Moja historia
: 26 maja 2022, o 21:48
Hejka!
Witam Was serdecznie, jestem tu nowa choć zaglądam na to forum od bardzo dawna jako że zaburzenia lękowe towarzyszą mi od kilkunastu lat. Początki były trudne, masa wątpliwości co się ze mną dzieje itd ale jak trochę się wgłębiłam w temat to było lżej. Nie korzystałam nigdy z psychoterapii, leków też nie brałam i można powiedzieć że miałam to na tyle ogarnięte że mogłam całkiem nieźle funkcjonować. Oczywiście były wzloty i upadki ale ogólnie dawałam radę. Aż do grudnia ubiegłego roku kiedy to będąc z wizytą w rodzinnych stronach dopadł mnie wirus celebryta
Objawy fizyczne jak to przy grypie trochę pomęczyły ale w sumie najgorsza była bezsenność która mnie dopadła w trakcie choroby. Jedna noc bez snu, druga noc bez snu, trzecia...czwarta.. Zero .. Jakby mi ktoś w głowie wyłączył funkcje spania. Chodziłam jak zombie, a ogarniający mnie lęk był coraz większy, tym bardziej że oczywiście nie obyło się bez czytania o bezsenności. Więc jak się naczytałam jaki to sen nie jest ważny i jakie skutki niesie jego brak to już całkiem armagedon. Wpadłam w błędne koło lęku. Kładłam się wieczorem z takim stresem i myślałam tylko o tym żeby zasnąć tyle że sen nie przychodził. Przy okazji wizyty u kardiologa wspomniałam o moim problemie i dostałam receptę na tabletki nasenne (mocne) Tabletki zadziałały ale pojawiły się stany depresyjne
Koszmar. Nie miałam nigdy wcześniej takich stanów więc wystraszyłam się na maxa. Smutek, poczucie beznadziejności i natrętne myśli o samobójstwie (bo zdążyłam poczytać o depresji, że to choroba śmiertelna itd) Generalnie ciężki czas, na tyle ciężki że zdecydowałam się na wizytę u psychiatry. Na pierwszej wizycie bezsenność wysunęła się na pierwszy plan więc dostałam Miansec 10mg na noc. Po tygodniu braku poprawy w kwestii snu oraz przez stany depresyjne poszłam na drugą wizytę. Pani dr zwiększyła dawkę do 30 mg. I w sumie po kilku dniach stosowania sen zaczął wracać. Co to była za radość jak udało mi zasnąć o 4 rano i pospać dwie godziny. I tak powolutku, małymi kroczkami zaczęłam wracać do normalności. Przespanych godzin z nocy na noc było więcej to i samopoczucie się polepszało. W sumie po lekko ponad dwóch tygodniach brania leku go odstawiłam bo czułam że dam radę bez. I faktycznie dawałam. Było coraz lepiej, lęk opadał z dnia na dzień. Oczywiście były nerwicowe objawy ale i one słabły. Także nic tylko się cieszyć. I w sumie moja radość trwała do połowy maja kiedy to znów pojechałam w rodzinne strony. Już pierwszej nocy pojawił się problem ze snem. Zasnęłam nad ranem dopiero. I najgorsze że następnego dnia pojawiły się stany depresyjne. Tak po prostu jak grom z jasnego nieba. Spędziłam tam tylko długi weekend więc po powrocie zaczęłam się zastanawiać o co chodzi. Rozumiem że wtedy po chorobie i bezsenności mogły się zdarzyć stany obniżonego nastroju itp ale kurczę teraz. Znów się pojawiły natrętne myśli i ogólnie czuję się nieswojo. Od kilku dni biorę Miansec 10 mg bo stwierdziłam że może coś pomoże bo te stany mnie męczą. Zaznaczę że po powrocie sen wrócił i śpię normalnie. Także zobaczymy. Może po prostu po grudniowych emocjach podświadomość dostała bodziec i wszystko wróciło
Co myślicie? Przepraszam za długość wpisu ale ciężko tak w kilku zdaniach napisać co i jak. Pozdrawiam 
Witam Was serdecznie, jestem tu nowa choć zaglądam na to forum od bardzo dawna jako że zaburzenia lękowe towarzyszą mi od kilkunastu lat. Początki były trudne, masa wątpliwości co się ze mną dzieje itd ale jak trochę się wgłębiłam w temat to było lżej. Nie korzystałam nigdy z psychoterapii, leków też nie brałam i można powiedzieć że miałam to na tyle ogarnięte że mogłam całkiem nieźle funkcjonować. Oczywiście były wzloty i upadki ale ogólnie dawałam radę. Aż do grudnia ubiegłego roku kiedy to będąc z wizytą w rodzinnych stronach dopadł mnie wirus celebryta