega wrażliwą i na prawdę kochaną osobą, ale z drugiej strony jestem kimś ciągle poirytowanym, przygnębionym, kimś kim nie chcę być. Po kolei z mojego życia wykreślają się osoby, znajomi zostawili mnie w momencie kiedy zaszłam w ciążę, dziś odszedł ode mnie partner, którego kocham jak cholera, który dziś uderzył mną o ścianę a ja mimo wszystko jestem gotowa wrócić, z rodziną mam mieszane relacje..wszystko zaczyna się sypać, nie radzę sobie z samookaleczaniem, wymiotować mi się chce na myśl jakim jestem strasznym człowiekiem , na myśl że muszę żyć. Oczywiście są dni kiedy jest wszystko super do momentu kiedy nie nadejdzie wieczór kiedy wszystkie myśli nie zaczną pukać mi w głowę i mówić że jestem do ' dupy '' kiedy zostanę sama. Dodam, że na wizytę do psychiatry chodzę, aktualnie jestem w momencie czekania na wizytę do psychologa w celu zrobienia testów... jakich ? Jeszcze nie wiem. Jedyne słowa które mnie ucieszyły od lekarza to te że nie jestem chora lecz lekko pogubiona. Prawdopodobnie zostanę wysłana do szpitala w Międzyrzeczu dla osób z zaburzeniami , niby wydaje się to super rozwiązaniem , jakąś szansą na normalność. Ale co po tym ? Co po tym skoro po ostatnim pobycie wszystko wróciło ? Czy to zawsze tak będzie wyglądać ? Czy już zawsze będę się oszpecać i niszczyć siebie jak i ludzi dookoła mnie ? Proszę tylko nie myśleć,, że skoro mam problem to jestem złą mamą, bo swoich problemów na dziecko nie przelew , jestem przekonana że wykonuję swoje obowiązki mamy w 100 %. Chyba za dużo napisałam, proszę nie krytykować a jakoś wesprzeć . Z góry dziękuję...
Mam na imię Ola, jestem 19 letnią mamą najwspanialszego na świecie 2 miesięcznego Marcela. Mają 16 lat borykałam się z pewnym problemem a mianowicie z niepohamowanym uczuciem, napięcie, stresu, irytacji przez co raniłam dookoła siebie jak i bliskich. Swoją złość odreagowywałam na swoim ciele poprzez samookaleczenia się, poznałam faceta który był i jest dość toksycznym człowiekiem, leczącym się psychiatrycznie, tak strasznie chciałam mu pomóc że w końcu z natłoku jego problemów na swojej głowie i złych relacji z rodziną i z bliskimi znajomymi nie dałam rady, wykończyło mnie to, pewnego razu doszłam do wniosku że dość dość męczenia się i męczenia innych swoją obecnością. Zjadłam ogromną ilość tabletek, co spowodowało wyjazd do Szpitala psychiatrycznego, spędziłam tam 5 miesięcy co dało mi trochę do myślenia. Przez pewien okres po opuszczeniu szpitala wydawało się być dobrze. Poznałam kolejnego mężczyznę , ojca mojego dziecka, który mial problemy z narkotykami i jak to ja Ola z dobrym sercem pomogłam mu z tego wyjść ale obudziło się znów we mnie to świństwo, znów ten stan niepokoju, znów ciągłe napięcie irytacja, wybuchały awantury które często były spowodowane przez moje czepialstwo się..następnie znów wszystko było okey, podczas ciąży zauważyłam, że mój partner zaczął wykorzystywać to że mam problem z nerwami i przy maleńkiej awanturze która był np spowodowana jego błędem przekierowywał to tak by mnie sprowokować i móc z szerokim uśmiechem powiedzieć że to znowu moja wina i powiedzieć że jestem chora psychicznie - chodź uważam że zaburzenia nie są chorobami psychicznymi. Gdy urodził się mój synek, byłam i jestem mega szczęśliwa, ale znów oczywiście, no bo przecież dobrze chyba nigdy już nie będzie zaczęły się kłótnie, dochodziło do wyzywania i do rękoczynów więc po takiej awanturze musiałam jakoś odreagować więc co ? Znów ciach..samookaleczenie a potem ? Znów żal, dlaczego znów to zrobiłam więc kolejne samookaleczenie w celu ukarania się za wszystkie problemy ludzi jak i swoje. Tysiące wieczorów kiedy synek śpi płaczę, płaczę z bezsilności nie wiem jak sobie pomóc, nie wiem czy faktycznie jestem aż takim strasznym człowiekiem. Dochodzę do wniosku dziś, że nie nadaję się do życia z ludźmi zdrowymi, że mój świat jest w szpitalu, wśród ludzi chorych, że takie osoby jak ja powinny być same, że nie zasługuję na bycie kochaną, nie zasługuję na nic. Znów powracają do mnie myśli,że może jednak gdybym zniknęła było by lepiej ? Że może wtedy ludzie byli by szczęśliwszy, nie było by problemu takiego jakim jestem ja, że może wszystko by było lepiej , może wtedy by zniknął tak zwany '' wrzód na tyłku '' ? Z jednej strony jestem mega wrażliwą i na prawdę kochaną osobą, ale z drugiej strony jestem kimś ciągle poirytowanym, przygnębionym, kimś kim nie chcę być. Po kolei z mojego życia wykreślają się osoby, znajomi zostawili mnie w momencie kiedy zaszłam w ciążę, dziś odszedł ode mnie partner, którego kocham jak cholera, który dziś uderzył mną o ścianę a ja mimo wszystko jestem gotowa wrócić, z rodziną mam mieszane relacje..wszystko zaczyna się sypać, nie radzę sobie z samookaleczaniem, wymiotować mi się chce na myśl jakim jestem strasznym człowiekiem , na myśl że muszę żyć. Oczywiście są dni kiedy jest wszystko super do momentu kiedy nie nadejdzie wieczór kiedy wszystkie myśli nie zaczną pukać mi w głowę i mówić że jestem do ' dupy '' kiedy zostanę sama. Dodam, że na wizytę do psychiatry chodzę, aktualnie jestem w momencie czekania na wizytę do psychologa w celu zrobienia testów... jakich ? Jeszcze nie wiem. Jedyne słowa które mnie ucieszyły od lekarza to te że nie jestem chora lecz lekko pogubiona. Prawdopodobnie zostanę wysłana do szpitala w Międzyrzeczu dla osób z zaburzeniami , niby wydaje się to super rozwiązaniem , jakąś szansą na normalność. Ale co po tym ? Co po tym skoro po ostatnim pobycie wszystko wróciło ? Czy to zawsze tak będzie wyglądać ? Czy już zawsze będę się oszpecać i niszczyć siebie jak i ludzi dookoła mnie ? Proszę tylko nie myśleć,, że skoro mam problem to jestem złą mamą, bo swoich problemów na dziecko nie przelew , jestem przekonana że wykonuję swoje obowiązki mamy w 100 %. Chyba za dużo napisałam, proszę nie krytykować a jakoś wesprzeć . Z góry dziękuję...