Witajcie! Proszę o wasz komentarz. Czy ktoś ma podobnie?
: 28 listopada 2023, o 01:45
Witam serdecznie! Założyłem konto, bo chciałbym skonfrontować moje doświadczenia z waszymi (nie za bardzo umiem je dopasować do któregoś z działów). Gdy czymś nie chcesz się podzielić, bo jest to krępujące, zostajesz z tym sam i myślisz, że tylko ty tak masz. Często też po prostu wypierasz obawy, że coś jest nie tak, no bo przecież nie jesteś „nienormalny” czy jakiś „psychiczny”…
Mam 35 lat i mieszkam sam. Moje problemy są złożone i ciągną się w zasadzie od kiedy pamiętam. Przez dwa lata miałem terapię, jakoś przed trzydziestką. Ostatnio wznowiłem w innym systemie, do tego doszedł psychiatra i antydepresanty, bo to wszystko doprowadziło w końcu do wielkiego „doła” i częściowego wycofywania się z życia. Słucham różnych podcastów, czytam i odnajduje w sobie po trochu z wielu zaburzeń, ale nic w takiej formie hardcorowej i rzadko z typowymi objawami. Generalnie pochodzę z dobrej rodziny, bez jakichś patologii (choć w drzewie genealogicznym sporo alkoholików, jednak nie u mnie w domu). Jedyne co, to może wysokie aspiracje i wymagania rodziców co do mnie, trochę staroświecka babcia, którą trzeba było zabawiać i przed nią odgrywać wzorowe dziecko. No i zawsze chciałem być najlepszy, przeżywałem wszystkie niepowodzenia. Czułem też się inny niż rówieśnicy, bo miałem trochę inne maniery, zainteresowania. Szybciej przechodziłem do świata dorosłych a zainteresowania i zachowania rówieśników często uważałem za płytkie, mało ambitne, niewartościowe. Wyniosłem to z domu i nie umiałem tego zmienić, ale w gruncie rzeczy chyba dlatego czułem się inny i jakoś nieprzystający. Nie chciałem się za bardzo z nikim dzielić moim światem, a zwłaszcza tym co mogłoby się w nim wydać komuś dziwne.
Nie miałem nigdy ataków paniki, ale lęk wolnopłynący mam z całą pewnością, a lat starczy spokojnie by wypełnić kryteria kliniczne – to już będzie jakieś prawie 20 lat. W wieku 17 lat zacząłem się skarżyć na bardzo silne bóle pleców, ramion, kręgosłupa. Chodziłem po lekarzach na kręgosłup, na stopy (płaskostopie), na masaże pleców, na refleksologię. Po tych masażach zawsze była ulga, ale w przeciągu doby (gdy przyjeżdżałem na kolejny masaż) wszystko było już po staremu. Fizjoterapeutka i refleksolożka mówiły już wtedy, że to niemożliwe i że to może być stresowe, nerwowe. Uznałem to wtedy za dobry żart. Robiłem rezonans magnetyczny kręgosłupa. Generalnie wyszło, że trzeba robić ćwiczenia wzmacniające mięśnie przy kręgosłupie itd. To wszystko utrzymuje się do dzisiaj, ale chyba nauczyłem się mniej tym przejmować i z tym bólem żyć. Kilka razy brałem udział w różnych badaniach psychologicznych. I dopiero po kilku sam uznałem, że rzeczywiście to wszystko jest na 100% nerwowe. Zorientowałem się, że jestem kłębkiem nerwów. Psychologowie widzieli we mnie po tych testach wielki lęk i potężne napięcie nerwowe. Pojawiał się też wtedy temat osobowości obsesyjno-kompulsywnej, a pan psycholog nawet coś wspomniał o „maniakalności”.
