Strona 1 z 1

Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 13:11
autor: Zaburzona1234
Jestem nowa osoba na tym forum i chciałabym się z każdym z osobna serdecznie przywitać ;) Mam 22 lata i jak większość osób się domyśla że nie trafiłam tu bez powodu na to forum. Tak mam zaburzenia lękowe od ponad 4 lat . Chciałabym mniej więcej opowiedzieć swoją historię ;) W zasadzie wydaje mi się że na nerwicę lękowa cierpiałam od zawsze. Tylko uaktywnila się dopiero po wielu latach życia. Od dziecka bałam się sama chodzić daleko od domu mama była nadopiekuńcza i powtarzała że ktoś mnie porwie uprowadzi i cuda na kiju się staną. Wiem że to robiła z troski ale mi to w niczym nie pomogło. Miałam natręctwa mycia rąk dość uciążliwe... Później pojawiały się problemy z połykaniem pokarmu wydawało mi się że się udusze zadlawie i umrę. Cóż to wszystko z czasem mijało. Brak akceptacji w szkole był od zerówki. Raz było lepiej a później znowu gorzej. Byłam też obiektem drwin bywało i tak. Zdarzało się tak że fałszywa koleżanka napuscila strasze kolezanko chciały mnie później bić a ja jako dziecko w podstawówce byłam przerażona i balam się do tej szkoły chodzić ale wtedy nie odczuwałam somatow. Bardziej strach przed upokorzeniem i poniżeniem jakoś dawałam radę. Gimnazjum było w miarę okej chodziłam do szkoły na swojej wiosce później stwierdziłam że przeniose się do miasta bo poznam więcej ludzi i moje życie będzie ciekawsze ( nie było) poszłam też między innymi dlatego że chodziła tam moja przyjaciółka która jak się.okazalo od zawsze miała zły wpływ na mnie i się zaczęło... Koleżanki że szkoły tak mi się wydaje że mi zazdrościły wyglądu ? Zaczęły mnie obgadywac ipod nosem wyśmiewać. Olalam. Później jedna napisala na mnie w szatni że jestem " kur..." I już zaczęłam się bać chodzić do tej szkoły. Poszłam i załatwiłam to u dyrektora i był spokój. Zaczęło się w klasie kolega wkleił mi gumę do włosów wybiegłam z płaczem z tej klasy. Bałam się tam znowu chodzić. Zaczęłam opuszczać szkole aż nie zdałam i powtarzałam rok 3 klasy gimnazjum załamało mnie to ale jednocześnie się cieszyłam że mam spokój od tej klasy. Technikum oczywiście znowu spiny z koleżankami z klasy które mnie wyzywały od najgorszych poszło o glupote o ławkę że zajęłam ich ławkę w klasie postawiłam się że każdy ma.prawo usiąść tam gdzie chce i że te ławki nie są podpisane chwilę były sprzeczki później było okej. Dodam że w domu nigdy się nie przelewało rodzice zawsze mieli masę długów nie jednokrotnie było tak że nie było co jeść ciągły lęk o pieniądze. Bracia zawsze byli krytyczni w stosunku do mnie wymiewali mnie że jestem taka sraka. Drwili że mnie w pewnym momencie jak nie zdałam na wakacjach miałam dość konfliktów rodzinnych i tego wszystkiego i uciekłam z domu byłam nieletnia ... Bałam się tam wrócić że już nigdy nie dadzą mi spokoju i siada na mnie calkowicie. Wolałam pójść do domu zastępczego gdy mnie znalazła policja ( nie oceniajcie mnie nie wiedziałam co robię wówczas ) omotana swoją przyjaciółką która mnie nastawiała na rodzinę i na wszystko w koło że jest źle i negatywne. Pisząc to co zrobiłam wtedy mam lzy w oczach. Próbuje to ciągle wymazać z pamięci mam wyrzuty sumienia. Byłam w rodzinie zastępczej miałam zakaz opuszczania domu do czasu rozprawy czułam się jak w więzieniu tak bardzo żałowałam swojej decyzji. Codziennie płakałam i modliłam się do Boga żebym mogła wrócić do swojego domu. Cierpiałam parę miesięcy ... W szkole średniej byłam miesiąc w internacie. W dzień rozprawy płakałam przed sądem że bardzo żałuję swojej decyzji i że chce wrócić do domu... Sąd się zgodził skierował mnie wraz z rodziną na terapię chodziliśmy i próbowaliśmy się dogadać było okej. Ale poczucie winy za to co zrobiłam wtedy gnębiło mnie strasznie i do teraz mnie gnębi. Moja mama bardzo cierpiała że nie chciałam wrócić do domu ze wolałam do obcych ludzi. Ciągle poczucie winy gdzieś w głębi mnie zżerało i się zaczęło zaczęłam palić trawkę ... Pić alkohol swego czasu codziennie piwo albo kilka czasami wpadło coś mocniejszego jak feta. .. to byl mój sposób na zabicie poczucia winy za to co zrobilam i na zabicie samotności. Zaczęły się problemy ze snem jak nadchodziła noc to miałam przerażenie że znowu nie zasnę często płakałam w nocy że nie mogę spać miałam jazdy na tym punkcie. Poczucie samotności i uzależnienia od trawki było bardzo silne. Ten nałóg wypełniał moja dziurę w sercu z powodu poczucia winy i samotnosci... Nic mnie nie cieszyło miałam stan apati. Przez swoje nałogi zaczęłam opuszczać szkole rówieśnicy się odwrócili chyba wiedzieli że mam jakiś problem z alkoholem i narkotykami... Zaległości w szkole stres że znowu nie zdam. W domu agresja złość płacz poczucie samotności gigantyczne. Dodatkowo nauczycielka z ekonomii na mnie siadła i zaczęła mnie gnębić na każdej lekcji zaczęłam bać się tam chodzić. Starałam się opuszczać jej lekcje wtedy nie wiedziałam że to lęk nie potrafiłam nazwać tej emocji. Pewnego dnia poszłam poprawiać niemiecki na dodatkowej lekcji... Idąc tam po schodach poczułam nerwoból pod sercem wcześniej tego jakoś nie czułam i wydało mi się to dziwne. Usiadłam i zaczęłam pisać kartkówkę i nagle zaczęłam się strząsc miałam problem z oddychaniem... To były dziwne odczucia nigdy wcześniej ich nie znałam. I jakby robiło mi się słabo... I nie czułam swojego ciała ... Serce zaczęło bić jak szalone pomyślałam " o nie umieram mam zawał pewnie przez moj dotychczasowy tryb życia i się rozkręciło to był nasilniejszy atak paniki w moim życiu to bylo okropne uczucie oderwania od rzeczywistości ... Wszystko się rozmazalo nie czułam swojego ciała nie mogłam ruszać nogami kręciło mi się w głowie... I zaczęłam mówić że umieram że zemdleje zaraz poczułam się jakby mnie coś ogłuszylo nauczycielka zadzwoniła po mamę a mama mnie odebrała.. że szkoły i powiedziała że to przez alkohol wmówiła mi jakieś padaczki .. i różne dziwne rzeczy ja przerażona w to uwierzyłam błagałam ja żeby mnie zawiozła do szpitala bo ja umieram myślałam wtedy sobie "to koniec mojego życia umrę... Jeszcze nie zaznałam szczęścia jeszcze tyle rzeczy nie widziałam nie chce żeby to był koniec" i ruszyła machina zawroty okropne nie byłam w stanie ustać na nogach...bol głowy ataki paniki nawet w łóżku. Kołatanie rwące nerwobole dosłownie wszystko co tylko można mieć w nerwicy. Nie byłam w stanie iść się wykąpać wstać zrobić sobie jedzenie. Myślałam że umieram albo zwariowałam derealizacja agorafobia. Miałam dosłownie wszystko łącznie z depersonalizacja mama zabrała mnie do pierwszego lekarza psychiatry i nie podała diagnozy wypisała leki i powiedziała żebym nie czytała o chorobach i że za pół roku będę mogła pilotować samolot ( gówno prawda ) leki były nie dobrane a ja dalej nie wiedziałam co mi jest myślałam że zwariowałam i że umrę i że to koniec. Brałam leki i dalej wegetowalam przestałam żyć chodzić do szkoły miałam mega depresję. Później druga psychiatra powiedziała że rozwija mi się jakaś choroba i że to trzeba obserwować 🙉 ( totalne załamanie ) odechciało mi się żyć. Somatyzacja była mega silna zastanawiałam się czy to przeżyje. Zmieniłam psychiatrę i dostalam nowej leki wenlafaksyne w dawce 150 i poszłam na psychoterapie i jakoś funkcjonowałam i już wiedziałam że mam zaburzenia lękowe i że będę musiała jak to lekarz powiedział chodzić na terapię i brać leki całe życie bo przecież jestem chora psychicznie. Pogodziłam się z tym terapia pomogła mi zacząć wychodzić z domu i dzięki tym lekom jakoś sobie żyłam ale kompletnie dalej nie rozumiałam mechanizmu lekowego i siebie samej dalej nie ogarnialam. To trwało 3 lata. Później wyprowadziłam z chłopakiem do mieszkania pracowałam w trzech fabrykach i w każdej wyczuwali moja słabość i lęk i mnie gnoili aż pojawił się lęk przed pracą i ludźmi. Odstawiłam leki z myślą że wiem wszystko o nerwicy i że na pewno po tylu latach mnie wyleczyły yhy guzik prawda. Schodząc z leku miałam taką depresję że to był koszmar ciągle płakałam i twierdzilam że teraz to już na pewno zwariowałam. Chłopak wyprowadził się do rodziców ja wróciłam do domu rodzinnego znowu zaczęłam się wszystkiego bać wychodzić z domu nie pracuje dalej...bo sie strasznie boję dopiero tak na prawdę poznaje mechanizmy zaburzenia. Wróciłam do leków wenlafaksyny w dawce 75 i tritico na noc 50. Chciałam sobie pomóc trochę dopiero biorę dwa tygodnie leki. Ból był tak silny po odejściu partnera do domu rodzinnego że czułam się najgorzej na świecie że mam tą nerwicę że nie mogę funkcjonować totalnie błędne myslenie. I tak sobie żyje i staram się ogarnąć ze swoimi lękami.Mieszkam z rodzicami i z dwoma braćmi w jednym pokoju czuje się źle ... Z parterem dalej się spotykam ale mam żal że mnie zostawił gdy tak cierpiałam z tymi lekami i że nie starał się mnie zrozumieć tylko uciekł myślałam że serce mi pęknie... Obiecuję że postawi domek i że będziemy razem mieszkać ale szczerze to nie wiem czy chce i nie wiem to mówi prawde. Czuje się samotna nie mam żadnych znajomych pracy... Siedzę w domu moi bracia cpaja nie pracują... W domu dalej się nie przelewa a ja dalej czuje się jak gówno i dalej mnie atakują lęki i dalej mi się wydaje że umieram. Tylko że skończyłam już bardzo dawno temu z nałogami. Mogą dla mnie nie istnieć .... Zastanawiam się czy uda mi się kiedyś wyjść całkowicie z tej nerwicy i poukładać sobie w głowie ? Czytam o tym jak ludzie tego dokonali i jestem po wrażeniem. Ale nie sądzę że uda mi się bez leków wgl funkcjonować próbowałam parę miesięcy fakt faktem wiedzy nie miałam bo ja nabywam dopiero. Ten lęk i poczucie zerowe wartości mnie zgniataly. Mam bardzo niska samoocenę bo utylam trochę po tych lekach i się czuję źle w swoim ciele i duchu. I wgl siebie nie lubię. Chciałam wylać swoje emocje anonimowo... Żeby choć trochę sobie ulżyć ...

