No Cześć Wam
: 17 stycznia 2015, o 14:49
Witam
Derealka w komplecie z depersonalizacją męczy mnie już 5 lat. Patrząc z perspektywy czasu wcześniej również coś było nie tak, rzadko
kiedy byłem naprawdę sobą w całym swoim życiu. Niedawno poznałem chociaż nazwę tych dziwacznych stanów. Wiem przynajmniej w końcu co mi jest,
znalazłem też psychologa który wie że coś takiego jak D/D istnieje i który potwierdził "diagnozę".
Skończyłem te mityczne 18 lat i zupełnie tego nie czuje. Czuję się jakbym był o kilka lat młodszy. Rówieśnicy rozwijają się, doświadczają nowych rzeczy, ja stoję w miejscu. Przestałem się zmieniać, czas tylko cholernie przyspieszył. Czuje się jakbym był jakimś bezmyślnym robotem który nie wie co ma robić.
Wiem że to mechanizm obronny, przeciążenie i te sprawy. Wiem że trzeba skierować uwagę na coś innego niż lęki, odłączenia i zaprzestać
ciągłej analizy świadomości. Mimo to nadal nie mogę wyjść z tego, zbyt często przebywam w stanie całkowitego poddania, momenty chwilowego
wyrwania z rezygnacji są zbyt krótkie żeby mogły coś zdziałać.
Problemy z emocjami zaczęły się u mnie bardzo wcześnie, zawsze miałem dużą skłonność do tłumienia samego siebie. Pamiętam że w wieku 11 lat
zdarzyło mi się przeprowadzić jedną z kilku szczerych rozmów i powiedziałem zdanie które utkwiło mi w pamięci - "ta powłoka do mnie nie pasuje, to nie jestem ja". Powiedzenie zdania wyrażającego stosunek emocjonalny kiedyś było dla mnie zadaniem niosącym spore trudności, obecnie mogę swobodnie żonglować
takimi zdaniami tyle że są one dla mnie jak neutralne zlepki dźwięków, nie niosą nic ze sobą. Niesamowite że można wegetować tak długo będąc kimś innym.
Psycholog twierdzi że to wpływ sytuacji domowej mnie odłącza. Nie żyję w jakiejś "patologii" ale w trzypokoleniowym domu w którym każdy ma coś z głową.
System ten ledwo funkcjonuje kalecząc wszystkich dookoła. Przeklęte status quo niezmienione od lat które wypala mi głowę. Patrząc na moją rodzinkę
bez emocjonalnego pryzmatu widzę tylko debili nie wartych moich uczuć. Sądzę że odegrali dużą rolę w przyczynieniu się do tego że piszę właśnie na tym forum.
To ta mała lecz stała presja, wyolbrzymianie pierdół i niesamowite wręcz emocjonowanie się nimi chyba spowodowały że po prostu w którymś momencie przestało mnie to ruszać. Do pewnego momentu po każdej większej drace zdarzało mi się płakać, nie pamiętam czy nagle czy stopniowo ale przestało mnie to ruszać.
Nie wiem do końca czemu to dostałem, wydaje mi się że złożyło się na to wiele rzeczy. Samotność, pacyfikacja każdej próby pokazania siebie, bezczynność, rutyna i te rozmyślania "egzystencjalne" które prawie zawsze prowadzą do jakże odkrywczego wniosku - "nic nie ma sensu". Czasem udaje mi się nabrać dystansu do tych głupot ale przez większość czasu im ulegam.
Chyba nie muszę pisać jak to odłączenie partoli każdą podejmowaną aktywność, relacje, cokolwiek. Anhedonia, przyjemność warunkowana tylko fizycznością.
Wrażenie obcowania z jakimś dobrym produktem nie przebija się do mnie. Jedynie bardzo emocjonalna muzyka w połączeniu z poruszającym obrazem filmowym jest w stanie do mnie jakoś w minimalnym stopniu dotrzeć. A to że ktoś mnie w jakikolwiek sposób znieważył nie przedostaje się przez mój pancerz.