Od dziecka cierpię na „zamyślanie się”. Od kiedy pamiętam, ulubionymi zabawami, było wymyślanie sobie różnych historii, w których to ja odgrywałem jakąś tam rolę, często nie potrzebowałem innych osób, tylko własnej wyobraźni. Mogłem przy tym biegać po pokoju, czołgać się czy co tam jeszcze innego. Wszystko było w mojej głowie. Gorzej, że w jakiejś tam formie ciągnęło się to, gdy mój wiek wskazywałby, że należy z tym skończyć. Koło powiedzmy 16 roku życia takie myślowe ucieczki w odgrywanie jakichś ról i fantazjowanie się jeszcze zdarzały, tylko w trochę innej formie. Chyba nawet już trochę później miałem „pasję” typu rozgrywanie w głowie jakichś wirtualnych meczy wirtualnymi drużynami, w których umieszczałem różnych znajomych, kolegów albo znanych sportowców, po czym zapisywałem jakieś wyniki, relacje z meczów, zbierałem skrupulatnie te zapiski (tak żeby nikt nie zobaczył), robiłem tabelki itd… Podobnego rodzaju fantazjowanie nawet i później się zdarzało, na przykład na temat mojej przyszłości, kariery, itd (jakieś alternatywne wersje życia, tożsamości…). Ale to zamyślanie nie zawsze ma taką formę. Najczęściej to po prostu niepowstrzymywalne uciekanie myśli w przeszłość lub w przyszłość lub strumień świadomości niekończących się skojarzeń. Co za tym idzie, zawsze było trudno o skupienie, a odrabianie lekcji do szkoły było męką. Od 5 klasy właściwie na nic poza szkołą nie było czasu, bo i tak zanim odrobiłem lekcje była już dawno godzina, o której rodzice chcieli bym się kładł. Lekcje pozostały taką mordęgą do końca szkoły. Na studiach uczenie się do sesji wyglądało podobnie. Nauka wydawała mi się tak ciężka i trudna, że odkładałem ją na później. Właściwie do dziś wszystko robię na ostatnią chwilę. Jak coś mi się wkręci, to nie robię nic innego, tylko żyję daną rzeczą i nie mogę przestać. Znajdę ciekawy podcast i przesłuchuję 10 następnych, zawalając inne rzeczy. Zacznę audiobooka i muszę go dokończyć. Za jakiś czas zainteresowanie się przerzuca w inną dziedzinę mojego życia i wtedy nie istnieje znowu nic innego. Bardzo trudno mi się przełączać między zadaniami, organizować czas, samodyscyplinować się. Znowu powrócę do dzieciństwa: interesowały mnie drobiazgowe szczegóły: jak działa silnik samochodu, jak się buduje domy, jak się układa asfalt. W głowie zaraz to wszystko odgrywałem z najdrobniejszymi szczegółami, za zadbaniem o każdy detal. Mogłem być raz żołnierzem, raz konstruktorem samochodów, raz prezydentem itd. Dodam tylko, że zasadniczo nie zablokowało to jakoś mojej edukacji, a wyniki w nauce miałem zawsze super.
Ostatnio mam jednak wielki problem z zabieraniem się do pracy, właściwie rozprasza mnie wszystko, a wszelkie życiowe zadania jawią się jako niewyobrażalnie ciężkie. Od kilku lat zdecydowanie kompulsywnie objadam się słodyczami, w ilościach moim zdaniem trochę hardcorowych jak na „normalnych ludzi”, choć pewnie niektórzy mają gorzej. Oczywiście niezadowolenie z sylwetki i kondycji no i marnotrawstwo pieniędzy pogłębiają frustrację.
Mam od lat problem z nałogową masturbacją i pornografią. W dziedzinie seksualności miałem sporo lęków o homoseksualizm. W pewnym okresie strasznie odczuwałem, że podobają mi się inni chłopacy, często trochę młodsi i wysportowani (czułem się gorszy, bo chciałem mieć takie ciało jak mają oni). To się samo nakręcało, bo bardzo się tego bałem. Dziś wiem, że to były schizy (prawdopodobnie coś w rodzaju nerwicy lękowej, może podbudowanej normami religijnymi), bo to prawie całkowicie minęło. Za to teraz często w moich fantazjach pojawiają się nastoletnie dziewczyny, a mniej rówieśniczki, co też mnie niepokoi.
