W końcu tutaj
: 18 października 2021, o 17:49
Cześć,
Wiedziałem o tym forum już od kilku lat i mimo, że w tym czasie z moim stanem było różnie to jakoś nie chciało mi się założyć konta i czytać postów, albo napisać czegoś od siebie.
Mocno naiwnie myślałem, że posłucham DivoVica pochodzę na terapię i to mnie odburzy. No ale minęły jakieś 4 lata no i dalej mnie to nie odburzyło więc tutaj jestem, mam wrażenie, że dopiero niedawno zacząłem rozumieć o czym chłopaki mówią w DivoViku i na czy odburzanie na prawdę polega. Kiedy byłem w potężnym lęku i słyszałem, że mam działać świadomie i konsekwentnie moją pierwszą myślą było "przecież ja nie mam na to siły", "jestem za słaby" albo "nigdy nic mi nie wychodzi" więc chyba łatwiej było mi uciekać przed lękiem niż spróbować na prawdę coś z nim zrobić bo "co będzie jeśli mi się nie uda?" przecież to przerażające. Teraz wiem, że mała wiara w siebie, niska samoocena i prawdopodobnie depresja, która pojawiła się przez długotrwałe cierpienie spowodowane lękiem brały górę i byłem przekonany, że "i tak mi się nie uda", a przez to, że próbowałem mierzyć swój sukces poprzez poprawę samopoczucia (wiem, świetny pomysł) czołem się gorzej kiedy próbowałem coś zmienić i nie wychodziło. Teraz staram się doceniać każdy krok, który stawiam w kierunku do wolności i nawet jeśli moje emocje "od wewnątrz" nie zawsze mnie wspierają moja świadomość mówi "dobrze zrobiłeś, trzymaj tak dalej" i to powoli podnosi moją wiarę w siebie i zaczynam wierzyć, że w końcu mi się jednak uda.
Może trochę o moim zaburzeniu. Kiedy miałem jakieś 4 lata uświadomiłem sobie własną śmiertelność, po prostu zdałem sobie sprawę, że każdy kiedyś umiera i potężnie mnie to przeraziło. Myślę, że moje zaburzenie rozpoczęło się właśnie wtedy. Przez całe życie miałem dużo lęków (lęk społeczny, lęk przed oceną, lęk przed rakiem itd..) no i lęk przed śmiercią, wydaję mi się, że w momencie kiedy byłem dzieckiem i świadomość śmiertelności tak mnie przeraziła zakodowałem sobie w głowie, że strach to okropna emocja i powinienem jej unikać więc niestety przez resztę życia utrwalałem sobie mechanizm obronny przez ucieczkę i tak robiłem do 30-tego roku życia kiedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest dla mnie zdrowe i nie można wiecznie uciekać. Kiedy zadałem sobie sprawę, że to nerwica poczułem się lepiej, dowiedziałem się, że można nad tym pracować i z tego wyjść(na początku słyszałem opinie, że "z tego się nie wychodzi"). Od tamtej pory zapętliłem się w próbie wyjścia z tego, zazwyczaj byłem przysypywany lawiną emocji, wątpliwość i myśli typu "jesteś bezwartościowy", "jesteś słaby, jak miałbyś z tego wyjść", "zawsze będziesz się bał", "zachorujesz na raka i będzie tym przerażony, będziesz się bał tak jak wtedy kiedy byłeś dzieckiem". Była też masa myśli atakujących inne aspekty życia, które są dla mnie ważne. Wydaje mi się, że lęk wolno płynący był za mną całe życie w mniejszym lub większym natężeniu, czasem zastanawiam się na ile siebie znam, ile z mojej osobowości to zaburzenie, a ile to prawdziwy ja bo tkwię w tym tak długo.
Mimo tych wszystkich problemów skończyłem studia, mam dobrą pracę, kupiłem mieszkanie i mam wspaniałą dziewczynę, ale mam tendencję do bagatelizowania wszystkiego co osiągnąłem, mój wewnętrzny krytyk mówi, że to nic takiego takiego i niema się z czego cieszyć. Tak też doszedłem do wniosku, że moje emocje chorują, ale moja świadomość nie i wiem, że to jest trudne, ale dam sobie czas i używając tego co jest zdrowe będę pracował na tym co choruje, krok po kroku bo moim celem jest wolność, wiec w końcu jestem tutaj.
