witam wszystkich
: 9 czerwca 2019, o 19:31
witam.
Mam na imię Kuba i próbuję sobie radzić z moją nerwicą. Na wstępie chciałbym opisać u mnie jak to wygląda i czy może ktoś coś doradzi lub poleci.
od razu napiszę, że chodzę na psychoterapię, od około 3 miesięcy.
Jestem człowiekiem, który od zawsze wszystkiego się bał, wszystkie czynności, które wymagają odwagi są dla mnie nie do zrobienia. Boję się wody, karuzeli, samolotu, iść przez miasto gdzie idą jacyś podejrzani ludzie, jeszcze do niedawna większości kontaktów z ludźmi, nie potrafiłem się wysłowić, strzelałem różne głupoty przez co od razu czułem się jak głupek. Ogólnie poczucie mojej wartości jest takie: "jesteś lewy, głupi, strachliwy, brzydki, słaby" i to są w mojej głowie słowa, które bardzo delikatnie określają co tak na prawdę siedzi w mojej głowie. Na terapii i wszyscy w okół utwierdzają mnie, że tak nie jest i ja sam próbuję sobie to tak tłumaczyć, ale każda sytuacja w której nie dawałem rady utwierdzała mnie w tych przekonaniach.
Czas jaki rzekoma nerwica(bo oczywiście nadal w to nie zbyt wierzę) doskwiera mi na tyle, że nie pozwala mi normalnie funkcjonować to około 2 lata z przerwami.
Mój największy problem to odczucia serca na moim ciele (czułem go od zawsze od kiedy pamiętam, ale z czasem coraz mocniej). Wszystko co się dzieje z moim ciałem wiążę z objawami sercowymi. Jestem osobą szczupłą nawet bardzo szczupłą i lekarze mówią, że taka moja budowa i serce będzie widać na klatce jak bije. Codziennie sprawdzam moje serce z 300 razy czy bije, jak mocno bije i dlaczego... cały czas czuję jak po prostu wali, nie bije normalnie ale ja 24/7 czuję bicie moje serca na klatce piersiowej, mogę w kazdej chwili sprawdzić jakie mam tętno patrząc tylko na zegarek bo ja kazde udzerzenie serca czuję na klatce więc nawet nie muszę przyciskać do tętnic zeby odczuwać tętno.
Zaczęło się od sytuacji, gdzie miałem iść wyciąć małego kaszaka prze chirurga, niestety jak poszedłem tak po 5 minutach uciekłem ponieważ serce prawie mi wyskoczyło z klatki i wpadłem w panikę, musiałem stamtąd po prostu uciec. później było jakoś średnio, czułem serce, waliło ale nie było ataków paniki. Doszło do kolejnej sytuacji, byłem na występie ojca, który śpiewa w chórze, siedziałem na środku i jak mieli go zapowiedzieć (a emocjonuję się muzyką zawsze) to serce mi tak tłukło, że nie wytrzymałem tego dłużej niż 10 minut i uciekłem. mimo iż miały to być emocje pozytywne, mój organizm tego nie ogarnął, wtedy wpadłem w rozpacz i przestałem odczuwać przyjemność ponieważ nawet pozytywne emocje obracały się w lęk i strach przed tym że "coś stanie się z moim sercem". byłem u lekarza rodzinnego, ekg, echo serca, potem znowu kardiolog i każdy mówi, że mam nerwicę, a wszystkie wyniki w normie. dostałem cloranxen na ataki lęku, ale staram się go unikać i tylko w apogeum go brać... patologicznie mierzyłem cisnienie i jak było za wysokie to znowu się irytowałem i załamywałem, że jestem chory... miałem 140/90 i juz było po mnie, wystarczyło zmierzyć minutę później i spadało do 120/70, moje tętno w spoczynku to 45-55, ale uderzenia serca są bardzo mocne, tak mocne, że ciągle czuję dyskomfort. nawet mam nagrany film jak serce wali mi przez żebra... co po prostu mnie dobija w życiu codziennym.