Ostatnio słuchałem o dermotillomanii i mnie trochę oświeciło. To jest jedyna rzecz, o której pomyślałem, jak usłyszałem z ust psychologa o „maniakalności”… Od nie pamiętam kiedy (raczej od wieku kilku lat) regularnie i kompulsywnie drapię sobie skórę moszny. To jest takie napadowe. W pewnym momencie nie da się przestać, aż przychodzi odprężenie (tutaj to nie ma akurat żadnych konotacji seksualnych – zaznaczam). Trudno mi sobie wyobrazić, żebym z tego zrezygnował. Nieraz wieczorem, nieraz po powrocie do domu, nieraz w toalecie. Bagatelizowałem to przez całe życie. I znowu: nie jest to jakaś postać hardcorowa, nie mam ran, choć nieraz na pościeli czy w sedesie zauważam dużo złuszczonego naskórka z tej części ciała. Są też inne drapania się, po całym ciele, ale nie tak intensywnie, po głowie, dotykanie twarzy, obgryzanie paznokci. Ludzie to czasem zauważają, ale nikt nie podejrzewał u mnie choroby. Ostatnio kilka razy drapałem się po kostkach i zafundowałem sobie pokaźne strupy (aż sam się zdziwiłem). Zawsze jednak powodem jest subiektywne odczucie swędzenia (może w przypadku moszny zdarza się, że wywołuje sam ten mechanizm, zaczynając się drapać). Dawniej miewałem też takie uczucia gorąca, igiełek na plecach. Zwłaszcza np. przy suszeniu włosów, ze względu na ciepło. Nie znoszę na przykład ciepła buchającego z jedzenia na talerzu, zwłaszcza gdy mam na sobie jakiś gruby sweter. Nie wyobrażam sobie jedzenia obiadu w jakimś upalnym słońcu czy coś takiego (sorry, jeśli nie łapiecie związku, w zasadzie nie umiem go wytłumaczyć…) Od dziecka nie znosiłem gryzących swetrów, metek itd. i potrafiłem z tego powodu wywoływać w domu niemałe przedstawienia, by rodzice mi jakoś pomogli. Inną przypadłością w dzieciństwie był nagły ból całego ciała, z którego powodu również histeryzowałem i rodzice nie bardzo wiedzieli jak sobie z tym poradzić i co mi jest. Miałem epizody bardzo częstego mycia rąk, twarzy. W dzieciństwie zdarzało się sprawdzanie wszystkiego po kilka razy, zamknięcie drzwi, spakowanie rzeczy do szkoły itp. Dziś jest tego o wiele mniej.
Od paru lat mam u siebie zwykle wielki bałagan. Są to tak prozaiczne rzeczy jak niepochowane rzeczy czasem od paru tygodni, choć ich schowanie zajęłoby minutę. Przerzucanie rzeczy z fotela na łóżko, biurko i na odwrót, tylko o to, by na przykład od razu położyć się, nie musząc najpierw sprzątać. Trywialne rzeczy w głowie urastają do tak uciążliwych, że odkładam je na później.
To chyba tyle, póki co. Dziękuję za cierpliwość i życzliwość i za każdą wyrozumiałą odpowiedź. Jesteście pierwszymi, którym o wielu z tych spraw w ogóle mówię, dlatego też zależy mi by nie podawać większych szczegółów z mojego życia.
Mam 35 lat i mieszkam sam. Moje problemy są złożone i ciągną się w zasadzie od kiedy pamiętam. Przez dwa lata miałem terapię, jakoś przed trzydziestką. Ostatnio wznowiłem w innym systemie, do tego doszedł psychiatra i antydepresanty, bo to wszystko doprowadziło w końcu do wielkiego „doła” i częściowego wycofywania się z życia. Słucham różnych podcastów, czytam i odnajduje w sobie po trochu z wielu zaburzeń, ale nic w takiej formie hardcorowej i rzadko z typowymi objawami. Generalnie pochodzę z dobrej rodziny, bez jakichś patologii (choć w drzewie genealogicznym sporo alkoholików, jednak nie u mnie w domu). Jedyne co, to może wysokie aspiracje i wymagania rodziców co do mnie, trochę staroświecka babcia, którą trzeba było zabawiać i przed nią odgrywać wzorowe dziecko. No i zawsze chciałem być najlepszy, przeżywałem wszystkie niepowodzenia. Czułem też się inny niż rówieśnicy, bo miałem trochę inne maniery, zainteresowania. Szybciej przechodziłem do świata dorosłych a zainteresowania i zachowania rówieśników często uważałem za płytkie, mało ambitne, niewartościowe. Wyniosłem to z domu i nie umiałem tego zmienić, ale w gruncie rzeczy chyba dlatego czułem się inny i jakoś nieprzystający. Nie chciałem się za bardzo z nikim dzielić moim światem, a zwłaszcza tym co mogłoby się w nim wydać komuś dziwne.
