co mi jest?
: 6 kwietnia 2025, o 21:52
czesc, znalazlam te forum calkowicie przypadkowo i moze akurat znajdzie sie ktos, kto mnie chociaz troche pokieruje. zaczne od podstawowych informacji- mam 21lat, do tej pory zdiagnozowane zostalo u mnie ocd, depresja a takze osobowosc schizotypowa i zaburzenia dwubiegunowe (aczkolwiek te dwa ostatnie poddaje w watpliwosc). przez kilka lat z przerwami uczeszczalam na terapie, leczylam sie farmakologicznie. ze wzgledu na brak widocznych skutkow oraz ograniczony budzet juz tego nie robie.
a co do terapii wlasnie- kilku psychoterapeutow obskoczonych i za kazdym razem te same rozczarowanie. chyba nawet nie zawsze nimi, a soba. w momencie kiedy mam cokolwiek powiedziec o swoich problemach, nie jestem w stanie. tak samo jakimkolwiek przyjaciolom/partnerom z ktorymi bylam. mam wrazenie ze przez to wlasnie nie jestem w stanie poczuc sie lepiej. moj problem mianowicie to odczuwanie chronicznej wewnetrznej pustki emocjonalnej przy innych ludziach. gdy jestem sama moge smialo stwierdzic, ze jestem dosc emocjonalna osoba, duzo analizuje, czesto mam ataki paniki i dosc rozregulowane emocje z ktorymi sobie nie radze. jednak gdy jestem przy kims, zaczynam sie nagle czuc pusta wewnatrznie. nie jestem niesmiala, zachowuje sie wzglednie normalnie. niemozliwe jest jednak dla mnie glebsze przezywanie czegos czy uzewnetrznienie sie. ufam moim najblizszym osobom, jedynie nie jestem w stanie im powiedziec o moich emocjach- nie dlatego ze nie umiem ich nazwac, po prostu dlatego ze czuje jakby je oddzielala sciana. taka sama sprawa z psychologami. przez to czuje sie niezrozumiana. dodatkowo czuje sie bardzo otepiala przy innych ludziach- wbrew pozorom jestem dosc rozmowna, towarzyska i imprezowa osoba. czuje jednak jakbym byla w swego rodzaju otepieniu i moje zachowanie jest sterowane "z automatu". czasem mam problem z empatia, ktora odczuwam gdy jestem sama, jednak gdy spedzam z kims czas jest ona mocno przytlumiona. doswiadczam dysocjacji przt innych ludziach. jedyna emocja jaka silnie potrafie odczuwac przy innych to wybuchy zlosci, kompletnie bezsensowne i bez wyraznego powodu- jednak one i tak ujawniaja sie tylko przy moim partnerze, osobie ktorej najbardziej ufam, poniewaz przy innych kiedy sie denerwuje, cos wrecz fizycznie blokuje mi ujawnienie tego. probowalam tez sprawdzac czy upojenie alkoholowe cos zmienia- nie bardzo. dosc dobrze znam siebie, wiem co lubie, jakie mam poglady i temperametr, jednak przy innych- tak jakby mnie odcinalo od mojej wlasnej osobowosci.
moje pytanie brzmi nastepujaco: czy mozna to zaliczyc do objawow nerwicy lekowej? czy jednak moze to byc wynik traumy- przezylam dosc silne zaniedbanie emocjonalne w dziecinstwie i przemoc, mam bardzo wiele tez dziur w pamieci i gdzies tam podswiadomie wiem, ze pewne urywki wspomnien ukladaja sie w bardzo spojna, jednka przerazajaca calosc, ktorej brakuje kilku elemenentow. jako ze ostatnio duzo czytam o zlozonym zespole stresu pourazowego i zastanawiam sie czy przypadkiem go nie mam (oczywiscie nie chce sie bawic w specjaliste, to tylko moje wlasne rozmyslenia) nachodza mnie mysli, czy moja dysocjacja (nie wiem czy tak moge to nazwac) przy inncyh ludziach nie jest jakims mechanizmem obronnym. jesli ktos z was tez przezywa cos takiego, badz przezywal- czy jest na to jakas rada?oraz najwazniejsze dla mnie na ten moment, czy mimo wszystko jest szansa ze przy odpowiednim terapeucie sie otworze? nie ukrywam, mam bardzo duzo problemow ktore w stopniu znaczacym utrudniaja mi zycie, bardzo chcialabym byc szczesliwa i poradzic sobie z traumami, jednak rozmawiajac sama ze soba o tym tego nie zrobie i wiem ze potrzebuje specjalistycznej opieki. problemem jest moj bardzo ograniczony budzet, dlatego nie chce po raz enty probowac i stracic pieniadze. dziekuje jesli ktos to przeczytal.