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 13:22
autor: Paulina-paula34
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 13:11
Jestem nowa osoba na tym forum i chciałabym się z każdym z osobna serdecznie przywitać ;) Mam 22 lata i jak większość osób się domyśla że nie trafiłam tu bez powodu na to forum. Tak mam zaburzenia lękowe od ponad 4 lat . Chciałabym mniej więcej opowiedzieć swoją historię ;) W zasadzie wydaje mi się że na nerwicę lękowa cierpiałam od zawsze. Tylko uaktywnila się dopiero po wielu latach życia. Od dziecka bałam się sama chodzić daleko od domu mama była nadopiekuńcza i powtarzała że ktoś mnie porwie uprowadzi i cuda na kiju się staną. Wiem że to robiła z troski ale mi to w niczym nie pomogło. Miałam natręctwa mycia rąk dość uciążliwe... Później pojawiały się problemy z połykaniem pokarmu wydawało mi się że się udusze zadlawie i umrę. Cóż to wszystko z czasem mijało. Brak akceptacji w szkole był od zerówki. Raz było lepiej a później znowu gorzej. Byłam też obiektem drwin bywało i tak. Zdarzało się tak że fałszywa koleżanka napuscila strasze kolezanko chciały mnie później bić a ja jako dziecko w podstawówce byłam przerażona i balam się do tej szkoły chodzić ale wtedy nie odczuwałam somatow. Bardziej strach przed upokorzeniem i poniżeniem jakoś dawałam radę. Gimnazjum było w miarę okej chodziłam do szkoły na swojej wiosce później stwierdziłam że przeniose się do miasta bo poznam więcej ludzi i moje życie będzie ciekawsze ( nie było) poszłam też między innymi dlatego że chodziła tam moja przyjaciółka która jak się.okazalo od zawsze miała zły wpływ na mnie i się zaczęło... Koleżanki że szkoły tak mi się wydaje że mi zazdrościły wyglądu ? Zaczęły mnie obgadywac ipod nosem wyśmiewać. Olalam. Później jedna napisala na mnie w szatni że jestem " kur..." I już zaczęłam się bać chodzić do tej szkoły. Poszłam i załatwiłam to u dyrektora i był spokój. Zaczęło się w klasie kolega wkleił mi gumę do włosów wybiegłam z płaczem z tej klasy. Bałam się tam znowu chodzić. Zaczęłam opuszczać szkole aż nie zdałam i powtarzałam rok 3 klasy gimnazjum załamało mnie to ale jednocześnie się cieszyłam że mam spokój od tej klasy. Technikum oczywiście znowu spiny z koleżankami z klasy które mnie wyzywały od najgorszych poszło o glupote o ławkę że zajęłam ich ławkę w klasie postawiłam się że każdy ma.prawo usiąść tam gdzie chce i że te ławki nie są podpisane chwilę były sprzeczki później było okej. Dodam że w domu nigdy się nie przelewało rodzice zawsze mieli masę długów nie jednokrotnie było tak że nie było co jeść ciągły lęk o pieniądze. Bracia zawsze byli krytyczni w stosunku do mnie wymiewali mnie że jestem taka sraka. Drwili że mnie w pewnym momencie jak nie zdałam na wakacjach miałam dość konfliktów rodzinnych i tego wszystkiego i uciekłam z domu byłam nieletnia ... Bałam się tam wrócić że już nigdy nie dadzą mi spokoju i siada na mnie calkowicie. Wolałam pójść do domu zastępczego gdy mnie znalazła policja ( nie oceniajcie mnie nie wiedziałam co robię wówczas ) omotana swoją przyjaciółką która mnie nastawiała na rodzinę i na wszystko w koło że jest źle i negatywne. Pisząc to co zrobiłam wtedy mam lzy w oczach. Próbuje to ciągle wymazać z pamięci mam wyrzuty sumienia. Byłam w rodzinie zastępczej miałam zakaz opuszczania domu do czasu rozprawy czułam się jak w więzieniu tak bardzo żałowałam swojej decyzji. Codziennie płakałam i modliłam się do Boga żebym mogła wrócić do swojego domu. Cierpiałam parę miesięcy ... W szkole średniej byłam miesiąc w internacie. W dzień rozprawy płakałam przed sądem że bardzo żałuję swojej decyzji i że chce wrócić do domu... Sąd się zgodził skierował mnie wraz z rodziną na terapię chodziliśmy i próbowaliśmy się dogadać było okej. Ale poczucie winy za to co zrobiłam wtedy gnębiło mnie strasznie i do teraz mnie gnębi. Moja mama bardzo cierpiała że nie chciałam wrócić do domu ze wolałam do obcych ludzi. Ciągle poczucie winy gdzieś w głębi mnie zżerało i się zaczęło zaczęłam palić trawkę ... Pić alkohol swego czasu codziennie piwo albo kilka czasami wpadło coś mocniejszego jak feta. .. to byl mój sposób na zabicie poczucia winy za to co zrobilam i na zabicie samotności. Zaczęły się problemy ze snem jak nadchodziła noc to miałam przerażenie że znowu nie zasnę często płakałam w nocy że nie mogę spać miałam jazdy na tym punkcie. Poczucie samotności i uzależnienia od trawki było bardzo silne. Ten nałóg wypełniał moja dziurę w sercu z powodu poczucia winy i samotnosci... Nic mnie nie cieszyło miałam stan apati. Przez swoje nałogi zaczęłam opuszczać szkole rówieśnicy się odwrócili chyba wiedzieli że mam jakiś problem z alkoholem i narkotykami... Zaległości w szkole stres że znowu nie zdam. W domu agresja złość płacz poczucie samotności gigantyczne. Dodatkowo nauczycielka z ekonomii na mnie siadła i zaczęła mnie gnębić na każdej lekcji zaczęłam bać się tam chodzić. Starałam się opuszczać jej lekcje wtedy nie wiedziałam że to lęk nie potrafiłam nazwać tej emocji. Pewnego dnia poszłam poprawiać niemiecki na dodatkowej lekcji... Idąc tam po schodach poczułam nerwoból pod sercem wcześniej tego jakoś nie czułam i wydało mi się to dziwne. Usiadłam i zaczęłam pisać kartkówkę i nagle zaczęłam się strząsc miałam problem z oddychaniem... To były dziwne odczucia nigdy wcześniej ich nie znałam. I jakby robiło mi się słabo... I nie czułam swojego ciała ... Serce zaczęło bić jak szalone pomyślałam " o nie umieram mam zawał pewnie przez moj dotychczasowy tryb życia i się rozkręciło to był nasilniejszy atak paniki w moim życiu to bylo okropne uczucie oderwania od rzeczywistości ... Wszystko się rozmazalo nie czułam swojego ciała nie mogłam ruszać nogami kręciło mi się w głowie... I zaczęłam mówić że umieram że zemdleje zaraz poczułam się jakby mnie coś ogłuszylo nauczycielka zadzwoniła po mamę a mama mnie odebrała.. że szkoły i powiedziała że to przez alkohol wmówiła mi jakieś padaczki .. i różne dziwne rzeczy ja przerażona w to uwierzyłam błagałam ja żeby mnie zawiozła do szpitala bo ja umieram myślałam wtedy sobie "to koniec mojego życia umrę... Jeszcze nie zaznałam szczęścia jeszcze tyle rzeczy nie widziałam nie chce żeby to był koniec" i ruszyła machina zawroty okropne nie byłam w stanie ustać na nogach...bol głowy ataki paniki nawet w łóżku. Kołatanie rwące nerwobole dosłownie wszystko co tylko można mieć w nerwicy. Nie byłam w stanie iść się wykąpać wstać zrobić sobie jedzenie. Myślałam że umieram albo zwariowałam derealizacja agorafobia. Miałam dosłownie wszystko łącznie z depersonalizacja mama zabrała mnie do pierwszego lekarza psychiatry i nie podała diagnozy wypisała leki i powiedziała żebym nie czytała o chorobach i że za pół roku będę mogła pilotować samolot ( gówno prawda ) leki były nie dobrane a ja dalej nie wiedziałam co mi jest myślałam że zwariowałam i że umrę i że to koniec. Brałam leki i dalej wegetowalam przestałam żyć chodzić do szkoły miałam mega depresję. Później druga psychiatra powiedziała że rozwija mi się jakaś choroba i że to trzeba obserwować 🙉 ( totalne załamanie ) odechciało mi się żyć. Somatyzacja była mega silna zastanawiałam się czy to przeżyje. Zmieniłam psychiatrę i dostalam nowej leki wenlafaksyne w dawce 150 i poszłam na psychoterapie i jakoś funkcjonowałam i już wiedziałam że mam zaburzenia lękowe i że będę musiała jak to lekarz powiedział chodzić na terapię i brać leki całe życie bo przecież jestem chora psychicznie. Pogodziłam się z tym terapia pomogła mi zacząć wychodzić z domu i dzięki tym lekom jakoś sobie żyłam ale kompletnie dalej nie rozumiałam mechanizmu lekowego i siebie samej dalej nie ogarnialam. To trwało 3 lata. Później wyprowadziłam z chłopakiem do mieszkania pracowałam w trzech fabrykach i w każdej wyczuwali moja słabość i lęk i mnie gnoili aż pojawił się lęk przed pracą i ludźmi. Odstawiłam leki z myślą że wiem wszystko o nerwicy i że na pewno po tylu latach mnie wyleczyły yhy guzik prawda. Schodząc z leku miałam taką depresję że to był koszmar ciągle płakałam i twierdzilam że teraz to już na pewno zwariowałam. Chłopak wyprowadził się do rodziców ja wróciłam do domu rodzinnego znowu zaczęłam się wszystkiego bać wychodzić z domu nie pracuje dalej...bo sie strasznie boję dopiero tak na prawdę poznaje mechanizmy zaburzenia. Wróciłam do leków wenlafaksyny w dawce 75 i tritico na noc 50. Chciałam sobie pomóc trochę dopiero biorę dwa tygodnie leki. Ból był tak silny po odejściu partnera do domu rodzinnego że czułam się najgorzej na świecie że mam tą nerwicę że nie mogę funkcjonować totalnie błędne myslenie. I tak sobie żyje i staram się ogarnąć ze swoimi lękami.Mieszkam z rodzicami i z dwoma braćmi w jednym pokoju czuje się źle ... Z parterem dalej się spotykam ale mam żal że mnie zostawił gdy tak cierpiałam z tymi lekami i że nie starał się mnie zrozumieć tylko uciekł myślałam że serce mi pęknie... Obiecuję że postawi domek i że będziemy razem mieszkać ale szczerze to nie wiem czy chce i nie wiem to mówi prawde. Czuje się samotna nie mam żadnych znajomych pracy... Siedzę w domu moi bracia cpaja nie pracują... W domu dalej się nie przelewa a ja dalej czuje się jak gówno i dalej mnie atakują lęki i dalej mi się wydaje że umieram. Tylko że skończyłam już bardzo dawno temu z nałogami. Mogą dla mnie nie istnieć .... Zastanawiam się czy uda mi się kiedyś wyjść całkowicie z tej nerwicy i poukładać sobie w głowie ? Czytam o tym jak ludzie tego dokonali i jestem po wrażeniem. Ale nie sądzę że uda mi się bez leków wgl funkcjonować próbowałam parę miesięcy fakt faktem wiedzy nie miałam bo ja nabywam dopiero. Ten lęk i poczucie zerowe wartości mnie zgniataly. Mam bardzo niska samoocenę bo utylam trochę po tych lekach i się czuję źle w swoim ciele i duchu. I wgl siebie nie lubię. Chciałam wylać swoje emocje anonimowo... Żeby choć trochę sobie ulżyć ...
Hej! :friend:
Pierwsza i najważniejsza sprawa.. Nerwica to nie choroba psychiczna, nie trzeba brać leków całe życie. Baaa, w ogóle nie trzeba brać leków. Liczy się praca nad sobą, myślami i emocjami. Wszystko dzieje się tylko i wyłącznie w naszej głowie.