Największy kompleks, inteligencja. Rodzice mnie zaprogramowali na bycie "intelektualistą" a tu rzeczywistość nijak ma się tych wyobrażeń.
Ciągle sobie wmawiam że tylko jak mgła mi zejdzie to umysł zacznie pracować na pełnych obrotach i "wszystkim pokażę". Obawiam się czy to nie
jest kolejna bujda na pocieszenie. Nigdy nie miałem możliwości przetestowania intelektu gdyż nikt mi przedstawiał wyzwań, szkołę pomijam bo poziom
jest tak niski że wysuwam podejrzenie że uczeń-debil jest pożądany.
Wiem co powinienem czuć w każdej sytuacji, jak powinienem zareagować. Jednak emocje zniknęły, nie ma ich, słowa straciły swoje barwy, stały się tylko dźwiękiem. Kto by się spodziewał że człowiek może fantazjować o tym żeby się po prostu rozpłakać albo o tym żeby ktoś podszedł do mnie i spuścił mi łomot, cokolwiek byleby przerwać tą przeklętą odrealnioną rutynę.
Przechodząc obok każdego lustra muszę popatrzeć na swoje odbicie. Podoba mi się co w nim widzę, ale nie czuje związku z tym co widzę. Nadal wydaje mi się
że jestem dzieckiem z podstawówki. Głos również mi się podoba ale tylko jak D/D jest mniejsze, przez większość czasu mówię obcym dziecinnym tonem.
Trudno szukać wsparcia w otoczeniu, wydaje mi się że tylko osoby które przeszły ten stan mogą go pojąć. Bezcelowym jest według mnie opowiadać to komuś kto tego nie doświadczył. Bo co znaczy to że nie czuje emocji, że nie jestem sobą itp. Niegdyś po wpisaniu w Google frazy "nie czuję emocji" zamiast D/D wyskoczyła mi psychopatia. Przez jakiś czas myślałem i zadręczałem się tym że jestem psychopatą. Potem przyszło olśnienie, przecież gdybym nim był to bym się tym nie zadręczał, a już na pewno bym nie miał wyrzutów sumienia z powodu przyszłych krzywd jakie mogę wyrządzić ludziom.
Wydaje mi się że istnieje powiązanie między tym stanem odłączenia, lęku a traumą porodową i okresem bardzo wczesnego dzieciństwa. Miałem bardzo długi trudny poród, dodatkowo jako wcześniak. Potem był spory problem z tym że się notorycznie dusiłem. Raz o mało co nie zszedłem z tego świata i tylko przypadek mnie uratował, byłem już jedną nogą po drugiej stronie. Czuje notoryczny brak poczucia bezpieczeństwa. Bardzo źle się czuje przebywając na otwartej przestrzeni i w dużych budynkach. Odłącza mnie wtedy momentalnie. Natomiast w małych i ciemnych pomieszczeniach obserwuje lekki powrót do siebie, szczególnie w nocy. Najlepiej się czuję owinięty pościelą w kokon i stojąc pod gorącą wodą. Wtedy lęk i D/D słabnie. Czy to może być nie przerobiona trauma tamtego okresu ?
Przytępienie, jak ono się u was objawiło ? Czy również było tak silne powodowało problem z każdym zadaniem wymagającym udziału świadomości ? U mnie wyuczone umiejętności jakoś działają, problem stanowi nabywanie nowych, myślenie nad problemem, podejmowanie decyzji. Również rozmowa jest katorgą, automatycznie się wypowiadam, logiczne dno, trudno mi coś uargumentować. Czuję że wypowiadam tylko zasłyszane zdania a nie własne opinie.
Czuje silną zależność między D/D a uzależnieniem od pornografii w które w młodym wieku popadłem. Wyczytałem że skutkuje to rozstrojem w mózgu
i tak zwaną "brain fog", opisy przeżyć z stron poświęconych temu zagadniemu zdają się pokrywać z moimi wrażeniami. Tylko że oprócz "porno tępoty" mam również te wszystkie powyższe objawy i nasuwa mi się pytanie, czy ktoś z was dostał D/D przez porno ?
