Także i jestem ja
: 20 maja 2022, o 18:07
Hej,
U mnie lęki to chyba od podstawówki są, sam nie wiem od czego, podobno często byłem chory za dziecka. Pamiętam scenę jak matka zostawiala mnie w szpitalu bo mialem zapalenie płuc, patrzyłem przez okno jak idzie ulicą "zostawiając mnie tu". Pamiętam, też że często bałem się bardzo jak rodzice nie wracali z pracy / zakupów do domu, że coś im się stało. Pamiętam też, że nie uczyłem się w szkole, przez co przeżywałem ogromne męczarnie w szkolnej ławce, czy zostanę wywołany do tablicy, czy będzie sprawdzane zadanie czy co będzie po wywiadówce.
Ale to było dawno i jakoś sobie żyłem z tym stresem, tak samo było przed każdą rozmową w prawie pracy, stresssss.
Po drodze było jeszcze sporo sytuacji stresowych i tak myślę, że od 10 lat zaczełem chodzić do lekarza, z ogólnym zmęczeniem. Oczywiście poza otyłością od dziecka nic mi nie wykryli.
Czas przełomu nastąpił w pierwszym roku zamieszania kovidowego, jak zwolnili mnie z pracy i musiałem szukać nową, udało znaleźć się lepszą i spokojniejszą ale po miesiącu stresów w nowym miejscu pracy , rano spokojnie po śniadaniu i kawce zaczął się pierwszy atak paniki, który oczywiście zakończył się wizytą na SORze. W szpitalu lekarz mowil ze "Pan nam się w biurze zgrzał" ale to nie było to.
Pierwsza lekarka jak mnie wysłuchała postawiła od razu diagnozę nerwica. Oczywiście nie uwieżyłem. Pojawiło się więcej somatów, 90% związanych z bólami w okolicach lewej części klatki piersiowej, czyli w obawie przed zawałem serca. Wizyty u kardiologa nic nie dały, ale fajny lekarz wytłumaczył mi że to problemy nerwowe no ale.. nie dotarło / nie działało.
Pojawiały się derealizacje i depersonalizacje, pamiętam jak kiedyśpatrzyłem na swoją rękę tak jakbym patrzył przez telewizor.
Trafiłem w koncu do lekarza co powiedział mi ze to nerwica + depresja, przepisał leki i wysłał do psychiatry. Lekow nie brałem, pol roku pozniej wybralem sie do psychiatry ale .. dziwne to bylo. Wesoła młoda kobitka, wysłuchała mnie, zadała kilka pytań które odczytałem jako słowa klucze i że to depresja z nerwica lekowa i ze leki. Ja ze nie chce leków to powiedziala ze zyczy powodzenia. No i że ona mając do wyboru depresje czy gruźlicę to wybrała by depresję bo łatwiej wyleczyć. Ogólnie wyszedłem pozytywnie nastawiony ale pozniej przeczytałem ulotkę i dupa. Poza skutkami ubocznymi ze nie mozna prowadzić a ja potrzebuje, wysłałem pytanie, cisza, dowiedziałem się ze na urlopie jest pani i ze odpowie jak wroci. Nie odpowiedziała. Także zraziłem się. Wydaje mi się, że jak ktoś przepisuje psychotropy komuś to taki ktoś powinien mieć opieke i pewność pomocy. Tyle z psychiatrów.
Najgorsze byly wyjazdy z rodzina, nie wiem, moze inne miejsce ale powodowaly całodniowe straszne lęki niewiadomo o co. Raz bałem się stać blisko okna w obawie ze skocze, chociaż nie mialem takiego zamiaru. Innym razem na długim spacerze po małej przekąsce tak mnie złapało, że myślałem, że umrę ale musialem się trzymać by dzieciaki nie skumaly ze cos jest ni tak.
Po czasie pozbylem się napadów lekow, i sporej częsci złego samopoczucia, wydaje mi się, że dzięki suplementacji magnezu, potasu (strasznie czesto mi miesnie lataly), witaminy c i D (ktos napisal ze nie wszyskim wyleczy nerwice ale pozbedzie się niektorych problemow). A także to że znalazłem na YT kanał zaburzeni, bardzo pomógł w zrozumieniu co mi jest i słuchając filmików dziwnie się uspokajałem. I bylo lepiej.
Aktualnie męcze się z tym samym co od lat, czyli dziwnym zmęczeniem przez większość dnia + czasmi mniejsze ataki paniki ze cukrzyca, serce, cos w glowie albo inne glupoty.
Dziś np. obudziłem się w nocy i nieźle kręciło się w głowie, nigdy tak nie miałem (poza alkoholem), a nie pije od lat, także dzień stracony bo raz że nienawidze "helikoptera" 100 razy bardziej niż klaunów, a dwa że lęk przed niewiadomym.