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 13:26
autor: Zaburzona1234
Zdecydowałam się znowu na leki bo nie dawałam rady sama ze sobą...przestałam funkcjonować i strasznie się wszystkiego bać ciągle leżałam i płakałam ☹️

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 13:37
autor: Piotrt
Fajnie ze tu trafiłaś bo jak to mówią "swój swojego zawsze zrozumie" duzo czytaj sluchaj nagrań pytaj i pracuj krok po kroku odrazu nie przeskoczysz swoich nerwic a co do bliskich to nie dziw się ze uciekają bo nerwica ma to do siebie ze ktoś kto tego nie przeszedł to tego raczej nie rozumie wiec nie ma sie co dziwić bo jeśli my sami nie rozumiemy do końca swojej choroby to nie dziwmy się ze ktoś z boku nas nie rozumie i pamiętaj jedno ze jesteś super a reszta to tylko nerwica więc walcz i nie poddawaj się

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 13:40
autor: Adam998
Witaj też jestem tu nowy i polecam ci zajrzeć do materiałów na górze forum

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 14:18
autor: MałaMaruda
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 13:26
Zdecydowałam się znowu na leki bo nie dawałam rady sama ze sobą...przestałam funkcjonować i strasznie się wszystkiego bać ciągle leżałam i płakałam ☹️
I jeśli chcesz, to na nich sobie póki co zostań. Masz bardzo ciężką sytuację i masz prawo się źle czuć i wpaść w takie zaburzenia - z tego co piszesz, nie masz w nikim prawdziwego wsparcia. Więc, mimo, że sama jestem przeciwniczką leków, na początku na Twoim miejscu bym próbowała wyjść na prostą własnie na lekach.