Nie miałem nigdy ataków paniki, ale lęk wolnopłynący mam z całą pewnością, a lat starczy spokojnie by wypełnić kryteria kliniczne – to już będzie jakieś prawie 20 lat. W wieku 17 lat zacząłem się skarżyć na bardzo silne bóle pleców, ramion, kręgosłupa. Chodziłem po lekarzach na kręgosłup, na stopy (płaskostopie), na masaże pleców, na refleksologię. Po tych masażach zawsze była ulga, ale w przeciągu doby (gdy przyjeżdżałem na kolejny masaż) wszystko było już po staremu. Fizjoterapeutka i refleksolożka mówiły już wtedy, że to niemożliwe i że to może być stresowe, nerwowe. Uznałem to wtedy za dobry żart. Robiłem rezonans magnetyczny kręgosłupa. Generalnie wyszło, że trzeba robić ćwiczenia wzmacniające mięśnie przy kręgosłupie itd. To wszystko utrzymuje się do dzisiaj, ale chyba nauczyłem się mniej tym przejmować i z tym bólem żyć. Kilka razy brałem udział w różnych badaniach psychologicznych. I dopiero po kilku sam uznałem, że rzeczywiście to wszystko jest na 100% nerwowe. Zorientowałem się, że jestem kłębkiem nerwów. Psychologowie widzieli we mnie po tych testach wielki lęk i potężne napięcie nerwowe. Pojawiał się też wtedy temat osobowości obsesyjno-kompulsywnej, a pan psycholog nawet coś wspomniał o „maniakalności”.
Od dziecka cierpię na „zamyślanie się”. Od kiedy pamiętam, ulubionymi zabawami, było wymyślanie sobie różnych historii, w których to ja odgrywałem jakąś tam rolę, często nie potrzebowałem innych osób, tylko własnej wyobraźni. Mogłem przy tym biegać po pokoju, czołgać się czy co tam jeszcze innego. Wszystko było w mojej głowie. Gorzej, że w jakiejś tam formie ciągnęło się to, gdy mój wiek wskazywałby, że należy z tym skończyć. Koło powiedzmy 16 roku życia takie myślowe ucieczki w odgrywanie jakichś ról i fantazjowanie się jeszcze zdarzały, tylko w trochę innej formie. Chyba nawet już trochę później miałem „pasję” typu rozgrywanie w głowie jakichś wirtualnych meczy wirtualnymi drużynami, w których umieszczałem różnych znajomych, kolegów albo znanych sportowców, po czym zapisywałem jakieś wyniki, relacje z meczów, zbierałem skrupulatnie te zapiski (tak żeby nikt nie zobaczył), robiłem tabelki itd… Podobnego rodzaju fantazjowanie nawet i później się zdarzało, na przykład na temat mojej przyszłości, kariery, itd (jakieś alternatywne wersje życia, tożsamości…). Ale to zamyślanie nie zawsze ma taką formę. Najczęściej to po prostu niepowstrzymywalne uciekanie myśli w przeszłość lub w przyszłość lub strumień świadomości niekończących się skojarzeń. Co za tym idzie, zawsze było trudno o skupienie, a odrabianie lekcji do szkoły było męką. Od 5 klasy właściwie na nic poza szkołą nie było czasu, bo i tak zanim odrobiłem lekcje była już dawno godzina, o której rodzice chcieli bym się kładł. Lekcje pozostały taką mordęgą do końca szkoły. Na studiach uczenie się do sesji wyglądało podobnie. Nauka wydawała mi się tak ciężka i trudna, że odkładałem ją na później. Właściwie do dziś wszystko robię na ostatnią chwilę. Jak coś mi się wkręci, to nie robię nic innego, tylko żyję daną rzeczą i nie mogę przestać. Znajdę ciekawy podcast i przesłuchuję 10 następnych, zawalając inne rzeczy. Zacznę audiobooka i muszę go dokończyć. Za jakiś czas zainteresowanie się przerzuca w inną dziedzinę mojego życia i wtedy nie istnieje znowu nic innego. Bardzo trudno mi się przełączać między zadaniami, organizować czas, samodyscyplinować się. Znowu powrócę do dzieciństwa: interesowały mnie drobiazgowe szczegóły: jak działa silnik samochodu, jak się buduje domy, jak się układa asfalt. W głowie zaraz to wszystko odgrywałem z najdrobniejszymi szczegółami, za zadbaniem o każdy detal. Mogłem być raz żołnierzem, raz konstruktorem samochodów, raz prezydentem itd. Dodam tylko, że zasadniczo nie zablokowało to jakoś mojej edukacji, a wyniki w nauce miałem zawsze super.