Derealka w komplecie z depersonalizacją męczy mnie już 5 lat. Patrząc z perspektywy czasu wcześniej również coś było nie tak, rzadko
kiedy byłem naprawdę sobą w całym swoim życiu. Niedawno poznałem chociaż nazwę tych dziwacznych stanów. Wiem przynajmniej w końcu co mi jest,
znalazłem też psychologa który wie że coś takiego jak D/D istnieje i który potwierdził "diagnozę".
Skończyłem te mityczne 18 lat i zupełnie tego nie czuje. Czuję się jakbym był o kilka lat młodszy. Rówieśnicy rozwijają się, doświadczają nowych rzeczy, ja stoję w miejscu. Przestałem się zmieniać, czas tylko cholernie przyspieszył. Czuje się jakbym był jakimś bezmyślnym robotem który nie wie co ma robić.
Wiem że to mechanizm obronny, przeciążenie i te sprawy. Wiem że trzeba skierować uwagę na coś innego niż lęki, odłączenia i zaprzestać
ciągłej analizy świadomości. Mimo to nadal nie mogę wyjść z tego, zbyt często przebywam w stanie całkowitego poddania, momenty chwilowego
wyrwania z rezygnacji są zbyt krótkie żeby mogły coś zdziałać.
Problemy z emocjami zaczęły się u mnie bardzo wcześnie, zawsze miałem dużą skłonność do tłumienia samego siebie. Pamiętam że w wieku 11 lat
zdarzyło mi się przeprowadzić jedną z kilku szczerych rozmów i powiedziałem zdanie które utkwiło mi w pamięci - "ta powłoka do mnie nie pasuje, to nie jestem ja". Powiedzenie zdania wyrażającego stosunek emocjonalny kiedyś było dla mnie zadaniem niosącym spore trudności, obecnie mogę swobodnie żonglować
takimi zdaniami tyle że są one dla mnie jak neutralne zlepki dźwięków, nie niosą nic ze sobą. Niesamowite że można wegetować tak długo będąc kimś innym.
Psycholog twierdzi że to wpływ sytuacji domowej mnie odłącza. Nie żyję w jakiejś "patologii" ale w trzypokoleniowym domu w którym każdy ma coś z głową.
System ten ledwo funkcjonuje kalecząc wszystkich dookoła. Przeklęte status quo niezmienione od lat które wypala mi głowę. Patrząc na moją rodzinkę
bez emocjonalnego pryzmatu widzę tylko debili nie wartych moich uczuć. Sądzę że odegrali dużą rolę w przyczynieniu się do tego że piszę właśnie na tym forum.
To ta mała lecz stała presja, wyolbrzymianie pierdół i niesamowite wręcz emocjonowanie się nimi chyba spowodowały że po prostu w którymś momencie przestało mnie to ruszać. Do pewnego momentu po każdej większej drace zdarzało mi się płakać, nie pamiętam czy nagle czy stopniowo ale przestało mnie to ruszać.
Nie wiem do końca czemu to dostałem, wydaje mi się że złożyło się na to wiele rzeczy. Samotność, pacyfikacja każdej próby pokazania siebie, bezczynność, rutyna i te rozmyślania "egzystencjalne" które prawie zawsze prowadzą do jakże odkrywczego wniosku - "nic nie ma sensu". Czasem udaje mi się nabrać dystansu do tych głupot ale przez większość czasu im ulegam.
Chyba nie muszę pisać jak to odłączenie partoli każdą podejmowaną aktywność, relacje, cokolwiek. Anhedonia, przyjemność warunkowana tylko fizycznością.
Wrażenie obcowania z jakimś dobrym produktem nie przebija się do mnie. Jedynie bardzo emocjonalna muzyka w połączeniu z poruszającym obrazem filmowym jest w stanie do mnie jakoś w minimalnym stopniu dotrzeć. A to że ktoś mnie w jakikolwiek sposób znieważył nie przedostaje się przez mój pancerz.