Ja uczęszczam na psychoterapię psychodynamiczną i myślę, że w tym przypadku warto byłoby o tym właśnie pomyśleć - ta jest skierowana na przyczyny i prawidłowe przeżywanie trudnych sytuacji, i tych aktualnych ale i tych przeszłych. Terapia poznawczo-behawioralna bardziej na poradzenie sobie doraźne z samym lękiem, zrozumienie skąd się bierze. To też jest potrzebne, ale moim zdaniem tutaj DivoVic robi robotę pięknie i masz do tego dostęp. Wydaje mi się, że ciężko Ci będzie pójść do przodu, dopóki nie rozprawisz się z przeszłością i aktualną sytuacją w domu. Nie poddawaj się, walcz o siebie. Trzymam kciuki.

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 14:42
autor: Zaburzona1234
MałaMaruda pisze:
28 lutego 2020, o 14:18
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 13:26
Zdecydowałam się znowu na leki bo nie dawałam rady sama ze sobą...przestałam funkcjonować i strasznie się wszystkiego bać ciągle leżałam i płakałam ☹️
I jeśli chcesz, to na nich sobie póki co zostań. Masz bardzo ciężką sytuację i masz prawo się źle czuć i wpaść w takie zaburzenia - z tego co piszesz, nie masz w nikim prawdziwego wsparcia. Więc, mimo, że sama jestem przeciwniczką leków, na początku na Twoim miejscu bym próbowała wyjść na prostą własnie na lekach.

Ja uczęszczam na psychoterapię psychodynamiczną i myślę, że w tym przypadku warto byłoby o tym właśnie pomyśleć - ta jest skierowana na przyczyny i prawidłowe przeżywanie trudnych sytuacji, i tych aktualnych ale i tych przeszłych. Terapia poznawczo-behawioralna bardziej na poradzenie sobie doraźne z samym lękiem, zrozumienie skąd się bierze. To też jest potrzebne, ale moim zdaniem tutaj DivoVic robi robotę pięknie i masz do tego dostęp. Wydaje mi się, że ciężko Ci będzie pójść do przodu, dopóki nie rozprawisz się z przeszłością i aktualną sytuacją w domu. Nie poddawaj się, walcz o siebie. Trzymam kciuki.
Jak mam się rozprawić z przeszłością ? I z uczuciem osamotnienia ? Na razie mnie nie stać na psychoterapie. Tak planuje właśnie na tej dawce leku zostać nie chce wchodzić w duże dawki leku ponieważ zejście z nich jest koszmarem. Biorę je i na razie średnio pomagają myślę że to też kwestia czasu za nim zaczną działać. Natomiast boję się tak szczerze je brać mimo że wiem że mi pomogą się trochę podnieść i wyjść z tego dołku i dadzą mi trochę więcej odwagi do pokonywania swojego lęku. Mimo wszystko boję się ich że od nich mi się coś stanie że będę od nich mdleć. Albo że będę mieć jakiś zespół serotoninowy czy coś ze mu się coś stanie. Takie właśnie mam lęki i często mi to chodzi po głowie.

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 14:56
autor: MałaMaruda
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 14:42
MałaMaruda pisze:
28 lutego 2020, o 14:18
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 13:26
Zdecydowałam się znowu na leki bo nie dawałam rady sama ze sobą...przestałam funkcjonować i strasznie się wszystkiego bać ciągle leżałam i płakałam ☹️
I jeśli chcesz, to na nich sobie póki co zostań. Masz bardzo ciężką sytuację i masz prawo się źle czuć i wpaść w takie zaburzenia - z tego co piszesz, nie masz w nikim prawdziwego wsparcia. Więc, mimo, że sama jestem przeciwniczką leków, na początku na Twoim miejscu bym próbowała wyjść na prostą własnie na lekach.

Ja uczęszczam na psychoterapię psychodynamiczną i myślę, że w tym przypadku warto byłoby o tym właśnie pomyśleć - ta jest skierowana na przyczyny i prawidłowe przeżywanie trudnych sytuacji, i tych aktualnych ale i tych przeszłych. Terapia poznawczo-behawioralna bardziej na poradzenie sobie doraźne z samym lękiem, zrozumienie skąd się bierze. To też jest potrzebne, ale moim zdaniem tutaj DivoVic robi robotę pięknie i masz do tego dostęp. Wydaje mi się, że ciężko Ci będzie pójść do przodu, dopóki nie rozprawisz się z przeszłością i aktualną sytuacją w domu. Nie poddawaj się, walcz o siebie. Trzymam kciuki.
Jak mam się rozprawić z przeszłością ? I z uczuciem osamotnienia ? Na razie mnie nie stać na psychoterapie. Tak planuje właśnie na tej dawce leku zostać nie chce wchodzić w duże dawki leku ponieważ zejście z nich jest koszmarem. Biorę je i na razie średnio pomagają myślę że to też kwestia czasu za nim zaczną działać. Natomiast boję się tak szczerze je brać mimo że wiem że mi pomogą się trochę podnieść i wyjść z tego dołku i dadzą mi trochę więcej odwagi do pokonywania swojego lęku. Mimo wszystko boję się ich że od nich mi się coś stanie że będę od nich mdleć. Albo że będę mieć jakiś zespół serotoninowy czy coś ze mu się coś stanie. Takie właśnie mam lęki i często mi to chodzi po głowie.
Jak brałam leki to też się bałam zespołu serotoninowego, lęk przed zemdleniem to był mój konik kiedyś. Spokojnie, nic z tych rzeczy się nie stanie, bo lęk nie może takich cudów zrobić. Leki bierz wg zaleceń lekarza i się nie przejmuj skutkami ubocznymi, bo one są bardzo rzadkie. Z przeszłością najłatwiej według mnie rozprawić się właśnie na psychoterapii. Jak nie masz teraz pieniędzy, to może postaraj się jakoś je uzbierać (sama napisałaś, że "na razie" Cię nie stać). Ewentualnie poszukaj na NFZ, ale tam i tak są długie kolejki z tego co wiem. Może coś online? Może coś się uda taniej? Póki co nie czekaj, aż leki się wkręcą (mogą się wkręcać powoli, od 2 tyg. nawet do 3 m-scy), tylko słuchaj nagrań, czytaj artykuły, wesprzyj się doraźnie na tyle, na ile możesz w swoim otoczeniu.

