przywitanie i zapytanie
: 15 października 2014, o 13:20
Dzień dobry wszystkim Zaburzonym!
Przyszła i pora na mnie, aby się przedstawić tu. Czuję się zobowiązany podziękować Wam wszystkim, jako iż śledzę różne posty przez ostatni dni, a wpisać się jeszcze nie zdążyłem. Największą inspirację czerpałem z artykułów Victora i Divina i dziękuję im za tak trafne artykuły. Trzeba mieć niezłe jaja żeby tak bezpośrednio zwalczyć choróbsko. Sam staram się intensywnie ostatnimi czasy, ale na razie bez spektakularnych sukcesów.
Nie chcę nikogo zanudzać moją historią, ale cierpię na nerwice lękową/fobie społeczną już 12 lat, jednak z okresami przerwy znacznymi. Nigdy jednak nie doleczyłem się do końca i świństwo wraca. Zaleczone były wszystkie dolegliwości, jednak przy pomocy lekarstw głównie. Przyczyna wciąż pewnie siedzi głęboko we mnie. Ostatnie 16 miesięcy to istny koszmar i nieustanna walka o każdą minutę życia niestety. Jednak nie poddaję się nigdy, mimo że czasem ledwo stoję na nogach. Mój umysł strasznie opiera się, aby porzucić kontrolę. Przy tym wszystkim prowadzę „normalne” życie i pracuję. O dziwo moja sytuacja życiowa jest doskonała i w sumie zawsze taka była. Wszystko moje plany udaje mi się spełniać, z natury też zawsze byłem towarzyski i radosny. Najbliżsi zatem w ogóle nie mogą zrozumieć skąd to zaburzenie i dlaczego tak trzyma.
Dzięki inspiracji także z tego forum w końcu szukam dogłębnie tej przyczyny. Zastanawiam się czy elementem stresującym i prowodyrem mogły być sytuacje społeczne, czy raczej odwrotnie – lęk w sytuacjach społecznych jest wynikiem nerwicy lękowej. Słyszałem, że tak się także dzieje. Może ktoś ma jakiś głębszy wgląd w te sprawy na forum czy raczej każdy przypadek jest inny? Kiedy znika mi to potężne napięcie, nie mam żadnych problemów w sytuacjach społecznych i nigdy nie miałem. Czy jak przełamię bardziej społeczne kwestie to nerwica zacznie słabnąć? Podczas dnia obserwuje w sobie wszystkie mechanizmy tego paskudztwa nerwicy. W końcu widzę te mechanizmy! Wierzę, że to pomału jakiś kroczek do przodu. Chyba w końcu też porzuciłem częściowo mój skarb, jak mówią, ale choróbsko wciąż ma się świetnie.
Przeszedłem różne psychoterapie już, milion badań na wszystko jak większość, biofeedbacki, masaże, medytacje i wszystko, co tylko możliwe. Najlepiej jednak przechodziło mi zawsze podczas ciężkiej pracy, kiedy nie miałem czasu myśleć. Teraz nawet w pracy jednak trzyma.
Pozdrawiam najmocniej wszystkich nerwusów. Jestem z Wami.
Przyszła i pora na mnie, aby się przedstawić tu. Czuję się zobowiązany podziękować Wam wszystkim, jako iż śledzę różne posty przez ostatni dni, a wpisać się jeszcze nie zdążyłem. Największą inspirację czerpałem z artykułów Victora i Divina i dziękuję im za tak trafne artykuły. Trzeba mieć niezłe jaja żeby tak bezpośrednio zwalczyć choróbsko. Sam staram się intensywnie ostatnimi czasy, ale na razie bez spektakularnych sukcesów.
Nie chcę nikogo zanudzać moją historią, ale cierpię na nerwice lękową/fobie społeczną już 12 lat, jednak z okresami przerwy znacznymi. Nigdy jednak nie doleczyłem się do końca i świństwo wraca. Zaleczone były wszystkie dolegliwości, jednak przy pomocy lekarstw głównie. Przyczyna wciąż pewnie siedzi głęboko we mnie. Ostatnie 16 miesięcy to istny koszmar i nieustanna walka o każdą minutę życia niestety. Jednak nie poddaję się nigdy, mimo że czasem ledwo stoję na nogach. Mój umysł strasznie opiera się, aby porzucić kontrolę. Przy tym wszystkim prowadzę „normalne” życie i pracuję. O dziwo moja sytuacja życiowa jest doskonała i w sumie zawsze taka była. Wszystko moje plany udaje mi się spełniać, z natury też zawsze byłem towarzyski i radosny. Najbliżsi zatem w ogóle nie mogą zrozumieć skąd to zaburzenie i dlaczego tak trzyma.
Dzięki inspiracji także z tego forum w końcu szukam dogłębnie tej przyczyny. Zastanawiam się czy elementem stresującym i prowodyrem mogły być sytuacje społeczne, czy raczej odwrotnie – lęk w sytuacjach społecznych jest wynikiem nerwicy lękowej. Słyszałem, że tak się także dzieje. Może ktoś ma jakiś głębszy wgląd w te sprawy na forum czy raczej każdy przypadek jest inny? Kiedy znika mi to potężne napięcie, nie mam żadnych problemów w sytuacjach społecznych i nigdy nie miałem. Czy jak przełamię bardziej społeczne kwestie to nerwica zacznie słabnąć? Podczas dnia obserwuje w sobie wszystkie mechanizmy tego paskudztwa nerwicy. W końcu widzę te mechanizmy! Wierzę, że to pomału jakiś kroczek do przodu. Chyba w końcu też porzuciłem częściowo mój skarb, jak mówią, ale choróbsko wciąż ma się świetnie.
Przeszedłem różne psychoterapie już, milion badań na wszystko jak większość, biofeedbacki, masaże, medytacje i wszystko, co tylko możliwe. Najlepiej jednak przechodziło mi zawsze podczas ciężkiej pracy, kiedy nie miałem czasu myśleć. Teraz nawet w pracy jednak trzyma.
Pozdrawiam najmocniej wszystkich nerwusów. Jestem z Wami.