Ostatnio mam jednak wielki problem z zabieraniem się do pracy, właściwie rozprasza mnie wszystko, a wszelkie życiowe zadania jawią się jako niewyobrażalnie ciężkie. Od kilku lat zdecydowanie kompulsywnie objadam się słodyczami, w ilościach moim zdaniem trochę hardcorowych jak na „normalnych ludzi”, choć pewnie niektórzy mają gorzej. Oczywiście niezadowolenie z sylwetki i kondycji no i marnotrawstwo pieniędzy pogłębiają frustrację.
Mam od lat problem z nałogową masturbacją i pornografią. W dziedzinie seksualności miałem sporo lęków o homoseksualizm. W pewnym okresie strasznie odczuwałem, że podobają mi się inni chłopacy, często trochę młodsi i wysportowani (czułem się gorszy, bo chciałem mieć takie ciało jak mają oni). To się samo nakręcało, bo bardzo się tego bałem. Dziś wiem, że to były schizy (prawdopodobnie coś w rodzaju nerwicy lękowej, może podbudowanej normami religijnymi), bo to prawie całkowicie minęło. Za to teraz często w moich fantazjach pojawiają się nastoletnie dziewczyny, a mniej rówieśniczki, co też mnie niepokoi.
Ostatnio słuchałem o dermotillomanii i mnie trochę oświeciło. To jest jedyna rzecz, o której pomyślałem, jak usłyszałem z ust psychologa o „maniakalności”… Od nie pamiętam kiedy (raczej od wieku kilku lat) regularnie i kompulsywnie drapię sobie skórę moszny. To jest takie napadowe. W pewnym momencie nie da się przestać, aż przychodzi odprężenie (tutaj to nie ma akurat żadnych konotacji seksualnych – zaznaczam). Trudno mi sobie wyobrazić, żebym z tego zrezygnował. Nieraz wieczorem, nieraz po powrocie do domu, nieraz w toalecie. Bagatelizowałem to przez całe życie. I znowu: nie jest to jakaś postać hardcorowa, nie mam ran, choć nieraz na pościeli czy w sedesie zauważam dużo złuszczonego naskórka z tej części ciała. Są też inne drapania się, po całym ciele, ale nie tak intensywnie, po głowie, dotykanie twarzy, obgryzanie paznokci. Ludzie to czasem zauważają, ale nikt nie podejrzewał u mnie choroby. Ostatnio kilka razy drapałem się po kostkach i zafundowałem sobie pokaźne strupy (aż sam się zdziwiłem). Zawsze jednak powodem jest subiektywne odczucie swędzenia (może w przypadku moszny zdarza się, że wywołuje sam ten mechanizm, zaczynając się drapać). Dawniej miewałem też takie uczucia gorąca, igiełek na plecach. Zwłaszcza np. przy suszeniu włosów, ze względu na ciepło. Nie znoszę na przykład ciepła buchającego z jedzenia na talerzu, zwłaszcza gdy mam na sobie jakiś gruby sweter. Nie wyobrażam sobie jedzenia obiadu w jakimś upalnym słońcu czy coś takiego (sorry, jeśli nie łapiecie związku, w zasadzie nie umiem go wytłumaczyć…) Od dziecka nie znosiłem gryzących swetrów, metek itd. i potrafiłem z tego powodu wywoływać w domu niemałe przedstawienia, by rodzice mi jakoś pomogli. Inną przypadłością w dzieciństwie był nagły ból całego ciała, z którego powodu również histeryzowałem i rodzice nie bardzo wiedzieli jak sobie z tym poradzić i co mi jest. Miałem epizody bardzo częstego mycia rąk, twarzy. W dzieciństwie zdarzało się sprawdzanie wszystkiego po kilka razy, zamknięcie drzwi, spakowanie rzeczy do szkoły itp. Dziś jest tego o wiele mniej.
Od paru lat mam u siebie zwykle wielki bałagan. Są to tak prozaiczne rzeczy jak niepochowane rzeczy czasem od paru tygodni, choć ich schowanie zajęłoby minutę. Przerzucanie rzeczy z fotela na łóżko, biurko i na odwrót, tylko o to, by na przykład od razu położyć się, nie musząc najpierw sprzątać. Trywialne rzeczy w głowie urastają do tak uciążliwych, że odkładam je na później.
To chyba tyle, póki co. Dziękuję za cierpliwość i życzliwość i za każdą wyrozumiałą odpowiedź. Jesteście pierwszymi, którym o wielu z tych spraw w ogóle mówię, dlatego też zależy mi by nie podawać większych szczegółów z mojego życia.