teraz mój najgorszy i największy problem jaki mnie dotknął. od zawsze byłem aktywny fizycznie; piłka nożna, sztuki walki, bieganie. od około pół roku po prostu boję się ruszać, nawet spacery mnie przerażają, szczególnie, że nawet jak się odważę to kończą się stanami lękowymi. Problem jest taki, iż mam siłę, nie mam żadnej zadyszki nawet, czuję, że mogę przebiec 5 km bez problemu wewnętrznie, nie mam zawrotów głowy, nie pocę się nawet, ale sytuacja wygląda tak. Idę... czuję się dobrze, nagle zaczyna się mała górka, pod którą trzeba wyjść, lub przyśpieszę krok, tętno jak to ma być u człowieka wtedy wzrasta, u mnie też, ale łącznie z tym wpadam w lęk, że serce przyśpiesza, z miejsca jestem przestraszony i wpadam w panikę. nogi mi się robią jakieś dziwne, i od razu myślę, co tu zrobić żeby ktoś coś mi pomógł, wpadam w panikę, idę powoli do domu żeby tylko się nie wysilić, najchętniej bym się zaczołgał. raz byłem na pogotowiu bo siedząc po prostu czułem, że zaraz umrę, nachodziły mnie od stóp do głów przeraźliwe stany jakby umierania. 3 dni temu również było u mnie pogotowie bo tętno mi podskoczyło i wkręcałem się coraz bardziej, aż zaczęło się ciagłe kołatanie serca, przyjechali dali hydroxyzyne, ale tętno przez nastepne 3 godziny było podwyzszone i nie mogłem zasnąć, w koncu się udało i rano było lepiej. przez kolejne 2 dni praktycznie siedziałem ciągle i bałem się nawet iść do ubikacji ponieważ serce mi przyśpieszy. jak już wstałem i stałem przy ubikacji tętno rosło mi z 60 do 120 i od razu byłem znowu nakręcony, ciężko na ramionach i strach przed chorobą i umieraniem. w ciagu tych 2 lat miałem objawy: ścisk w gardle, ciągłe mocne walenie serce 24/7 i to nigdy nie ustępuje, nawet teraz kiedy to piszę, wrażenie, że zaraz mnie najdzie i co się stanie, ciągła słabość, mimo że nie mam problemów z spaniem i wstawaniem, co najlepsze nie mam żadnych bólów, kompletnie żadnych, oprócz jenokrotnego zakłucia w sercu raz na miesiąc. nie boję się gdzieś iść zbytnio, nie boję się wychodzić itd, ale raczej boję się emocji, jakichkolwiek i wysiłku, który spowoduje przyśpieszenie serca. Jeszcze do niedawna jak ćwiczyłem to jechałem sobie cardio przez 30 minut i pech chciał, że zacząłem sprawdzać swoje serce, wtedy przyśpieszyło, wpadłem w panikę i nie dość że juz od cwiczen było przyspieszone to lęk dołozył kolejne i totalny strach nie pozwolił mi się uspokoić.
tak mniej więcej wygląda moje życie, marzę o tym, żeby nie czuć swoje serca ciągle i ciąge na całym moim ciele, jak leże to koszulka cała lata.... to jest nie do zniesienia i cały czas mam wrażenie że jestem na coś chory... budzę się, czuję serce, idę spać, czuję serce, jade samochodem czuję serce, biorę prysznic, wtedy jakoś lecąca woda powoduje ze nie czuję go i nagle musze zakręcić wodę zeby go poczuć.... bo znowu się boje ze nie bije...
powiedzcie co o tym myślicie, powiedzcie jeśli mozecie co mogę zrobić zeby się nie bać ruszać i odburzyć się? w większości ludzzie z nerwicą walczą z nią poprzez sport... a ja nie mogę bo to tworzy lęk...
z góry dziękuję Tym którzy przeczytali moje wypociny i gorąco Was pozdrawiam.