Tyle.
U mnie lęki to chyba od podstawówki są, sam nie wiem od czego, podobno często byłem chory za dziecka. Pamiętam scenę jak matka zostawiala mnie w szpitalu bo mialem zapalenie płuc, patrzyłem przez okno jak idzie ulicą "zostawiając mnie tu". Pamiętam, też że często bałem się bardzo jak rodzice nie wracali z pracy / zakupów do domu, że coś im się stało. Pamiętam też, że nie uczyłem się w szkole, przez co przeżywałem ogromne męczarnie w szkolnej ławce, czy zostanę wywołany do tablicy, czy będzie sprawdzane zadanie czy co będzie po wywiadówce.
Ale to było dawno i jakoś sobie żyłem z tym stresem, tak samo było przed każdą rozmową w prawie pracy, stresssss.
Po drodze było jeszcze sporo sytuacji stresowych i tak myślę, że od 10 lat zaczełem chodzić do lekarza, z ogólnym zmęczeniem. Oczywiście poza otyłością od dziecka nic mi nie wykryli.
Czas przełomu nastąpił w pierwszym roku zamieszania kovidowego, jak zwolnili mnie z pracy i musiałem szukać nową, udało znaleźć się lepszą i spokojniejszą ale po miesiącu stresów w nowym miejscu pracy , rano spokojnie po śniadaniu i kawce zaczął się pierwszy atak paniki, który oczywiście zakończył się wizytą na SORze. W szpitalu lekarz mowil ze "Pan nam się w biurze zgrzał" ale to nie było to.
Pierwsza lekarka jak mnie wysłuchała postawiła od razu diagnozę nerwica. Oczywiście nie uwieżyłem. Pojawiło się więcej somatów, 90% związanych z bólami w okolicach lewej części klatki piersiowej, czyli w obawie przed zawałem serca. Wizyty u kardiologa nic nie dały, ale fajny lekarz wytłumaczył mi że to problemy nerwowe no ale.. nie dotarło / nie działało.
Pojawiały się derealizacje i depersonalizacje, pamiętam jak kiedyśpatrzyłem na swoją rękę tak jakbym patrzył przez telewizor.
Trafiłem w koncu do lekarza co powiedział mi ze to nerwica + depresja, przepisał leki i wysłał do psychiatry. Lekow nie brałem, pol roku pozniej wybralem sie do psychiatry ale .. dziwne to bylo. Wesoła młoda kobitka, wysłuchała mnie, zadała kilka pytań które odczytałem jako słowa klucze i że to depresja z nerwica lekowa i ze leki. Ja ze nie chce leków to powiedziala ze zyczy powodzenia. No i że ona mając do wyboru depresje czy gruźlicę to wybrała by depresję bo łatwiej wyleczyć. Ogólnie wyszedłem pozytywnie nastawiony ale pozniej przeczytałem ulotkę i dupa. Poza skutkami ubocznymi ze nie mozna prowadzić a ja potrzebuje, wysłałem pytanie, cisza, dowiedziałem się ze na urlopie jest pani i ze odpowie jak wroci. Nie odpowiedziała. Także zraziłem się. Wydaje mi się, że jak ktoś przepisuje psychotropy komuś to taki ktoś powinien mieć opieke i pewność pomocy. Tyle z psychiatrów.
Najgorsze byly wyjazdy z rodzina, nie wiem, moze inne miejsce ale powodowaly całodniowe straszne lęki niewiadomo o co. Raz bałem się stać blisko okna w obawie ze skocze, chociaż nie mialem takiego zamiaru. Innym razem na długim spacerze po małej przekąsce tak mnie złapało, że myślałem, że umrę ale musialem się trzymać by dzieciaki nie skumaly ze cos jest ni tak.
Po czasie pozbylem się napadów lekow, i sporej częsci złego samopoczucia, wydaje mi się, że dzięki suplementacji magnezu, potasu (strasznie czesto mi miesnie lataly), witaminy c i D (ktos napisal ze nie wszyskim wyleczy nerwice ale pozbedzie się niektorych problemow). A także to że znalazłem na YT kanał zaburzeni, bardzo pomógł w zrozumieniu co mi jest i słuchając filmików dziwnie się uspokajałem. I bylo lepiej.
Aktualnie męcze się z tym samym co od lat, czyli dziwnym zmęczeniem przez większość dnia + czasmi mniejsze ataki paniki ze cukrzyca, serce, cos w glowie albo inne glupoty.
Dziś np. obudziłem się w nocy i nieźle kręciło się w głowie, nigdy tak nie miałem (poza alkoholem), a nie pije od lat, także dzień stracony bo raz że nienawidze "helikoptera" 100 razy bardziej niż klaunów, a dwa że lęk przed niewiadomym.
Tyle.