Znerwicowany po pewnej diagnozie...
: 9 marca 2025, o 20:53
Witam wszystkich
4 lata temu po profilaktycznym badaniu morfologii krwi dowiedziałem się że będę zmagał się długi czas ze schorzeniem zwanym nadpłytkowością samoistną.
Jest to pewna wada szpiku kostnego która polega na nadprodukcji płytek krwi która może prowadzić np do zatorów w żyłach, udarów i różnych innych problemów z układem krwionośnym.
Od razu wpadłem panikę że choroba może przekształcić się w poważniejszą formę czyli tzw włóknienie szpiku (uleczalne tylko po przeszczepie szpiku) i ten strach zakotwiczył się we mnie na stałe. Na początku uruchomiło się oczywiście przeszukiwanie internetu, zamartwianie się przez kilka tygodni aż zaakceptowałem to ale i tak podświadomie non stop staram się to kontrolować.
Niestety ponieważ pewne wyniki krwi zaczęły się wahać po rozpoczęciu terapii lekami, w głowie ubzdurała się myśl że mój stan się pogarsza i zaczęła się prawdziwa nerwica. Do tego stopnia że pod koniec 2024 zaczęły się pojawiać mega somaty: bóle mięśni, głowy, brzucha, uczucie dreszczy w całym ciele, zimne dłonie i nogi, straszne zawroty głowy i uczucia splątania.
Od około 2 miesięcy mam prawie non stop uczucie gorącej głowy, gorących policzków i zimnych dłoni i nóg które doprowadzają mnie do jeszcze większego rozmyślania o tych sprawach aż wpadam w koło bez wyjścia. Czasami aż mam wrażenie że mam temperaturę ale non stop najwyżej 36,9.
To uczucie gorąca w głowie przechodzi dopiero praktycznie późnym wieczorem, kiedy wszyscy pójdą spać a ja wreszcie odpoczywam. I czasami chcąc skorzystać z tego uczucia siedzę do 2 w nocy żeby w końcu poczuć się dobrze...
Terapie oddechowe, sesje medytacji i tym podobne pomagają ale na krótki czas. W tym momencie pomagają trochę bardziej zioła uspokajające (Sedomix), alkohol i o dziwo małe dawki Ibuprofenu które wprowadzają we mnie jakiś wewnętrzny spokój. Dlaczego to ma taki wpływ, nie wiem...
Liczę że małymi kroczkami wyjdę z tego stanu, ale czasami odechciewa się walczyć...
Pozdrawiam znerwicowanych
4 lata temu po profilaktycznym badaniu morfologii krwi dowiedziałem się że będę zmagał się długi czas ze schorzeniem zwanym nadpłytkowością samoistną.
Jest to pewna wada szpiku kostnego która polega na nadprodukcji płytek krwi która może prowadzić np do zatorów w żyłach, udarów i różnych innych problemów z układem krwionośnym.
Od razu wpadłem panikę że choroba może przekształcić się w poważniejszą formę czyli tzw włóknienie szpiku (uleczalne tylko po przeszczepie szpiku) i ten strach zakotwiczył się we mnie na stałe. Na początku uruchomiło się oczywiście przeszukiwanie internetu, zamartwianie się przez kilka tygodni aż zaakceptowałem to ale i tak podświadomie non stop staram się to kontrolować.
Niestety ponieważ pewne wyniki krwi zaczęły się wahać po rozpoczęciu terapii lekami, w głowie ubzdurała się myśl że mój stan się pogarsza i zaczęła się prawdziwa nerwica. Do tego stopnia że pod koniec 2024 zaczęły się pojawiać mega somaty: bóle mięśni, głowy, brzucha, uczucie dreszczy w całym ciele, zimne dłonie i nogi, straszne zawroty głowy i uczucia splątania.
Od około 2 miesięcy mam prawie non stop uczucie gorącej głowy, gorących policzków i zimnych dłoni i nóg które doprowadzają mnie do jeszcze większego rozmyślania o tych sprawach aż wpadam w koło bez wyjścia. Czasami aż mam wrażenie że mam temperaturę ale non stop najwyżej 36,9.
To uczucie gorąca w głowie przechodzi dopiero praktycznie późnym wieczorem, kiedy wszyscy pójdą spać a ja wreszcie odpoczywam. I czasami chcąc skorzystać z tego uczucia siedzę do 2 w nocy żeby w końcu poczuć się dobrze...
Terapie oddechowe, sesje medytacji i tym podobne pomagają ale na krótki czas. W tym momencie pomagają trochę bardziej zioła uspokajające (Sedomix), alkohol i o dziwo małe dawki Ibuprofenu które wprowadzają we mnie jakiś wewnętrzny spokój. Dlaczego to ma taki wpływ, nie wiem...
Liczę że małymi kroczkami wyjdę z tego stanu, ale czasami odechciewa się walczyć...
Pozdrawiam znerwicowanych
