MESJASZ pisze: ↑30 sierpnia 2025, o 23:38
Vetta pisze: ↑29 sierpnia 2025, o 23:06
Mam natrętne myśli odnośnie braku sensu i bezsensu starania, ale nie wierzę,że tak jest w istocie
Rozumiem. Chciałem Tobie sprzedać perspektywę, w której życie autentycznie nie ma sensu, aczkolwiek skoro i tak już się żyje, to jest sens się starać, by przeżyć życie jak najprzyjemniej. Mówisz, że życie dla przyjemności zabija - to nie jest normalne, jeżeli potrafisz się cieszyć życiem tylko w sposób który znacząco odbija się na zdrowiu
Vetta pisze: ↑29 sierpnia 2025, o 23:06
Jedynie jak się funkcjonuje w obecnej rzeczywistości, to coraz więcej potwierdza ten brak sensu i trwałości
A w czym pokładasz sens? W co wkładasz starania? Co się okazuje nie być trwałe?
Życie w którym celem jest przyjemność wypala się dosyć szybko, bo jest całkiem zależne od stanu fizycznego, od serotoniny, od dopaminy i innych takich. Nie chodzi mi o to że życie nie może być przyjemne, ale budowanie na tym na dłuższą metę kończy się tragedią, bo ciało się zużywa. Dopiero jak z odpowiednio ukierunkowanym duchem będzie ta przyjemność nastawiona, to wtedy jeszcze ma to sens, ale i tak raczej nie że ostateczny.
Właściwie to chyba jestem w procesie uświadamiania sobie, że pokładać sens pozostaje jedynie w miłość, a wszystko inne jest poboczne i co najwyżej narzędziami, które mają się ku temu przyczyniać. Czyli jak pracuję nad kręgosłupem moralnym, to dlatego by doskonalić się w miłości itd. I całość z perspektywy Kościołą katolickiego, bo uważam, że tam jest prawda odnośnie życia. Chciałbym też wierzyć w przyjaźń, ale tu już trudniej uwierzyć że jest sens obecnie (bo ile się słyszy o tym jak słabo przyjaciel się zachował w trudniejszej sytuacji ). Niepewność czy Ci którzy określają się przyjaciółmi w istocie są, czy tylko wypowiedzieli to słowo bez treści w nim zawartej.
Tak bardziej przyziemnie, jestem na etapie walki z poczuciem braku sensu odnośnie zawierania związku małżeńskiego. Z jednej strony mam pociąg do kobiety jako kobiety i chęć posiadania nawet licznego potomstwa (czyli jest sens), z drugiej strony, patrząc jak obecnie związki wyglądają na dłuższą metę, jak się rozpadają i samemu doświadczając takiego rozpadu (co prawda nie małżeńskiego, ale relacji opartej na miłości tylko fizycznej już doświadczyłem), to nie za bardzo potrafię dostrzec sens ( coraz beznadziejniej funkcjonować na tym świecie, coraz większe męczarnie tu żyć, więc czy w porządku powoływać następne życie i tego typu rozterki, które wiem że nie powinny determinować, bo są błędne, ale jednak trzymają i powodują w znacznym stopniu jakąś niemoc w działaniu i zwątpienie).
Sens też wcześniej upatrywałem w rzeźbie.Po prostu. No że warto uwieczniać prawdę, dobro, piękno w materii. Ale od pewnego czasu też poczucie bezsensu patrząc jak rzeczywistość jest kształtowana przez cyfrozę. Wiem że to tylko poczucie, ale ściąga w dół.
Odskocznią od kilku lat są rowery (szosowe, szutrowe) i o dziwo, tu mam stan, który mój organizm wyrzuca jako poczucie sensu, he he dziwne, ale korzystam z tego. Tylko że wiadomo, to nie jest prawdziwy sens, a odskocznia, która jako tako potrafi przywrócić równowagę na chwilę. Też są momenty, gdy ogień słabnie.
A u Ciebie ten sens przyjemności czy dobrze rozumiem, że przekłada się na seks? (odnosząc do spotykania się z cudzymi kobietami w wątku o kawie i herbacie)