Największy kompleks, inteligencja. Rodzice mnie zaprogramowali na bycie "intelektualistą" a tu rzeczywistość nijak ma się tych wyobrażeń.
Ciągle sobie wmawiam że tylko jak mgła mi zejdzie to umysł zacznie pracować na pełnych obrotach i "wszystkim pokażę". Obawiam się czy to nie
jest kolejna bujda na pocieszenie. Nigdy nie miałem możliwości przetestowania intelektu gdyż nikt mi przedstawiał wyzwań, szkołę pomijam bo poziom
jest tak niski że wysuwam podejrzenie że uczeń-debil jest pożądany.
Wiem co powinienem czuć w każdej sytuacji, jak powinienem zareagować. Jednak emocje zniknęły, nie ma ich, słowa straciły swoje barwy, stały się tylko dźwiękiem. Kto by się spodziewał że człowiek może fantazjować o tym żeby się po prostu rozpłakać albo o tym żeby ktoś podszedł do mnie i spuścił mi łomot, cokolwiek byleby przerwać tą przeklętą odrealnioną rutynę.
Przechodząc obok każdego lustra muszę popatrzeć na swoje odbicie. Podoba mi się co w nim widzę, ale nie czuje związku z tym co widzę. Nadal wydaje mi się
że jestem dzieckiem z podstawówki. Głos również mi się podoba ale tylko jak D/D jest mniejsze, przez większość czasu mówię obcym dziecinnym tonem.
Trudno szukać wsparcia w otoczeniu, wydaje mi się że tylko osoby które przeszły ten stan mogą go pojąć. Bezcelowym jest według mnie opowiadać to komuś kto tego nie doświadczył. Bo co znaczy to że nie czuje emocji, że nie jestem sobą itp. Niegdyś po wpisaniu w Google frazy "nie czuję emocji" zamiast D/D wyskoczyła mi psychopatia. Przez jakiś czas myślałem i zadręczałem się tym że jestem psychopatą. Potem przyszło olśnienie, przecież gdybym nim był to bym się tym nie zadręczał, a już na pewno bym nie miał wyrzutów sumienia z powodu przyszłych krzywd jakie mogę wyrządzić ludziom.
Wydaje mi się że istnieje powiązanie między tym stanem odłączenia, lęku a traumą porodową i okresem bardzo wczesnego dzieciństwa. Miałem bardzo długi trudny poród, dodatkowo jako wcześniak. Potem był spory problem z tym że się notorycznie dusiłem. Raz o mało co nie zszedłem z tego świata i tylko przypadek mnie uratował, byłem już jedną nogą po drugiej stronie. Czuje notoryczny brak poczucia bezpieczeństwa. Bardzo źle się czuje przebywając na otwartej przestrzeni i w dużych budynkach. Odłącza mnie wtedy momentalnie. Natomiast w małych i ciemnych pomieszczeniach obserwuje lekki powrót do siebie, szczególnie w nocy. Najlepiej się czuję owinięty pościelą w kokon i stojąc pod gorącą wodą. Wtedy lęk i D/D słabnie. Czy to może być nie przerobiona trauma tamtego okresu ?
Przytępienie, jak ono się u was objawiło ? Czy również było tak silne powodowało problem z każdym zadaniem wymagającym udziału świadomości ? U mnie wyuczone umiejętności jakoś działają, problem stanowi nabywanie nowych, myślenie nad problemem, podejmowanie decyzji. Również rozmowa jest katorgą, automatycznie się wypowiadam, logiczne dno, trudno mi coś uargumentować. Czuję że wypowiadam tylko zasłyszane zdania a nie własne opinie.
Czuje silną zależność między D/D a uzależnieniem od pornografii w które w młodym wieku popadłem. Wyczytałem że skutkuje to rozstrojem w mózgu
i tak zwaną "brain fog", opisy przeżyć z stron poświęconych temu zagadniemu zdają się pokrywać z moimi wrażeniami. Tylko że oprócz "porno tępoty" mam również te wszystkie powyższe objawy i nasuwa mi się pytanie, czy ktoś z was dostał D/D przez porno ?