Pierwsze cześć:)
: 2 grudnia 2014, o 22:24
Witam.
Od małego byłem bardzo lękliwy. Bałem się wyjścia do sklepu... relacji z ludźmi. Bardzo skupiałem się na przeszłości. Mogłem przeżywać w kółko te same porażki. Jakoś żyłem. Raz było lepiej raz gorzej. Z kobietami nigdy mi się nie układało... byłem zbyt nieśmiały aby się spotykać:). Za młoda... nie dam sobie rady... jestem zbyt beznadziejny... Mój dziadek zrobił sobie wielką krzywdę. Mój tato też miał epizod psychiatryczny...nerwicę... depresję, ale też był dla mnie naprawdę przykry można powiedzieć, że nie był dla mnie prawdziwym ojcem. Wszystkie moje relacje z kobietami były bardziej platoniczne, choć byłem z pewną kobietą na prawdę blisko. Byłem zauroczony w życiu kilkoma. Raz zakochałem się na zabój... bez wzajemności. Trochę namieszałem w tej znajomości... Miałem też epizody z trawą, alkoholem i imprezami. To gdzieś tłumiło moje lęki i obawy. Raz w życiu wziąłem psychodelik... wielki bad trip. Po którym zaczęła się masakra. Bałem się tego, że mógłbym być gejem...nawet przez chwilę w to uwierzyłem o.0, że ktoś czyta mi w myślach, że mógłbym skrzywdzić siebie albo kogoś. Minęło około 9 miesięcy i to był najgorszy etap w moim życiu. Te myśli zostały i pojawiła się derealizacja. Traciłem kilka razy świadomość siebie. Rzuciłem wszystko... ograniczam alkohol, rzuciłem fajki no prawie;). Coś mnie wzięło ostatnio żeby zapalić i natręctwa stały się większe na chwilę. Tak na prawdę dopiero od niedawna zaczęło się odburzanie. Myślałem, że może wiara mi pomoże, ale już sam nie wiem. Teraz rozumiem, że czasami wierzymy w te myśli których najbardziej się boimy i nie warto się w nie wkręcać. Derealka nie jest już na takim poziomie:) Dzięki temu forum i materiałom na nim zawartym jest na prawdę dużo lepiej. Przez ten okres miałem dużo natręctw myślowych na różne tematy... od religijnych przez seksualne po samobójcze. (Na prawdę mogłem przez chwile pomyśleć, że Bóg ma dla mnie misje?):D:D Wydarzyło się też kilka przykrych rzeczy w moim życiu, ale to już przeszłość. Dlatego witam się z wami i jednocześnie dziękuje za pracę którą wkładacie w prowadzenie tego forum:). Po czasie widzę, że nie rozumiałem siebie, swojego zaburzenia i już te wszystkie symptomy miałem wcześniej, ale nie tak nasilone. Wychodzę z domu, ćwiczę... zaciekle szukam pracy - oczywiście mogę więcej. Kluczem jest chyba to aby zajmować sobie czas... cieszyć się małymi rzeczami... wierzyć, że to tylko stan przejściowy, patrzeć w przód, nie nakręcać się narzekaniem i czytaniem o objawach. Wierzę, że cudem jest to, że możemy stąpać po tej planecie i warto się starać aby mieć siłę aby szczęśliwie żyć. Kiedyś podejmowałem głupie decyzje, znajomości... ruchy...ale teraz czuję, że - "co Cię nie zabiję to Cię wzmocni" i jak sobie poradze z tym do końca to... będzie dobrze:). Taka krótka historia i oczywiście Witam was wszystkich:)
Od małego byłem bardzo lękliwy. Bałem się wyjścia do sklepu... relacji z ludźmi. Bardzo skupiałem się na przeszłości. Mogłem przeżywać w kółko te same porażki. Jakoś żyłem. Raz było lepiej raz gorzej. Z kobietami nigdy mi się nie układało... byłem zbyt nieśmiały aby się spotykać:). Za młoda... nie dam sobie rady... jestem zbyt beznadziejny... Mój dziadek zrobił sobie wielką krzywdę. Mój tato też miał epizod psychiatryczny...nerwicę... depresję, ale też był dla mnie naprawdę przykry można powiedzieć, że nie był dla mnie prawdziwym ojcem. Wszystkie moje relacje z kobietami były bardziej platoniczne, choć byłem z pewną kobietą na prawdę blisko. Byłem zauroczony w życiu kilkoma. Raz zakochałem się na zabój... bez wzajemności. Trochę namieszałem w tej znajomości... Miałem też epizody z trawą, alkoholem i imprezami. To gdzieś tłumiło moje lęki i obawy. Raz w życiu wziąłem psychodelik... wielki bad trip. Po którym zaczęła się masakra. Bałem się tego, że mógłbym być gejem...nawet przez chwilę w to uwierzyłem o.0, że ktoś czyta mi w myślach, że mógłbym skrzywdzić siebie albo kogoś. Minęło około 9 miesięcy i to był najgorszy etap w moim życiu. Te myśli zostały i pojawiła się derealizacja. Traciłem kilka razy świadomość siebie. Rzuciłem wszystko... ograniczam alkohol, rzuciłem fajki no prawie;). Coś mnie wzięło ostatnio żeby zapalić i natręctwa stały się większe na chwilę. Tak na prawdę dopiero od niedawna zaczęło się odburzanie. Myślałem, że może wiara mi pomoże, ale już sam nie wiem. Teraz rozumiem, że czasami wierzymy w te myśli których najbardziej się boimy i nie warto się w nie wkręcać. Derealka nie jest już na takim poziomie:) Dzięki temu forum i materiałom na nim zawartym jest na prawdę dużo lepiej. Przez ten okres miałem dużo natręctw myślowych na różne tematy... od religijnych przez seksualne po samobójcze. (Na prawdę mogłem przez chwile pomyśleć, że Bóg ma dla mnie misje?):D:D Wydarzyło się też kilka przykrych rzeczy w moim życiu, ale to już przeszłość. Dlatego witam się z wami i jednocześnie dziękuje za pracę którą wkładacie w prowadzenie tego forum:). Po czasie widzę, że nie rozumiałem siebie, swojego zaburzenia i już te wszystkie symptomy miałem wcześniej, ale nie tak nasilone. Wychodzę z domu, ćwiczę... zaciekle szukam pracy - oczywiście mogę więcej. Kluczem jest chyba to aby zajmować sobie czas... cieszyć się małymi rzeczami... wierzyć, że to tylko stan przejściowy, patrzeć w przód, nie nakręcać się narzekaniem i czytaniem o objawach. Wierzę, że cudem jest to, że możemy stąpać po tej planecie i warto się starać aby mieć siłę aby szczęśliwie żyć. Kiedyś podejmowałem głupie decyzje, znajomości... ruchy...ale teraz czuję, że - "co Cię nie zabiję to Cię wzmocni" i jak sobie poradze z tym do końca to... będzie dobrze:). Taka krótka historia i oczywiście Witam was wszystkich:)