Mam na imię Kuba i próbuję sobie radzić z moją nerwicą. Na wstępie chciałbym opisać u mnie jak to wygląda i czy może ktoś coś doradzi lub poleci.
od razu napiszę, że chodzę na psychoterapię, od około 3 miesięcy.
Jestem człowiekiem, który od zawsze wszystkiego się bał, wszystkie czynności, które wymagają odwagi są dla mnie nie do zrobienia. Boję się wody, karuzeli, samolotu, iść przez miasto gdzie idą jacyś podejrzani ludzie, jeszcze do niedawna większości kontaktów z ludźmi, nie potrafiłem się wysłowić, strzelałem różne głupoty przez co od razu czułem się jak głupek. Ogólnie poczucie mojej wartości jest takie: "jesteś lewy, głupi, strachliwy, brzydki, słaby" i to są w mojej głowie słowa, które bardzo delikatnie określają co tak na prawdę siedzi w mojej głowie. Na terapii i wszyscy w okół utwierdzają mnie, że tak nie jest i ja sam próbuję sobie to tak tłumaczyć, ale każda sytuacja w której nie dawałem rady utwierdzała mnie w tych przekonaniach.
Czas jaki rzekoma nerwica(bo oczywiście nadal w to nie zbyt wierzę) doskwiera mi na tyle, że nie pozwala mi normalnie funkcjonować to około 2 lata z przerwami.
Mój największy problem to odczucia serca na moim ciele (czułem go od zawsze od kiedy pamiętam, ale z czasem coraz mocniej). Wszystko co się dzieje z moim ciałem wiążę z objawami sercowymi. Jestem osobą szczupłą nawet bardzo szczupłą i lekarze mówią, że taka moja budowa i serce będzie widać na klatce jak bije. Codziennie sprawdzam moje serce z 300 razy czy bije, jak mocno bije i dlaczego... cały czas czuję jak po prostu wali, nie bije normalnie ale ja 24/7 czuję bicie moje serca na klatce piersiowej, mogę w kazdej chwili sprawdzić jakie mam tętno patrząc tylko na zegarek bo ja kazde udzerzenie serca czuję na klatce więc nawet nie muszę przyciskać do tętnic zeby odczuwać tętno.
Zaczęło się od sytuacji, gdzie miałem iść wyciąć małego kaszaka prze chirurga, niestety jak poszedłem tak po 5 minutach uciekłem ponieważ serce prawie mi wyskoczyło z klatki i wpadłem w panikę, musiałem stamtąd po prostu uciec. później było jakoś średnio, czułem serce, waliło ale nie było ataków paniki. Doszło do kolejnej sytuacji, byłem na występie ojca, który śpiewa w chórze, siedziałem na środku i jak mieli go zapowiedzieć (a emocjonuję się muzyką zawsze) to serce mi tak tłukło, że nie wytrzymałem tego dłużej niż 10 minut i uciekłem. mimo iż miały to być emocje pozytywne, mój organizm tego nie ogarnął, wtedy wpadłem w rozpacz i przestałem odczuwać przyjemność ponieważ nawet pozytywne emocje obracały się w lęk i strach przed tym że "coś stanie się z moim sercem". byłem u lekarza rodzinnego, ekg, echo serca, potem znowu kardiolog i każdy mówi, że mam nerwicę, a wszystkie wyniki w normie. dostałem cloranxen na ataki lęku, ale staram się go unikać i tylko w apogeum go brać... patologicznie mierzyłem cisnienie i jak było za wysokie to znowu się irytowałem i załamywałem, że jestem chory... miałem 140/90 i juz było po mnie, wystarczyło zmierzyć minutę później i spadało do 120/70, moje tętno w spoczynku to 45-55, ale uderzenia serca są bardzo mocne, tak mocne, że ciągle czuję dyskomfort. nawet mam nagrany film jak serce wali mi przez żebra... co po prostu mnie dobija w życiu codziennym.