a co do terapii wlasnie- kilku psychoterapeutow obskoczonych i za kazdym razem te same rozczarowanie. chyba nawet nie zawsze nimi, a soba. w momencie kiedy mam cokolwiek powiedziec o swoich problemach, nie jestem w stanie. tak samo jakimkolwiek przyjaciolom/partnerom z ktorymi bylam. mam wrazenie ze przez to wlasnie nie jestem w stanie poczuc sie lepiej. moj problem mianowicie to odczuwanie chronicznej wewnetrznej pustki emocjonalnej przy innych ludziach. gdy jestem sama moge smialo stwierdzic, ze jestem dosc emocjonalna osoba, duzo analizuje, czesto mam ataki paniki i dosc rozregulowane emocje z ktorymi sobie nie radze. jednak gdy jestem przy kims, zaczynam sie nagle czuc pusta wewnatrznie. nie jestem niesmiala, zachowuje sie wzglednie normalnie. niemozliwe jest jednak dla mnie glebsze przezywanie czegos czy uzewnetrznienie sie. ufam moim najblizszym osobom, jedynie nie jestem w stanie im powiedziec o moich emocjach- nie dlatego ze nie umiem ich nazwac, po prostu dlatego ze czuje jakby je oddzielala sciana. taka sama sprawa z psychologami. przez to czuje sie niezrozumiana. dodatkowo czuje sie bardzo otepiala przy innych ludziach- wbrew pozorom jestem dosc rozmowna, towarzyska i imprezowa osoba. czuje jednak jakbym byla w swego rodzaju otepieniu i moje zachowanie jest sterowane "z automatu". czasem mam problem z empatia, ktora odczuwam gdy jestem sama, jednak gdy spedzam z kims czas jest ona mocno przytlumiona. doswiadczam dysocjacji przt innych ludziach. jedyna emocja jaka silnie potrafie odczuwac przy innych to wybuchy zlosci, kompletnie bezsensowne i bez wyraznego powodu- jednak one i tak ujawniaja sie tylko przy moim partnerze, osobie ktorej najbardziej ufam, poniewaz przy innych kiedy sie denerwuje, cos wrecz fizycznie blokuje mi ujawnienie tego. probowalam tez sprawdzac czy upojenie alkoholowe cos zmienia- nie bardzo. dosc dobrze znam siebie, wiem co lubie, jakie mam poglady i temperametr, jednak przy innych- tak jakby mnie odcinalo od mojej wlasnej osobowosci.
moje pytanie brzmi nastepujaco: czy mozna to zaliczyc do objawow nerwicy lekowej? czy jednak moze to byc wynik traumy- przezylam dosc silne zaniedbanie emocjonalne w dziecinstwie i przemoc, mam bardzo wiele tez dziur w pamieci i gdzies tam podswiadomie wiem, ze pewne urywki wspomnien ukladaja sie w bardzo spojna, jednka przerazajaca calosc, ktorej brakuje kilku elemenentow. jako ze ostatnio duzo czytam o zlozonym zespole stresu pourazowego i zastanawiam sie czy przypadkiem go nie mam (oczywiscie nie chce sie bawic w specjaliste, to tylko moje wlasne rozmyslenia) nachodza mnie mysli, czy moja dysocjacja (nie wiem czy tak moge to nazwac) przy inncyh ludziach nie jest jakims mechanizmem obronnym. jesli ktos z was tez przezywa cos takiego, badz przezywal- czy jest na to jakas rada?oraz najwazniejsze dla mnie na ten moment, czy mimo wszystko jest szansa ze przy odpowiednim terapeucie sie otworze? nie ukrywam, mam bardzo duzo problemow ktore w stopniu znaczacym utrudniaja mi zycie, bardzo chcialabym byc szczesliwa i poradzic sobie z traumami, jednak rozmawiajac sama ze soba o tym tego nie zrobie i wiem ze potrzebuje specjalistycznej opieki. problemem jest moj bardzo ograniczony budzet, dlatego nie chce po raz enty probowac i stracic pieniadze. dziekuje jesli ktos to przeczytal.