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 15:11
autor: Zaburzona1234
Paulina-paula34 pisze:
28 lutego 2020, o 13:22
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 13:11
Jestem nowa osoba na tym forum i chciałabym się z każdym z osobna serdecznie przywitać ;) Mam 22 lata i jak większość osób się domyśla że nie trafiłam tu bez powodu na to forum. Tak mam zaburzenia lękowe od ponad 4 lat . Chciałabym mniej więcej opowiedzieć swoją historię ;) W zasadzie wydaje mi się że na nerwicę lękowa cierpiałam od zawsze. Tylko uaktywnila się dopiero po wielu latach życia. Od dziecka bałam się sama chodzić daleko od domu mama była nadopiekuńcza i powtarzała że ktoś mnie porwie uprowadzi i cuda na kiju się staną. Wiem że to robiła z troski ale mi to w niczym nie pomogło. Miałam natręctwa mycia rąk dość uciążliwe... Później pojawiały się problemy z połykaniem pokarmu wydawało mi się że się udusze zadlawie i umrę. Cóż to wszystko z czasem mijało. Brak akceptacji w szkole był od zerówki. Raz było lepiej a później znowu gorzej. Byłam też obiektem drwin bywało i tak. Zdarzało się tak że fałszywa koleżanka napuscila strasze kolezanko chciały mnie później bić a ja jako dziecko w podstawówce byłam przerażona i balam się do tej szkoły chodzić ale wtedy nie odczuwałam somatow. Bardziej strach przed upokorzeniem i poniżeniem jakoś dawałam radę. Gimnazjum było w miarę okej chodziłam do szkoły na swojej wiosce później stwierdziłam że przeniose się do miasta bo poznam więcej ludzi i moje życie będzie ciekawsze ( nie było) poszłam też między innymi dlatego że chodziła tam moja przyjaciółka która jak się.okazalo od zawsze miała zły wpływ na mnie i się zaczęło... Koleżanki że szkoły tak mi się wydaje że mi zazdrościły wyglądu ? Zaczęły mnie obgadywac ipod nosem wyśmiewać. Olalam. Później jedna napisala na mnie w szatni że jestem " kur..." I już zaczęłam się bać chodzić do tej szkoły. Poszłam i załatwiłam to u dyrektora i był spokój. Zaczęło się w klasie kolega wkleił mi gumę do włosów wybiegłam z płaczem z tej klasy. Bałam się tam znowu chodzić. Zaczęłam opuszczać szkole aż nie zdałam i powtarzałam rok 3 klasy gimnazjum załamało mnie to ale jednocześnie się cieszyłam że mam spokój od tej klasy. Technikum oczywiście znowu spiny z koleżankami z klasy które mnie wyzywały od najgorszych poszło o glupote o ławkę że zajęłam ich ławkę w klasie postawiłam się że każdy ma.prawo usiąść tam gdzie chce i że te ławki nie są podpisane chwilę były sprzeczki później było okej. Dodam że w domu nigdy się nie przelewało rodzice zawsze mieli masę długów nie jednokrotnie było tak że nie było co jeść ciągły lęk o pieniądze. Bracia zawsze byli krytyczni w stosunku do mnie wymiewali mnie że jestem taka sraka. Drwili że mnie w pewnym momencie jak nie zdałam na wakacjach miałam dość konfliktów rodzinnych i tego wszystkiego i uciekłam z domu byłam nieletnia ... Bałam się tam wrócić że już nigdy nie dadzą mi spokoju i siada na mnie calkowicie. Wolałam pójść do domu zastępczego gdy mnie znalazła policja ( nie oceniajcie mnie nie wiedziałam co robię wówczas ) omotana swoją przyjaciółką która mnie nastawiała na rodzinę i na wszystko w koło że jest źle i negatywne. Pisząc to co zrobiłam wtedy mam lzy w oczach. Próbuje to ciągle wymazać z pamięci mam wyrzuty sumienia. Byłam w rodzinie zastępczej miałam zakaz opuszczania domu do czasu rozprawy czułam się jak w więzieniu tak bardzo żałowałam swojej decyzji. Codziennie płakałam i modliłam się do Boga żebym mogła wrócić do swojego domu. Cierpiałam parę miesięcy ... W szkole średniej byłam miesiąc w internacie. W dzień rozprawy płakałam przed sądem że bardzo żałuję swojej decyzji i że chce wrócić do domu... Sąd się zgodził skierował mnie wraz z rodziną na terapię chodziliśmy i próbowaliśmy się dogadać było okej. Ale poczucie winy za to co zrobiłam wtedy gnębiło mnie strasznie i do teraz mnie gnębi. Moja mama bardzo cierpiała że nie chciałam wrócić do domu ze wolałam do obcych ludzi. Ciągle poczucie winy gdzieś w głębi mnie zżerało i się zaczęło zaczęłam palić trawkę ... Pić alkohol swego czasu codziennie piwo albo kilka czasami wpadło coś mocniejszego jak feta. .. to byl mój sposób na zabicie poczucia winy za to co zrobilam i na zabicie samotności. Zaczęły się problemy ze snem jak nadchodziła noc to miałam przerażenie że znowu nie zasnę często płakałam w nocy że nie mogę spać miałam jazdy na tym punkcie. Poczucie samotności i uzależnienia od trawki było bardzo silne. Ten nałóg wypełniał moja dziurę w sercu z powodu poczucia winy i samotnosci... Nic mnie nie cieszyło miałam stan apati. Przez swoje nałogi zaczęłam opuszczać szkole rówieśnicy się odwrócili chyba wiedzieli że mam jakiś problem z alkoholem i narkotykami... Zaległości w szkole stres że znowu nie zdam. W domu agresja złość płacz poczucie samotności gigantyczne. Dodatkowo nauczycielka z ekonomii na mnie siadła i zaczęła mnie gnębić na każdej lekcji zaczęłam bać się tam chodzić. Starałam się opuszczać jej lekcje wtedy nie wiedziałam że to lęk nie potrafiłam nazwać tej emocji. Pewnego dnia poszłam poprawiać niemiecki na dodatkowej lekcji... Idąc tam po schodach poczułam nerwoból pod sercem wcześniej tego jakoś nie czułam i wydało mi się to dziwne. Usiadłam i zaczęłam pisać kartkówkę i nagle zaczęłam się strząsc miałam problem z oddychaniem... To były dziwne odczucia nigdy wcześniej ich nie znałam. I jakby robiło mi się słabo... I nie czułam swojego ciała ... Serce zaczęło bić jak szalone pomyślałam " o nie umieram mam zawał pewnie przez moj dotychczasowy tryb życia i się rozkręciło to był nasilniejszy atak paniki w moim życiu to bylo okropne uczucie oderwania od rzeczywistości ... Wszystko się rozmazalo nie czułam swojego ciała nie mogłam ruszać nogami kręciło mi się w głowie... I zaczęłam mówić że umieram że zemdleje zaraz poczułam się jakby mnie coś ogłuszylo nauczycielka zadzwoniła po mamę a mama mnie odebrała.. że szkoły i powiedziała że to przez alkohol wmówiła mi jakieś padaczki .. i różne dziwne rzeczy ja przerażona w to uwierzyłam błagałam ja żeby mnie zawiozła do szpitala bo ja umieram myślałam wtedy sobie "to koniec mojego życia umrę... Jeszcze nie zaznałam szczęścia jeszcze tyle rzeczy nie widziałam nie chce żeby to był koniec" i ruszyła machina zawroty okropne nie byłam w stanie ustać na nogach...bol głowy ataki paniki nawet w łóżku. Kołatanie rwące nerwobole dosłownie wszystko co tylko można mieć w nerwicy. Nie byłam w stanie iść się wykąpać wstać zrobić sobie jedzenie. Myślałam że umieram albo zwariowałam derealizacja agorafobia. Miałam dosłownie wszystko łącznie z depersonalizacja mama zabrała mnie do pierwszego lekarza psychiatry i nie podała diagnozy wypisała leki i powiedziała żebym nie czytała o chorobach i że za pół roku będę mogła pilotować samolot ( gówno prawda ) leki były nie dobrane a ja dalej nie wiedziałam co mi jest myślałam że zwariowałam i że umrę i że to koniec. Brałam leki i dalej wegetowalam przestałam żyć chodzić do szkoły miałam mega depresję. Później druga psychiatra powiedziała że rozwija mi się jakaś choroba i że to trzeba obserwować 🙉 ( totalne załamanie ) odechciało mi się żyć. Somatyzacja była mega silna zastanawiałam się czy to przeżyje. Zmieniłam psychiatrę i dostalam nowej leki wenlafaksyne w dawce 150 i poszłam na psychoterapie i jakoś funkcjonowałam i już wiedziałam że mam zaburzenia lękowe i że będę musiała jak to lekarz powiedział chodzić na terapię i brać leki całe życie bo przecież jestem chora psychicznie. Pogodziłam się z tym terapia pomogła mi zacząć wychodzić z domu i dzięki tym lekom jakoś sobie żyłam ale kompletnie dalej nie rozumiałam mechanizmu lekowego i siebie samej dalej nie ogarnialam. To trwało 3 lata. Później wyprowadziłam z chłopakiem do mieszkania pracowałam w trzech fabrykach i w każdej wyczuwali moja słabość i lęk i mnie gnoili aż pojawił się lęk przed pracą i ludźmi. Odstawiłam leki z myślą że wiem wszystko o nerwicy i że na pewno po tylu latach mnie wyleczyły yhy guzik prawda. Schodząc z leku miałam taką depresję że to był koszmar ciągle płakałam i twierdzilam że teraz to już na pewno zwariowałam. Chłopak wyprowadził się do rodziców ja wróciłam do domu rodzinnego znowu zaczęłam się wszystkiego bać wychodzić z domu nie pracuje dalej...bo sie strasznie boję dopiero tak na prawdę poznaje mechanizmy zaburzenia. Wróciłam do leków wenlafaksyny w dawce 75 i tritico na noc 50. Chciałam sobie pomóc trochę dopiero biorę dwa tygodnie leki. Ból był tak silny po odejściu partnera do domu rodzinnego że czułam się najgorzej na świecie że mam tą nerwicę że nie mogę funkcjonować totalnie błędne myslenie. I tak sobie żyje i staram się ogarnąć ze swoimi lękami.Mieszkam z rodzicami i z dwoma braćmi w jednym pokoju czuje się źle ... Z parterem dalej się spotykam ale mam żal że mnie zostawił gdy tak cierpiałam z tymi lekami i że nie starał się mnie zrozumieć tylko uciekł myślałam że serce mi pęknie... Obiecuję że postawi domek i że będziemy razem mieszkać ale szczerze to nie wiem czy chce i nie wiem to mówi prawde. Czuje się samotna nie mam żadnych znajomych pracy... Siedzę w domu moi bracia cpaja nie pracują... W domu dalej się nie przelewa a ja dalej czuje się jak gówno i dalej mnie atakują lęki i dalej mi się wydaje że umieram. Tylko że skończyłam już bardzo dawno temu z nałogami. Mogą dla mnie nie istnieć .... Zastanawiam się czy uda mi się kiedyś wyjść całkowicie z tej nerwicy i poukładać sobie w głowie ? Czytam o tym jak ludzie tego dokonali i jestem po wrażeniem. Ale nie sądzę że uda mi się bez leków wgl funkcjonować próbowałam parę miesięcy fakt faktem wiedzy nie miałam bo ja nabywam dopiero. Ten lęk i poczucie zerowe wartości mnie zgniataly. Mam bardzo niska samoocenę bo utylam trochę po tych lekach i się czuję źle w swoim ciele i duchu. I wgl siebie nie lubię. Chciałam wylać swoje emocje anonimowo... Żeby choć trochę sobie ulżyć ...
Hej! :friend:
Pierwsza i najważniejsza sprawa.. Nerwica to nie choroba psychiczna, nie trzeba brać leków całe życie. Baaa, w ogóle nie trzeba brać leków. Liczy się praca nad sobą, myślami i emocjami. Wszystko dzieje się tylko i wyłącznie w naszej głowie.
Ty nie bierzesz leków ? Jesteś odburzona ? :))