Witam wszystkich
Wiedziałem o tym forum już od kilku lat i mimo, że w tym czasie z moim stanem było różnie to jakoś nie chciało mi się założyć konta i czytać postów, albo napisać czegoś od siebie.
Mocno naiwnie myślałem, że posłucham DivoVica pochodzę na terapię i to mnie odburzy. No ale minęły jakieś 4 lata no i dalej mnie to nie odburzyło więc tutaj jestem, mam wrażenie, że dopiero niedawno zacząłem rozumieć o czym chłopaki mówią w DivoViku i na czy odburzanie na prawdę polega. Kiedy byłem w potężnym lęku i słyszałem, że mam działać świadomie i konsekwentnie moją pierwszą myślą było "przecież ja nie mam na to siły", "jestem za słaby" albo "nigdy nic mi nie wychodzi" więc chyba łatwiej było mi uciekać przed lękiem niż spróbować na prawdę coś z nim zrobić bo "co będzie jeśli mi się nie uda?" przecież to przerażające. Teraz wiem, że mała wiara w siebie, niska samoocena i prawdopodobnie depresja, która pojawiła się przez długotrwałe cierpienie spowodowane lękiem brały górę i byłem przekonany, że "i tak mi się nie uda", a przez to, że próbowałem mierzyć swój sukces poprzez poprawę samopoczucia (wiem, świetny pomysł) czołem się gorzej kiedy próbowałem coś zmienić i nie wychodziło. Teraz staram się doceniać każdy krok, który stawiam w kierunku do wolności i nawet jeśli moje emocje "od wewnątrz" nie zawsze mnie wspierają moja świadomość mówi "dobrze zrobiłeś, trzymaj tak dalej" i to powoli podnosi moją wiarę w siebie i zaczynam wierzyć, że w końcu mi się jednak uda.
Może trochę o moim zaburzeniu. Kiedy miałem jakieś 4 lata uświadomiłem sobie własną śmiertelność, po prostu zdałem sobie sprawę, że każdy kiedyś umiera i potężnie mnie to przeraziło. Myślę, że moje zaburzenie rozpoczęło się właśnie wtedy. Przez całe życie miałem dużo lęków (lęk społeczny, lęk przed oceną, lęk przed rakiem itd..) no i lęk przed śmiercią, wydaję mi się, że w momencie kiedy byłem dzieckiem i świadomość śmiertelności tak mnie przeraziła zakodowałem sobie w głowie, że strach to okropna emocja i powinienem jej unikać więc niestety przez resztę życia utrwalałem sobie mechanizm obronny przez ucieczkę i tak robiłem do 30-tego roku życia kiedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest dla mnie zdrowe i nie można wiecznie uciekać. Kiedy zadałem sobie sprawę, że to nerwica poczułem się lepiej, dowiedziałem się, że można nad tym pracować i z tego wyjść(na początku słyszałem opinie, że "z tego się nie wychodzi"). Od tamtej pory zapętliłem się w próbie wyjścia z tego, zazwyczaj byłem przysypywany lawiną emocji, wątpliwość i myśli typu "jesteś bezwartościowy", "jesteś słaby, jak miałbyś z tego wyjść", "zawsze będziesz się bał", "zachorujesz na raka i będzie tym przerażony, będziesz się bał tak jak wtedy kiedy byłeś dzieckiem". Była też masa myśli atakujących inne aspekty życia, które są dla mnie ważne. Wydaje mi się, że lęk wolno płynący był za mną całe życie w mniejszym lub większym natężeniu, czasem zastanawiam się na ile siebie znam, ile z mojej osobowości to zaburzenie, a ile to prawdziwy ja bo tkwię w tym tak długo.
Mimo tych wszystkich problemów skończyłem studia, mam dobrą pracę, kupiłem mieszkanie i mam wspaniałą dziewczynę, ale mam tendencję do bagatelizowania wszystkiego co osiągnąłem, mój wewnętrzny krytyk mówi, że to nic takiego takiego i niema się z czego cieszyć. Tak też doszedłem do wniosku, że moje emocje chorują, ale moja świadomość nie i wiem, że to jest trudne, ale dam sobie czas i używając tego co jest zdrowe będę pracował na tym co choruje, krok po kroku bo moim celem jest wolność, wiec w końcu jestem tutaj.
Witam wszystkich