teraz mój najgorszy i największy problem jaki mnie dotknął. od zawsze byłem aktywny fizycznie; piłka nożna, sztuki walki, bieganie. od około pół roku po prostu boję się ruszać, nawet spacery mnie przerażają, szczególnie, że nawet jak się odważę to kończą się stanami lękowymi. Problem jest taki, iż mam siłę, nie mam żadnej zadyszki nawet, czuję, że mogę przebiec 5 km bez problemu wewnętrznie, nie mam zawrotów głowy, nie pocę się nawet, ale sytuacja wygląda tak. Idę... czuję się dobrze, nagle zaczyna się mała górka, pod którą trzeba wyjść, lub przyśpieszę krok, tętno jak to ma być u człowieka wtedy wzrasta, u mnie też, ale łącznie z tym wpadam w lęk, że serce przyśpiesza, z miejsca jestem przestraszony i wpadam w panikę. nogi mi się robią jakieś dziwne, i od razu myślę, co tu zrobić żeby ktoś coś mi pomógł, wpadam w panikę, idę powoli do domu żeby tylko się nie wysilić, najchętniej bym się zaczołgał. raz byłem na pogotowiu bo siedząc po prostu czułem, że zaraz umrę, nachodziły mnie od stóp do głów przeraźliwe stany jakby umierania. 3 dni temu również było u mnie pogotowie bo tętno mi podskoczyło i wkręcałem się coraz bardziej, aż zaczęło się ciagłe kołatanie serca, przyjechali dali hydroxyzyne, ale tętno przez nastepne 3 godziny było podwyzszone i nie mogłem zasnąć, w koncu się udało i rano było lepiej. przez kolejne 2 dni praktycznie siedziałem ciągle i bałem się nawet iść do ubikacji ponieważ serce mi przyśpieszy. jak już wstałem i stałem przy ubikacji tętno rosło mi z 60 do 120 i od razu byłem znowu nakręcony, ciężko na ramionach i strach przed chorobą i umieraniem. w ciagu tych 2 lat miałem objawy: ścisk w gardle, ciągłe mocne walenie serce 24/7 i to nigdy nie ustępuje, nawet teraz kiedy to piszę, wrażenie, że zaraz mnie najdzie i co się stanie, ciągła słabość, mimo że nie mam problemów z spaniem i wstawaniem, co najlepsze nie mam żadnych bólów, kompletnie żadnych, oprócz jenokrotnego zakłucia w sercu raz na miesiąc. nie boję się gdzieś iść zbytnio, nie boję się wychodzić itd, ale raczej boję się emocji, jakichkolwiek i wysiłku, który spowoduje przyśpieszenie serca. Jeszcze do niedawna jak ćwiczyłem to jechałem sobie cardio przez 30 minut i pech chciał, że zacząłem sprawdzać swoje serce, wtedy przyśpieszyło, wpadłem w panikę i nie dość że juz od cwiczen było przyspieszone to lęk dołozył kolejne i totalny strach nie pozwolił mi się uspokoić.
tak mniej więcej wygląda moje życie, marzę o tym, żeby nie czuć swoje serca ciągle i ciąge na całym moim ciele, jak leże to koszulka cała lata.... to jest nie do zniesienia i cały czas mam wrażenie że jestem na coś chory... budzę się, czuję serce, idę spać, czuję serce, jade samochodem czuję serce, biorę prysznic, wtedy jakoś lecąca woda powoduje ze nie czuję go i nagle musze zakręcić wodę zeby go poczuć.... bo znowu się boje ze nie bije...
powiedzcie co o tym myślicie, powiedzcie jeśli mozecie co mogę zrobić zeby się nie bać ruszać i odburzyć się? w większości ludzzie z nerwicą walczą z nią poprzez sport... a ja nie mogę bo to tworzy lęk...
z góry dziękuję Tym którzy przeczytali moje wypociny i gorąco Was pozdrawiam.