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 15:18
autor: Zaburzona1234
MałaMaruda pisze:
28 lutego 2020, o 14:56
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 14:42
MałaMaruda pisze:
28 lutego 2020, o 14:18


I jeśli chcesz, to na nich sobie póki co zostań. Masz bardzo ciężką sytuację i masz prawo się źle czuć i wpaść w takie zaburzenia - z tego co piszesz, nie masz w nikim prawdziwego wsparcia. Więc, mimo, że sama jestem przeciwniczką leków, na początku na Twoim miejscu bym próbowała wyjść na prostą własnie na lekach.

Ja uczęszczam na psychoterapię psychodynamiczną i myślę, że w tym przypadku warto byłoby o tym właśnie pomyśleć - ta jest skierowana na przyczyny i prawidłowe przeżywanie trudnych sytuacji, i tych aktualnych ale i tych przeszłych. Terapia poznawczo-behawioralna bardziej na poradzenie sobie doraźne z samym lękiem, zrozumienie skąd się bierze. To też jest potrzebne, ale moim zdaniem tutaj DivoVic robi robotę pięknie i masz do tego dostęp. Wydaje mi się, że ciężko Ci będzie pójść do przodu, dopóki nie rozprawisz się z przeszłością i aktualną sytuacją w domu. Nie poddawaj się, walcz o siebie. Trzymam kciuki.
Jak mam się rozprawić z przeszłością ? I z uczuciem osamotnienia ? Na razie mnie nie stać na psychoterapie. Tak planuje właśnie na tej dawce leku zostać nie chce wchodzić w duże dawki leku ponieważ zejście z nich jest koszmarem. Biorę je i na razie średnio pomagają myślę że to też kwestia czasu za nim zaczną działać. Natomiast boję się tak szczerze je brać mimo że wiem że mi pomogą się trochę podnieść i wyjść z tego dołku i dadzą mi trochę więcej odwagi do pokonywania swojego lęku. Mimo wszystko boję się ich że od nich mi się coś stanie że będę od nich mdleć. Albo że będę mieć jakiś zespół serotoninowy czy coś ze mu się coś stanie. Takie właśnie mam lęki i często mi to chodzi po głowie.
Jak brałam leki to też się bałam zespołu serotoninowego, lęk przed zemdleniem to był mój konik kiedyś. Spokojnie, nic z tych rzeczy się nie stanie, bo lęk nie może takich cudów zrobić. Leki bierz wg zaleceń lekarza i się nie przejmuj skutkami ubocznymi, bo one są bardzo rzadkie. Z przeszłością najłatwiej według mnie rozprawić się właśnie na psychoterapii. Jak nie masz teraz pieniędzy, to może postaraj się jakoś je uzbierać (sama napisałaś, że "na razie" Cię nie stać). Ewentualnie poszukaj na NFZ, ale tam i tak są długie kolejki z tego co wiem. Może coś online? Może coś się uda taniej? Póki co nie czekaj, aż leki się wkręcą (mogą się wkręcać powoli, od 2 tyg. nawet do 3 m-scy), tylko słuchaj nagrań, czytaj artykuły, wesprzyj się doraźnie na tyle, na ile możesz w swoim otoczeniu.
Tak będę robić na razie działam czytając tutaj i sluchajac filmików ;)) nie czekam aż się wkręca bo kiedyś popełniłam ten błąd że leżałam i czekałam aż mnie cudownie uzdrowią to był błąd ale no zero pojęcia byłam na psychoterapi i coś tam pomogła bo zaczęłam z domu wychodzić i jakiś czas dosyć sprawnie funkcjonowałam jednak moim marzeniem jest żeby się całkowicie odburzyc i żyć normalnie ale nie jestem pewna mając taką sytuację czy to w moim przypadku jest możliwe. Co do lekarza to bardzo mnie zawiódł od razu jak mu powiedziałam że popełniłam błąd odstawiając je całkowicie nie mając wiedzy... I nie chodząc na terapię to powiedział że leki całe życie bo bez nich nie funkcjonuje i sobie nie poradzę bo to choroba. Nie zgadzam się że to choroba jest dużo osób którzy z tego wyszli tutaj całkowicie. Chciał mi namieszać w głowie i mu się udało wcześniej jak byłam jeszcze u niego po tej wyprowadzce to powiedział że to moja wina wszystko i że jestem pasożytem i że nawet jak pójdę na terapię to żaden terapeuta nie będzie chciał słuchać mojego pieprzenia :(

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 15:24
autor: Piotrt
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 15:18
MałaMaruda pisze:
28 lutego 2020, o 14:56
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 14:42


Jak mam się rozprawić z przeszłością ? I z uczuciem osamotnienia ? Na razie mnie nie stać na psychoterapie. Tak planuje właśnie na tej dawce leku zostać nie chce wchodzić w duże dawki leku ponieważ zejście z nich jest koszmarem. Biorę je i na razie średnio pomagają myślę że to też kwestia czasu za nim zaczną działać. Natomiast boję się tak szczerze je brać mimo że wiem że mi pomogą się trochę podnieść i wyjść z tego dołku i dadzą mi trochę więcej odwagi do pokonywania swojego lęku. Mimo wszystko boję się ich że od nich mi się coś stanie że będę od nich mdleć. Albo że będę mieć jakiś zespół serotoninowy czy coś ze mu się coś stanie. Takie właśnie mam lęki i często mi to chodzi po głowie.
Jak brałam leki to też się bałam zespołu serotoninowego, lęk przed zemdleniem to był mój konik kiedyś. Spokojnie, nic z tych rzeczy się nie stanie, bo lęk nie może takich cudów zrobić. Leki bierz wg zaleceń lekarza i się nie przejmuj skutkami ubocznymi, bo one są bardzo rzadkie. Z przeszłością najłatwiej według mnie rozprawić się właśnie na psychoterapii. Jak nie masz teraz pieniędzy, to może postaraj się jakoś je uzbierać (sama napisałaś, że "na razie" Cię nie stać). Ewentualnie poszukaj na NFZ, ale tam i tak są długie kolejki z tego co wiem. Może coś online? Może coś się uda taniej? Póki co nie czekaj, aż leki się wkręcą (mogą się wkręcać powoli, od 2 tyg. nawet do 3 m-scy), tylko słuchaj nagrań, czytaj artykuły, wesprzyj się doraźnie na tyle, na ile możesz w swoim otoczeniu.
Tak będę robić na razie działam czytając tutaj i sluchajac filmików ;)) nie czekam aż się wkręca bo kiedyś popełniłam ten błąd że leżałam i czekałam aż mnie cudownie uzdrowią to był błąd ale no zero pojęcia byłam na psychoterapi i coś tam pomogła bo zaczęłam z domu wychodzić i jakiś czas dosyć sprawnie funkcjonowałam jednak moim marzeniem jest żeby się całkowicie odburzyc i żyć normalnie ale nie jestem pewna mając taką sytuację czy to w moim przypadku jest możliwe. Co do lekarza to bardzo mnie zawiódł od razu jak mu powiedziałam że popełniłam błąd odstawiając je całkowicie nie mając wiedzy... I nie chodząc na terapię to powiedział że leki całe życie bo bez nich nie funkcjonuje i sobie nie poradzę bo to choroba. Nie zgadzam się że to choroba jest dużo osób którzy z tego wyszli tutaj całkowicie. Chciał mi namieszać w głowie i mu się udało wcześniej jak byłam jeszcze u niego po tej wyprowadzce to powiedział że to moja wina wszystko i że jestem pasożytem i że nawet jak pójdę na terapię to żaden terapeuta nie będzie chciał słuchać mojego pieprzenia :(
Warto zawalczyć o siebie 😊

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 16:27
autor: MałaMaruda
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 15:18
MałaMaruda pisze:
28 lutego 2020, o 14:56
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 14:42


Jak mam się rozprawić z przeszłością ? I z uczuciem osamotnienia ? Na razie mnie nie stać na psychoterapie. Tak planuje właśnie na tej dawce leku zostać nie chce wchodzić w duże dawki leku ponieważ zejście z nich jest koszmarem. Biorę je i na razie średnio pomagają myślę że to też kwestia czasu za nim zaczną działać. Natomiast boję się tak szczerze je brać mimo że wiem że mi pomogą się trochę podnieść i wyjść z tego dołku i dadzą mi trochę więcej odwagi do pokonywania swojego lęku. Mimo wszystko boję się ich że od nich mi się coś stanie że będę od nich mdleć. Albo że będę mieć jakiś zespół serotoninowy czy coś ze mu się coś stanie. Takie właśnie mam lęki i często mi to chodzi po głowie.
Jak brałam leki to też się bałam zespołu serotoninowego, lęk przed zemdleniem to był mój konik kiedyś. Spokojnie, nic z tych rzeczy się nie stanie, bo lęk nie może takich cudów zrobić. Leki bierz wg zaleceń lekarza i się nie przejmuj skutkami ubocznymi, bo one są bardzo rzadkie. Z przeszłością najłatwiej według mnie rozprawić się właśnie na psychoterapii. Jak nie masz teraz pieniędzy, to może postaraj się jakoś je uzbierać (sama napisałaś, że "na razie" Cię nie stać). Ewentualnie poszukaj na NFZ, ale tam i tak są długie kolejki z tego co wiem. Może coś online? Może coś się uda taniej? Póki co nie czekaj, aż leki się wkręcą (mogą się wkręcać powoli, od 2 tyg. nawet do 3 m-scy), tylko słuchaj nagrań, czytaj artykuły, wesprzyj się doraźnie na tyle, na ile możesz w swoim otoczeniu.
Tak będę robić na razie działam czytając tutaj i sluchajac filmików ;)) nie czekam aż się wkręca bo kiedyś popełniłam ten błąd że leżałam i czekałam aż mnie cudownie uzdrowią to był błąd ale no zero pojęcia byłam na psychoterapi i coś tam pomogła bo zaczęłam z domu wychodzić i jakiś czas dosyć sprawnie funkcjonowałam jednak moim marzeniem jest żeby się całkowicie odburzyc i żyć normalnie ale nie jestem pewna mając taką sytuację czy to w moim przypadku jest możliwe. Co do lekarza to bardzo mnie zawiódł od razu jak mu powiedziałam że popełniłam błąd odstawiając je całkowicie nie mając wiedzy... I nie chodząc na terapię to powiedział że leki całe życie bo bez nich nie funkcjonuje i sobie nie poradzę bo to choroba. Nie zgadzam się że to choroba jest dużo osób którzy z tego wyszli tutaj całkowicie. Chciał mi namieszać w głowie i mu się udało wcześniej jak byłam jeszcze u niego po tej wyprowadzce to powiedział że to moja wina wszystko i że jestem pasożytem i że nawet jak pójdę na terapię to żaden terapeuta nie będzie chciał słuchać mojego pieprzenia :(
Da się bez leków, ale czasami nie warto. Ja sobie wybaczyłam, że brałam leki. Mimo nawrotów. Czasami jest za ciężko, żeby udźwignąć bez wspomagaczy. Jak będziesz gotowa, to je odstawisz. Nie dokładaj sobie o to stresów. Co do lekarza, to cóż. Miał rację z odstawianiem i tylko z tym. Głęboko wierzę, że da się bez leków. Idź do innego lekarza.
Wyjście z tego w każdym przypadku jest możliwe (poza chorobami prawdziwymi, ale ich nie masz), z tego co tu mówią. I ja w to wierzę i mam nadzieję, że kiedyś będę na to żywym dowodem. Dasz radę, ja w Ciebie wierzę i trzymam kciuki. Tylko powolutku, nie rób sobie presji (ja robię i widzę, że to tylko utrudnia :P łatwiej się mówi komuś niż samemu stosuje). Bądź wytrwała.

Re: Witam wszystkich serdecznie !!!

: 28 lutego 2020, o 20:09
autor: Paulina-paula34
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 15:11
Paulina-paula34 pisze:
28 lutego 2020, o 13:22
Zaburzona1234 pisze:
28 lutego 2020, o 13:11
Jestem nowa osoba na tym forum i chciałabym się z każdym z osobna serdecznie przywitać ;) Mam 22 lata i jak większość osób się domyśla że nie trafiłam tu bez powodu na to forum. Tak mam zaburzenia lękowe od ponad 4 lat . Chciałabym mniej więcej opowiedzieć swoją historię ;) W zasadzie wydaje mi się że na nerwicę lękowa cierpiałam od zawsze. Tylko uaktywnila się dopiero po wielu latach życia. Od dziecka bałam się sama chodzić daleko od domu mama była nadopiekuńcza i powtarzała że ktoś mnie porwie uprowadzi i cuda na kiju się staną. Wiem że to robiła z troski ale mi to w niczym nie pomogło. Miałam natręctwa mycia rąk dość uciążliwe... Później pojawiały się problemy z połykaniem pokarmu wydawało mi się że się udusze zadlawie i umrę. Cóż to wszystko z czasem mijało. Brak akceptacji w szkole był od zerówki. Raz było lepiej a później znowu gorzej. Byłam też obiektem drwin bywało i tak. Zdarzało się tak że fałszywa koleżanka napuscila strasze kolezanko chciały mnie później bić a ja jako dziecko w podstawówce byłam przerażona i balam się do tej szkoły chodzić ale wtedy nie odczuwałam somatow. Bardziej strach przed upokorzeniem i poniżeniem jakoś dawałam radę. Gimnazjum było w miarę okej chodziłam do szkoły na swojej wiosce później stwierdziłam że przeniose się do miasta bo poznam więcej ludzi i moje życie będzie ciekawsze ( nie było) poszłam też między innymi dlatego że chodziła tam moja przyjaciółka która jak się.okazalo od zawsze miała zły wpływ na mnie i się zaczęło... Koleżanki że szkoły tak mi się wydaje że mi zazdrościły wyglądu ? Zaczęły mnie obgadywac ipod nosem wyśmiewać. Olalam. Później jedna napisala na mnie w szatni że jestem " kur..." I już zaczęłam się bać chodzić do tej szkoły. Poszłam i załatwiłam to u dyrektora i był spokój. Zaczęło się w klasie kolega wkleił mi gumę do włosów wybiegłam z płaczem z tej klasy. Bałam się tam znowu chodzić. Zaczęłam opuszczać szkole aż nie zdałam i powtarzałam rok 3 klasy gimnazjum załamało mnie to ale jednocześnie się cieszyłam że mam spokój od tej klasy. Technikum oczywiście znowu spiny z koleżankami z klasy które mnie wyzywały od najgorszych poszło o glupote o ławkę że zajęłam ich ławkę w klasie postawiłam się że każdy ma.prawo usiąść tam gdzie chce i że te ławki nie są podpisane chwilę były sprzeczki później było okej. Dodam że w domu nigdy się nie przelewało rodzice zawsze mieli masę długów nie jednokrotnie było tak że nie było co jeść ciągły lęk o pieniądze. Bracia zawsze byli krytyczni w stosunku do mnie wymiewali mnie że jestem taka sraka. Drwili że mnie w pewnym momencie jak nie zdałam na wakacjach miałam dość konfliktów rodzinnych i tego wszystkiego i uciekłam z domu byłam nieletnia ... Bałam się tam wrócić że już nigdy nie dadzą mi spokoju i siada na mnie calkowicie. Wolałam pójść do domu zastępczego gdy mnie znalazła policja ( nie oceniajcie mnie nie wiedziałam co robię wówczas ) omotana swoją przyjaciółką która mnie nastawiała na rodzinę i na wszystko w koło że jest źle i negatywne. Pisząc to co zrobiłam wtedy mam lzy w oczach. Próbuje to ciągle wymazać z pamięci mam wyrzuty sumienia. Byłam w rodzinie zastępczej miałam zakaz opuszczania domu do czasu rozprawy czułam się jak w więzieniu tak bardzo żałowałam swojej decyzji. Codziennie płakałam i modliłam się do Boga żebym mogła wrócić do swojego domu. Cierpiałam parę miesięcy ... W szkole średniej byłam miesiąc w internacie. W dzień rozprawy płakałam przed sądem że bardzo żałuję swojej decyzji i że chce wrócić do domu... Sąd się zgodził skierował mnie wraz z rodziną na terapię chodziliśmy i próbowaliśmy się dogadać było okej. Ale poczucie winy za to co zrobiłam wtedy gnębiło mnie strasznie i do teraz mnie gnębi. Moja mama bardzo cierpiała że nie chciałam wrócić do domu ze wolałam do obcych ludzi. Ciągle poczucie winy gdzieś w głębi mnie zżerało i się zaczęło zaczęłam palić trawkę ... Pić alkohol swego czasu codziennie piwo albo kilka czasami wpadło coś mocniejszego jak feta. .. to byl mój sposób na zabicie poczucia winy za to co zrobilam i na zabicie samotności. Zaczęły się problemy ze snem jak nadchodziła noc to miałam przerażenie że znowu nie zasnę często płakałam w nocy że nie mogę spać miałam jazdy na tym punkcie. Poczucie samotności i uzależnienia od trawki było bardzo silne. Ten nałóg wypełniał moja dziurę w sercu z powodu poczucia winy i samotnosci... Nic mnie nie cieszyło miałam stan apati. Przez swoje nałogi zaczęłam opuszczać szkole rówieśnicy się odwrócili chyba wiedzieli że mam jakiś problem z alkoholem i narkotykami... Zaległości w szkole stres że znowu nie zdam. W domu agresja złość płacz poczucie samotności gigantyczne. Dodatkowo nauczycielka z ekonomii na mnie siadła i zaczęła mnie gnębić na każdej lekcji zaczęłam bać się tam chodzić. Starałam się opuszczać jej lekcje wtedy nie wiedziałam że to lęk nie potrafiłam nazwać tej emocji. Pewnego dnia poszłam poprawiać niemiecki na dodatkowej lekcji... Idąc tam po schodach poczułam nerwoból pod sercem wcześniej tego jakoś nie czułam i wydało mi się to dziwne. Usiadłam i zaczęłam pisać kartkówkę i nagle zaczęłam się strząsc miałam problem z oddychaniem... To były dziwne odczucia nigdy wcześniej ich nie znałam. I jakby robiło mi się słabo... I nie czułam swojego ciała ... Serce zaczęło bić jak szalone pomyślałam " o nie umieram mam zawał pewnie przez moj dotychczasowy tryb życia i się rozkręciło to był nasilniejszy atak paniki w moim życiu to bylo okropne uczucie oderwania od rzeczywistości ... Wszystko się rozmazalo nie czułam swojego ciała nie mogłam ruszać nogami kręciło mi się w głowie... I zaczęłam mówić że umieram że zemdleje zaraz poczułam się jakby mnie coś ogłuszylo nauczycielka zadzwoniła po mamę a mama mnie odebrała.. że szkoły i powiedziała że to przez alkohol wmówiła mi jakieś padaczki .. i różne dziwne rzeczy ja przerażona w to uwierzyłam błagałam ja żeby mnie zawiozła do szpitala bo ja umieram myślałam wtedy sobie "to koniec mojego życia umrę... Jeszcze nie zaznałam szczęścia jeszcze tyle rzeczy nie widziałam nie chce żeby to był koniec" i ruszyła machina zawroty okropne nie byłam w stanie ustać na nogach...bol głowy ataki paniki nawet w łóżku. Kołatanie rwące nerwobole dosłownie wszystko co tylko można mieć w nerwicy. Nie byłam w stanie iść się wykąpać wstać zrobić sobie jedzenie. Myślałam że umieram albo zwariowałam derealizacja agorafobia. Miałam dosłownie wszystko łącznie z depersonalizacja mama zabrała mnie do pierwszego lekarza psychiatry i nie podała diagnozy wypisała leki i powiedziała żebym nie czytała o chorobach i że za pół roku będę mogła pilotować samolot ( gówno prawda ) leki były nie dobrane a ja dalej nie wiedziałam co mi jest myślałam że zwariowałam i że umrę i że to koniec. Brałam leki i dalej wegetowalam przestałam żyć chodzić do szkoły miałam mega depresję. Później druga psychiatra powiedziała że rozwija mi się jakaś choroba i że to trzeba obserwować 🙉 ( totalne załamanie ) odechciało mi się żyć. Somatyzacja była mega silna zastanawiałam się czy to przeżyje. Zmieniłam psychiatrę i dostalam nowej leki wenlafaksyne w dawce 150 i poszłam na psychoterapie i jakoś funkcjonowałam i już wiedziałam że mam zaburzenia lękowe i że będę musiała jak to lekarz powiedział chodzić na terapię i brać leki całe życie bo przecież jestem chora psychicznie. Pogodziłam się z tym terapia pomogła mi zacząć wychodzić z domu i dzięki tym lekom jakoś sobie żyłam ale kompletnie dalej nie rozumiałam mechanizmu lekowego i siebie samej dalej nie ogarnialam. To trwało 3 lata. Później wyprowadziłam z chłopakiem do mieszkania pracowałam w trzech fabrykach i w każdej wyczuwali moja słabość i lęk i mnie gnoili aż pojawił się lęk przed pracą i ludźmi. Odstawiłam leki z myślą że wiem wszystko o nerwicy i że na pewno po tylu latach mnie wyleczyły yhy guzik prawda. Schodząc z leku miałam taką depresję że to był koszmar ciągle płakałam i twierdzilam że teraz to już na pewno zwariowałam. Chłopak wyprowadził się do rodziców ja wróciłam do domu rodzinnego znowu zaczęłam się wszystkiego bać wychodzić z domu nie pracuje dalej...bo sie strasznie boję dopiero tak na prawdę poznaje mechanizmy zaburzenia. Wróciłam do leków wenlafaksyny w dawce 75 i tritico na noc 50. Chciałam sobie pomóc trochę dopiero biorę dwa tygodnie leki. Ból był tak silny po odejściu partnera do domu rodzinnego że czułam się najgorzej na świecie że mam tą nerwicę że nie mogę funkcjonować totalnie błędne myslenie. I tak sobie żyje i staram się ogarnąć ze swoimi lękami.Mieszkam z rodzicami i z dwoma braćmi w jednym pokoju czuje się źle ... Z parterem dalej się spotykam ale mam żal że mnie zostawił gdy tak cierpiałam z tymi lekami i że nie starał się mnie zrozumieć tylko uciekł myślałam że serce mi pęknie... Obiecuję że postawi domek i że będziemy razem mieszkać ale szczerze to nie wiem czy chce i nie wiem to mówi prawde. Czuje się samotna nie mam żadnych znajomych pracy... Siedzę w domu moi bracia cpaja nie pracują... W domu dalej się nie przelewa a ja dalej czuje się jak gówno i dalej mnie atakują lęki i dalej mi się wydaje że umieram. Tylko że skończyłam już bardzo dawno temu z nałogami. Mogą dla mnie nie istnieć .... Zastanawiam się czy uda mi się kiedyś wyjść całkowicie z tej nerwicy i poukładać sobie w głowie ? Czytam o tym jak ludzie tego dokonali i jestem po wrażeniem. Ale nie sądzę że uda mi się bez leków wgl funkcjonować próbowałam parę miesięcy fakt faktem wiedzy nie miałam bo ja nabywam dopiero. Ten lęk i poczucie zerowe wartości mnie zgniataly. Mam bardzo niska samoocenę bo utylam trochę po tych lekach i się czuję źle w swoim ciele i duchu. I wgl siebie nie lubię. Chciałam wylać swoje emocje anonimowo... Żeby choć trochę sobie ulżyć ...
Hej! :friend:
Pierwsza i najważniejsza sprawa.. Nerwica to nie choroba psychiczna, nie trzeba brać leków całe życie. Baaa, w ogóle nie trzeba brać leków. Liczy się praca nad sobą, myślami i emocjami. Wszystko dzieje się tylko i wyłącznie w naszej głowie.
Ty nie bierzesz leków ? Jesteś odburzona ? :))
Nie brałam nigdy, wszystko przeżyłam bez znieczulenia 😉 Odburzona to za dużo, czuję się o niebo lepiej, ale muszę jeszcze nad sobą popracować 😉